Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Moją pasją jest ogród... poświęcam mu każdą wolną chwilę jeśli akurat nie skupiam się na odchudzaniu,bo ono spędza mi sen z powiek!!!! Szybko się poddaję ,nie umiem wytrwać dłużej na diecie jak tydzień..,dwa. Odchudzam się od zawsze i nigdy, bo zawsze jest jakieś "ale" ,zawsze znajdę powód ,żeby złamać zasady. Może tym razem mi się uda.... Trochę ćwiczę. Odpuszczam sobie weekendy . Kocham zwierzaki, pożegnałam mojego kochanego 15 letniego psiaczka i od pół roku mam młodziutką sunię, też pudelek, też czarna.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 128756
Komentarzy: 1083
Założony: 28 lipca 2006
Ostatni wpis: 6 lutego 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
grazynkach

kobieta, 61 lat, Skawina

168 cm, 69.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Utrzymam wymarzona wagę do końca roku 2012.

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

20 stycznia 2011 , Komentarze (2)

13 dzień. Mimo śniegu, który sypał od rana, moje nawiedzone sąsiadki nie odpuściły marszu. Pewnie sama bym się nie wybrała, ale jednak grupa mobilizuje. 
Wczoraj wieczorem czułam się taka .... niedojedzona... ciągle mnie kusiło, żeby coś jeszcze zjeść, ale ostatecznie wytrzymałam. Wypiłam więcej dwie herbaty ziołowe i wystarczyło. 
Dzisiaj jest lepiej. Obiad już nawet ugotowałam dla siebie  i małżonka. Teraz mam czas, żeby spokojnie przygotować się na zajęcia. Wieczorem z francuskiego wracam przed 22, więc już nie mam ochoty na nic i całe szczęście. A jutro kolejne ważenie, aż się boję. Co będzie, jeśli waga nie drgnie   nie mogę się poddać, nie po raz kolejny. Tym razem muszę dojść do celu. 

19 stycznia 2011 , Komentarze (1)

12 dzień. Właściwie nie specjalnego się nie wydarzyło. Rano pojechałam busem do miasta z postanowieniem, że wrócę na nogach. Pogoda pozwoliła na taką wyprawę. Zabrałam kijki i  sąsiadkę  i w drogę. Śmieszy mnie jak ludzie zaczepiają nas i pytają "gdzie mamy narty" ale to takie miłe, nie złośliwe. Pozałatwiałam sprawy, dokupiłam trochę produktów brakujących mi do diety i ruszyłyśmy z sąsiadką w drogę powrotną. Zadzwoniłam jeszcze po dwie inne sąsiadki, żeby wyszły nam na przeciw to też zalicżą spacerek i to taki godzinny. Zgodziły się, więc spotkałyśmy się w połowie drogi i już większą grupą wracałyśmy do domu.
Przyznaję, że wtorek nie był łatwy dietkowo... , jakaś taka głodna byłam, ledwie wytrzymywałam od posiłku do posiłku, zimno mi było. Ale wytrwałam. 
Dzisiaj środa, jak popatrzę na dzisiejsze menu, takie kolorowe, wyglądające smakowicie, to żyć się chce. Dla małżonka mam dzisiaj gotowca, kupiłam gołąbki, od wczoraj mam sos i zupę, muszę tylko dogotować ziemniaki. A mi wyszedł dzień "kanapkowy" tak się jakoś ułożył ten jadłospis, ale nie przeszkadza mi to zupełnie. Lubię kanapki. Mają być z wędliną, więc przygotowałam sobie pierś z indyka, robię ją sama, nie kupuję wędlin. Na obiad mam zupę z dyni pomarańczowej (zupa krem) na ostro. Pychotka. 
A teraz po śniadaniu zbieram się na wymarsz. Idziemy dzisiaj w 4 osoby i to rano, bo później zapowiadają deszcz. Miłego dnia życzę. 

17 stycznia 2011 , Komentarze (4)

11 dzień. ...drugiego tygodnia... Poniedziałek to w moim domu dzień sprzątania po weekendzie, planowania zajęć na cały tydzień i menu dla mnie i małżonka, zakupy i wieczorem j. francuski. Za oknem pięknie świeci słońce, choć termometr pokazywał rano -3 teraz jest trochę cieplej. Ponieważ dzisiejsze porządki zajmują mi dużo czasu, nie było spacerku, ale ćwiczenia  i rowerek stacjonarny. Przejechałam 10km w pół godziny, później ćwiczenia i brzuszki. Obiad już ugotowany więc mam jeszcze czas na wyjście z sunią.  . Ja pooddycham świeżym powietrzem, sunia załatwi sowje sprawy i wywietrzy futerko. Miłego dnia życzę. 

16 stycznia 2011 , Komentarze (2)

10 dzień. Pogoda paskudna, padało od rana. Nuda, tylko krótkie wyjścia do ogrodu z psem, bo przecież musi się załatwić. Ale po 13 przestało padać, wyszło słońce, nie było wiatru, pięknie, tak wiosennie. Wyszliśmy na półtora godzinny spacer. Od razu chce się żyć, taki wiosenny dzień. 
Dietkowo super, bez wpadek. Obiad połączyłam tak, że małżonek też się załapał na część mojego jedzonka. Bardzo smakują mi potrawy zaproponowane przez Vitalię. Zastanawiałam się nawet, co to za dieta, gdzie można używać masła, cukru, grillować potrawy, przysmażać cebulkę, szok   Dieta zawsze kojarzyła mi się z jałowym jedzeniem, wszystko smakowało  "trawą"... . Oby dalej było tak smacznie i oby waga była dla mnie łaskawa w piętak. 

15 stycznia 2011 , Komentarze (1)

9 dzień. Wspólne gotowanie, jedzenie... . Musiałam coś wymyślić, żeby gotowania było mniej i udało się. Małżonek zjadł swoją rybę ja swoją, ale potrawkę do ryby mieliśmy wspólną, tzn moją  .
Miał też inną surówkę, bo z kapusty kiszonej. Nie narzekał nawet na to, że nie ma ziemniaka na talerzu. . Małżonek do obiadu wino a ja wodę i też było dobrze. Zdziwił się, że jest też jakiś deser do kawy po 3 godzinach po obiedzie. Zjadł mus jabłkowy, ale tak jakoś bez przekonania, mi smakował wybornie. 
Czytając Wasze pamiętniki zmobilizowałam się do ćwiczeń. Odkurzyłam rowerek stacjonarny i przepedałowałam 20km ale w półtorej godziny. Dużo czasu mi to zajęło, machnęłam też sporo brzuszków. Pogoda paskudna, więc nie było spacerów, a że dręczyły mnie wyrzuty sumienia, że się dzisiaj nie ruszam, tylko siedzę albo przed telewizorem albo przed komputerem, to zdecydowałam się na rowerek, też przed telewizorem.  .Taka pogoda mnie dobija, jestem zmęczona, senna, zła. Nawet sunia nie umie sobie znaleźć miejsca. Normalnie w pogodny dzień biegałaby po podwóku a tak, nudzi się i psoci. Niech się wreszcie skończy ta plucha. 

14 stycznia 2011 , Komentarze (6)

8 dzień. ...i piewszy sukces za mną, waga rano pokazała 81kg a to aż 2kg mniej niż tydzień temu . Nie spodziewałam się tak dobrego wyniku. Dania są bardzo smaczne, jem to, co lubię. Już nie dokucza mi głód jak w pierszych dniach. Oby tak dalej.
Rano wstałam z bólem głowy, to wszystko przez tę pogodę styczeń a tu na termometrze +7 stopni, wieje wiatr i pada deszcz. Spacer będę musiała odłożyć na później, albo poćwiczę w domu. Wieczorem jedziemy do filharmonii na "cztery pory roku"  bardzo się cieszę, bo lubię koncerty i będę daleko od lodówki. Muszę zamienić posiłki, kolację zjem przed wyjazdem a po powrocie zjem podwieczorek, bo jest lżejszy i miejszy obiętościowo. Ale namieszałam  . Przede mną weekend, więc małżonek w domu, znów będą pokusy, ale się nie dam. Miłego weekendu Wam życzę. 

13 stycznia 2011 , Komentarze (1)

7 dzień. ...produkty, bo po obraniu a powinnam ważyć je przed obraniem. Dzisiaj więc już z nowymi zasadami jem i gotuję. Też wystarcza, choć obiętościowo jak by mniej jest tego na talerzu 
Nie jest źle, bo nie dokucza mi głód. Znów nie wypiłam do obiadu soku, bo nie czułam potrzeby, teraz piję wodę, w ciągu dnia wypiłam też herbatę jedną czerwoną drugą zieloną z miętą.  Zauważyłam, że ważne jest, żeby się czymś zająć, żeby nie myśleć ciągle o jedzeniu. Śniadanie jem o 7.30 -8.00. pół godziny waha się, ale to nie ma znaczenia. Zachowana jest zasada " do 2h od pobudki" więc się mieszczę.Jeśli pogoda pozwala, to zaraz idę na spacer, marsz właściwie, a jeśli pada tak jak dzisiaj, to czas wypełniają mi  prace domowe, szykowanie posiłków na resztę dnia dla mnie i małżonka. Porządki, trochę internetu itd.Ale spacer i tak był, zaraz po drugim śniadaniu o 11.00. wypogodziło się, nie wiało, nie padał deszcz więc wzięłam kijki i w drogę. Ledwie wyszłam za bramę, spotkałam sąsiadkę, ona też dołączyła a parę metrów dalej zauważyła nas inna sąsiadka i też zabrała się z nami. Wesoło było, zmęczone i ochlapane błockiem przez mijające nas samochody wróciłyśmy do domów. Pogoda nie może być wymówką do ćwiczeń. Postanowiłam, że jeśli nie będzie można wyjść z domu, przeproszę się z rowerkiem stacjonarnym. 
Jutro dzień ważenia, oby mój zapał nie zgasł wraz z wynikiem na wadze.  

12 stycznia 2011 , Komentarze (1)

6 dzień. Czy ja na pewno wszystko dobrze robię...  . Nie dojadam posiłków... nagle zrobiły się dla mnie za duże... to chyba nie możliwe... . . Na śniadanie nie dojadłam chrupkiego pieczywa, na obiad  zmusiłam się do wypicia soku pomidorowego... . Może to te "wiadra" wypijanej wody, tak mnie wypełniają. Poza tym zauażyłam, że "obcy" z mojego brzucha przestał się odzywać. Do tej pory na każdej diecie, ciągle chodziłam głodna i okropnie zła. A teraz tak nie jest.
Dzisiaj też był marsz 2h, wyznaczyłam dłuższy odcinek. Dzisiaj też z wielką radością powitałam 3 nowe sąsiadki, które do nas dołączyły. Tak więc maszerujemy w 5 osób. Czasem zaczepiają nas ludzie i pytają "gdzie zgubiłyśmy narty"... ale to takie miłe zaczepianie, nie ma w tym nic złośliwego. Jeśli jutro nie będzie padać, znów pomaszerujemy. 

11 stycznia 2011 , Komentarze (1)

5 dzień.Mimo kiepskej pogody, mgły i zachmurzenia, wybrałam się rano na spacer. Właściwie to pieszo poszłam do najbliższego miasteczka po drobne zakupy. Przemaszerowałam 8km .   Wyszłam z domu zaraz po śniadaniu, a wróciłam na drugie śniadanie. Byłam bardzo daleko od lodówki i wszelkich pokus. Nogi bolały nie powiem, ale to ma podobno mi wyjść na dobre. Później  zajęłam się rozbieraniem choinki,  sypała się już okropnie. Posprzątałam, pozamiatałam i nie ma śladu po świętach, trochę to smutne... . 
Z posiłków jestem bardzo zadowolona,  są smaczne, sycące, już nie jęczę, że chodzę głodna, wystarcza mi to, co jest rozpisane na cały dzień. No tak, wiem, że to dopiero początek  i że już nie raz zaczynałam i przerywałam dietę, ale do tej pory robiłam to zawsze sama, jakieś tam liczenie kalorii itp... i najczęściej chwytałam  w ręce, co było najłatwiejsze do przygotowania. Wymyślanie tych potraw nie wychodziło mi i ciągle chodziłam niedojedzona, rozdrażniona. Może teraz, gdy posiłki są "podane na tacy" nie muszę niczego liczyć i wymyślać, będzie mi łatwiej. Mam super wagę kuchenną, która myli się do jednego grama + -  więc z ważeniem też nie ma problemu. Oby ten mój zapał i optymizm był długotrwały. 

10 stycznia 2011 , Komentarze (1)

4 dzień.Za oknem plucha, buro i ponuro  pada deszcz nie widać słońca, taki przygnębiający krajobraz. 
Od rana zaczęłam porządki, bo u nas po weekendzie zawsze największy bałagan. Ponieważ małżonek ma dzisiaj urodziny, to upiekłam już szynkę, przygotowałam gorącą kolację ( roladki drobiowe w sosie pieczeniowym) i surówki. Musiałam przygotować to wszystko rano, bo wieczorem spotkamy się razem w drzwiach, ja wrócę z francuskiego a małżonek z pracy. Będę mieć czas tylko na podgrzanie i podanie posiłku. Żeby nie było tak jakoś głupio podczas tej obiadokolacji urodzinowej, to ja przenoszę swój obiad (kurczaka z jabłkami) na kolację a w porze obiadu zjem kaszkę manną   Dzienny bilans kaloryczny będzie zachowany, ale lekko przestawiam dania. Chyba też wipiję lampkę (100ml) białego wytrawnego wina ( nie dodałam go do przepisu z kurczaka) . Dobrze, że od jutra koniec imprez na miesiąc, więc nie będzie odstępstw od diety. W piątek ważenie, zobaczymy, co pokaże waga.