Zeszły weekend spędziłam u Kasi bo jak w Zakopcu tak się nie widziałyśmy i mogłoby się tak ułożyć że znowu byśmy się w górach zobaczyły. Było dobrze bez fochów choć już mnie brało. Przyjechała do niej rodzina i razem z nimi pojechaliśmy na grzyby, co prawda nie bardzo nam się chciało bo trzeba było rano wstać ale to jedyna okazja żeby wejść do lasu - odpoczęłam było ekstra były grzyby. To kocham.
Kolejna super wiadomość to ta że dokładnie za miesiąc lecę na 10 dni do Anglii, Martuś się na mnie nie pogniewała, a już się bałam nawet do wawy przez to całe zamieszanie jechać. Tak się fajnie ułożyło że akurat w tym czasie mam tylko 3 dni pracujące a tak naprawdę już tylko jeden bo te dwa za mnie weźmie Wiesia. Teraz tylko nie wiem czy kierownikowi mówić że jadę czy nie w końcu to moje dni wolne i co komu do tego co ja w tym czasie robię.
Dziś jest imprezka z okazji wtorkowego święta ale tradycją zeszłoroczną nie idę nie lubię takich spędów, wolę posiedzieć w domu, wystarczy że byłam we wtorek było super i to mi wystarczy.