Należy mi się niezła kara!
Kochane, aż mi wstyd za to, ile czasu nie pisałam w moim pamiętniku. Kajam się zatem i piszę najważniejsze rzeczy, o których nie mogę przejść dalej:
1. Mam synka - Tymka; Tymek ma już prawie półtora roku, więc jest już dużym chłopcem:) no i oczywiście jest najwspanialszym dzieckiem na świecie :).
2. Zdałam egzamin, ale dopiero w ubiegłym roku, w 2010 roku (jak go zdawałam w czasie ciąży) nie udało mi się, w 2011 roku - z małym Tymkiem - nauka też nie należała do najłatwiejszych, ale jakoś cudem się udało i jestem już asesorem notarialnym (to był najprawdopodobniej ostatni egzamin w moim życiu:). Stanowisko dużo bardziej odpowiedzialne, a ja na stres jestem średnio odporna, więc póki co uczę się sobie z nim radzić:).
3. Zmieniłam pracę, teraz pracuję w nowej kancelarii i młodej notariuszki, więc zmiany, zmiany, zmiany...
4. Za kilka dni będę miała ostatnie dwudzieste urodziny w życiu, więc nutka zadumy się przewija w codziennym "filozowaniu".
Poza tym, to nadal mam do zrzucenia ok 3 kg, z którymi walczę chyba od kołyski. Ważę 63 kolo, a fajnie by było ważyć 60. Dlatego też ruszam. Na jesieni byłam na wizycie u dietetyczki, wymierzyła mnie, wyważyła, wybadała i orzekła, że jest ok i że ciężko będzie mi zrzucić te 3 kilo, bo to jest waga, w której mój organizm czuje się dobrze. Ale jakoś można nad tym popracować. Może następnym razem napiszę o tajnikach zdrowego odżywiania, o których mi mówiła, bo teraz klepię ten wpis z Tymkiem na kolanach (lekko niewygodnie).
Myślę, że wkleję też jakieś zdjęcia...wypadałoby:).
Pozdrawiam wszystkich odchudzaczy.
Już za parę dni...
...po egzaminie, odetchnę pełną piersią. A dzięki ciąży mam czym oddychać:). A dlatego za parę dni, bo w przyszłym tygodniu mam ten egzamin nieszczęsny. Środa, czwartek, piątek...i nareszcie zajmę się sprawami bardziej ważnymi:). Oczywiście chcę wrócić do pracy jeszcze, chociaż na miesiąc. No i mam nadzieję, że mi sie uda, bo po dwóch miesiącach siedzenia w domu i zakuwania to już mam ochotę odetchnąć trochę od domowych pieleszy:).
Poza tym to waga spada (już dwa kilo), przez tą dietę cukrzycową. Mam tylko nadzieję, że dzidziusiowi jest z nią dobrze. Mi średnio, ale czego się nie robi dla własnych maluchów. Póki co strasznie się rozpycha i cały czas mam nadzieję, że to rozpychanie poskutkuje w końcu obrotem "na główkę":), bo na ostatnim USG niestety siedział dupką do przodu:)
Pozdrawiam wszystkich - wracam do nauki...(rzygi):)
Cukrzyca ciążowa:(
Tak jak w temacie - przytrafiła mi się cukrzyca ciążowa. Na szczęście nie jakaś złośliwa, musze jedynie stosować się do zaleceń diety. "Jedynie", albo "aż":/. Jak narazie daję radę, cierpliwie mierzę cukier i jest w normie. Mam nadzieję, że dzidziusiowi będzie dobrze z tą dietą:). Poza tym wszystko gra - uczę sie już ponad dwa miesiące, więc już mam przysłowiowe "wrzody na dupie", ale musze wytrzymać - jeszcze tylko dwa tygodnie i będzie po wszystkim, bez względu na to jak pójdzie ten egzamin:). Wtedy zacznę żyć.
Wychodzą stąd bo mi się kursywa włączyła i nie potrafię jej wyłączyć:)
Pozdrawiam
Do sklikania za dwa tygodnie:)
Piąty miesiąc a na wadze znów mniej...
No i znów spadła waga - dziś było 63,5. A już tak wyszłam na prostą. Nie wiem czym to jest spowodowane. Jem ładnie, powiedziałabym nawet, że bardzo ładnie. Najmniejszą ochotę mam na słodycze, ale to chyba akurat dobrze. No nic, przestaję się użalać i wracam do pracy.
A jeszcze Wam powiem, że w domu nasiałam różnych chwastów do doniczek i wszystko już mi ładnie kiełkuje, a wręcz rośnie - koperek, szczypiorem, pietruszka, pomidorki koktajlowe. Mam jeszcze selery, ale to będą sadzonki dla mamy:) Zatem wszystko zwiastuje nadejście wiosny. Pewnie dzięki temu, że kaloryfery grzeją:). Taki żarcik, przecież kiedyś wiosna musi przyjść:)
Buziaki czwartkowe!
Piąty miesiąc :)
Ja nie wiem jak to szybko zleciało, ale w niedzielę zaczęliśmy 5 miesiąc ciąży:). Czuję się super, tylko rzeczywiście szybciej się męczę niż zwykle. No i to spanie...mogłabym spać całymi wieczorami i nocami - a gdzie czas na naukę??? Ech...ciężkie jest życie ciężarnej:)
Poza tym mam na plusie już 2,1 kg:). No i brzuszek już odstaje odrobinkę:) W niektórych ubraniach już widać, że jestem w ciąży, w niektórych jeszcze nie widać nic:).
Już powoli mnie chyba też dopada instynkt macierzyński. Jak czytam gazetki ciążowe, to aż nie mogę się doczekać tego dzidziusia na naszym świecie. Póki co gadamy do Niego o wszystkim z Pawłem - to zdecydowanie będzie mądre życiowo dziecko, od samego urodzenia:)
Kończę, wracam do pracy. Trzymajcie się dziewczynki i te odchudzające się i te tyjące:)
Buziaki!
Ps. U mnie, w Warszawie, wciąż pada śnieg:(
Rety jak ciężko...:(
Uczę się, próbuję się uczyć...ale w ciąży się chyba nie da:(. To moje spanie mnie tak prześladuje, że już nie potrafię z nim walczyć. Wczoraj czytałam chyba pół godziny i postanowiłam (na chwileczkę) położyć się do łóżka z książką oczywiście. I jak się tak "na chwileczkę" położyłam, to obudziłam się o 4.30. No bo jak ktoś śpi od 20.30, to do 4.30 jest już na maksa wyspany. Ech...Więc sobie rano się pouczyłam do 7.00. Szlak by to trafił!:) Jak dotąd uczyłam się nocami, nie raz miałam kryzysy spaniowe - ale potrafiłam z nimi walczyć. No niestety - w ciąży moja siła walki zdecydowanie spadła.
Poza tym wszystko dobrze. Zaniosłam dziś siki do badania (wczoraj, przy pobraniu krwi też miałam, ale z braku pojemnika na mocz postanowiłam że jak za dawnych czasów zaniosę w szklanym słoiczku:) - panie mnie niestety zignorowały i tłumaczenia, że "kiedyś się tak robiło" też:) zatem dziś zaniosłam w profesjonalnym pojemniku). A jutro idę do lekarza na przegląd podwozia. No a w niedzielę zaczynamy już 17 tydzień ciąży:).
Jeszcze się tylko poskarżę na moją wagę. Ważyłam już prawie 64 kilo... wczoraj rano było 63,5, dziś rano 63,1. Biorąc pod uwagę to, że jak zaszłam w ciążę miałam 62,1 to nie wiem jak to wszystko interpretować. Dodam jeszcze, że jem tyle, ile nigdy wcześniej nie jadałam:/ No nic...będzie dobrze.
A tymczasem wracam do pracy, bo jakaś kobylasta umowa na mnie się zwaliła.
Pozdrawiam
Ech...miałam informowac na bieżąco:)
No właśnie, jak w tytule. Ale poprawiam się już troszkę.
U nas dobrze. Mdłości minęły, ciągłe uczucie zmęczenia po trosze też:). Jesteśmy na prostej:) W niedzielę zaczęliśmy 16 tydzień ciąży. Waga stała i stała w miejscu, aż z początkiem 4 miesiąca drgnęła:). Mam już prawie 2 kg na plusie. Trochę mnie dziwi to, że jem więcej niż przed ciążą (oczywiście rpzed ciążą się ciągle odchudzałam, więc jadłam mniej niż powinnam), a mimo to nie tyłam w ogóle przez te 3 pierwsze miesiące ciąży. No ale to chyba dobrze:). Teraz już nie będzie tak różowo.
Na pierwszym USG lekarz powiedział, że stawia na faceta:), choć nie wiem po czym wywnioskował, bo byłam w 12 tygodniu ciąży:). Ale roboczo z Pawłem ustaliliśmy imię - Tymek. Poza tym dzidziuś nie wykazywał żadnych anomalii - palce w każdym bądź razie ma wszystkie u rąk i nóg:)
W 13-14 tygodniu ciąży miałam małego stresa, bo wybraliśmy się z Pawłem do Rzymu - samolotem. Naczytałam się różnych różności o lataniu w ciąży, nasłuchałam jeszcze różniejszych:) i w końcu zadecydowałam - lecimy. Wszystko przebiegło bez problemu, podczas lotu żadnych nieprzewidywanych odczuć ani reakcji organizmu czy brzucha:).
Poza tym cały czas chodzę do pracy. Najgorzej mi się chodziło w pierwszym trymestrze, bo te nudności były męczące. Ale nie wymiotowałam póki co ani razu:)
Po świętach wielkanocnych idę już na urlop naukowy na 2 miesiące - bo egzamin notarialny mnie czeka 9, 10 i 11 czerwca. Fajnie, że w czerwcu - brzuch mam nadzieję, nie będzie jeszcze taki dokuczliwy:). Bałam się że ten termin nam wyznaczą na sierpień/wrzesień:). Byłoby wesoło, bo termin mam na 22 sierpnia:). Zatem dwa miesiące będę siedziała w domku.
No i tak właśnie jest u mnie - brzuszek już powoli rośnie, choć wszyscy mówią, że nie widać:P.
Nie wiem co jeszcze pisać. Jakoś się odzwyczaiłam od uzewnętrzniania siebie. Choć nadal nieziemską radość sprawia mi poczytywanie ulubionych pamiętników:).
Pozdrawiam!
Wielki powrót:)
Nie pierwszy już na Vitalii, ale co tam. Mam pamiętnik, i wracam tu kiedy chcę:). Obecnie wracam w celu właściwie niewiadomym, bo Vitalia to portal dla odchudzaczy, a ja teraz będę tylko tyła niestety - jestem w ciąży! Stąd też ogromna radość mnie ogarnia i chce wszystkim o tym poopowiadać:). Otóż obecnie kończymy 12 tydzień ( w niedzielę zaczynam 13:) i czuję się już dobrze. Bywało różnie w przeciągu tych trzech miesięcy, ale już teraz będzie z górki.
Stąd też przede mną dwa wielkie egzaminy w tym roku - jeden życiowy, jeden zawodowy (egzamin notarialny). Zobaczymy - póki co jestem pełna optymizmu.
Waga na razie bez zmian, choć brzuch już odrobinkę odstaje. Ale chodzę nadal w dotychczasowych ciuchach. Czekam na większe zmiany:)
Buziaki - będę informowała na bieżąco mój pamiętnik o zmianach:)
No i powrót do rzeczywistości...
Niestety, urlop się skończył, wróciłam do pracy, nie jest dobrze:( Wypoczęta jestem fantastycznie, ale szkoda, że już praca:(. Ech...
Barcelona jest fantastyczna, przepiękna, romantyczna, urocza i ciepła. W kilku słowach można to tak opisać:). Później wkleję zdjęcia. Wyjazd był naprawdę udany.
Co do wagi, to 61 nadal. Choć jak wracałam, to miałam nadzieję, że na wadze będzie niej, bo spodnie, w których leciałam "do" Barcelony wydawały się jakieś luźne:). Bardzo dużo tam chodziliśmy, cały czas w ruchu, dużo pływałam. No ale też jadłam przeróżne pyszności:). Dlatego też nadal 61 na wadze. A jeszcze w sobotę mieliśmy wesele:) Również pyszne jedzonko:). No ale najważniejsze, że waga nie urosła:)
Wciąż czytam tę książkę, o której pisałam we wpisie niżej. No i fajna. może nawet się zastosuję:). Bardzo spodobało mi się racjonalne podejście autora do jedzenia, wagi, zdrowia i wszystkiego co się z tym wiąże. Już wiem, o co chodzi z tym cukrem we krwi, insuliną, trzustką i takie tam. Generalnie można jeść prawie wszystko, tylko trzeba unikać niektórych połączeń. Podoba mi się to, polecam. Dziś jadłam śniadanie białkowe - zgodnie ze wskazówkami. No zobaczymy co będzie dalej.
Buzia, żółwim tempem wracam do pracy.
Na na na na...
Jutro wyjeżdżamy do Hiszpanii, a dziś już drugi dzień z rzędu na wadze mam 61 kg :D. Jak wielka jest moja radość to tylko mój mąż wie...tzn będzie wiedział...jak się obudzi:) No nic, jestem z siebie bardzo dumna, choć nie osiągnęłam celu. Ale 61 kg to bardzo dobry wynik. A na urlopie będzie dużo ruchu, więc wrócę z jeszcze lepszym wynikiem:)
Koleżanka pożyczyła mi książkę: "Szczupła bez wyrzeczeń. Metoda Montignac". Poczytuję sobie dla relaksu i myślę, że nie jest to całkiem głupie:). Można się zastanowić nad wprowadzeniem pewnych stałych zmian do jadłospisu, a wręcz do życia - bo to przecież ma być nie dieta, a filozofia życiowa:). Jak przeczytam to powiem, czy warto.
Poza tym to przygotowania do wyjazdu trwają, dziś tylko się spakować i jutro z samego rana w drogę...na Okęcie :)
A Paweł dziś jeszcze jedzie na mistrzostwa europy w koszykówce. Szczęściarz:) Sama bym pojechała:). Ale on jest większym miłośnikiem kosza, i ma lepszych kolegów ;).
Pozdrówki dziewczyny...i do zobaczenia po urlopie:)