Pamiętnik odchudzania użytkownika:
rumianko

kobieta, 50 lat, Abisynia

160 cm, 69.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

19 lutego 2011 , Skomentuj

I po dwóch dniach diety oczyszczającej. Przyznam, że miałam zamiar trochę dłużej, z 5 dni, ale nie wyszło. Ale ważne, że chociaż trochę odciążyłam organizm od trawienia i mam zamiar to powtarzać. 

Z rzeczy ważniejszych to od kilku dni chodzę na zajęcia fitnesowe, wybieram takie lekkie, jak pilates, body ball itd. Coś co mogę polubić, a jakoś nie czuję się dobrze w takich typowych "fat burnerach", gdzie trzeba skakać aż żyły na oczach wychodzą ;o) Swoją drogą dużo kobiet z tego klubu zachwala zajęcia rowerowe na schudnięcie, ale jak widziałam przez drzwi jak te babki tam za..suwają (i oczywiście same laski) to wiem, że wyszłabym wkurzona po 10 minutach. A chyba nie o to chodzi. Byłam też na pierwszych w życiu zajęciach aqua-aerobiku (potem 15 min. sauny) - superowe i odprężające. I chodzą tam takie kobiety w średnim wieku i tuszy, nie lachony jak na "fat burnery". Ale chyba nie ma co się łudzić, że od aqua-aerobiku się schudnie. Jak myślicie?

Chciałabym chodzić 2x w tyg na ćwiczenia i 1x na basen, a w międzyczasie 2x w tyg jeździłabym w pracy po pół godzinki na rowerku.


Pozdrawiam :o) 

16 lutego 2011 , Skomentuj

Robię sobie krótką dietę oczyszczającą warzywno-owocową, wg dr Dąbrowskiej to wręcz konieczność - dać odpocząć żołądkowi na kilka dni, dieta ma też wiele właściowości zdrowotnych i leczniczych. Oczyszcza organizm z nagromadzonych złogów, regeneruje, przywraca równowagę i prowadzi do ustępowania różnych chorób cywilizacyjnych (choćby typowe problemy z trawieniem), a także uruchamia samoleczące siły organizmu. Szczególnie cenny jest brak białka w diecie, co powoduje, że organizm zaczyna żywić się własnym białkiem - tj. swoimi chorymi komórkami. Stąd działanie oczyszczające. Taką dietę można stosować np raz w roku przez 10-14 dni, albo częściej ale krócej, a w międzyczasie nie zatruwać się kiepskim żarciem - łatwo powiedzieć ;o) 


Sama doświadczyłam dobroczynnego działania tej diety kiedy pojechałam na specjalne wczasy z dietą. Po 3 cięższych dniach czułam się rewelacyjnie, widziałam również jak cofają się wielu kuracjuszom różne dolegliwości zdrowotne. Warto poszukać informacji w googlu nt diety dr Dąbrowskiej.


No więc je się przez ten czas tylko warzywa i owoce, i to nie wszystkie. Można jeść: 

marchew, buraki, seler (w tym naciowy), rzodkiewkę, pietruszkę, chrzan, kapustę, kalafior, cebulę, czosnek, por, ogórki (kiszone też), kabaczka, dynię, sałatę, pomidory, paprykę, cytryny. Z owoców najlepsze są jabłka, grejfruty. Jemy w każdej postaci (od surowych do duszonych), byle bez żadnych dodatków typu mleko, masło, tłuszcze itd. Nie pijemy kawy ani herbaty, tylko soki owocowe (wyciskane, nie z kartoników).


Mój pierwszy posiłek to gotowane na parze warzywa:


 

7 grudnia 2010 , Komentarze (1)

Od kiedy biorę leki związane z hormonami to moje trawienie strajkuje, mam zaparcia, czuję się jak balon, 2 kg więcej na wadze. Trzeba coś zrobić z moją okropną dietą, szczególnie zamulaczami typu białe pieczywo i słodycze. Wczoraj jadłam suszone jabłka i kilka śliwek. Dziś przed śniadaniem zalany wieczorem wywar z suszonych śliwek. Postaram się jeść więcej jogurtu, chociaż po kilka łyżeczek. I więcej kaszy, zamiast zamulaczy. Powróciłam też (od dziś, ha) do porannej krótkiej gimnastyki, postaram się więcej chodzić, o może dziś kilka przystanków na piechotę do pracy.


Macie jakieś sprawdzone sposoby na moje problemy? Nie chcę się wspierać żadnymi lekami.

Pozdrowionka 

12 listopada 2010 , Komentarze (3)

Taką diagnozę otrzymałam jakiś miesiąc temu: autoimmunologiczne zapalenie tarczycy Hashimoto i nadwrażliwość na androgeny. Szczególnie Hashimoto może wpływać na nadwagę oraz poczucie zmęczenia czy przygnębienie. Biorę leki, ale na razie większej różnicy nie czuję, zobaczymy co dalej. Swoją drogą nie chcę swojej nadwagi usprawiedliwiać tarczycą, bo ja po prostu źle i niezdrowo jem, i na tym trzeba się skupić. Pozdrowionka. 

31 października 2010 , Komentarze (3)

Byłam u lekarki w sprawie diety, na NFZ. Jedna wielka porażka. Spełniły się dokładnie moje negatywne przewidywania. Otóż, w gabinecie reklamującym się "centrum leczenia otyłości" zamiast lekarki, która powinna tam przyjmować (i która prowadzi też prywatne centrum leczenia otyłości) przyjmowała zupełnie inna osoba - miła, ale starsza pani doktor w wieku mocno emerytalnym (chyba internistka), najpierw nie rozumiała po co przyszłam skoro mam tylko nadwagę, potem badania typu mierzenie ciśnienia, wywiad do karty i część właściwa - pani przeczytała mi z tablicy korzyści ze zrzucenia nadwagi (przeczytałam to już 3 razy w trakcie badania, poza tym ja dobrze znam korzyści, nie trzeba mnie przekonywać - raczej samą panią doktor, że przyszłam dla zdrowia), poza tym pani powiedziała mi ile mam BMI (znów nic nowego), pokazała na wykresie, że to jeszcze nie otyłość i na koniec - tak tak, dokładnie jak przewidywałam! - dostałam kserówkę diety typu 1000 kcal! Przy czym starsza pani miała już kłopoty z pamięcią i niektóre z tych rzeczy mówiła mi po 2 razy. To przykre... 


Więcej na pewno tam nie pójdę i zastanawiam się czy nie zadzwonić do NFZ z pytaniem czy takie "zastępstwa" są w ogóle legalne - ta pani dietetyk przyjmuje państwowo w 2 gabinetach i pewnie w żadnym jej nie ma, bo prowadzi swoje prywatne centrum, a w NFZtowskich upycha jakieś swoje koleżanki-emerytki. Koszmar służby zdrowia.

6 października 2010 , Komentarze (1)

Pierwszy od dawna dzień bez słodyczy. 

3 października 2010 , Komentarze (1)

Zrobiłam tą analizę składu ciała. Dziwne to jakieś. Tak czy siak wyszło:


- 28 kg masy tłuszczowej (norma dla mnie to max 16 kg), czyli 38,7 % mojego ciała to masa tłuszczowa (uch..) - a norma dla mnie to do 27 %


- 44 kg masy beztłuszczowej (norma to 43-47 kg), co stanowi 62 % mojego ciała, a powinno być 73-79 %   ---> tego zupełnie nie rozumiem, chyba jakaś pomyłka, bo wg kg mieszczę się w normie, a wg % już nie...


- 32 kg wody w organizmie (norma to 36-43 kg), czyli mam 44% wody w organizmie, a powinnam między 50 a 60 %.


Nie bardzo rozumiem dlaczego te % nie sumują się do 100, a kilogramy do mojej wagi (73kg), no ale tłumaczę sobie, że wszystko razem się przeplata - woda, mięśnie/kości i tłuszcz, i nie da się tak porozdzielać a np. w mięśniach też jest i woda i tłuszcz. Zresztą nie wiem. Tak czy siak ważę o 11 kg za dużo (dla mnie norma to max 61 kg), mam prawie 12 % za dużo tłuszczu, a za mało wody. 


Moje zapotrzebowanie kaloryczne to 2243 kcal dziennie, czyli gdybym tyle jadła to nie przytyję ani nie schudnę. W stanie spoczynku zużywam ok. 1495 kcal (to jest najlepsze ;)


Pani zaraz mi szybko wyliczyła, że jedząc 1200 kcal chudłabym 3,6 kg na miesiąc, czyli po 3 miesiącach byłoby po nadwadze. Jak to fajnie się "chudnie" na papierze...


Pod koniec miesiąca wizyta u dietetyczki. 


23 września 2010 , Komentarze (3)

Jakiś czas temu zdesperowana brakiem "silnej woli" poprosiłam lekarkę rodzinną o jakiś cudowy środek na odchudzanie (swoje myślenie pozostawiam bez komentarza;) a pani doktor poinformowała, że takie mocne specyfiki (typu meridia itd) właśnie wycofano ze względu na szkodliwość i wypisała, ale... skierowanie do poradni metabolicznej z dietetykiem. Leżało pół roku, miałam nawet wyrzucić... bo co mi tam powiedzą... dadzą jakieś skserowane diety typu 1000kcl, i pewnie usłyszę to co sama dobrze już wiem na temat odżywiania. Tak sobie to wyobrażałam. Ale ostatnio, kiedy zaczęliśmy planować ciążę stwierdziłam, że nie mam już NAPRAWDĘ czasu na bawienie się ze swoją wagą i coraz nowe krótkotrwałe porywy na własną rękę. Dlaczego jednak nie skorzystać z pomocy...? No i dziś się zarejestrowałam do centrum leczenia otyłości (mam nadzieję, że mnie nie odeślą, skoro nie mam otyłości, ale sporą nadwagę - to chyba nieistotne, ważne że chcę schudnąć dla zdrowia - co myślicie?). Wizyta dopiero za miesiąc. Usłyszałam, że powinnam przyjść z "komputerowym badaniem składu ciała", zapisałam się więc na coś takiego (to już płatne, 50zł), idę za tydzień. Muszę doczytać co to w ogóle jest.


Co o tym myślicie, bo ja już sama nie wiem... czy to potrzebne, czy nie będzie znów jak z wykupieniem diety z vitalii, z której korzytałam tylko parę dni... Może właśnie kontakt z dietetykiem będzie dla mnie motywujący, tym bardziej, że mam poważny cel. Sama nie wiem, ale dlaczego nie próbować? Jest cała masa ludzi, którym się nie udawało samodzielnie, a schudli dopiero przy wsparciu specjalisty. Swoją drogą czy ktoś z Was myślał o dietetyku, dlaczego nie skorzystał, a może ktoś z Was korzysta?

22 września 2010 , Komentarze (2)

Mamy sezon na dynię, jedno z moich ulubionych warzyw, więc korzystam z okazji póki jest odstępne. Jest całe mnóstwo przepisów na dynię, ja zaczęłam sezon tradycyjnie i najprościej - dynia duszona, podana z kilkoma czarnymi oliwkami i posypana wiórkami kokosowymi. Do tego gotowane ziarna pszenicy - pychotka. I bardzo pobudza trawienie. Swoją drogą ze wszystkich diet czy też "stylów odżywiania" dieta makrobiotyczna najbardziej mi pasuje. Ktoś też lubi?

19 września 2010 , Skomentuj

Wstałam, zjadłam śniadanie, za małe... zabrakło pieczywa, ubrałam się i zaplanowałam oczywiście jakiegoś "pocieszacza słodyczowego", potem zaczęłam rozmyślać co to miałoby być... aż doszło do mnie, że w sumie to gdzieś tam w środku NIE CHCĘ tego jeść i znów się zapychać. Walczyłam ze sobą aż w końcu się rozebrałam i nie poszłam. Dobrze.


A poza tym faszeruję się witaminą C i jestem dalej jak śnięta. Kawa nie smakuje... sama nie wiem czego chcę. A może i wiem, to "głód słodyczowy" się odzywa.


Planuję ciążę... powinnam i chcę trochę schudnąć przed, muszę być twardsza. Będę sprawiać mojemu ciału i zmysłom różne przyjemności, choćby najmniejsze - byle nie słodyczowe. Przecież nie tylko jedzenie daje przyjemność zmysłom. A nawet jeśli dogadzać zmysłowi smaku to niekoniecznie faszerując się bez umiaru.


Dzisiaj planuję odprężającą kąpiel z pianką i gazetką.


Pozdrowionka dla wszystkich czytaczy