Pamiętnik odchudzania użytkownika:
mariolkag

kobieta, 60 lat, Gorzów Wielkopolski

172 cm, 79.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Aby do wiosny :)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

13 lipca 2007 , Komentarze (4)


U mnie od rana pada :( Nigdzie nie wyszłam z dziećmi i prawie rozniosły mi chate. Aż trudno uwierzyć, że lada moment mają nastąpić upały.
Na szczeście byliśmy wczoraj w TESCO (na spacerze hehehe) i na wyprzedazy kupiliśmy dzieciakom kilka duperelnych zabawek i tak sie dzisiaj bawiły ,że  nawet nie zauważyliśmy, że nastała pora popołudniowej drzemki.

Nie lubie takich dni , jak dzisiaj. Wstałam z uczuciem,że nie mam nic do zrobienia, wyznaczonych żadnych celów, już od początku dzień spisany na straty. O! Przeciez to piątek 13-tego!
Nie jestem kobieta przesądną, ale może w takim razie może lepiej nie kusić losu :))

Na weekend też nie mamy żadnych rewelacyjnych pomysłów.
Trzeba coś namieszać w naszym życiorysie, bo jakaś nuda i rutyna się wkrada hehehe.

11 lipca 2007 , Komentarze (7)


Za oknem niesmiało wygląda słońce to i ja wstałam w lepszym humorze :))

Dzieci spały do ósmej, więc i mamusia miała szansę pospać dłuzej .
W tle graja Smerfne hity, dzieci bawią się na dywanie , gibaja w takt muzyki, a mamusia zdążyła już posprzątać w kuchni :))

Mam ochotę pognać na jakiś spacerek, ale jak nie wyznaczę sobie konkretnego celu to jakoś tak mi sie nie chce.

Weszłam sobie dzisiaj rankiem na wagę - ważę 67 kg. No cóż, marzy mi się trochę mniej, ale jak nic kompletnie nie robie w tym kierunku, więc powinnam się cieszyć, że nie tyję.

Coż jeszcze ?? Wybrałam się wczoraj na umówioną dużo wcześniej wizytę u gina. Na 20:00 :)
Musiałam położyć dzieci w południe, aby mogły mi o tej godzinie towarzyszyć wraz z tatusiem. Cała big akcja , ktora niestety nie zakończyła się sukcesem, okazało  się bowiem,że pan doktor ma co najmniej godzinne opóźnienie więc musiałam niestety zrezygnować.
Kurcze, zła jestem i zastanawiam sie nad zmianą doktora.
Do czego to doszło, że człowiek musi wysiedzieć swoje godziny przed gabinetem i zapłacić za to grubą kase?
A hormonki buzują . Zanim zostanę zdiagnozowana i poddana kuracji to jeśli nie ukatrupię swojej rodzinki to na pewno wyrosną mi wąsy.:))

Biedne maluchy :)) Starszyzny to nie dotyczy, bo Agata zaszyła się na dobre w Szczecinie, a Bartek pojechał na obóz taneczny do Augustowa :) Ewentualnie ojcu sie dostanie po przyjściu z pracy hehehe.
Póki co zaaplikowałam sobie wczoraj estrogena i od rana świat widzę w barwach :)

No proszę, idę na plac zabaw :)
Umowiłam sie przez gg z moja przyjaciółka :) No to pędze , na razki !!

10 lipca 2007 , Komentarze (13)


Jestem jakaś do de.:(
Nie dość , że znów przeziębiona to jakaś rozmemłana i nic mi się nie chce.
Ostatnio żyłam dośc intensywnie, bo przeżyłam odwiedziny znajomych z Anglii , wizytę Agaty z chłopakiem i imieniny brata. Znalazłam nawet czas na drinka z przyjaciółką w czasie kiedy maluchy już spały hehehe.
Można rzec, że takie odmiany powinny dodć mi powerka , a ja jestem zdechła.
Jeszcze ta pogoda , bleeeee.
Wczoraj przetrzymałam dzieci w domu , a do 15:00 lezeliśmy w moim łóżku.Maluchy tez są jakieś niewyraźne, Oliwka ma katar, a Patryk miał wczoraj biegunke. Jak dzisiaj zobaczyłam tę pogodę za oknem to też przyszło mi do głowy, że może by tak dalej poleżeć, ale szkoda mi dzieciaków.
Na razie bawia sie bardzo głośno w swoim pokoju i mam wrażenie, że rozsniosa mi chate, ale cóż.....jak mają matkę , leniwa krowę to niech chociaż wyżyją się na zabawkach na maksa :)

Nie chce mi się nawet więcej pisac . Pa,pa :)


4 lipca 2007 , Komentarze (10)


Moja przyjaciółka ma dwoje dzieci w wieku 2,5 lat  i 10 miesiecy .Od kiedy dzieci są na świecie ze zrozumieniem obserwowałam jak walczyła z matką i teściowa o to, aby przedwcześnie nie wprowadzały nowych smaków do jadłospisu wnuków. Swoje dzieci do pół roku karmiła tylko piersią, a później stopniowo wprowadzała sztuczne mleko dla alergików, bo dość wcześnie zauważyła, że dzieci maja atopową skóre.
Babcie  bulwersował fakt, że w matka kupuje dzieciom gotowe zupki, soczki i kaszki, bo kto to widział, żeby nie wmieszać , nie utrzec czy nie wkropic w nie kropelek swojego potu i żeby z taką łatwością przychodziło dzisiejszym matkom podanie posiłków. Lecz te same babcie ukradkiem wpychały wnukom do ręki kromkę chleba, biszkopta, moczyły smoczki w herbatach czy innych słodzonych napojach i na nic prośby i groźby, że dzieciom do szóstego miesiąca życia wystarczy mleko matki.
Dzieci musza uczyć się poznawać smaki stwierdziła pewnego dnia jej teściowa przyłapana na kolejnej próbie wciśnięcia niemowlęciu zakazanego "owocu".

Teraz mnie spotykaja podobne sytuacje. Fakt, dzieci mam duże i wszystkożerne,ale.........po co im pepsi, coca cola, chamburgery , lody czy chipsy ???

Sąsiadki siedzą przed budką z piwem i koniecznie chcą uszczęśliwić moje dzieci lodem, bratowa polewa pepsi i wrecza paczkę chipsów, a moja mama dzisiaj częstowała je wiśniami w czekoladzie z likierem. Stanowczo sie temu przeciwstawiam i nie mam zamiaru nikomu się tłumaczyc na pytanie dlaczego jestem tak niedzisiejszą matką.
Lodożercom, chipsojadom, colopijcom mówię stanowcze NIE !!! :)

I cóż z tego, że moja mama przypomniała mi,że Bartek w dniu drugich urodzin dostał ode mnie kilka łyków alkoholowego szampana?? Miał głupia matkę, a babcia się temu nie przeciwstawiała .O!

Nie wiem czy zmądrzałam, ale jestem przekonana, że trzy,czteroletnie dzieci spokojnie moga się obyć bez takich rarytasów.I juz.

Nie mówię, że nie będa mogły kiedyś jadac takich produktów i nie stwarzam wokół nich jakiegoś tabu, ale póki nie znaja tych smaków to po cóż je wprowadzać?

Starsze dzieciaki wychowywałam z inna świadomościa, są biedaki ofiarami młodej demokracji  i niedojrzałej matki hehehehe. Pół życia spędziły przed telewizorami, video ,przed komputerem z przyjemnością zajadajac chipsy , popijając coca cole, no na całe szczęście miałam jeszcze tyle rozsądku, ze te produkty dostawały tylko  na urodziny, w rocznice i święta :))
Udało mi się jakimś cudem sprawić, że dziś nie lubia komercji, markowych ciuchów i wielkim łukiem omijaja McDonaldsa, pomimo,że Bartek w szkole nawet przyjaźnił się dziećmi właścicieli sieci w Gorzowie :))

Jakie będą skutki stosowania obecnych metod to pokaże czas.
Faktem jest , że już widze, że maluchy są inne :)
Np. Oliwka codziennie rano awanturuje sie ,że mam założyć jej sukienke do "lala"  i jak pewnego dnia załozyłam jej spódnice z falbankami to powiedziała, że ona  jest  "bidka" i stanowczo kazała sobie ja zdjąc :)
Patryk też zwraca uwagę na to co sie jemu zakłada i np. lubi taką czerwona koszulke z kościotrupem pytając czy wyprasowałam mu już tę koszulke z panem hehehehe.

Ze starszymi dziećmi nigdy nie miałam problemów jeżeli chodzi o ciuchy - najlepiej jak zakupiłam cokolwiek zaocznie i one nie musiały włóczyć się po zakupach hehehe.
Teraz oczywiście maja już swój styl, ale przecież są już dorosłe:)

Agata nie cierpiała czesania, sukienek i lalek , natomiast Oliwię można czochrać na wszystkie strony, sukienki sa obowiazkowe i od rana bawi się lalkami , które wszystkie mają na imię Anki :)

Tak więc moge śmiało powiedziec, że poznam smak wychowywania różnych charakterków i osobowości :) Ten smak, ta smaka :)))


2 lipca 2007 , Komentarze (12)

Takie mnie oto dzisiaj z rana naszły myśli :)

Kiedy rano otwieram oczy pierwszy wita mnie Patryk. Nieśmiało podchodzi do naszego łóżka, czeka na zachętę, potem okrywa się kołderką i prosi o możliwość włączenia minimini.
Druga wstaje Oliwka, jeszcze oczka zaspane, jeszcze nie do końca rozróżnia kierunki, ale biegnie i z marszu rzuca się w moje ramiona:)

Taki scenariusz mamy codziennie, ale dzisiaj zanim otworzyłam na dobre oczy, kątem oka obserwowałam Patryka, jak cichutko, jak nieśmiało, z rezerwą zbliża się, jak patrzy na mnie i z trudem podejmuje decyzję , aby do mnie coś powiedziec. Mąż szykuje sie w kuchni do pracy, więc cichutko woła -tato, ale tata go nie słyszy, więc otwieram oczy, głaszczę po główce i mówię żeby sobie włączył bajke.
Wiem,że powinnam go sama przytulić, ale...............
Od rana myślę o tym.
Kiedy urodziłam najstarszą córkę miałam skończone 20 lat, byłam kobietą upartą, zdecydowaną , konfliktowa i z perspektywy czasu patrząc , bardzo nieukształtowaną. Normalne u młodych dziewcząt, każdy powie, ale moja córka jest właśnie teraz w tym wieku i tak nie mogę o niej powiedzieć.
Tak więc zaszłam sobie w ciążę, wyszłam zamąż , urodziłam dziecko, a tak naprawde konsekwencje moich decyzji poniosła moja matka. Mój mąż kształcił sie w drugim końcu Polski, ja pracowałam , a moja mama, która wtedy była dokładnie w tym wieku, w którym teraz jestem zajęła się wychowywaniem wnuczki.
Trwało do momentu ukończenia przez nią 4 lat tj ponownego zajcia przeze mnie w ciążę i urodzenia syna.
Syna wychowałam sama. Pisze sama , bo nasze małżeństwo było już wtedy w rozsypce, wiec wszystkie uczucia przelałam właśnie na niego. Karmiłam go długo piersią (córkę wcale), tuliłam, nosiłam na rękach i rozpieszczałam tak,że często słyszłam , że skończę , jak Gienia z "Ballady o Januszku".
Córkę przytulała babcia z dziadkiem i do dzisiaj jest ich oczkiem w głowie i najukochańsza wnuczka.Ja córki nie przytulałam.Strasznie mnie to teraz dręczy, ale czasu już nie wróce.Byłam głupia i tyle.
Efektem takich zachowań były powazne kłopoty wychowawcze z córka w wieku dojrzewania, udział w subkulturach, ogolona głowa, nocne niepowroty , wizyty u psychologa i walka o każdy dzień.Ech, dużo by o tym, ale na szczęście ten okres mamy już za sobą , a córka wyrosła na madrą i dojrzała studentkę medycyny :)
Starszy syn skończył właśnie 17 lat ,a sposób, w jaki go wychowywałam zaskutkował tym, że jest młodzieńcem ciepłym , mądrym , posiada wiele zainteresowań i nie sprawia żadnych kłopotów wychowawczych. Próbował w życiu wielu rzeczy : grał na pianinie, uczył się fotografii, japońskiego,trenuje aikido,uczy się tańca, interesuje sie psychologią, informatyką i sama już nie wiem czym:)

Dlaczego o tym piszę ? Bo jestem przekonana o ogromnej roli przytulania w życiu człowieka.
Nie przypominam sobie zeby mnie ktokolwiek w dzieciństwie przytulał. Miałam dobrych rodziców, zawsze stali u mojego boku i wiedziałam,że mnie kochają, ale mnie nie przytulali. Z tego co wiem , moich rodziców też nikt nie przytuał , więc pewnie nikt nas nie nauczył tej , jak sie okazuje trudnej sztuki.

Mój pierwszy mąż bardzo potrzebował przytulania, ale ja niewiele mogłam w tym kierunku zrobić.Nasze małżeństwo było wielką pomyłką, myślę,że od poczatku go nie kochałam i związku z tym nie pozwalałam zbyt często jemu się dotykać.Jego dotyk mnie ograniczał.
Obecny mąż pasuje do mnie jak druga połówka jabłuszka, jak puzzelek :)Bardzo go kocham i staram sie go przytulać :).Właściwie to inicjatywa zawsze wychodzi od niego, a ja bardzo to lubie .On mnie dobrze zna i bardzo mnie rozumie, więc po prostu mnie przygarnia, przytula i nie pyta czy tego chce :)

O tym, że dzieci potrzebują przytulania napisano już wiele książek i opracowań, a te oczywiste sprawy dotarły do mnie dopiero niedawno. Jak to mowią - lepiej późno niż wcale :)

Lecz jedna rzecz to posiadać świadomość, a druga sprawa to wprowadzenie tych rzeczy w życie. I z tym mam niestety mały problem.
Początkowo mała Oliwka bardzo mnie ograniczała swoja ciągła potrzebą posiadania mamy pod ręką.Bywało tak,że myśłałam ,że w środku mnie rozsadzi, ale jej wytrwałość spowodowała, że przyzwyczaiłam się i rzec można,że coreczka mnie oswoiła :)
Uwielbiam jak na mnie wskakuje , ściska i całuje :)Jak tu nie odwzajemniać pieszczot takiej rozkoszce :)?

Z Patryczkiem sprawa jest dla mnie bardziej skomplikowana, bo on sam niechetnie inicjuje przytulanki, co nie oznacza,że on tego nie lubi. Patryka trzeba przytulać. I staram sie to robić , ale robie to w sposób kontrolowany. Jest mi bardzo ciężko i musze się przełamywać. Nie dzieje sie to dlatego,że to dziecko mniej kocham , czy nie akceptuje, dzieje sie tak po prostu z przyczyn opisanych wyżej.
Na szczęscie dzieci maja jeszcze tatusia, który chetnie je tuli, nosi na rekach i jest naszą siła spokoju .

I tyle na dzisiaj refleksji o poranku .:)


28 czerwca 2007 , Komentarze (7)


Matko !! Rogaliki, drożdzówki, lizaki, lody w czekoladzie , kanapki z dzemem, wczoraj pół opakowania wedlowskiego ptasiego mleczka przed snem , a przed chwilą PIĘĆ lidlowskich pianek w czekoladzie!

Aż dziw bierze, że na wadze od dłuższego czasu nic mi nie przybyło.

Ale za to dzisiaj dół zakopany i jest mi zdecydowanie lepiej :)

Tak chwalicie moje metody wychowawcze, a tymczasem wczoraj nawaliłam na całego. Dzieci są teraz takie grzeczne, tak się wspaniale razem bawia, mają wspaniałe pomysły, robią sobie domeczki pod biurkiem i suszarką na bieliznę , wożą swoje dzidziusie i urządzają urodzinki, a na koniec wczorajszego dnia Oliwia ni z gruszki ni z pietruszki (być moze ze zmęczenia) dała TAKI popis wrzasku i histerii, że niestety ostro nią szarpnęłam i taką zaryczaną zaniosłam do łóżeczka.
Zawsze wieczorem tatuś kąpie dzieci, a mamusia przygotowuje kolacyjkę i dzieci są przyzwyczajone do takiej kolejnosci, lecz wczoraj Oliwia uparła się, że to właśnie ja mam ją wykąpac. Oczywiście nie ustąpiliśmy, ale jej wrzask spowodował u nas taką adrenalinke, że potem już nic nie szło w takiej jak nalezy kolejności.  Wytarłam ją przewracając jak lalke, beznamietnie podałam kolacje , a potem zaniosłam do łóżka.
Biedne dziecko zasneło wzdychajac jeszcze głęboko przez sen :(
Potem nie mogłam zasnąc , bo gnębiły mnie straszne wyrzuty sumienia.Pomyślałam sobie, że jestem głupia, stara babą .Zmęczone dziecko potrzebowało tylko żeby mamusia przytuliła przed snem, a matka  zachowała się gorzej niż dziecko ze swoją zranioną dumą:(
Potem zaglądałam do niej co chwilke , bo myślałam ,że pęknie mi serce.
Za to dzisiaj mieliśmy wspaniały dzien. Za oknem deszcz więc do 16:00 siedzielismy w domu. Do 13:00 jakby nie było w domu dzieci , taką sobie zabawe wymysliły, że w pewnym momencie Patryk przyszedł i powiedział- mamo,ale my się świetnie bawimy :)
Potem byliśmy na drobnych zakupach w Lidlu i nażarliśmy sie tak słodyczy i chrupek,że dzieci nie chciały już jeśc kolacji :)
A niech tam - raz na trzy miesiące nic sie nie stanie :))
Tatuś kupił dzieciom kolejną częsc pioseneczek na płycie sprzedawanych razem z "Dziennikiem", a tam -Jedzie pociąg z daleka, Panie Janie, Jesteśmy jagódki, My jesteśmy krasnoludki, Krakowiaczek jeden ,Pszczółka Maja i nie pamietam co tam jeszcze, ale wytańcowaliśmy się i naśpiewaliśmy za wszystkie czasy :)
Aż dzieci zmęczone chetnie sie pozegnały i poszły spac hehehehe.

Jakie te moje dzieci są piękne :) Naprawde :)
Jak tak sobie tańczyliśmy to poczułam to w środku chyba pierwszy raz odkąd jesteśmy razem.

Widocznie takie wstretne doswiadczenia, jak wczorajsze też sa w życiu potrzebne żeby wyciagnąć pewne wnioski i dojśc do takich konkluzji :)

27 czerwca 2007 , Komentarze (10)


Kolejny raz dzisiaj usiłuję dokonac wpisu w tym pamiętniku.

Cos mi pożera wpis, cos mi blokuje komputer i jakieś siły powodują,że za nic nie moge podzielić sie z Wami wrażeniami z ostatnich dni.

Jestem juz zestresowana i zmęczona więc teraz już niestety napiszę w skrócie :))

Po pierwsze - zyje na pełnych obrotach od poniedziałku do piątku i od 7:00 do 19:00. Muszę przyznac ,że bardzo mnie przytłacza  odpowiedzialność związana z wychowywaniem małych , ale trochę już ukształtowanych charakterkow dzieci.Ostatnio czuję sie zmęczona i mam maksa.

Oczywiście nie ma żadnych konkretnych powodów poza silnymi emocjami, które pakuje w codzienne sprawy, bo przeciez postawa maluchów ulega zdecydowanej  poprawie.

Nie mam teraz weny żeby wdawac się w szczegóły, bo przecież dzisiaj usiłowałam napisać już cos konkretnego i niestety wszystkie wpisy przepadły w wirtualnej przestrzeni.

W każdym razie od kiliku dni dzieci świetnie bawią się ze sobą w domku, i co mnie cieszy zaczynaja słuchać , jak czytam im bajki. Dzisiaj zakupiłam dwie nowe książeczki z wierszami Brzechwy, Tuwima, Wawiłow itp. , bo dzisiaj rano Patryczek czytał Oliwce z pamieci "Lokomotywe", "Rzepkę" i "Ryby,żaby i raki" :)) Jeszcze niedawno nie potrafiły przesiedzieć ani chwilki w trakcie czytania i myślały,że książeczki służą do przekładania kartek.

Co jeszcze ? Trzy dni gościła u nas 17 letnia córka mojej przyjaciółki i zadaniem moim było  pilnowanie pary nastolatków, którzy za drzwiami Bartka pokoju smiali się, chichotali, słuchali muzyki, oglądali filmy i spali w jednym pokoju :) Znaja sie co prawda od urodzenia, ale wiadomo co takim może przyjśc do łba :)
W nocy zapewne nie spali, bo dzisiaj już świtało , kiedy poprosiłam o chwilkę ciszy nocnej w naszym domu :))

Co jeszcze? Moja najstarsza córka zdała dzisiaj ostatni egzamnin i jest szczęśliwą studentką trzeciego roku medycyny :)
Na wakacje nie wybiera sie do domu, bo wije gniazdko w Szczecinie ze swoim ukochanym i rozpoczyna wakacyjna prace w szpitalu :))

Co jeszcze? Aby do urlopu Darusia co ma nastąpić  z poczatkiem sierpnia.Wynajęłam mieszkanie w Kołobrzegu i już nie moge się doczekać.
Wszystkim nam nalezy sie relaks i odpoczynek.

Wybaczcie mi koleżanki, że ze mnie taka niewdziecznica , która nie znajduje czasu na odwiedzenie Waszych pamiętników. Wasze komentarze , i te dobre i te krytyczne sa mi potrzebne za to jak powietrze.
Poprosze o jeszcze  i jeszcze !!
I to tyle na dzisiaj. Dobranoc :))

23 czerwca 2007 , Komentarze (13)

 
Do wieczora jeszcze kawał czasu, a my mamy za sobą już intensywnie przeżyte przedpołudnie :))

Zaczęło sie od porannego płaczu Patryka o to, że zaginęły mu naklejki do samolotu z jajka z niespodzianką, a nastepnie o to, że Oliwka , jako dziewczynka być może kiedyś będzie miała pierścionek, a Patryk nie :)
Byłam dośc brutalna w przekazaniu tej rzeczywistosci, bo i tak na nic zdały się tłumczenia, że tatus kupił mamie pierścionek dlatego, że ją kocha i on ewentualnie będzie mogł zakupić takowy swojej koleżance, albo wybrance swego serca :))
Skoro Oliwia będzie mogła kiedykolwiek mieć pierścionek to Patryk musi też go mieć. No oczywiście mogłabym powiedzieć dziecku na odczepnego, że skoro tak bardzo mu na tym zalezy to kupie mu kiedyś taki pierścionek, ale wrodzona uczciwość niestety nie pozwoliła mi na to.:))
Trudno, musi jakoś żyć z tą niesprawiedliwością społeczną:))
Zreszta rozpacz nie trwała długo, bo wiedziemy zbyt intensywne życie, aby skupić sie nad jednym dramatem.:))
Przygotowując dzieciom śniadanie, katem oka obserwowałam jak Oliwia przesuwała w strone Patryka na stole suchą szypułkę od czereśni.Za moment usłyszałam ,że szypułka spadła na podłoge , więc pytam Patryka co zrobił z patyczkiem, a on na to, że położył pod chlebem na stole.Odsuwam chleb i pytam po raz kolejny  dziecko co się stało z szypułką, a on już nie odpowiada.
Niby banalna sprawa, ale w przypadku Patryka dość często ostatnio spotykana, po prostu bez powodu kłamie.
Biore go za ręke , prowadzę do drugiego pokoju i po raz n-ty zreszta mówię, że w naszym domu się nie kłamie, wymieniam wszystkich członkow rodziny zaznaczając, że nikt z nas nigdy nie kłamie , a jeżeli jeszcze raz coś takiego mu się zdarzy to zostanie surowo ukarany.

Po śniadaniu idziemy na cmentarz do naszego Aniołka :)) Tym razem dzieciaki , a głównie Patryk są bardziej zainteresowane tematem :))
Opowiadam im kolejny raz o tym, że Aniołek to mały dzidziuś, ich braciszek, który zmarł w mamy brzuszku. Patryk pyta , w której mamy brzuszku, a jak dowiedział się, że w moim, to zapytał czy on i Oliwka z nim się bawili :)) Potem nastąpiła seria bardziej szczegółowych pytań :))
Kto dzidziusia tam zakopał, konkretnie, który pan , czy zakopał go koparką , czy łopatką ?? Potem wytłumaczył Oliwce, że musimy posprzątac dzidziusiowi grobek żeby dzidziuś nie płakał :)) Wtedy pobudziło to Oliwki fantazję .
Nie płakaj Aniołku, nie płacz dzidzio , my już Ci posprzataliśmy :))
Dzidzia już nie płaka - mówi Oliwka po zapaleniu świeczek i odśpiewaniu sto lat, sto lat niech żyje żyje nam !! :))A kto ? Aniołek !!:))
Do tego wszystkiego trafił się na cmentarzu kondukt pogrzebowy, ale tu starałam się raczej byc oszczędniejsza w wyjaśnieniach, bo przy takich tematach można zapędzić się w kozi róg :)).

W drodze powrotnej dzieci dostały w nagrode za pomoc mamie w  sprzataniu nagrobku dzidziusia po opakowaniu Tic Taców :)
Przed bramą cmentarza pytam Patryka  co zrobił z opróznionym opakowaniem po Tic Tacach, a on bez zmrużenia odpowiada, że wyrzucił do śmieci.
Hmmm, ma się matkę policjantkę, to ma się niełatwe życie :))
Wracamy zatem , aby Patryk pokazał mamie śmietnik do którego wyrzucił pudełeczko. Okazuje się ,że lezy ono nieopodal w kałuzy, więc znów wykład o zasadach panujacych w naszym domu i znów groźba kary.
Rece mi w takich sytuacjach opadaja. Ja wiem,że dzieci tak robią , wiem, że to jest reakcja obronna, impuls, ale niestety nie moge tolerować takich zachowań.
Z Oliwka sprawa jest prostsza, to jest jeszcze małe dziecko, którego charakter się dopiero kształtuje. Patryka na pewno jeszcze też, lecz bagaż życiowych doświadczen, jaki za sobą już niesie to niespełna 4-ro letnie dziecko spowodował, że często zachowuje się tak, jak dziecko starsze.
Że nie nalezy zrywać roślin bez powodów, nie deptać wszelkich żyjątek, nie podnosić śmieci , Oliwia nauczyła się bardzo szybko i nawet zwraca na to uwagę starszemu bratu. Do brata niestety takie komunikaty docierają z małym opóźnieniem.
Wracając z cmentarza kupiliśmy małe bukieciki różyczek dla tatusia, króry czekał na nas zaskoczony przed budynkiem :) Dzieci ucałowały tatuśka, odśpiewały sto lat ,a tatus zdezorientowany, bo zapomniał o swoim świecie , wzruszył się jak siennik wojskowy :)) A przeciez to pierwsze w życiu Darka święto Ojca :)) Ech.....

Podsumowanie :
zrelacjonowałam Darkowi wydarzenia dzisiejszego dnia ze  szczególnym skupieniem się na  małych kłamstawach naszego synka. Kiedy usypiałam Oliwke , tatuś z synkiem porozmawiał jeszcze raz o skutkach kłamania , powtarzajac jak mantre, że w naszym domu się nie kłamie !

Co na to Patryk ? Przeciez to nie było w domu ...............
Ojej, o tym nie pomyśleliśmy........trzeba było wytłumaczyć dziecku ,że dom to nie tylko mury, ale rodzina, poszczególni jej członkowie , łącznie z kotem :))
I od trzeba było pewnie zacząć :))





20 czerwca 2007 , Komentarze (8)


Podobno  wczesną wiosną wymarzł kwiatostan wszelkich owoców, a tymczasem stragany wypełnione są koszami truskawek i dorodnych czereśni.

Zanim czeresnie osiągnęły rozsądną cenę to często ekspedientki w sklepach częstowały dzieci , a po takim poczęstunku Oliwa wyglądała jak mały wampirek :))

Jakoś nie zastanawiałam sie nad tym , jak ona te czereśnie wcina, aż wreszcie je  kupiłam i okazało się, że dziecko po prostu nie umie ich jeść :)
Wczoraj opracowaliśmy technikę jedzenia czereśni przez Oliwię hehehe.Odrywa szypułkę , wkłada do buzi , nagryza i wypluwa pestke na mamy dłoń .Wydaje się proste, ale jednak......dosć skomplikowane żeby usmiać się do łez i unurać sokiem z owoców :)) Piciem jak mówiła Oliwka :))

Banalna rzecz, ale nigdy nie zapomne jej miny , kiedy zjadła swoja pierwszą czereśnie :)) To było wspaniałe :))

A tak w ogóle w naszym domu nastała cisza :)) Oliwia czesciej śmieje się niż płacze, Patryk przestał się jąkać , a mamusia o wiele lepiej sie już czuje :))

Do pełni szczęścia brakuje nam zdrowego Bartka, ale od dzisiaj bierze antybiotyk, więc zapewne też jutro poczuje sie lepiej.Póki co przed chwilka wyszedł ze swej nory do korytka, więc naprawde jest nadzieja :))

Troche chaotycznie , ale to tyle na dzisiaj. Dobranoc :))


19 czerwca 2007 , Komentarze (12)


Żle się czuje , boli mnie gardło i nie moge niczego przełknąc, przy tym łamie mnie w kościach i bola mięśnie.
Wczoraj byłam u lekarza i dostałam antybiotyk.Mam nadzieje,że lada moment zadziała, bo dzieci maja totalnie w tylnej części ciała moje dolegliwości.
Niestety im bardziej zwaraca sie sie maluchom uwagę,że mama jest chora i potrzebuje spokoju tym bardziej one łażą po głowie.
Dzisiaj jakoś funkcjonuję, ale wczoraj odczułam na własnej skórze ile czasu i mojej uwagi absorbują dzieci. Podnosiłam się z kanapy jak jakiś połamaniec, albo stara babcia, a dzieci na zmiane wołały : ja ciem kupę, ja ciem siku, piiććć, jabłko, mamooooo!!!!
To był długi dzień :)

Na razie jest 11:00 i musze przyznac, ze maluchy świetnie się ze sobą bawia. Pewnie za chwilke gdzieś pójdziemy i waham sie czy czasami ich dzisiaj nie położyć w południe , aby troche pochorować :))
Będzie to niestety skutkowac tym , że nie pójda spać przed 21:00.
Jeszcze o tym pomyślę.