Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (6)
Ulubione
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 36570 |
Komentarzy: | 206 |
Założony: | 18 maja 2007 |
Ostatni wpis: | 20 września 2015 |
kobieta, 43 lat, Gdynia
160 cm, 80.70 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Tak jakoś mam, że na sylwestra dostaję orgomnej depresji... może dlatego, że jestem tak ogromna, że nigdzie nie chodzimy. Od zawsze siedzimy w domu i najczęściej mam ochotę iść spać około 10tej. Tak nawet bywało - nie miałam ochoty na świętowanie, bo nie ma czego. W sumie noc jak noc, tylko głośniejsza od innych. W obecnie mijające święta prztyłam niebotycznie!!!! Jestem zła na siebie, ale to tylko pogłębi mojąfrustrację... nie mam ochoty nawewt na igraszki z mężem. Nie wiem co mnie dotknęło ostatnio... nie mogę dojść do siebie :((( Muszę spisać sobie moje postanowienia, ale nie wiem jak długo wytrzymam z mini. Mam niewiele kasy, więc musze poważnie rozważyć kupno diety - przeważnie diety bywają kosztowne, a u nas bardzo krucho z kasą - każdy grosz się liczy....
nie wiem czy mi się uda, nie wiem co jest ze mną - nie potrafię się zmusić do wytwania w niejedzeniu, każdy listek sałaty sprawia, że tyję potwornie. Źle mi z tym i to bardzo źle. Moje odwieczne marzenie to schudnąć - byćw końcu jak inni, szczupła, mieszcząca się w ciuchy, które można kupić normalnie w sklepie, nawet na wyprzedażach jestem po prostu zrospaczona, nie mogę lub nie potrafięsobie pomóc
Przeglądam vitalję i zastanawiam się nad dietą smacznie dopasowaną.... czy warto? piszecie, że warto....
Nie chcę, aby mój zryw był tlko jednorazowy i tymczasowy.... aby trwał, tylko, czy to nie jest załamanie po świętach.....??!!!/??? Chyba mi się na głowę rzuciło....
Zawsze jest tak, że na święta sobie pozwalam na więcej, a potem tego żałuję. Tak przysypało ostatnio, że nawet nie bardzo jest gdzie iść.... lenia mam, depresyjkę poświąteczną... jak zwał, tak zwał. Ale jak tak się sama przed sobą przyznam, to po prostu lenistwo z mojej strony
Za każdym razem rozpoczynam coś od nowa. Po prostu wstrętny leń ze mnie!!! może jakiś egzorcyzm? żeby go ze mnie wypędzić???
Na pewno tym razem spiszę na WIELKIEJ KARCIE moje postanowienia noworoczne. Tak może nawet zatytułuję mój pamiętnik???
Czuję, że jak czegoś niedługo, bardzo szybko nawet, nie zmienię, to będzie ze mnąźle. I nie chodzi mi tu tylko o strony fizycznego zdrowia. Moja psychika wysiada!!! Z mężem kłócę się coraz częściej o duperele, czasem bez powodu warczę na dziecko.....nie mam do kogo tzw gęby otworzyć, bo nie mam psiapsiółki, która wsparła by mnie na duchu w zmaganiach z moimi demonami. Olbrzymami demonami, jak troll w H.P. sama sobie nia radzę, bo efektów nie widać i szybko wracam do początku. bo szybko przychodzi załamanie, bo w nerwach zajadam stres, któy towarzyszy mi niezwykle często. Może nawet za często, ale znów - zwlalam winę na stres i inne takie, a nie na siebie. No bo przecież sama jestem sobie winna
że jutro będzie pierwszy dzień reszty mojego życia.... czy to możliwe?
Postaram się....
Może nie wyjdzie, ale jak nie wyjdzie to będę próbować dalej....
dziękuję Wam za wsparcie...
Od jutra dużo musi się zmienić! Tak bym chciała.... i tak postanawiam już po raz....hmm....? milionowy w moim życiu??!!
no cóż...ponoć poddawać się nie można, ale ja zawsze się poddaję...
Ale do rzeczy - czy ktoś wie jak się odchudzać pracując, prowadząć dziecko do szkoły, sprawdzając lekcje, zostając po godzinach w pracy i biegając wszędzie, bo wszystko trzeba załatwić na wczoraj??!!???
pomocy....!!!!
No i minęła majówka..... nic się nie chce, tylko płakać :(((
jak ktoś może być tak paskudny, że odstrasza od siebie wszystkich???
Dużo czasu jeszcze mi zajmie odnalezienie samej siebie. Bo może właśnie o to chodzi? Takie mam piękne marzenie - w końcu pójść do sklepu, kupić coś ładnego, ale przede wszystkim coś, w czym będę dobrze wyglać... aby nie wstydzić się wyjść każdego dnia do pracy, aby nie bać się iść gdziekolwiek, bo ludzie będą się na mnie gapić i oceniać....że nikt nie spojrzy się na mnie przychylnie........
Zbliża się lato, ja znowu myślę o tym czege nie zrobiłam... naprawdę chciałabym ruszać się więcej... nawet zainwestowałam w kije do nordic walking. Nawet byłam kilka razy, ale po prostu nie mam sił....
Cały czas się biega - dom, szkoła, praca, szoła, dom, obiad, obiad na kolejny dzień i zmęczenie tak potworne, że nie daję rady, by po tym wszystkim iść na dwór, aby pomaszerowac z kijami, a nwaet bez.
Dodatkowo na pewno ujemnie na mnie wpływa to, że nie mam absolutnego wsparcia.... nie mam nikogo, kto powiedziałby: "choć ze mną, nie leń się - będzie fajnie!" :((((( Sama nie daję rady zmusić siędo wysiłku po tak biegającym i męczącym dniu.
Moja dieta też pozostawia wiele do życzenia - nie potrafię gotować i odżywiać się zdrowo. Ponieważ ostatnio tylko ja pracuję, to nie ma funduszy za wiele, więc nie mogę sobie pozwolić na tzw zdrowe żywienie, bo zawsze ono wychodzi drożej...
Pytanie czy to nie są tylko wymówki przed samą sobą.... i to tego nie ma z kim pogadać o tym... mąż mnie nie słucha w tym konkretnie przypadku....
Może powinnam się już leczyć u lekarza na głowę??? bo nie jest ze mną dobrze....albo sobie to wmawiam.....
Szkoda mi słów na samą siebie
Częscto zastanawiam się nad sobą, nad moim życiem..wiadomo raz jest lepiej raz gorzej, ale z tego co poamiętam to zawsze chciałam byćchudsza, zgrabniejsza...zawsze się odchudziałam, ale totalnie bez efektów. Jedynie jak spotykałam się z obecnym mężem to zeszło mi ładnych kilkanaście kilogramów...ale nie trwało to długo.
Dlatego tak się zastanawiam i czasem się buntuję, że dlaczego mam schudnąć??bo tak pokazują media? bo tak jest w gazetach??bo takie są koleżanki z pracy??a ja przy nich to taki kopciuch beznadziejny?/
Ale potem przychodzi chwila refleksji, patrzę na swoje odbicie w lustrze ijuż nie jestem taka butna. Idę ddo sklepu i wracam wkurzona i sfrustrowana, bo nic nie kupiłam a ekspedientka patrzyła na mnie jakbym miała zielone włosy albo coś....już nawet nauczyłam się, że do pewnych sklepów nie wchodzę. W szczególności jak widzę takie chude i obcisłe opalone "lasencje".... od razu omijam taki sklep, ale czasem jak jest ze mnąmój luby to się do takieo pakuje, bo tam coś fajnego dla mnie widział...a ja wtedy jak burak dyskretnie próbuję go wyciągnąć ...ale to facet i dyskretnych sygnałów nie rozumie....
To jest jedna w wielu sytuacji....potem myślę - będę się odchudzać i wypijam 2 litry wody w ciągu dani, ale wieczorem, jak wracam z pracy zjadam obiad - przeważnie odsmażany (mikofali nie mam), potem dronmostka deseru i się zaczyna....to trochę tego, to trochętamtego i okazuje się około 20, że jestem pełna jak autobus...i wieczorem firlm to pifko i przekąska słona itd. Proszę często mojego faceta, żeby mnie powstrzymał - on mówi,że tak chętnie, jeśli tylko będę szczęśliwsza to on mi pomoże, ale na tym generalnie się kończy. A bardzo bym chciała liczyć troszkę na niego, aby czasme mnie powstrzymał.....Ale, nawet on sam to powtarza - umiesz liczyć - to licz sam na siebie....
I tak wracam do początku, bo zjdam, potem zajadam to, że zjadłam i znowu sklep, biuro (tam patrzę na modne szczupłe koleżanki i ich ciuchy) pseudo odchudzanie, zjadanie stresu itd. Cholerne kółko się zamyka, a ja stoję w miejscu...
często mam pretensje do kogoś innego, sama nie wiem do kogo...często zaczynam odchudzanie, ale szybko się łamię i znowu od początku itd...nie potrafię sobie pomóc, chociaż wyglądam już jak mały czołg...nic na mnie nie pasuje. Od zawsze nielubię siebie, lae teraz zaczynam się brzydziśswojego odbicia w lustrze. Czasem marzę, aby zjawił się ktoś, kto mi pomoże. Żadne operacje, ale praca nad sobą. Taki Van Gok - nieważne czy on taki jest naprawdę, ale w TV jest super. Chciałabym mieć taką przyjaciółkę albo przyjaciela...ale nie mam. Mam tylko znajome w pracy i tylko tyle. Nie mam przyjaciółki, a zakupy robię z moim facetem, który ma bardzo odmienny gust od mojego, ale słucham się go jak nie wiadomo kogo....a potem się okazuje, że w szafie nie mam nic ciekawego....
A poza tym ładni mają łatwie w życiu, nawet naukowo zostało to dowiedzione. Chciałabym spojrzećw lustro i nie udawać, że siebie tam nie widzę...bo nie mogę na siebe spojrzeć. A jestem bardzo krytyczna wobec siebie....
czas zacząć. Moja córcia idzie do szkoły...hmmm kiedy to minęło??? A ja nadal walczę ze zbędnymi kilogramami, że to niby po ciąży przybrałam....Trochę prawdy w tym jest, ale tylko odrobinę.
Wagę jaką mam, mam na własne życzenie...cały czas powtarzam, że muszę schudnąć, bo to zdrowe, bo nie mieszczę sięw ciuchy, ale jak przychodzi co do czego to nie mogę się powstrzymać, aby skubnąć to czy tamto. Wiem, że mam probelm ze sobą, ale na psychologa to mnie nie stać. Pytanie czy jest mi potrzeby, czy to kolejna wymówka i usprawiedliwianie się przes samą sobą...
Smutna prawda, ale moja łepetyna nie może jej przyjąć do wiadomości. Zaczyna się nowy rok, nowe wyzwania. Znowy - po raz milionowy chyba - zapewniam siebe, że teraz to mój czas, bo w lato przytyłam, bo trzeba schudnąć...gdzie szukać motywacji? Jak mam ją wzmocnić przede wszystkim.....gotuje się we mnie, jak pomyślę ile muszę zrzucić i że nie chcę z tym nic zrobić...przykra jestem. Zarówno dla siebie jak i dla najbliższych....