Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Maluję i uczę się języków. Do odchudzania namówiły mnie córki.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 69060
Komentarzy: 613
Założony: 14 sierpnia 2007
Ostatni wpis: 4 stycznia 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Skarba

kobieta, 73 lat, Włocławek

162 cm, 88.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: utrzymać wagę 63-65 kg do końca roku

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

14 stycznia 2009 , Skomentuj

Nie wiem jeszcze, jaką wegetariańską - muszę to uzgodnić z panią dietetyczką. Tym sposobem spróbuję walczyć z bólem dłoni, który nie przechodzi po żadnych lekarstwach ani po żadnych zabiegach. Doczytałam się w mądrych książkach, że często alergia pokarmowa objawia się bólami quasi reumatycznymi, i dlatego jest ciężko rozpoznawalna. Rzeczywiście: ani reumatolog, ani neurolog, ani ortopeda, ani lekarze wewnętrzni nie mają pojęcia, jaka może być przyczyna. A badania: rezonans i tomograf tylko im w głowach miesza, bo wyniki nie przystają do założonych diagnoz. No to spróbuję leczyć się sama, a Wy trzymajcie kciuki.
PS. Nareszcie obok wpisów jest instrukcja umieszczania zdjęć. Brawo, Vitalia!!!

9 stycznia 2009 , Komentarze (3)

został umieszczony na pierwsze stronie gazetki Vitalii i pewnie dlatego dostałam kilka maili z prośbą o opinie nt. mojego chudnięcia i diet. Tym paniom, które nie mają swojego konta na Vitalii, odpowiadam:
"Zapisałam się do Vitalii  ( www.vitalia.pl) w sierpniu 2007, wykupiłam dietę smacznie dopasowaną i schudłam ok. 20 kg (czasem +/- 1-2kg) w dziesięć miesięcy. Najpierw wykupiłam dietę na miesiąc - 49 zł, a potem wykupywałam na trzy miesiące - 125 zł. Za przedłużanie są jakieś dni gratis, więc summa summarum wychodzi ok. 36 zł za miesiąc. Zrobiłam wszystko, co kazała robic dietetyczka. Nic, ale to nic w diecie nie zmieniałam, jadłam tylko to i tylko tyle, ile było napisane w diecie, którą dostawałam co tydzień.. Jak tylko zaczynałam jeść po swojemu lub stosowałam zamienniki - od razu waga szła w górę. Te diety z Vitalii to sama radość: można jeść wszystko - zresztą same określacie, co lubicie, jakie chcecie mieć posiłki, jak często, dostajecie spis zakupów, macie dostęp do kalkulatorów nie tylko kalorii, w każdej chwili możecie napisać do dietetyka i poradzić się. Wagę trzeba podawać co tydzień, ale ja ważę się codziennie rano przed śniadaniem i od razu widzę , w jakim kierunku idzie waga.

W "trzymaniu się" bardzo mnie wspierała rodzina, a i koleżanki Vitalijki często musiały mnie przywracać do pionu, co wychodziło tylko na dobre. Dla mnie bardzo ważne było, że to chudnięcie było jakby publicznym przyrzeczeniem, którego musiałam dotrzymać. Pierwsze widoczne efekty były już po miesiącu. Przeczytajcie choć początek mojego pamiętnika, a zobaczycie, że to wcale nie było AZ TAAAKIE TRUDNE.

Pozdrawiam Hania

8 stycznia 2009 , Skomentuj

Nie mogę wysłać Ci odpowiedzi, bo nie masz swojego konta w Vitalii. Podaj adres mailowy.

8 stycznia 2009 , Komentarze (3)

Wczoraj znowu zrezygnowałam z wizyty w kuchni wieczorem, wypiłam dwie herbaty, zjadłam lekarstewka, poczytałam i do łóżeczka. Myślałam, że te dwa dni bez podjadania dadzą jakiś sukces, a tu waga ani drgnęła. Nie wchodzę w moje nowe spodnie nr 42, które miałam tylko raz na sobie, a bluzka z października się nie dopina.  ZGROZA !!!
Trzeba przestać się oszukiwać i zacząć poważnie stosować nakazaną dietę, no i skończyć z podjadaniem: tylko to i tylko tyle, ile jest w diecie. Łatwo powiedzieć..., bo wczoraj znowu upiekłam chleb.

7 stycznia 2009 , Komentarze (1)

byłam na imprezie "Kino na obcasach" -seans filmowy dla kobiet, połączony z degustacją, pokazem kosmetycznym i występami. Zjadłam dwie kanapeczki i po powrocie do domu ok.23-ciej udało mi się nie opróżnić lodówki. Zrobiłam sobie herbaty duży kubek, zjadłam lekarstwa i chociaż potem jeszcze czytałam z godzinę - to nie poszłam ani razu więcej do kuchni. Takie małe zwycięstwo nad sobą - a z czego składa się zycie, jak nie z drobiazgów ???

5 stycznia 2009 , Komentarze (5)

Rano zjadam 200ml mleka z musli, na drugie śniadanie 1 jabłko, na obiad np. troszkę zupki-przelotki i surówka i wcale nie jestem głodna. Od 17.00 zaczyna się cyrk: podjadam kawałeczek chlebka, potem jakiś owoc i jestem coraz bardziej głodna, więc zjadam kolację, potem deser na kolację, potem pokolację, a jest dopiero 20.00. Potem to dopiero naprawdę jestem głodna: wymiatam lodówkę, znowu jabłko, chlebek, suszone owoce, herbata, znowu chlebek i nie mogę zasnąć, więc znowu do kuchni i zjadając porządny posiłek mówię sobie, że od jutra to już na pewno...  Rano znowu jest wszysto w porządku, a od 17-tej zaczynam wariować z niedojedzenia. TRAGEDIA !!!

3 stycznia 2009 , Komentarze (4)

maszynę - automat do pieczenia chleba, z myślą o pobycie na wsi w lecie i oszczędności rąk, bo do zagniatania ciasta potrzeba jednak trochę siły, której w rękach w ogóle nie mam. Była akurat promocja, więc drogo nie zapłaciłam.Do maszyny dodaje się gotowe mieszanki mąk i ziaren, wodę i trochę drożdży suchych lub żywych, potem nastawia się program i wszystko robi się samo. Po 4 godzinach jest ciepły chleb do wyjęcia z formy. I tu właśnie pojawiają się problemy: chleb jest tak dobry, że można od razu zjeść go pół bochenka: z masłem, ze smalcem, z dżemem, no pycha po prostu. A piętka.... widzieliście dwoje dorosłych ludzi, którzy się kłócą o nią? Chleb jest jak ciasto na niedzielę, a każdy kawałek to GRZECH.
No i co? Mam wyrzucić maszynę? Spakować? Nie widzieć  jej w kuchni? Albo może nie jeść tego chleba????
Co ja najlepszego zrobiłam?

2 stycznia 2009 , Komentarze (4)

NIE BYŁAM TAKA GŁODNA, JAK PO DZISIEJSZYM ŚNIADANIU - JUŻ DIETKOWYM, TAK, JAK OBIECAŁAM!!!
Dopiero teraz widzę, ile jadłam przez ostatni miesiąc, co najmniej o połowę za dużo. Teraz przechodzę na 1300 kal dziennie i picie wody. Całe szczęście, że skończyły się zapasy poświąteczne - to one były przyczyną tak wielkiego skoku wagi. No i Sylwester - zawsze zjadam za dużo, bo myślę, że wytańczę... Tymczasem musiałabym tańczyć ze trzy noce, żeby spalić te schabiki i śledziki i wódeczkę. Sama radość z tego, że mówią, że wyglądam jak laska nie wystarcza do spalania kalorii :-)))
Plan mam taki: zjazd do 63 kg i dieta stabilizująca, co pozwoli prawdopodobnie zatrzymać się na 65 kg. W moim wieku większy ubytek wagi odbija się na wyglądzie skóry na twarzy i szyi (resztę da się jakoś zasłonić) i jest to widok mało ciekawy i w złym guście. A więc... do 63 kg !!!
Wszystkim życzę wytrwałości w Nowym Roku

31 grudnia 2008 , Komentarze (4)

Koniec roku wymusza na nas ocenę tego, co wydarzyło się w minionym roku. Mnie się wiele rzeczy udało:
1. Naprawdę schudłam, choć teraz trochę przytyłam. Nie martwię się tym, tylko zabieram do pracy nad sobą. To schudnięcie sprawiło, że nabrałam pewności siebie, takiej bez krzykliwości i nachalności. Jestem bardziej wyciszona - to pewnie dzięki diecie....
2. W moim odchudzaniu bardzo pomógł mi mąż i w ogóle stał mi się wiele bliższy i serdeczniejszy, a córki sekundują mi i gratulują sukcesów w każdym telefonie i mailu.
3. Nasz domek na wsi jest coraz piękniejszy, choć  mamy tam coraz więcej pracy. Ale jesteśmy zadowoleni i szczęśliwi.
4. Nadzwyczajnie udały mi się wykłady "podróżnicze" na moim Uniwersytecie Trzeciego Wieku, było mnóstwo słuchaczy i nie wychodzili w trakcie wykładów
5. Zostałam najmilszą studentką naszego Uniwesytetu - ale mi było miło !!!
6. Z wypadku wyszłam cało: i fizycznie i psychicznie. Jak napisała mi jedna moja ciotka: widocznie jeszcze mam coś  do zrobienia na tym świecie. Szkoda tylko, że samochód musiał pójść do kasacji...
I tylko jedno mnie martwi: od roku bolą mnie dłonie i nikt nie potrafi powiedzieć, jak temu zaradzić. To zapewne od zwyrodnienia kręgosłupa szyjnego, ale diagnoza to jedno, a leczenie to drugie - po prostu żadne zabiegi nie skutkują. Medycyna idzie naprzód i może się doczekam jakiejś skutecznej kuracji....
Wszystkim Wam życzę zdrowia, wytrwałości w postanowieniach, pomyślności i radości z tego, co życie Wam przyniesie w Nowym Roku.
Hania
PS. I jeszcze do tego wczoraj wygrałam trójkę w Dużego Lotka :-)))))

30 grudnia 2008 , Komentarze (3)

Wiecie, co jest najgorsze  dla odchudzających się w Święta? Wcale nie Święta, tylko "poświęta". Żal wyrzucać resztek jedzenia , ciast, wędzonych szynek i kiełbas. Więc się zjada, a robi to pani domu, czyli ja.  Część zamroziłam, ale zamrażalnik szybko się wypełnił, więc resztę zjadam i zjadam...
Na obiady szykuję żadne tam warzywa, tylko zrazy i kurczaki, a na kolacje wędliny i to wieprzowe, żadne tam drobiowe.
Jak to dobrze, że na Sylwestra wychodzimy i nic nie muszę kupować do jedzenia, bo ostatki zjadałabym w Trzech Króli, a tak mogę zacząć dietę od czwartku. Zacznę, naprawdę !!!