Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Maluję i uczę się języków. Do odchudzania namówiły mnie córki.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 69140
Komentarzy: 613
Założony: 14 sierpnia 2007
Ostatni wpis: 4 stycznia 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Skarba

kobieta, 73 lat, Włocławek

162 cm, 88.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: utrzymać wagę 63-65 kg do końca roku

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

29 grudnia 2008 , Komentarze (1)

Już po Świętach, więc nie mam się jak tłumaczyć, że tu mnie nie ma. Mam trochę czasu, chociaż od wczoraj zaczełam znowu maszerować.
Na wagę wchodzę codziennie i się stresuję i zaczynam podjadać. Wszystko z tego stresu - objaw opisywany w książkach. Zaczynam trzymać się diety od czwartku po Nowym Roku i zejść do rozmiaru 42, bo mi szkoda tych spodni, które sobie pokupowałam. W Święta przytyłam ok. 1 kg, ale w sumie nie jestem zdziwiona, bo żadnej diety nie przestrzegałam.
Wczoraj spakowałam wszystkie ubrania w numerach: 52, 50, 48 i 46 i w życiu do nich nie wrócę !!!!  Innych postanowień na Nowy Rok nie mam...
Pozdrawiam Was Hania

27 października 2008 , Komentarze (11)

Powoli się nastawiam na powrót do domu. Jeszcze tylko kilka zabiegów, jedne balety, jedna wycieczka , pakowanie i ... nareszcie wracam. Psychicznie czuję się świetnie, ale  prawie żadne dolegliwości nie ustapiły ( z wyjątkiem powypadkowych, ale te by pewnie uatąpiły i bez sanatorium).Wszyscy mówią, że skutki terapii będą odczuwalne po trzech tygodniach, a jak nie ??? Pisz na Berdyczów ! Tak naprawdę to nikt nie wie, co mi jest, leczą mnie na zwyrodnienia kręgosłupa w różnych miejscach, chociaż bolą mnie ręce i  nogi. Może trzebaby iść na jakąś akupunkturę albo inne aku..., może medycyna naturalna albo więcej gimnastyki. Po powrocie znowu czekają mnie wizyty u neurologa i reumatologa, może w końcu jakiś sięgnie do książki i poczyta o takich dolegliwościach jak moje.
Teraz zmiana tematu: tak nas tu wspaniale karmią, że grzechem jest już samo zjadanie tego wszystkiego, co dają,  a ja jeszcze chadzam na następne grzechy: smażone pstrągi, rydze na maśle, kiełbaska z grilla, czekoladowe cudeńka w Krynicy i fantastyczna kawiarnia na rynku w Muszynie. I co? i nic !!!   cały czas waga się trzyma w okolicach 66 kg, trochę w dół, trochę w górę, ale nie przytyłam. A wiecie dlaczego?  Odpowiedź: bo sie ruszam: rano 1,5 godziny marszu, po południu ok. 2,5 godziny pod górkę i z górki, no i zakwaterowanie na trzecim piętrze jest najlepszym prezentem, jaki tu dostałam. Jak wrócę - zamieszczę zdjęcia z tej pięknej Nowosądeczczyzny, zobaczycie, jak tu jest pięknie jesienia. pozdrawiam Hania

16 października 2008 , Komentarze (4)

ale za mną w kafejce stoi kolejka do internetu, więc przepraszam ,ale nie mogę wszystkim odpisywać. Trzymam oczywiście kciuki za te, które się nie poddają i zbijają kilogramy. Hania

16 października 2008 , Komentarze (1)

Niewiele, bo niewiele, ale jestem na dobrej drodze do tych 63 kg. Dzis pochodzilismy po oklicznych pagórkach - kolory przepiękne - na nizinach takich nie ma. Dokupilam sobie zabiegów i wieczorem nawet tańcoterapia mnie nie pociąga. Najbardziej podoba mi się chodzenie po ścieżkach pełnych suchych liści, ale niestety dziś zaczęło popadywać: nie to, co w środkowej Polsce, ale robi się coraz chłodniej, a w planie mam jeszcze dwie wycieczki do ciepłych źródeł w Słowacji na Węgrzech. Się wygrzeję i może następujące części ciała mi wydobrzeją: palce, dłonie, nadgarstki, kręgosłup szyjny, piersiowy i lędźwiowy, korzonki,  uda, kolana i kostki. Co mam zdrowego????  Jeden łokieć i jedno biodro, reszta na złomowisko, na szrot - jak mój samochód po wypadku.  Serdeczności dla wszystkich i życzę Wam lepszej pogody niż ta z prognoz - październik może byc jeszcze całkiem fajny. Hania

14 października 2008 , Komentarze (4)

z sanatorium z Zegiestowa. Dzisiejsza waga: 65,200 i pewnie sie utrzyma, bo czy ktoś widział, by w sanatorium przytyć ???
Zabiegów całe mnóstwo,  ale dla moich celów najważniejsze jest zakwaterowanie na III piętrze bez windy. A chodzić w te i we wte  trzeba z osiem razy dziennie. A poza tym zapisałam się na gimnastykę i wzięłam dietę niskokaloryczną. Do tego piesze wycieczki po okolicznych górkach ( na góry przyjdzie czas, jak mi trochę kolana i kręgosłup podleczą). Jak nic zjadę do 63 kg. Diety nie przestrzegam, bo tu nie miejsce na takie cuda, jak nam przepisują. I nareszcie kupię sobie porządne ciuchy w rozmiarze 42. Wszystkie Was pozdrawiam Hania

7 października 2008 , Komentarze (3)

którzy o mnie pamietają !!!
Wróciłam do miasta i ... wyjeżdżam w sobotę do sanatorium, więc niestety, znowu przez miesiąc będę niedostępna. Nie mam laptopa, może jakaś kawiarenka...Wyglądam całkiem nieźle, mam jakieś 65-67 kg, ale czuję się fatalnie - to zwyrodnienia kręgosłupa w dwóch miejscach, jestem mało obrotowa i mało pochylna - taka sztywna tyczka. Mam wszelako nadzieję, że w tym sanatorium (Żegiestów) jakoś mnie doprowadzą do stanu uzywałności.
A teraz piorę , prasuję i pakuję się - jak zwykle wzystkiego chcę wziąc za dużo, chociaż wiem, że nie udźwignę walizki. Ten wybór między jedną bluzeczką a drugą jest straszny...
Do piątku będę jeszcze pisała, a potem "Jak dobrze nam zdobywać góry..." Pozdrawiam Hania

20 września 2008 , Komentarze (5)

wcale nie jest zimno. Dziennie maluję ok. 60-=80 desek na plot, obok stoi termos z herbatą, po południu palimy w naszym nowym piecokominku, kuchenka gazowa tez daje trochę ciepła, ok. 22-giej włączamy kaloryferek elektr. (taryfa nocna), a rano jest ok. 16-17-18 st. C - teraz tylko szybko się umyć, szybko ubrać i szybko zacząć te deski  malować - a chłodu się nie czuje.
Do domu przyjechałam się wykąpać, bo w łazience w domku jest najzimniej, terma dobrze trzyma nagrzaną wodę, ale ciepło na łazienkę nie promieniuje. Za dwa tygodnie wracam definitywnie. A na obiad robie dziś schabowe z mizerią - jakoś te deski wymagają wsparcia energetycznego. Moja pani dietetyk pewnie się za głowę łapie, ale warzywa nie dają niezbędnej do pracy kalorii. Pozdrawiam wszystkich "przypiecków" i "przykaloryferników".
PS . U nas nie pada....

11 września 2008 , Komentarze (4)

Jestem, żyję i tyję, niestety. Ciągle mieszkam na wsi bez internetu, a wagę wpisuje moja córka. Mam tam naprawdę dużo pracy, to i dużo jem i stąd ten nadmiar wagi.Chcemy wrócić do domu dopiero pod koniec września, o ile pogoda na to pozwoli, a jak będzie ciepło, to nawet później.
Co tam waga, ważniejsze jest, że jestem tam naprawdę szczęśliwa, nic mi nie brakuje do szczęścia (może trochę internetu, ale na to pewnie nawet nie miałabym czasu), żyję powoli i pełnią duszy. Słucham muzyki i uczę się słówek. Podglądam ptaki, a na grzyby do obiadu wychodzę przed dom do lasku i zawsze coś tam uzbieram. Robię zdjęcia moim kwiatom i pająkom. Popijam piwko przy ognisku, griluję karkóweczki i warzywa. Maluję deski. I ciągle zamiatam, bo "się wnosi" do domu. Co prawda myślałam, że to bycie na wiecznych wakacjach będzie bardziej atrakcyjne, a to zwykłe prowadzenie drugiego domu, ale i tak jestem bardzo , ale to bardzo z takiego życia zadowolona.
Pozdrawiam Hania

23 lipca 2008 , Komentarze (11)

raz w tygodniu wracam do domu i od razu na wagę, potem na Vitalię, a reszta robi się sama w międzyczasie: pranie, podlewanie kwiatów, prasowanie i pakowanie na następny tydzień. Podłoga na zakrętach aż się pali....Ale nic dobrego nie mam do zakomunikowania: pobyt na wsi odchudzaniu nie służy. Ciągle coś pogryzam, nauczyłam się piec chleb, który jest tak dobry, że mogłabym go po wyjęciu z pieca zjeść od razu, ze smalcem albo z dżemem i najgorsze, że to robię. Mam oczywiście wyrzuty sumienia, że marnuję cały mój roczny wysiłek i obiecuję sobie, że od jutra będę się wstrzymywała od słodkiego i dobrego i nic z tego nie wychodzi... Po ciuchach na szczęście tego nie widać, ale waga jest nieubłagana i wali prawdę prosto w oczy.
Ta przeprowadzka na wieś to coś najpiękniejszego, co mogłam sobie wymarzyć, chociaż jest tam tak strasznie dużo do zrobienia (remont domu), do pielęgnowania ogród, jak jedna robota się kończy, to druga się rozpoczyna, ale naprawdę jestem tam tak szczęśliwa i beztroska, taka 10 cm nad ziemią, że aż nie mogę uwierzyć w to moje szczęście. Szkoda, że za miesiąc-dwa trzeba będzie wrócić do miasta, bo tam nie ma ogrzewania i nie da się mieszkać cały rok.
 Jutro ważenie, włoski i aerobik i do usłyszenia za tydzień. Hania

17 lipca 2008 , Komentarze (5)

Wpadłam ze wsi do domu, żeby się zważyć i po porządnej "toalecie", przed śniadaniem i nago weszłam na wagę, a tu 1 kg więcej niż ostatnim razem: 66,200.  Myślę, co się dzieje ???  ( Tak jakbym nie wiedziała :-)))) Na tej wsi zaiwaniam jak mały traktorek, ale jem jak duży Zetor, mając nadzieję, że podczas pracy spalę kalorie. A tu nic się nie pali, tylko w brzuszku przybywa....
A na wsi jest pięknie: zielsko rośnie i poziomki też, rów na kabel energetyczny wykopany i zasypany, jagody pod bokiem w lesie i ryby u rybaka, a piwo w pobliskiej marinie żeglarskiej, gdzie co rusz spotykamy znajomych... I tak jakoś te dobra nie bilansują mi się z wydatkiem energetycznym, pewnie trzeba by hantle kupić i dospawać je do szpadla :-((((. Pozdrawiam wszystkie Vitalijki Hania