Pamiętnik odchudzania użytkownika:
doraw

kobieta, 48 lat,

160 cm, 81.50 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w końcu osiągnąć upragniony cel :-)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

6 stycznia 2009 , Komentarze (6)

Myślicie dziewczynki że te mrozy mogą mieć wpływ na zwiększony apetyt?
Ja mam wrażenie, że tak bo odkąd się zaczęły to tak mnie ssie, że czasami aż mi jest niedobrze. Nie mogę się powstrzymać od jedzenia i często kończy się to bułeczką czy drożdżówką kupioną w pracy w bufecie. Horror. No właśnie - praca. Teraz to u mnie jest istne szaleństwo bo mamy wielką przeprowadzkę z jednego budynku do innego a są one w różnych częściach miasta. Nie powiem ile dzisiaj kartonów przeniosłam do samochodu a później z samochodu do pokoju w którym teraz będę siedziała. Co prawda jest wynajęta firma przewozowa ale wiadomo że przy takich okazjach część rzeczy lepiej przenieść samemu i wszystkiego dopilnować. Oprócz naszego Działu przenosi się jeszcze kilka innych z tego budynku i mam wrażenie że panuje jeden wielki chaos. Na szczęście już dzisiaj została przewieziona reszta część rzeczy i mogłyśmy zacząć  rozpakowywanie i układanie wszystkiego na półkach i biurkach. Niestety nie mam jeszcze wolnego swojego miejsca pracy ale od jutra już będzie. Teraz trzeba zainstalować wszystkie komputery, popodłączać telefony i zrobić tysiąc innych rzeczy aby można było znowu spokojnie pracować i przyjmować ludzi. Jak to bywa przy takich przeprowadzkach nerwy puszczały prawie każdej z nas ( a jest nas 8 kobitek). Niestety tam gdzie teraz pracuję na dole jest bar z przepysznym jedzeniem - do wyboru do koloru. Wczoraj dziewczyny jadły tam placki po węgiersku a dzisiaj ruskie pierogi. Zachwalały bardzo a mi tylko skręcał się żołądek :-))) Nie skusiłam się jednak bo w domu czekał obiad a wiedziałam że jak o 13.30 zjem talerz pierogów to zanim dojadę do domu na 16.00 to znowu zgłodnieję i obiad zjem - to tak jakbym zjadła dwa w ciągu dnia. Dobrze, że ten bar jest w innej części budynku - pozwoli mi to omijać go szerokim ruchem choć pokusa na pewno będzie wielka.
Waga dzisiaj okropna - 65 kg. Coś strasznego. Jeżeli czegoś z tym nie zrobię to będzie jeszcze gorzej.

3 stycznia 2009 , Komentarze (7)

UFF!!!!
Dużo się działo! Przede wszystkim to, że po okresie przedswiątecznym i swiatecznym pozostało mi na plusie tak około 3 kg. Dużo? Mało?
Sama nie wiem. Po ciuchach czuję, że są przyciasnawe chociaż prawie każdy ze znajomych którzy mnie spotykają mówi że znowu schudłam. Hmm. jakby się zastanowić to na ogół mówią to koleżanki - może chcą być dla mnie miłe ?
Ja tam wolałabym szczerą prawdę w stylu: "troszkę Ci się przytyło przez te święta co nie?' Przynajmniej była by większa mobilizacja do powstrzymania tego okropnego łaknienia. A tak obrastałam w piórka i jadłam dalej.  Do przedwczoraj.
Wczoraj zarządziłam mojemu apetytowi całkowity zakaz odzywania się w najmniej oczekiwanym momencie (np. o godź. 22.30 ) i o dziwo posłuchał się! Do tego dorzuciłam wieczorny wypad do fitness klubu (dzisiaj mam zakwasy po miesięcznej przerwie) i na wadze uwaga! uwaga............


O tym cicho sza !
Lepiej sie nie przyznawać :-)

15 grudnia 2008 , Komentarze (9)

Tak mogę podsumować moją wagę. Dzisiaj było "oficjalne" (to już chyba tylko z nazwy) ważenie i waga pokazała 62,8 kg.
No tak. Dlaczego pokazała  mniej o prawie kg niż tydzień temu ? Stanowi to dla mnie prawdziwą zagadkę i chyba nie do końca już jej ufam. Dlaczego? W ubiegłym tygodniu ćwiczeń było 0 (słownie zero) gdyż wychodziłam z choroby która dopadła mnie 2 tyg. temu i na ćwiczenia ochoty nie miałam. Poza tym bałam się iść do klubu i bardziej się "rozłożyć" kiedy spocona wyjdę na dwór. A że cierpiałam na zapalenie ucha było to uzasadnione. Dzisiaj obiecałam sobie solennie że idę wieczorem na spinning bo brak ćwiczeń strasznie zaczyna mi doskwierać.
A więc idźmy dalej. Oprócz braku ćwiczeń dieta był "na pół gwizdka" Oznacza to, że pilnowałam się owszem aby jeść mało kalorycznie - ciągle chleb jem tylko okazjonalnie i tylko bardzo ciemny - ale niestety pozwalałam sobie na małe wyskoki w postaci kawałka czekolady po obiedzie czy paluszków po kolacji. Do tego zaczęły się różnego rodzaju imprezy u mnie w pracy np. Wigilia Studentów na której byłam  czy Sesja Kół Naukowych, której byłam współorganizatorem. Przy każdej takiej okazji zawsze jest poczęstunek i choćbym tylko kosztowała każdej rzeczy po troszkę (co robiłam) to i tak przekraczam bilans kalorii na dany dzień. Jeszcze w tym tygodniu czekają mnie: w czwartek Wigilia  u mnie w Dziale (co roku ją organizujemy i każda przynosi coś dobrego), spotkanie przedświąteczne organizowane przez Władze Uczelni - to w piątek oraz przedświąteczne spotkanie w niedzielę u mojego brata gdyż oni wyjeżdżaja na Swięta do rodziny bratowej. Tak więc zapowiada się imprezowo i kalorycznie.
I jak tu schudnąć do Świąt?? Zaczynam sie modlić o to aby utrzymać tą wagę co mam teraz!!!!
Pozdrawiam Was wszystkie!
Aha! Pomimo że robię nieczęsto wpisy (brak weny twórczej chociaż twórczością to raczej bym tego nie nazwała) to zaglądam do Was codziennie i staram się zostawiać swoje komentarze. Widzicie to prawda?  

9 grudnia 2008 , Komentarze (11)

Nie mam pojęcia co sie dzieje. Dzisiaj na wadze załamka! 63,5 kg! Czyli to co tak dzielnie zrzuciłam już nadrobiłam. Mam wrażenie że kręcę się w kółko i za nic nie mogę pokonać tej magicznej granicy 62 kg. Kiedy już jestem jej blisko nagle strasznie mi ucieka i wszystko zaczynam od początku. A najgorsze w tym wszystkim jest to że wcale więcej nie jem. Co prawda w weekend pozwoliłam sobie na trochę słodkości ale bez przesady! Kalorycznie nie wypadło to źle biorąc pod uwagę że aby utrzymać prawidłową wagę ciała mam organizmowi dostarczyć 2300 kcal. Tej granicy raczej nie przekroczyłam (bądź nieznacznie) więc pytam się: skąd ten przyrost wagi o ponad 1 kg????? I to w parę dni?? Ostatnio zdrowie szwankowało więc opuściłam się w ćwiczeniach i chodzeniu do klubu. Jutro zamierzam to nadrobić ale obawiam się, że do Świąt za wiele to już nie osiągnę  :-(((
Jedyne wyjście to całkiem przestać jeść.
Ale jak przeżyć bez jedzenia???

4 grudnia 2008 , Komentarze (3)

Nie wiem co się stało w tą ostatnią niedzielę (po tych grzeszkach z winem i słodkościami) ale jak w poniedziałek rano zobaczyłam na wadze zwyżkę tak ciągle z tą zwyżka walczę. Dzisiaj na wadze było 62,8 kg. No ale wczoraj to już nawet zrezygnowałam z kolacji bo wkurzyłam się, że cała dieta i to moje odchudzanie idzie na marne. Naprawdę ograniczyłam jedzenie do minimum a waga stoi jak zaklęta. Czyzby był to już max moich możliwości? Oby nie.
Bal udał się i to bardzo. Wytańczyłam się z koleżankami czego dawno nie robiłam. Przyszło bardzo dużo studentów (dla nich była zarezerwowana cała dyskoteka z dwoma parkietami do tańczenia a dla pracowników była zarezerwowana restauracja gdzie był catering i też parkiet do tańczenia). Oczywiście już około 23.00 kiedy towarzystwo się rozochociło to pracownicy szaleli na parkiecie dyskotekowym a studenci przychodzili do części restauracyjnej - chyba ich kusił ten poczęstunek na stołach ha,ha,ha. Jedyną wadą całego wieczoru był fakt, że musiałam być na silnych środkach przeciwbólowych bo od poniedziałku strasznie stara się jakieś choróbsko rozłożyć mnie na łopatki. Jak na razie mu się nie daję ale ciągle łykam Ibufen i Tabcid . Coś mi się porobiło z uszami i od kataru (chyba) mam wrażenie jakbym znajdowała się pod wodą - są "przytkane". No ale pomijając fakt, że czuję się ogólnie beznadziejnie na te parę godzin balu zmobilizowałam siły i "poszalałam" na parkiecie. No i przynajmniej nie miałam na drugi dzień kaca bo przy lekach alkohol był wykluczony. Muszę jeszcze wytrwać w zdrowiu do jutra wieczorem bo jutro w pracy mam ważny dzień - od miesiąca organizuję Uczelnianą Sesję Studenckich Kół Naukowych, która ma sie odbyć właśnie jutro. Za zbyt dużo rzeczy jestem odpowiedzialna więc nie może mnie na niej zabraknąć. Zreszta nawet bym tego nie chciała.
Aha! Zdjęc z balu nie mam bo nie zrobiłam :-(((. Nie poszłam w każdym bądź razie w sukience na ramiączkach bo przy moim złym samopoczuciu bałam się że będzie mi w niej za zimno - w niej mam całe plecy i ramiona odkryte. Wybrałam spodnie i do tego czarną bluzkę. No i nasłuchałam się komplementów! Aż było miło!

Biorę się do pracy bo na jutro jeszcze dużo rzeczy do zrobienia. 

1 grudnia 2008 , Komentarze (3)

Wczoraj ewidentnie przecholowałam. Ze wszystkim. Winkiem domowej roboty (w nocy brałam  tabletkę bo tak mnie bolała głowa że nie mogłam spać nie mówiąc już o "suszeniu" w gardełku), chlebkiem z masełkiem i serkiem brie (o godź. 22.00 zjadłam aż trzy kromki), paluszkami, orzeszkami słonymi i innymi podobnymi śmieciami. efektem była oczywiście dzisiejsza zwyżka na wadze (63,1 kg). Mam jednak nadzieję że to tylko chwilowe i nawet nie zmieniam paska.

Do plusów wczorajszego dnia mogę zaliczyć to, że do godź 16.00 było bardzo dietetycznie oraz to że poćwiczyłam ABS na brzuch i na nogi (na pośladki już nie dałam rady) tak więc  całkowicie beznadziejnie nie było. No i oczywiście spędziłam miłe popołudnie w towarzystwie mojego brata i bratowej a to przecież też się liczy co nie? 

Miałam dzisiaj zrobić podsumowanie listopada. Jakoś mi się po tym porannym ważeniu odechciało. Gdyby nie ta zwyżka (ciagle mam nadzieję że to tylko chwilowe) to wyszłoby, że w listopadzie schudłam 2,3 kg. Jak dla mnie nieźle.

29 listopada 2008 , Komentarze (4)

Dzisiaj rano na wadze było 62,3 kg. Właściwie wczoraj było tyle samo więc  zmieniam pasek :-)) A co mi tam.Oficjalne ważenie w poniedziałek rano więc mam cichą nadzieję na równe 62.0 kg.
Wczoraj wieczorem miałam iść na gimnastykę ale po całym dniu myciu okien i sprzątaniu u moich rodziców w domu miałam dość. Za to wybrałam się do centrum handlowego, żeby kupić prezenty dzieciakom pod poduszkę. I to już mam z głowy (na szczęście, chociaż jeszcze nawet nie zaczęłam kupować prezentów pod choinkę). Nawet nie wiecie jak po takiej wyprawie do sklepu bolały mnie potem nogi!! Zresztą chyba wiecie jak takie łażenie może człowieka wykończyć!
Wczorajszy dzień można zaliczyć do dietkowych (z wyjatkiem paru słonych paluszków). Dzisiejszy jak najbardziej też ;-) Co prawda jeszcze się nie skończył ale jakoś łatwo mi teraz wytrwać w swoim postanowieniu gdyż w końcu widać efekty! We wtorek idziemy z mężem na bal organizowany przez Samorząd Studencki naszej Uczelni. Mój tato zanocuje u nas żeby popilnować dzieci a my w końcu wyjdziemy gdzieś razem! Ostatnio było to wesele mojej kuzynki w kwietniu. Na balu obowiązują stroje wieczorowe więc "wbiłam" się a właściwie "wślizgnęłam" w sukienkę z poprzedniego sylwestra. Efekt? Jak dla mnie świetnie. Zrobię zdjecie i same zobaczycie.
Uciekam po syna, który jest u kolegi na urodzinkach. pa! 

25 listopada 2008 , Komentarze (6)

Dzisiaj rano było 62,8 kg więc można powiedzieć, że w miarę się ustabilizowała. Tak więc zmieniam pasek! Wierzcie mi że nie mogę się doczekać kiedy zniknie ta szóstka z przodu! No i czy uda mi się pozbyć jej do Świąt??? Oto jest pytanie!
Jak na razie trwam w postanowieniu nie jedzenia pieczywa (wyjątkiem była niedziela rano kiedy to zaserwowałam sobie na śniadanko kromeczkę razowca z twarożkiem i pomidorkiem i do tego jajeczko na miękko - iście królewskie śniadanko bardzo pasujące mi do niedzielnego poranka :-))))
Poza tym nie jem słodyczy - jakoś nie jest mi przykro z tego powodu i ziemniaków. Nie chce mi się gotować podwójnych obiadów więc jeżeli mam na obiad np. kotleta mielonego to jem go jak najbardziej tylko bez ziemniaków za to z "górą" ugotowanego kalafiorka czy brokułki. Jest tego dosyć dużo (warzyw) i potrafi mnie nieźle zapchać. Czasami z tego powodu (obiad jem dopiero po 17.00) rezygnuję już z kolacji i zamiast tego przekąszam tylko jakiś jogurcik czy jabłko.
Jutro wybieram się wieczorem do klubu więc dawka ruchu będzie.
Jakoś dobrze idzie mi teraz ta dieta. Może dlatego że cel już taki bliski? Teraz mam wrażenie że każdy kilogram mniej coraz bardziej widać po ciuchach.
I oby tak dalej.

TYLKO DLACZEGO NA VITALII POWIAŁO TAKĄ PUSTKĄ???

CO Z WAMI DZIEWCZYNKI? SYLWESTER  TUŻ TUŻ!!!! 

23 listopada 2008 , Komentarze (2)

Na szczęście oczywiście. No ale ostatnio nie mam powodu do narzekań jeśli chodzi o utrzymanie dietki. Właściwie od poniedziałku trzymam się super. Cały weekend był dietkowy i nawet miałam dzisiaj na obiad spagetti z którego postanowiłam zrezygnować (zawsze to o ok.400 kcal mniej co nie?) Dzisiejsza poranna waga pokazała 62,8kg co oznacza, że już odrobiłam straty z Zakopanego i dodatkowo zrzuciłam jeszcze około pół kg. Jestem teraz przy końcu @ więc waga powinna jeszcze troszkę spaść. Jutro rano się zważę i umieszczę tą aktualną na pasku.
Po za tym w piątek wieczorem poszłam do klubu poćwiczyć (co prawda na antybiotyku bo nie wiem czy wam pisałam ale jednak angina mnie dopadła ) bo nosiło mnie po domu z powodu braku ruchu. Przez cały weekend były też u nas w klubie darmowe zajęcia oraz siłownia z okazji Dni otwartych. Obiecywałam sobie że pójdę zarówno w sobotę jak i w niedzielę no bo w końcu za darmo więc trzeba kożystać co nie? Wczoraj jednak pojechałam z synem do kina -po raz pierwszy był w kinie i to w dodatku sam( no może nie sam tylko ze starszym trochę kuzynem ale bez nas) i tak nam długo zeszło bo jeszcze pojechaliśmy na zakupy że na klub nie starczyło już czasu. A właśnie! Przypomniałam sobie że wczoraj po kinie poszłam z nim do Macdonalda i kupując mu Happy Meal (też po raz pierwszy w życiu jadł hamburgera więc miał wczoraj dzień pełen przeżyć i emocji) kupiłam sobie Tacos (chyba tak to się nazywało - kurczak z warzywami w cieście). Jednak ten mały (duży) grzeszek raczej nie wpłynął na moją dietkę bo oprócz śniadania (muesli z mlekiem) i jogurtu wieczorem nic innego nie jadłam. Wracając do weekendu w klubie, to dzisiaj obiecałam sobie że pójdę  na 3-4 godziny. Skończyło się na 1,5. Po prostu wysiadłam bo jeszcze czułam mięśnie po ćwiczeniach piątkowych.
A miał być weekend pełen ćwiczeń! Na "miał być" się skończyło.
No ale cóż. Darmo bo darmo ale nic na siłę co nie???

19 listopada 2008 , Komentarze (6)

Wyprawa do Doliny Białego:






A to Krakowskie Krupówki oczywiscie:





A to widok z Gubałówki. Trochę wiało ale pogoda była śliczna: