Pamiętnik odchudzania użytkownika:
doraw

kobieta, 48 lat,

160 cm, 81.50 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w końcu osiągnąć upragniony cel :-)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

18 listopada 2008 , Komentarze (6)

....ale strasznie zabiegana. Ze szkolenia wróciłam w niedzielę rano (ach jak miło było zobaczyć męża i dzieci na peronie!) i teraz nadrabiam zaległości z tych paru dni zarówno w domu jak i w pracy. Wyjazd był superancki!!!

W środę byłam pół dnia w Krakowie i poszłam sobie zarówno na Wawel jak i na rynek i całe stare miasto. Po południu pojechałam autobusem do Zakopanego gdzie już była dla nas kolacja. Po kolacji wybrałyśmy się z nowo poznanymi koleżankami na Krupówki na spacer. Czwartek był cały zapełniony zajęciami o wieczorem zostaliśmy zaproszeni do góralskiej restauracji na kolację. Chyba nie muszę Wam dziewczynki pisać jak mi smakowała pajda chleba z domowym smalczykiem i prawdziwą polską kiełbasą albo kwaśnica czy żur. Najadłam się tak, że było mi w nocy niedobrze! Na drugi dzień po lekkim śniadanku poszłam z dwiema koleżankami do Doliny Białego a potem (już sama) na Gubałówkę. Wieczorkiem zaliczyłam basenik więc dzień był pełen ruchu. W sobotę jeszcze raz poszłam na Gubałówkę bo dzień wcześniej kompletnie nic nie widziałam z powodu strasznej mgły. W sobotę świeciło piękne słoneczko  więc mogłam podziwiać góry w pełnej okazałości. Jutro powklejam Wam zdjęcia!
Jednym słowem wyjazd był naprawdę udany! No i odpoczęłam od mojej Rodzinki! Niestety w momencie kiedy wyjechałam mąż wylądował w domu z anginą ropną (strasznie się czuł i go bolało!). Jednak muszę powiedzieć że z dziećmi poradził sobie super! I nawet ugotował gar bigosu i zrobił pranie! Nic tylko chwalić! I jeździć częściej na szkolenia!!!:-))))

Niestety wyjazd miał skutki uboczne (pomimo dużej dawki ruchu) w postaci zwyżki na wadze o 1 kg. Od wczoraj wróciłam jednak do porządku i nie jem znowu chleba i ziemniaków. Do wesela na które idę z mężem zostało trochę ponad miesiąc a kilosków do zrzucenia ciągle sporo !!! :-(((

10 listopada 2008 , Komentarze (4)

Dzisiaj rano, po całym tygodniu niejedzenia pieczywa, ziemniaków i słodyczy oraz stosowania zasady MŻ waga pokazała 63,2 kg. Oznacza to, że przez cały ubiegły tydzień schudłam o 1,2 kg.

Cieszy mnie to ogromnie i oczywiście wybiegając wyobraźnią w przód widzę już siebie na Święta Bożego Narodzenia z upragnioną wagą 58 kg. ha,ha,ha. Pomarzyć można co nie?
Cały czas myślę o moim jutrzejszym (to już jutro!!!) wyjeździe na szkolenie do Zakopanego. Boję się, że ogólna dostepność wszystkiego i w nieograniczonych ilościach (tzw. szwedzki stół) spowoduje nieposkromiony apetyt na to co dla mnie niedozwolone. Nie chciałabym stracić tego o co walczyłam przez ostatni tydzień więc grunt to się nie dać! Planuję dużo spacerów (o ile program szkolenia oraz pogoda na to pozwoli) a do  zwiedzania mam dużo oraz wypad chociaż raz na basen bo podobno jest tam jakiś fajny basenik. Dzisiaj idę jeszcze na zajęcia do klubu aby troche poćwiczyć więc dawka ruchu w tym tygodniu powinna być ok!   
Teraz cieszę się długim (wolnym) weekendem i nadrabiam zaległości w porządkach domowych - to też duża dawka ruchu co nie? Tylko dzieciaki jakoś dzisiaj marudne i żyć mi nie dają. Ach jak ja sie nie mogę doczekać wyjazdu! Tęsknić będę i owszem ale przyda nam się trochę odpoczynku od siebie!
Pozdrawiam Was wszystkie i do zobaczenia po powrocia. Postaram się pstryknąć parę fotek z wyjazdu to wam pokażę.

7 listopada 2008 , Komentarze (5)

Waga oczywiście. Wiem, że nie powinnam bo to może człowieka doprowadzić do obłędu ale ważę się teraz codziennie. Dzisiaj rano było 63,5 kg co oczywiście bardzo ale to bardzo mnie cieszy. Oby tylko wytrzymać w tej diecie i tendencji spadkowej wagi jak najdłużej ha,ha,ha.
Ten pomysł z niejedzeniem chleba i ziemniaków chyba okazał się strzałem w dziesiątkę. Mam tylko do Was Dziewczyny  jedno pytanie: czy zastepując chleb 4 waflami ryżowymi-naturalnymi dziennie (to w pracy jak mnie dopadnie straszliwy głód) robię dobrze? Jeden taki wafel ma ponoć 24 kcal więc nie dużo i poza tym jem go suchego , bez masła czy innych dodatków. Też się tak ratujecie w chwilach napadu głodu???
We wtorek wieczorem miałam się wybrać na basen ale było mi jakoś tak zimno, że w ogóle nie miałam ochoty iść, rozbierać się i wchodzić do wody nawet jeżeli ta jest podgrzewana. Za to wybrałam się do klubu na ćwiczenia i od razu kupiłam sobie karnet :-))) Dzisiaj znowu idę.
Aha! Wracając jeszcze do jedzenia chleba. Chyba już wiem gdzie popełniałam błąd. Chodzi mi nie o ilość (bo nie jadłam dużo) ale o jakość. Kupowałam niby ciemne bułki (ponoć razowe) ale jakby tak się im przyjżeć to chyba razowe były tylko z nazwy. Tak więc zamiast pełnowartościowego pieczywa pakowałam w siebie coś pieczywopodobnego. Chyba przemyślę na poważnie to co robi dgamm czyli własnoręczne pieczenie chleba. Jeżeli miałabym go zjeść (bo myślę, że długo bez chlebka jednak nie wytrzymam) to przynajmniej będę wiedziała co jem!

Przede mną dłuuuugi tydzień!!! Poniedziałek mam wolny a już we wtorek wieczorem                    WITAJ KRAKÓW I ZAKOPANE !!!!!

5 listopada 2008 , Komentarze (7)

Niewiele bo niewiele ale zawsze coś. Dzisiaj było 64 kg.
Najważniejsze jest to, że już trzeci dzień nie jem chleba. A myślałam, że nie wytrzymam nawet jednego :-))) Ziemniaków też nie jem a do mięska na obiad gotuję sobie kalafiorek lub brokułkę. Na śniadanko jem muesli z mlekiem lub biały twaróg do którego  wkrajam rzodkiewkę, pomidorka i dodaję jogurtu naturalnego. Wychodzi pychotka.
Niestety poległam dzisiaj jeśli chodzi o nie jedzenie słodyczy i zjadłam kawałek pysznego jabłecznika, który upiekła koleżanka z pracy z okazji swoich imienin. Jednak bilans kaloryczny dnia dzisiejszego powinien wyjść na plus (czyli mały :-)))a wieczorem planuję wyjście na basen czyli dodatkowe zrzucenie kalorii.

Mąż wczoraj powiedział, że cieszy się, że jadę na szkolenie do Zakopanego bo wie że ja się cieszę i sobie odpocznę :-). Kocham mojego Męża.

3 listopada 2008 , Komentarze (8)

No dobra.

Ostatni miesiąc spowodował wzrost wagi do 64,4 kg.!!!!Czyli to co udało mi się wcześniej (na początku miesiąca) zrzucić znowu powróciło :-((((((
Może nie będę tego dalej komentować. Czas wyciągnęć wnioski.
Przede wszystkim :
 1. Brak konsekwencji - byle "nasiadówka" z Rodziną czy znajomymi była pretekstem do nadmiernego jedzenia rzeczy absolutnie niedozwolonych.
2. Brak ruchu - przez ostani miesiąc ani razu nie odwiedziłam klubu fitness ani nie wsiadłam na rowerek stacjonarny. Sporadyczne kręcenie się na twisterze i wykonanie od czasu do czasu serii brzuszków jak widać nie zadziałało.
3. Brak silnej motywacji - na propozycję lampki wina czy kawałka ciasta ulegałam zarówno mężowi jak i koleżankom z pracy.
Efekt? Zaznaczyłam na czerwono.

Jak zwykle w poniedziałek rano (po zważeniu się i zobaczeniu mojej wagi) postanawiam solennie:
1. Wykupić karnet do klubu - jednak ruch  w większym gronie daje większe efekty niż zmobilizowanie się do ćwiczeń przed telewizorem.
2. W dni kiedy nie bedę chodziła do klubu zmobilizować się do ćwiczeń przed telewizorem :-))).
3. Dwa razy w tygodniu basen - wczoraj wieczorem byłam :-)))
4. Zaczynając od dzisiaj nie jeść pieczywa do niedzieli - zobaczymy jakie będą tego efekty - nigdy nie próbowałam nie jeść pieczywa bo jakoś chleb jest dla mnie podstawą żywienia.
5. Do niedzieli nie jeść słodyczy - to akurat nie brzmi dla mnie strasznie :-)))
No i oczywiście ruch, ruch, ruch!!!!!

Plany moje zakładają okres do niedzieli bo potem wyjeżdżam na szkolenie do Zakopanego a to oczywiście może nie sprzyjać diecie. Zobaczymy jak pójdzie.
28 grudnia jedziemy z mężem na wesele do Krakowa. Zamierzam kupić sobie fajną kieckę i wyglądać świetnie! Co prawda jest to kiepski okres na dietę (wiadomo co sie dzieje przez Święta !!!) Ale może jak do tego czasu schudnę to nawet jak przytyję przez Święta to nie będzie to takie tragiczne.

Tak więc do boju Dziewczynii!!! DO BOJU!!!!

29 października 2008 , Komentarze (9)

Cały poprzedni miesiąc odchudzania mogę skwitować krótko: KICHA!!!
Niby trzymam diety (dobrze że chociaż siedząc za biórkiem nie przytyłam) ale jak tylko nadarzy sie okazja do zjedzenia czegoś dobrego np. jak jestem u Mamy z wizytą to nie mogę się oprzeć i nie odmawiam. Brak mi tej silnej motywacji sprzed roku. Wtedy idąc w gości brałam jabłko i obraną surową marchewkę aby tym zaspokoić "ssanie" kiedy inni dookoła jedli. Dosłownie! Teraz jakoś nawet o tym nie myslę. A jednak takie "odstępstwa" od diety 2-3 razy w tygodniu powodują że nie chudnę. W dodatku wszyscy naokoło zapewniają mnie że wyglądam bardzo dobrze (szkoda że ja tak nie uważam) i nie potrzebuję już odchudzania. Najgorszy jest brak ćwiczeń! Dzisiejsza waga taka jak na pasku ale z powodu braku ćwiczeń czuję to i owo odkładające się na brzuszku.Nawet mój mąż wczoraj złapał mnie za fałdkę na brzuchu i zapytał żartem czy nie przybrałam przypadkiem troszkę na wadze wrrrrrrrr!!!! To po co przynosi do domu ciasto i proponuje mi wieczorem lampkę wina!!!

24 października 2008 , Komentarze (9)

Wzięło mnie dzisiaj dziewczynki na wspominki!!!

Własnie przeglądałam stare zdjęcia, które mąż pozgrywał z płytek i natknęłam się na te z naszego ślubu
Co to były za piękne czasy!!! Ważyłam wtedy ok.60 kg bo specjalnie odchudzałam się do swojego ślubu :-))) Schudłam wtedy z 75 kg do 59 kg. Te zdjęcia są dowodem na to, że jednak można!! Jeżeli znajdę te jeszcze wcześniejsze to też powklejam dla porównania.

Same osądźcie jak wyglądałam: 






23 października 2008 , Komentarze (10)

Szybko prawda??
Nie wykonałam założonego wtedy planu w 100% ale i tak jest dobrze.
Dzisiaj waga tak jak na pasku. Jestem w trakcie babodni co prawda ale i tak już widzę, że "po" zbyt dużego spadku nie będzie. No cóż,  można powiedzieć że cały miesiąc odchudzania "w plecy" (no bo co to jest zrzucić przez calutki miesiąc 1 kg) ale z drugiej strony ważne dla mnie jest to, że nie przytyłam. Bałam się tego mojego powrotu do pracy właśnie z tego powodu - zmiany trybu życia. Wcześniej byłam ciągle w ruchu - a to sprzątanie, stanie przy garnkach czy spacery z dzieciakami a teraz ciągłe siedzenie za biórkiem przez 8 godzin. Straszne. A najstraszniejsze jest to ze ciagle brak mi mobilizacji do regularnych, wieczornych ćwiczeń - zwłaszcze rowerka. Wiem, że z tymi ćwiczeniami spadek wagi był by znaczniejszy.
No ale dość już marudzenia.
Aby uczcić ten roczek, który minął
 zapraszam wszystkie koleżanki Vitalijki na symboliczną lampeczkę winka!!!  

21 października 2008 , Komentarze (5)

Jakoś opornie mi idzie to odchudzanie oj opornie.
Od prawie miesiąca kiedy zaczełam się odchudzać nie schudłam właściwie nic :-((( Teraz to może być wina zbliżających się babodni - zobaczymy jaka  będzie waga "po". Zwykle był mały spadek. Za 2 dni minie rok od mojego pobytu na Vitalii a za 4 dni rok odkąd zaczęłam się odchudzać. Jakieś refleksje? Chyba żadnych . Po prostu był to świetny rok. Wróciłam do pracy (z czego bardzo się cieszę), schudłam 12 kg (z czego jeszcze bardziej się cieszę) i poznałam (wirtualnie) wiele super Vitalijek (to chyba najlepsze z tego wszystkiego).
To chyba wszystko. Szkoda że tego roczku nie zakończę osiągnięciem mojego celu czyli 58 kg. ale cóż........ nikt nie jest doskonały. I tak było z Wami super.

17 października 2008 , Komentarze (7)

Wyjazd już pewny. Szefostwo sie zgodziło, pieniążki za szkolenie przelane więc jadę. Mąż po pierwszej reakcji trochę spasował i powiedział, że jak chcę to mam jechać. A  pewnie że chcę !!!! Nie dość że nigdy nie byłam ani w Krakowie ani w Zakopanem ( a mam okazję pozwiedzać oba miasta) to jeszcze odkąd urodziła się Amelka nigdzie nie wyjeżdżałam sama. Te z Was które mają małe dzieci wiedzą jak to jest 24 h/na dobę być Mamą. Teraz będę miała okazję 24 h/ na dobę być turystką i pilną uczestniczką szkolenia. Żyć nie umierać !!!
Dieta zachowana w 100 % nie licząc środy po południu kiedy byliśmy na imieninach Jadwigi. Obiecałam sobie nie jeść zbyt dużo, żeby rano waga gwałtownie nie podskoczyła w górę. I właściwie nie jadłam bardzo dużo ale jednak więcej niż zwykle. Efekt był taki że strasznie potem cierpiałam na ból brzucha. Musiałam sobie zaaplikować espumisan w większej dawce niz zalecają i jakoś pomogło. Niestety pomimo przestrzegania diety waga uparcie stoi w miejscu. Kolejny tydzień "do tyłu" gdyz nie sądzę aby do jutra rano gwałtownie zmalała. Może to efekt zbliżających się babodni? Mam nadzieję gdyz zaczyna mnie męczyć fakt, że pomimo prawie ciągłego głodowania waga nie spada. Dobrze że chociaż sylwetka się poprawiła i ciuchy luźniejsze - staram się chociaż co drugi dzień przez pół godziny ćwiczyć brzuszki, uda i kręcić się na twisterku.
Mam nadzieję, że wkrótce efekty zaczną być bardziej widoczne.

A jak na razie to odliczam dni do wyjzadu :-)))))