Pamiętnik odchudzania użytkownika:
doraw

kobieta, 48 lat,

160 cm, 81.50 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w końcu osiągnąć upragniony cel :-)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

15 października 2008 , Komentarze (6)

To o mojej pracy. To czym się zajmuję jest częściowo uzależnione od dostarczonych mi (na czas!!!) materiałów, które muszę "przerobić" i przesłać dalej. Ponieważ ktoś się spóźnia to ja nie mam co robić.... A wiadomo - kiedy nie ma nic do roboty to czas wlecze się niemiłosiernie.

Dzisiaj 15.10 więc poranna waga miała pokazać 62 kg. (taki miałam plan ponad 2 tyg. temu) No cóż. Nie zawsze wszystko musi wychodzić.                      Waga dzisiaj : 63,2 kg.  To i tak nie jest źle. Babodni dopiero przedemną więc teraz ma prawo być trochę więcej. Ciuchy jednak dosyć luźne i dobrze się z tym czuję. Dzisiaj po południu jesteśmy zaproszeni na imieniny więc pewnie coś podjem ale postaram się "oszczędzać" aby jutro rano nie było niemiłej niespodzianki.

W pracy szykuje się wyjazd na szkolenie do Zakopanego 12-15 listopada. Prawdopodobnie pojadę choć jeszcze nie jest to do końca pewne. Nigdy nie byłam w Zakopanym i nigdy też nie wyjeżdżałam z domu (bez dzieci) na tak długo. Wyjazd zapowiada się naprawdę super i wczoraj powiedziałam o nim mojemu mężowi. Reakcja?? Szkoda gadać.  

13 października 2008 , Komentarze (10)

Pomimo wielu oj wielu pokus. Oczywiście wszystkim uległam :-))

Na szczęście nie mam wyrzutów sumienia. W sobotę rano waga pokazała 62,9 kg. ale paska nie zmieniam bo dzisiaj już było 63,3 kg. To i tak niedużo więcej biorąc pod uwagę to ile zjadłam wczoraj na chrzcinach u kuzynki. Impreza była taka jakby to było małe przyjęcie weselne :-)) Atmosfera super, jedzenie jeszcze lepsze. A te wypieki mojej kuzynki !!! Najbardziej mi się podobało to jak zostali przyjęci najmłodsi uczestnicy przyjęcia czyli dzieci. Każdy z nich dostał drobny upominek (mój synek powiedział że czuje się jakby Św. Mikołaj do niego przyszedł) w postaci pistoletów na wodę, piłek dmuchanych czy jakis innych zabawek. Potem mieli frajdę przez ponad godzinę kiedy pryskali wodą wszystkie drzewa w okolicznym parku. W ogóle pogoda była bardzo ładna więc nie trzeba było siedzieć cały czas za stołem tylko można było wybrać się na spacer. Chrzciny były na wsi pod Szczecinem więc cisza, spokój - pełny relaks. Bardzo ale to bardzo mi się podobało.
Jedyne co było dziwne to sama uroczystość chrzcin. Nie wiem jak jest u Was w parafiach ale ja byłam na wielu chrzcinach i zawsze odbywa sie to w trakcie mszy Świętej na środku Kościoła. A tam było inaczej - Ksiądz poprosił Rodziców oraz Rodziców chrzestnych do bocznej nawy 15 min. przed mszą i tam udzielił Sakramentu Chrztu. Wierzcie mi, że ja dopiero po 5 minutach  kapnęłam się, że to Chrzciny bo wcześniej myślałam że Ksiądz po prostu przeprowadza próbę uroczystości. W związku z tym nie było żadnego takiego ogólnego przeżycia tej tak ważnej chwili. No i jeszcze jedno. Moim zdaniem odprawianie jednej mszy w intencji nowo ochrzczonych oraz zmarłych jakoś dziwnie mi się kojarzy. W końcu w niedzielę mszy jest kilka więc można by to było oddzielić.
Wiem, że poruszyłam dosyć drażliwy temat więc już lepiej kończę.
Trzymajcie się ! Ja od dzisiaj wracam do 100 % dietki. 

10 października 2008 , Komentarze (5)

U mnie Dziewczynki wszystko z górki :-)))
A zwłaszcza dietka, która jest zachowana w 90 -100%. Te 90 % to za wczoraj bo zjadłam po moim synku niedokończonego pączka. No ale tak pięknie pachniał, że nie mogłam się oprzeć. Za to wieczorkiem trochę sobie poćwiczyłam i nie jadłam drugiego dania  z mojej dietki.
Tak w ogóle to po mojej figurze i luzie w ciuchach widzę, że jest ok!!! Nie wiem jak z wagą bo dzisiaj się nie ważyłam - zrobię to jutro jak zwykle w sobotę.
Weekend zapowiada się ciekawie bo w niedzielę jesteśmy zaproszeni do kuzynki na chrzciny jej synka. Fajnie, bo dawno nie wychodziliśmy razem całą Rodzinką (nie licząc wspólnych spacerów do lasu) na jakieś imprezki gdzie jest więcej ludzi. Jedzonka pewnie będzie dużo i smacznie (jak to na wsi) ale jakoś mnie to nie przeraża. Dzisiaj wieczorem planuję zaliczyć basen a jutro może jakiś wypad do kina? Mój mąż co prawda obiecał synowi wspólne oglądanie meczu Polska-Czechy (rośnie mu mały kibic) ale do kina to zawsze mogę iść z moją Mamuśką :-))) No ale może Mężulek da sie jednak namówić na wspólne wyjście.

Życzę Wam cudownej, słonecznej pogody i miłego wypoczynku!!! 

7 października 2008 , Komentarze (5)

Buuuuuu!!!!

A tak się staram!. Jestem dietkowa w 100%. Wczoraj jak wróciłam do domu to marzyłam o zjedzeniu pysznej zupki jarzynowej, którą gotowałam w sobotę a której został prawie cały garnek. Postanowiłam, że zamiast gotowania obiadku zjem porządną miseczkę zupki i to mi wystarczy. A była taka gęsta! Z ogromną ilością różnych warzywek! Bez śmietany! Dietetyczna pychotka wręcz!

Niestety ta pychotka miała czelność skisnąć! I to w lodówce!

No prawdziwa załamka. Dobrze, że miałam w zamrażalce "dyżurne" warzywka na patelnię Hortexu. W ciagu 20 min. szybko przygotowałam sobie obiadek i tym sie najadłam. Do końca dnia było bardzo dietetycznie.

Wieczorem byłam w klubie na spiningu. (wczoraj po raz pierwszy były te zajęcia - nowość). Podobało mi się średnio. Może dlatego że pomimo narzucanego przez prowadzącą tempa jazdy (do muzyki) i tak każdy sobie jechał inaczej. Myślę że to dlatego że regulacja w tych rowerkach była płynna a nie stopniowa i określenie "jedziemy pod górkę - proszę zwiększyć obciążenie" każdy traktował po swojemu. No ale muszę przyznać, że pot ze mnie się lał. I to ciurkiem. Niestety z moich wczorajszych wypocin waga sobie nic nie robi i uparcie pokazuje tyle co na pasku. 

No cóż. Jak ona próbuje mnie wziąść na przetrzymanie to ja jej pokażę!!!  

6 października 2008 , Komentarze (7)

Pogoda okropna, w ogóle nie sprzyja dużej aktywności fizycznej, spacerom i ogólnie odchudzaniu. Najchętniej zaległabym pod cieplutką kołderką, w cieplutkim łóżeczku z gorącą cherbatką i jakimś pysznym ciastem pod ręką...

Pomarzyć można.

Od rana chcąc nie chcąc jestem w pracy. Za oknem leje i dobrze, że chociaż mogę się raczyć pyszną gorącą kawką.

Weekend minął dobrze. Niestety juz w piątek uległam słodkościom bo po uroczystości rozpoczęcia roku akademickiego  poszłam na  poczęstunek przygotowany dla członków Senatu i Gości. Gdybyście dziewczyny widziały te wszystkie smakołyki na stołach! Uległam pokusie i pokosztowałam co nieco ale biorąc pod uwagę, że ze stresu rano prawie nic nie zjadłam i potem do końca dnia raczej sie oszczędzałam to bilans dnia nie wypadł tak najgorzej.
W sobotę rano waga pokazała 63,3 więc zaznaczam na pasku. Spadek może i niewielki ale zawsze to coś.
W sobotę i niedziele trzymałam sie nieźle nie licząc małych kawałeczków serniczka. No cóż, nikt nie jest doskonały. A już na pewno nie ja.
A Wam jak minął weekend???

2 października 2008 , Komentarze (6)

Dietka zachowana ciągle w 100%. Widać że wybrałam dobry okres na rozpoczęcie odchudzania (po babodniach) bo nie mam aż takiego wielkiego łaknienia, zwłaszcza na słodycze. Wczoraj zaliczyłam fitness klub więc dzisiaj troszkę sie męczę z zakwasami. Ale to nic. Waga rano pokazała 63,6 kg (!!!!)
Jednym słowem jest super bo 2 tygodnie temu było już
65 kg. (postanowiłam ten fakt przemilczeć bo aż wstyd mi było - wiem, wiem, nie powinnam była)
Obiecałam sobie w poniedziałek że do 15 października wytrwam bez słodyczy (nawet bułki na śniadanie nie smaruję dżemem pomimo że tak mam rozpisaną diete). Zobaczymy czy mi się to uda chociaż już wiem że na 12 .10 jesteśmy zaproszeni do kuzynki na chrzciny jej synka. A tam będą oczywiście pyszne ciasta mojej kuzynki. Jak myslicie? Jeżeli w tym dniu pojem ciasta ale za to wydłużę okres nie jedzenia słodyczy do np. 26 października to będzie dobrze? Chyba nieźle to wykombinowałam co? 

29 września 2008 , Komentarze (7)

...aż trudno uwierzyć, że tak szybko.

Ostatni robiłam wpis w środę a od tego czasu :

1. Amelka "rozłożyła" sie na dobre, była potrzeba antybiotyku a co za tym idzie mojego przymusowego zwolnienia na czwartek i piatek. Strata mała - w pracy za mna nie płakali a ja przynajmniej mogłam sobie odpocząć :-)))

2. Synek jakoś się trzyma (jego też zawlokłam na oględziny do Pani doktor) i poza małym kaszlem, nasilajacym się kiedy wariuje jak szalony nic mu nie dolega.

3. Dietkowo całkiem całkiem. Dzisiejsza waga pokazała 64 kg. Czuję jednak, że zeszła ze mnie woda bo własnie skończyły sie babodni. Od czwartku wróciłam do diety Vitalii - zobaczymy czy teraz uda mi sie wytrwać. Postawiłam sobie nowy realny cel - do 15 października (urodziny mojego bratanka) dobić do 62 kg. Cel może niezbyt ambitny ale tak jak napisałam - realny.

4. Zaczęłam ćwiczyć. Codziennie robię serię brzuszków, wczoraj przepedałowałam 15 km na rowerku stacjonarnym (został odkurzony) a dzisiaj obiecałam sobie wizyte w fitness klubie - ciagle mam 3 niewykorzystane wejścia z letniego karnetu.

To tak w telegraficznym skrócie. Aha! Kochane dziewczynki! Pomimo, że nie robię codziennie wpisu (czytaj:brak czasu) to staram się zaglądać do Waszych pamiętników codziennie. Za bardzo związałam się z Vitalią i z Wami żeby teraz z tego rezygnować. I nie jest to już tylko kwestia odchudzania :-))))

24 września 2008 , Komentarze (6)

Zaczynam odczuwać pewien kryzys tego jak wyglądam.
Niestety tak jak myślałam zmiana trybu życia wpłynęła na mnie bardzo ale to bardzo negatywnie. Odkąd wróciłam  do pracy przytyłam 1,5 kg !!! (wczoraj waga pokazała 64,8 kg). Po prostu czuję jak "puchnę" z dnia na dzień. Pocieszające jest to, że jestem w trakcie babodni więc waga ma prawo pokazywać trochę więcej.  Niestety znowu zaniedbałam ćwiczenia i to zaczyna odbijać sie na mojej sylwetce - wrócił brzuszek i "boczki" na udach. No cóż. Zaczynam sie trochę dołować faktem, że niszczę to o co z takim trudem walczyłam jeszcze parę miesięcy temu.  Ta frustracja powoli we mnie narasta i podejrzewam już co bedzie jak  osiagnie punkt kulminacyjny.
Zastanawiam się czy nie wykupić znowu diety vitalii ale nie wiem czy pozmieniały sie przepisy czy nie - mam wydruki z 2 miesięcy z zeszłego roku (właściwie z tej samej pory roku bo z października) więc trochę bez sensu kupować to samo. Może Wy mi coś doradzicie.
A jak u Was ze zdrówkiem (i u Waszych najbliższych?)?
My "balansujemy" na granicy przeziębienia i choroby. Mała przez weekend miała gorączkę i już mysleliśmy że z tego wyszła (przetrzymaliśmy oboje dzieci w domu przez 2 dni) ale od poniedziałku zaczęła kaszleć. Na razie lekarz stwierdził że jest ok. aloe zobaczymy czy się nie rozwinie dalej. Z synem jest dokładnie to samo pokasłuje i ma mały katar ale ogólnie płuca i gardło czyste. Może jakoś przetrwamy.

24 września 2008 , Skomentuj

Zaczynam odczuwać pewien kryzys tego jak wyglądam.
Niestety tak jak myślałam zmiana trybu życia wpłynęła na mnie bardzo ale to bardzo negatywnie. Odkąd wróciłam  do pracy przytyłam 1,5 kg !!! (wczoraj waga pokazała 64,8 kg). Po prostu czuję jak "puchnę" z dnia na dzień. Pocieszające jest to, że jestem w trakcie babodni więc waga ma prawo pokazywać trochę więcej.  Niestety znowu zaniedbałam ćwiczenia i to zaczyna odbijać sie na mojej sylwetce - wrócił brzuszek i "boczki" na udach. No cóż. Zaczynam sie trochę dołować faktem, że niszczę to o co z takim trudem walczyłam jeszcze parę miesięcy temu.  Ta frustracja powoli we mnie narasta i podejrzewam już co bedzie jak  osiagnie punkt kulminacyjny.
Zastanawiam się czy nie wykupić znowu diety vitalii ale nie wiem czy pozmieniały sie przepisy czy nie - mam wydruki z 2 miesięcy z zeszłego roku (właściwie z tej samej pory roku bo z października) więc trochę bez sensu kupować to samo. Może Wy mi coś doradzicie.
A jak u Was ze zdrówkiem (i u Waszych najbliższych?)?
My "balansujemy" na granicy przeziębienia i choroby. Mała przez weekend miała gorączkę i już mysleliśmy że z tego wyszła (przetrzymaliśmy oboje dzieci w domu przez 2 dni) ale od poniedziałku zaczęła kaszleć. Na razie lekarz stwierdził że jest ok. aloe zobaczymy czy się nie rozwinie dalej. Z synem jest dokładnie to samo pokasłuje i ma mały katar ale ogólnie płuca i gardło czyste. Może jakoś przetrwamy.

21 września 2008 , Komentarze (6)

Minęły już dwa tygodnie odkąd zaczęłam się odchudzać. Efekty gorzej niż mierne. Właściwie żadne. Teraz czekam na babodni więc mam wrażenie że jestem cała opuchnięta. Waga bez zmian. No cóż. Jednak zmiana trybu życia nie wpłynęła na mnie pozytywnie. W pracy siedzę ciągle za biórkiem i.....myślę o jedzeniu. Śniadania do pracy przygotowywuję sobie dzień wcześniej i trzymam w lodówce ponieważ wtedy mogę łatwiej i spokojniej zaplanować sobie co zjem. No i oszczędzam przy tym czas rano. No ale co z tego skoro w pracy muszę się ratować gorącym kubkiem (dobrze że to tylko 70 kcal) czy chlebkami kukurydzianymi (jedna kromka 24 kcal). Gdyby nie te dodatkowe przekąski to chyba bym padła z głodu. W dodatku na początku zeszłego tygodnia jeszcze nie grzali w kaloryferach, na dworze ziąb (11 stopni) a wiadomo - jak zimno to się chce jeść. Jednym słowem ten tryb dnia jakoś nie wpływa pozytywnie na moje odchudzanie. Kiedy jeszcze nie pracowałam to właściwie ciągle byłam w ruchu - a to spacery z dziećmi a to sprątanie domu, prasowanie, gotowanie. Teraz dużo tych rzeczy mi odeszło bo sprzątam tylko raz w tyg. gotuję też mniej no i nie ma spacerów. Do pracy na razie jeszcze jeżdżę autobusem (do końca miesiąca mam sieciówkę) a potem przesiadam się na własne 4 kółka. No więc odejdzie dodatkowy ruch. Niby czasu będzie więcej ale jak już wracam do domu to najgorzej że później  już mi się nie chce nigdzie wychodzić. Na dworze zimno a dzieciaki ciągle podziębione, z katarem i kaszlem. Nie wiem jak będzie jutro bo od wczoraj Amelka ma ciągle stan podgoraczkowy na zmianę z gorączką. Jeżeli w nocy dalej tak będzie to zamiast do niani to pójdę z nią do lekarza. Zobaczymy. Ale sie dzisiaj rozpisałam.!!! Mam jeszcze chwilę wolnego bo Mała śpi a mąż pojechał na finał PKO Open w tenisie więc pozaglądam teraz do Was. Mam nadzieję że Wam kochane idzie lepiej to odchudzanie niż mi. Pozdrawiam