Pamiętnik odchudzania użytkownika:
doraw

kobieta, 48 lat,

160 cm, 81.50 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: w końcu osiągnąć upragniony cel :-)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

6 lutego 2009 , Komentarze (7)

U mnie wagowo bez zmian.

Diety brak chociaż przyznaję że wieczorami (po obiedzie który jem ok. 17.00) jem już bardzo mało. Za to doszedł okropny nawyk wieczornego jedzenia słonecznika. No jakaś mania ! Mąż skubie i ja skubię! Już nawet wieczorem w łóżku leżymy, oglądamy jakiś film i jak się dorwiemy do większej paczuszki to za jednym zamachem całą zjemy. Aż później boli język od tego wygrzebywania ziarenka ze skorupki. Wolę nie mysleć ile to to ma kalorii ale raczej dużo.

Naczytałam się ostatnio o tym co pisze zimejka na temat diety proteinowej i kupiłam na allegro książkę. Zamierzam (jak przyjdzie) dokładnie ją przestudiować i spróbować na niej zrzucić parę kilosków (na diecie a nie na książce oczywiście :-)). Może się uda? Do diety Vitalii straciłam już sercę i zauważyłam że po 2-3 dniach przestaję się do niej stosować i wszystko szlag trafia. W proteinowej są świetne przepisy i wielki plus: jem określone produkty w ilościach jakie chcę ( myślę że z zachowaniem zdrowego rozsądku) więc uniknę ważenia produktów. Zobaczymy.

Weeken zapowiada się słodko i gościnnie bo Amelka ma 2 urodzinki :-)

Na sobotę zaprosiłam koleżanki z dziećmi więc musze iść na zakupy i nakupować jakieś słodkości i torcik :-)

A w niedzielę przyjdzie Rodzinka więc będzie drugi torcik, ciasto (mam przepis na super chatkę baby-jagi  - zrobię zdjęcie  i wkleję) i jakaś kolacja. 
Nie wiem jak przeżyję ten weekend!!!! 

 

4 lutego 2009 , Komentarze (12)

"Jestem sobie przedszkolaczek nie grymaszę i nie płaczę,
Na bębenku sobie gram ram tam tam, ram tam tam"
Pamiętacie to?
Amelka ćwiczyła tę piosenkę już od miesiąca. Zna ją na pamięć i jak przystało na grzeczną dziewczynkę stosuje się do jej tekstu w 100 % :-)))
Co prawda to dopiero żłobek a nie przedszkole ale czy to nie wszystko jedno? 
W pierwszy dzień (poniedziałek) pojechałam po nią o 11.30 kiedy akurat dzieci jadły obiadek. Stanęłam pod drzwiami salki bo bałam się że jak wejdę i mnie zobaczy to przestanie jeść i do mnie przybiegnie. Obok mnie stała Mama dziewczynki, która też dzisiaj była po raz pierwszy w żłobku. Wyszła Pani i spytała się po kogo przyszłyśmy. Tamta Mama powiedziała że przyszła po Wiktorię na co opiekunka: "przykro nam ale córcia odkąd ją Pani rano zostawiła nie chce nic jeść i ciągle popłakuje. Zaraz ją przyprowadzę i dam Pani obiadek to może Pani ją tu z boku nakarmić żeby nie była głodna" A ja się pytam co z Amelką czy płakała i coś jadła. A Pani na to : "Amelka? Amelka cały czas ślicznie się bawiła a teraz je sama obiadek (nie chce być karmiona tylko siama i siama) i właśnie kończy" 
Wiecie kochane jak mi ulżyło? Moja Dzielna dziewczynka!!!! 
Na drugi dzień była w żłobku już do godziny 15.00 bo nie miał kto jej odebrać wcześniej. Panie trochę krzywo patrzyły bo zwykle dzieci adaptują się w żłobku parę dni i przez te parę dni należy je odbierać przed 12.00 czyli przed leżakowaniem. No ale co mają zrobić Rodzice którzy tak jak my nie mogą?
Naszczęście Mała widać że jest bardzo zadowolona ze zmiany opieki i problemów być nie powinno. A kiedy ubieram ją w szatni żeby iść do domu to skubana ucieka mi na korytarz i mówi że nie chce do domu tylko chce iść się bawić :-))) Panie mówią że kryzys może jeszcze przyjść i może np. za tydzień zacząć płakac ale jakoś jestem o to spokojna i nie sądzę aby to nastąpiło. W domku wieczorem jak mówimy że trzeba iść spać bo rano jedziemy do Muszelki (tak się nazywa żłobek) to wyraźnie się cieszy i jest zadowolona.
Oby tak dalej. Myślę że to była bardzo słuszna decyzja z tym żłobkiem.
Miłego dnia!!!

2 lutego 2009 , Komentarze (10)

I tak już ponad miesiąc.

To chyba jakieś moje przekleństwo albo ... totalny brak silnej woli. Czyli w skrócie wygląda to mniej więcej tak: w poniedziałek rano po całym weekendzie jedzenia rzeczy "absolutnie niedozwolonych" przychodzi pora na opamiętanie. Ma to miejsce zazwyczaj w momencie porannego ważenia :-( Potem następuje powrót do "normalności" czyli jedzenie bardziej dietetyczne, nie jedzenie po godz. 20.00 (chodzę dosyć późno spać więc dla mnie niejedzenie po 18.00 to jakaś abstrakcja), ćwiczenia w stopniu mniej lub więcej zaawansowanym  i tym podobne rzeczy, które pozwalają mi zredukować nadwyżkę i powrócić do wagi około 63-63,5 kg. Około czwartku następuje "zmęczenie materiału" i albo zaprzestaję ćwiczeń albo zaczynam powracać do złych nawyków żywieniowych. No i zaczyna się weekend i błędne koło.

Dodam jeszcze że po drodze (przynajmniej raz w tygodniu) zdarzają się czyjeś imieniny, urodziny czy tak po prostu ktoś życzliwy przyniesie pączka, ciastko itp. rzecz. U u mnie silna wola wyparowała. I pomysleć że rok temu powiedziałabym po prostu "nie dziękuję" Teraz nie potrafię i to mój błąd.

Pocieszające w tym wszystkim jest to, że od poniedziałku do czwartku jakoś się trzymam i dzięki temu moja waga też trzyma się  na w miarę stałym poziomie. Tylko co z moimi wymarzonymi 58 kg? Czyżby nigdy nie było mi dane doświadczyć tego stanu zadowolenia z własnej wagi? A może po prostu ta waga którą mam obecnie jest dla mnie optymalna? Któż to wie?

Tyle o wadze. Nasza Amelka była dzisiaj po raz pierwszy w żłobku. Zniosła to bardzo dzielnie. Ale o tym napiszę jutro. Miłego poniedziałku!!!!

28 stycznia 2009 , Komentarze (10)

Dzisiaj co prawda się nie ważyłam ale wczoraj było 63,5 kg.
Brzuszek jakby się zmniejszył i ogólnie czuje się mniej 'napompowana".
Od poniedziałku znowu zaczęłam się kręcić po 10-15 min. na twisterku, robić brzuszki a wczoraj przepedałowałam 25 min. na rowerku stacjonarnym. Jeździłam podczas wielce pasjonującego meczu Polska -Norwegia (mój mąż jest wielkim fanem sportu-zwłaszcza jak grają polskie drużyny i mi się też to czasem udziela :-0) i pewnie bym popedałowała troszkę dłużej ale końcówka meczu była tak emocjonująca że aż nie mogłam wytrzymać, zeszłam z rowerka i kibicowałam na stojąco, zaciskając kciuki za naszych szczypiornistów.
No i się udało. 
Potem obejżeliśmy sobie film na DVD - Mamma mia!!!, który uwielbiam (byłam na nim dwa razy w kinie) więc poszłam spać dopiero po 24.00
Dzisiaj widać tego efekty :-(
Piję w pracy już drugą kawę i ciągle ziewam.
Do tego przypałętała się jakaś infekcja. Boli mnie gardło, głowa i mam katar.
Brrrrrr.
Amelka dzisiaj z moimi Rodzicami bo niania tak jak chciała ma 3 dni wolnego.
Wczoraj na pożegnanie kupiłam jej jeszcze czekoladę. A co mi tam. Co było to było ale mam zasadę że trzeba być miłym. Może wtedy inni ludzie też będą dla mnie mili :-)

Miłego dnia! 

26 stycznia 2009 , Komentarze (3)

Od dzisiaj.

Rano stanęłam na wadze i znowu zobaczyłam 64,5 kg. To o co najmniej 2 kg więcej niż bym sobie tego życzyła. No ale właściwie nic dziwnego bo przez ostatni tydzień nie zmusiłam się do żadnych ćwiczeń a w jedzeniu to prawdę mówiąc sie nie oszczędzałam.

Teraz jestem po @ więc nie ma wykrętów, że apetyt większy czy nabieram wody w organiźmie.

Trzeba porządnie wziąść się za siebie i zrzucić ten zbędny balast. Przeceny już się kończą w sklepach a ja nawet nic sobie nie kupiłam. Wczoraj przymierzyłam 3 spódnice i nic mi się nie podobało. Tzn. spódnice były fajne ale to jak w nich wyglądałam to już inna sprawa.

  W domu ok. Dziaciaki w piątek zostały pod opieką moich Rodziców i jak po południu zaczęły już łobuzować to znaczy że im się porządnie polepszyło. Myślę że to jednak było jakieś zatrucie bo grypa żołądkowa tak szybko ich by nie puściła. Jako głównego winowajcę wytypowaliśmy słonecznik który dzieci zjadły w dyżej ilości dzień wcześniej wieczorem. Podobno spleśniałe ziarna słonecznika (czego nawet się nie czuje) mogą spowodować u takich maluchów powstanie toksyn w żołądku i go podrażnić. Ale nie wiem tego na pewno. Mój mąż też jadł słonecznik - to on im go obierał a jednak nic mu nie było. No ale to w końcu 85 kg. żywej wagi :-) No i on je go często a dzieciaki w tak dużej ilości po raz pierwszy.

Trzymajcie się ciepło i bardzo dietkowo. Ja będę się starała.

OBIECUJĘ!!!!!!

23 stycznia 2009 , Komentarze (4)

Wczoraj po południu dostałam telefon z przedszkola że Mateusz wymiotuje i boli go brzuch. Poodbierałam dzieci , odwołałam wizytę u koleżanki, z którą byłam umówiona na ploty a nasze dzieciaki miały się pobawić i wróciłam do domu. Na początku myślałam że mały czymś się zatruł ale kiedy Amelka też zaczęła wymiotowywać pomyślałam, że załapały jakiegoś wirusa. Strasznie bolały ich brzuchy - leżałam z nimi na tapczanie i obojgu masowałam brzuszki. Wcześniej zapakowałam ich do łóżek (o dziwo nie protestowały) bo były troche osowiałe i stwierdziłam że sen lekarstwem dobrym na wszystko. Noc spędziły spokojnie, bez gorączki i wymiotów. Dzisiaj zostały z moim Tatą a później ma jeszcze do nich dojechać moja Mama. Oby na tym się cała historia z wirusem skończyła. Już teraz zastanawiam się co ja najlepszego z tym żłobkiem wymyśliłam? Posyłam do niego Amelkę w okresie największych zachorowań i epidemii grypy. Wczoraj niania powiedziała że jak mała będzie chorowała w żłobku to Ona przyjmie ją z powrotem do siebie i że zawsze możemy na nią liczyć. Hmmm. Teraz ta Pani jest bardzo przychylnie do nas nastawiona bo za namową mojej Mamy, która powiedziała że zaopiekuje się w jeden dzień Amelką daliśmy tej Pani jeszcze jeden dzień wolnego (razem trzy) no i zgłosiła się jeszcze jedna mama z 2-letnią dziewczynką która zacznie chodzić do tej Pani od lutego. Niania jest więc szczęśliwa że pomimo odejścia Amelki nic na tym nie straci. Jednak po całej sytuacji niesmak (przynajmniej u nas) pozostał i wątpię czy skorzystamy jeszcze z usług (o ile można to tak nazwać) tej Pani.

Wiem że Was trochę zanudzam moimy sprawami  Rodzinnymi ale teraz tylko tym żyję i ciągle o tym myślę.
Waga dzisiaj 64,8 więc dobrze nie jest. Właśnie dostałam @ wiec może wkrótce będzie trochę spadku. Apetyt jakby mi się zmniejszył więc warto to wykozystać i trochę powalczyć o mniejszą wagę.
Życzę wszystkim miłego weekendu i dużo zdrówka!

21 stycznia 2009 , Komentarze (9)

W poniedziałek przeprowadziłam bardzo długa rozmowę z nianią. Powiedziałam jej że zgadzamy się na max. 2 dni jej urlopu (ostatni czwartek i piątek miesiąca) bo nie mamy co zrobić z Amelką a ja urlopu wziąść nie chcę i nie mogę. Była bardzo ale to bardzo niezadowolona - powiedziała że 2 dni to stanowczo za mało bo Ona musi sie przygotować do sesji egzaminacyjnej i pewnie będzie musiała siedzieć po nocach. Byłam twarda i nie popuściłam. Albo zgadza sie na te dwa dni albo zabieramy małą wcześniej i zapłacimy jej za tyle dni ile faktycznie była u niej w styczniu. Strasznie potem źle się z tym czułam. Nie chciałam aby nasza współpraca tak się zakończyła i zeby ona była zła że zabieramy od niej małą. A jest zła bo mi o tym powiedziała. Jednak prawda jest taka że w dzisiejszych czasach każdy stara się szukać jakiś oszczędności i jeżeli mam płacić o prawie 500 zł mniej miesięcznie za opiekę (bo u syna w przedszkolu tez mam znizkę jak mała pójdzie do żłobka) to dlaczego nie?
Tym bardziej że mała naprawdę (emocjonalnie) nadaje się do większej grupy dzieci. No i jeszcze jedna ważna rzecz: jeżeli teraz zacznie chodzić do żłobka to w kwietniu nie musimy znowu składać podania o przyjęcie na następny rok tylko odbywa się to automatycznie. 
Co do niani to poza tymi żądaniami o urlop i brakiem współpracy z pieluchami to było naprawdę ok. Amelka widać że bardzo ją lubi i nie mieliśmy prawa narzekać na opiekę. Pani jest osobą wykształconą, kulturalną i bardzo miłą.
 To tyle wylewania żalów.
Z dietą na razie jestem na bakier. Staram się i to bardzo ale trochę mi to nie wychodzi. Czekam na @ i potem mam nadzieje ostro wziąść się do roboty.

Wszystkiego najlepszego dla wszystkich Babć! 
Ja dzisiaj po południu jadę w odwiedziny do swojej kochanej Babuni.
Zawiązę jej jakieś słodycze, które ta pewnie rozpakuje i położy na stole aby się częstować. I jak tu odmówić?

Chyba jej kupię kawę :-))) 

19 stycznia 2009 , Komentarze (7)

Chodzi o Nianię oczywiście.

W czwartek powiedziałam jej, że Amelkę zapisaliśmy do  żłobka i od 2 lutego będzie tam chodziła. Dodam, że to nie była pierwsza informacja o żłobku jaką jej przekazaliśmy bo 2 tyg. temu mówiłam jej że istnieje taka możliwość (zwolniło się miejsce) i chcemy z niej skorzystać. Pytałam się jej wtedy co o tym sądzi, czy nie będzie zła że zabierzemy jej "źródło dochodu" i czy jak Amelka będzie chorowała to czy możemy do niej powrócić. Powiedziała że jak najbardziej przyjmie ją z powrotwem, że mała świetnie nadaje się do żłobka bo jest kontaktowa itp i że absolutnie mamy sie nią nie martwić bo ona sobie znajdzie inne dziecko. Wyszło nawet na to że cieszy  sie że odejdzie jej maluch z pieluchą bo ona woli te starsze bez pieluchy.

No. To mi ulżyło bo przyznaję, że miałam wyrzuty sumienia, że ją zabieramy - umawialiśmy się że będzie chodziła do tej Pani do końca sierpnia.

No i wiecie co wymyśliła? Powiedziała, że na początku umawialiśmy się że po roku czasu opieki przysługuje jej 3 tyg płatnego urlopu. Musiałyśmy więc we wszystkie 3 mamy (bo jest troje dzieci) ustalić urlop w swoich pracach w tym samym czasie aby ta Pani miała wolne (prawie niewykonalne). Teraz kiedy zabieramy Amelkę powiedziała, że jest stratna bo nie będzie miała tego urlopu więc albo jej zapłacimy za tydzień (dodatkowo 150 zł) bo była z Amelką 5 miesięcy albo przez ostatni tydzień stycznia nie będziemy już jej przyprowadzać. No szczęka mi opadła. Czyli co mam iść na zwolnienie (wtedy dostanę mniejszą pensję) czy mam wziąść urlop? Owszem były takie ustalenia ale była też ustalona kwota opieki, którą ta Pani podniosła i poza tym kiedy chciała tylko wolne w związku ze zjazdem na Uczelni (studiuje zaocznie) to miała - łącznie 3 dni. W okresie Świątecznym zawoziliśmy małą na 4-5 godzin max. żeby było jej lżej i w ogóle cały czas mała jest krócej niż 8 godzin a tamte dzieci są po 9 i płacą tyle samo.
Dzisiaj czeka mnie z tą Panią rozmowa bo wtedy byłam tak zszokowana że nawet nie zareagowałam. Jeżeli dalej będzie się upierała przy tym wolnym to po prostu zabiorę małą i zapłacę jej  za pół miesiąca. Może jak zaangażuję Rodzinkę to jakoś uda nam sie przetrwać te 2 tyg.

Z dietą przez weekend kiepściutko - słodycze dobre na chandrę i złe samopoczucie.

16 stycznia 2009 , Komentarze (6)

U mnie duża poprawa.
Dzisiaj na wadze było 63,8 co oznacza że od poniedziałku kiedy to wróciłam na dietkowe tory spadło prawie 2 kg. Czuć to po ciuchach i ogólnie po moim wyglądzie więc jest ok. Wiem że jak na 5 dni to spadek wagi jest bardzo duży ale myślę, że ta poniedziałkowa (65,5 kg) była jednak trochę zawyżona w związku z nagromadzeniem się w moim organiźmie dużej ilości wody. Byłam wtedy jakaś taka opuchnięta tak że nawet nie mogłam zdjąć pierścionków z palców a te zwykle są luźne. Ponadto jestem na tydzień przed @ więc woda ma prawo się zbierać. W poniedziałek "przeprosiłam" sie z moim rowerkiem stacjonarnym i przepedałowałam ponad pół godziny, do tego od paru dni kręcę sie po 10-15 min. na twisterku i robię serie brzuszków. W środę mój mąż specjalnie wrócił wcześniej z pracy żebym mogła pójść do klubu na fitness. Mówię wam dziewczyny! jak mi się nie chciało wyjść z domu!! Jednak zmobilizowałam się i poszłam! To była najlepsza decyzja jaką ostatnio podjełam. Dlaczego? W klubie spotkałam koleżankę której nie widziałam przez ponad 3 lata gdyż wyjechała do Irlandii i urwał nam się kontakt. Kiedyś razem pracowałyśmy i chodziłyśmy na studia podyplomowe (pisałysmy wspólną pracę dyplomową z pozyskiwania funduszy unijnych na szkolenia dla studentów i absolwentów) ale kiedy ja zaszłam w ciązę - ona wyjechała z mężem do pracy i nawet nie wiedziałam co sie z nią dzieje. Okazało sie że wróciła 4 miesiące temu, znalazła pracę i mieszka całkiem niedaleko mnie. I pomyśleć, że gdybym sie nie zmobilizowała do pójścia do klubu to dalej bym nie wiedziała że ona jest w kraju. Ja mam jeszcze ostatnie wejście na karnet i na razie nie miałam wykupić nowego z powodu poświątecznego braku gotówki :-(
 A tak mamy się zdzwonić w przyszłym tygodniu na pogaduchy :-)

Poza tym straszne u mnie zamieszanie. Jak wiecie moja córcię wozimy do niani. No i ostatnio zaczęły się problemy. Nie dość że niania podwyższyła nam opłatę za opiekę to jeszcze kiedy poprosiliśmy ją o współpracę w oduczniu małej od pieluch to odmówiła tłumacząc się brakiem czasu (ma jeszcze dwoje innych dzieci) i tym że Amelka nie potrafi jeszcze kontrolować swoich potrzeb fizjologicznych i nie woła siusiu. To akurat jest dziwne bo w weekendy kiedy jest cały dzień ze mną to chodzi ciągle bez pieluchy (ma zakładaną tylko na spanie) i potrafi przybiec z drugiego pokoju wołając że chce. Co prawda zdarza jej sie czasami narobić w majtki i sama też muszę jej się ciągle pytać czy chce siusiu i nawet jak mówi nie a minęła ponad godzina to po prostu wysadzać ją na nocnik ( na ogół z sukcesem ;-)) no ale nie od razu Kraków zbudowano co nie. A niania tego nie rozumie i mówi że jak ja ją naczę to ona będzie tą naukę jedynie kontynuowała. A jak ja ją mogę nauczyć w weekendy i po 4 godz.. po południu? Co prawda jak Amelka wraca od Niani to zdejmuję jej pieluchę ale czasem mała się wścieka i nie chce jej zdjąć (bo u niani chodzi z) a przecież na siłę tego nie będę robić. No ręcę opadają.
Dlatego podjęliśmy decyzję o zapisaniu jej do żłobka.
Miejsce się znalazło i od 2 lutego zaczyna chodzić.
Emocjonalnie na pewno sie nada - jakoś jesteśmy o to spokojni.
Tylko co będzie jak zacznie chorować? Powrotu do tej niani już nie będzie - to wiemy na pewno.
Czas pokaże.

12 stycznia 2009 , Komentarze (5)

Dzisiaj waga pokazała 65,6 kg. Zreszta nie musiałam nawet na nią stawać żeby wiedzieć że jest źle. I to bardzo źle. Czuję po ciuchach jak wiele przez ostatni miesiąc przybyło mi ciałka. Kiedy siedzę "oponka" na brzuszku przybrała postać "opony". I to chyba tej od Tira. Dzisiaj rano obudziłam się z silnym postanowieniem, że czas na zmiany. Takie drastyczne. Nie może być tak, że w ciągu miesiąca-dwóch niszczę wszystko to co z takim trudem osiągnęłam. Czas zakasać rękawy i brać się ostro do roboty. Niestety chyba już do końca życia jestem skazana na odchudzanie i pilnowanie tego co jem. Pocieszające jest, że nie jestem sama i liczę na to, że Wy mi w tej walce z własnymi słabościami pomożecie.

izabelka1976 - co się z Tobą kochana dzieje? dlaczego masz  pamiętnik dostępny tylko dla właściciela????