Pamiętnik odchudzania użytkownika:
tomberg

kobieta, 52 lat,

172 cm, 72.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

17 października 2023 , Komentarze (2)

Chciałam się odnieść do wczorajszych postanowień. 

1. Bieganie- nie poszło. Sonia obwieściła ok godz. 19 czyli na 5 minut przed moim wyjściem na przebieżkę, że ona ma zadania z matmy na jutro i ja muszę jej pomóc. I pomagałam łącznie do godz. 21.55 Nie ukrywam, byłam mocno poirytowana, gdyż ilość i stopień trudności to nie był materiał na jedno posiedzenie. Raczej cały weekend. 

2. Posiłek do pracy- mogę odhaczyć. Ugotowałam kaszę gryczaną + kopytka z pesto do tego surowe warzywa. Właśnie zajadam i jestem zadowolona . Dieta wegatariańska niezmiennie towarzyszy mi już 9 rok i absolutnie to moje smaki i jakości. 

3. Posprzątanie sypialni- połowicznie udane. Zmieniłam pościel oj! warto było oraz zamiotłam podłogę.  Reszta czeka na 2 etap. 

4. Coś pozytywnego- spotkało, zawsze! Tomasz był wyjątkowo przyjazny, żartował i przytulał mnie( to nie takie hop siup, po 20 latach razem ) Doceniam. A mi udało się ujarzmić ten wkurwik wokół zadań z matmy. Ja nie czuję się mocna z matematyki i wolę oddać pieczę nad matmą fachowcowi od korepetycji. Sonia w tym roku szkolnym ma egzamin 8-klasisty i potrzebuje wsparcia. 

Zaś co na dzisiaj.

1 Bieganie- no chcę!  

2. Na jutro do pracy przygotować podobny posiłek. Moja wegedieta jest mało urozmaicona. Wczoraj na obiad jadłam ziemniaki, groszek z marchewką i 2 plasterki tofu w panierce. Czasami moj obiad to tylko ziemniaki i jarzynka.... Mam taki " w tył zwrot" w kwestii gotowania. Po ok 15 latach pracy w gastronomii ciężko mówić o pasji do garnków. Cieszy mnie, gdy ktoś mnie wyręcza. Ostatnio robi to mój szwagier, który pomieszkuje z nami, bo został deportowany z Islandii i w zasadzie jest bezdomny. Gotuje obiady, gotuje bo kocha gotować i tylko wegesmaczki przyrządzam sama, gdyż on się nie zna na fasolkach i zielsku. 

3. Dosprzątać sypialnię.

4. Zjeść przynajmniej 1 owoca.  Tak, wegetarianka ma z tym problem...  Chociaż teraz są mega jabłka, to dam radę.  

5. Kwestia picia wody. Może jakieś decyzje w tej sprawie?! Szklanka ciepłej wody z cytryną na czczo to był  kiedys bardzo dobry krok. To byłaby przynajmniej 1/4 litra.... / dziennie...   

Poza upałami, uwierzcie! Ja w ogóle nie pijam wody. Tylko herbata i 2 kawy w ciągu dnia. 

Dziś wypije na dobry początek 1 szklankę wody z cytryną.  A jutro drugą na czczo. 

Dzisiaj idę na 17.30 na zebranie do Soni. Potem zobaczę czy szwagier coś przygotował, jak nie to kuchnia. Po kuchni bieganie. Nie wiem czy się wyrobię że zjedzeniem posiłku przed godz. 20.  Oby. 

Wieczorem podejdziemy z Tomkiem i moze z dziewczynami obejzec nowe mieszkanie do wynajęcia. W tej chwili wynajmujemy parter domu, ładne, świeżo wyremontowane mieszkanie ale cala reszta jest do dupy.  Tzn jestesmy w potrzasku pomiedzy braćmi. Jeden mieszka mad nami, drugi wynajmuje nam swoją część i mieszka za miedzą. Wiecznie jakies konflikty i "pilnowanie" nas. Kompletnie żle sie tam czuję, ciagke bacznie obserwowani, firanka w ciaglym ruchu, bo bracia miedzy soba maja jakas sprawę sądową  i uszy juz więdną od sluchania o ich k... WŁASNOŚCI! Tomek wychodzi po cos do garażu a sasiad juz drepta drzwi na zamek zamykac, bo 20lat temu ktos mamie ukradł buty z przedsionka. To nie dla mnie...  Tomek niby tez nie lubi ale widze, ze czasami ich prowokuje.  Teraz jest opcja na przeprowadzke i swiety spokoj.  

Pozdrawiam!

16 października 2023 , Komentarze (3)

Zjeżdżalnia nastroju zaczyna się już w polowie niedzieli, zaś poniedziałek trzeba po prostu jakiś spędzić. 

W sobotę- pobiegłam całą trasę, pomimo mżawki.

Ze zgubnych tematów: 1 piwo w sobotę zagryzane paluszkami a w niedzielę paluszki bez piwa jedzone bez skrupułów. 

W niedzielę- tylko spacer do urny , zero ruchu na działce,  o nasz namiot zadbał sąsiad podczas ubiegłych nawałnic, zebrałam 4 owoce dzikiej róży, bo więcej nie było a czeremchę poniosło z wiatrem już dawno.  Na działce pod brzozkami  znalazłam tylko cudne muchomorki. 

Była to leniwa niedziela z szarlotką na deser. 

Dziś jadę na kanapkach z białego chleba. Nic sobie nie przygotowałam na dziś do pracy. Chcę zredukować ilość pieczywa ale często mam braki  w zasobach lodówki. Czuję, że jadam za dużo pieczywa. Na jutro do pracy ugotuje sobie jakąś kaszę. 

Ach! kiedyś piekłam sobie placki z kaszy, ryżu i otrębów, które przez długie tygodnie zastępowały jakiekolwiek pieczywo. I piekłam dietetyczne ciasta...  

A teraz nie chce mi się!  

Aczkolwiek bieganie daje mi pozytywnego powera tylko ciągle brakuje mi kondycji. Męczę się i kropka. 

Postanowiono na dziś:

1. Bieganie 

2. Przygotować zdrowy posiłek z kaszą na jutro do pracy.

3. Posprzątać sypialnię, w tym zmiana pościeli. 

4. Coś  pozytywnego żeby mnie spotkało albo się wścieknę .

14 października 2023 , Komentarze (4)

Wczoraj pojechałam do rodziców. Tato wyszedł zr szpitala i  trzeba było mamie pomoc, bo osłabiony jest bardzo. Tato powoli wylogowuje się z systemu, ma 78 lat ale nie dbał nigdy o siebie, ze 20 lat tkwił w alkoholizmie, palił całe życie a od kilkunastu lat nie pije nic innego oprócz coli . Wypija może 1 herbatę i pół szklanki wody z cytryną o ile w ogóle! Organizm ma doszczętnie wyniszczony i nie zostało nic innego jak domowe hospicjum.  

A przy okazji wizyty zważyłam się i choć mama mówi, że waga dodaje to mi wskazała 74 kg wieczorem w ubraniu. Myślę więc że realnie ważę 73 kg. 

Wczoraj dzień bez biegania, niepoprawny dietetycznie choć mało pieczywa jadłam, za to domowe sushi, 1 jabłko ,  jakiś serek waniliowy , tego to niejadam już w ogóle ale ze zaspałam to chwyciłam w biegu cokolwiek. Na obiad pieczone ziemniaki z pieczarkami z cebulą i buraczki na ciepło. No i słodycze... co ja mam z tymi słodyczami!?  zjadłam jakieś rurki przy kawie a u rodziców jeszcze poprawiłam do herbaty wafelkiem, kawałkiem maleńkim ciasta z jabłkami i do tego jeszcze cukierek czekoladowy. Wieczorem z Tomkiem w łóżku jadłam te cebulowe paluszki. Jadłam i myślałam o swoim wczorajszym wpisie, jaka to bohaterka ze mnie że się odwracam od cebulowych plecami. Jadłam i myślałam k... jakie dobre!  I też o tym że dochodzi 12 w nocy i że to trochę pojebane. I ze robię dokładnie to samo co mnie u niego wkurza. Czyli leci film a ja szeleszczę plastikiem. No to się nie popisałam. Tomek z resztą też nie, bo wyrwał mi raptownie  opakowanie rozsypując resztki na kołdrze. Fuj! 

Z pozytywów- mimo piąteczku było bezalkoholowo. 

Dziś definitywnie ide pobiegać. 

Jutro chcę zmobilizowac Tomka do wyjazdu na działkę, bo od końca sierpnia stoi tam namiot i naprawde pora go zdemontować. Ponadto chcialam zebrac owoce dzikiej rozy i czeremchy.  Moze tez jakis maly spacerek w temacie grzybów. Niestety Tomek zwykł całą niedzielę przesypiać a ja wolę pojechac z nim niz sama.  

Miłego weekendu.

13 października 2023 , Komentarze (4)

Ależ się cieszę! Dziękuję za miłe powitanie. Zastanawiałam się czy ktoś mnie tutaj dostrzeże i czy ja jeszcze jakieś znajome sprzed lat kojarzę!  No ba! Megi!!!! Anpani!!!! I pamięć mi powraca juuuupi!!!!

Zacznę od tego, że dzisiaj zaspałam do  pracy. Obudził nas Tomasz o godz. 11 . W ciagu 10 minut bylam ubrana, "umalowana" , spakowana i oddelegowana do miejsca, gdzie  zarabiam.  I co cuekawe, nikt nie zauwazył mojego spóźnienia HAHAHA!

A w pracy zamiast porannej kawy zrobiłam  zdjęcia sylwetki  No przecież! powrót zobowiązuje. I powiem, że dobrze się czuje w nowych jeansach. Zakup w pytę. 

Macham na powitanie. 

wspominałam, że truchtam  tak od miesiąca, to mogę sobie porównać zdjęcia sprzed biegów, bo kupując spodnie prosiłam sprzedawczynię  o zrobienie fotek z tyłu. 

Dwa ostatnie zdjęcia sa z 29.lipca. 

W temacie Vitalii mam ogólne postanowienia i bezdyskusyjnie się ich trzymam, oprócz kiedy mam dyspensę.🤭

Otóż!: zrezygnowałam kompletnie z wieczornego i nocnego jedzenia. Jakiś rok temu się zorientowałam, że ważę 76 kg i moje nogi wyglądają źle. Domyślam się że równie nieciekawie prezentował się mój zadek ale kto by się tam z tyłu oglądał! Ja od kilku lat nie przyglądam się sobie zbyt wnikliwie, ot! tak omiatam się wzrokiem to w lustrze, to w witrynach sklepowych.  Ale patrzę na swoje nogi, z góry  tak sobie patrzę i czuję popłoch! Skąd takie samozadowolenie we mnie skoro "rzeczywistość skrzeczy? Baczność! I przypomniałam sobie te w łóżku wieczorne zajadanie paluszków cebulowych,  bo Tomek je a mi "pachnie" ta cebula i daj trochę mówię. A to źle rokuje. Albo nagłe całą czekoladę Ci przyniesie i się zajada i mlaszcze, parska a ty człowieku bądź jak skała i nie reaguj... No i takim sposobem, bezrefleksyjnie w zasadzie dobiłam do punktu krytycznego: 76 kg, wiem bo jeszcze miałam wagę na stanie. I poszło oto postanowienie: 12 godzin jem  i 12 godzin nie jem. Proste. Skuteczne. Tylko trzeba być niezłomną i przestrzegać.

Wiec powiem wam, miłe Panie, że u mnie- działa. Od września'22 do stycznia' 23 schudłam 7 kg z palcem w nosie. Tylko ta jedna zasada. Ale trzeba przyznać, że mój ówc!esny tryb życia a szczególnie pracy, to naprawdę duża aktywność fizyczna. Po powrocie do Pl kontynuowałam swoją nową profesję w krolestwie garów i patelni.  Jeszcze rok temu pracowałam w bardzo popularnej w Gdyni restauracji i ,naprawdę, doświadczałam dużego wycisku fizycznego. Tamtej pracy już nie ma ale dobry zwyczaj jedzenia wyłącznie w oknie czasowym pozostał. Tylko okno musiałam zawęzić. Teraz jem od godz. ok 10 do ok. 20 czyli 10/ 14. Mój żołądek przyzwyczaił się do uczucia głodu, na tyle, że niemal nie zauważam burczenia w brzuchu,  chyba że zacznę  myśleć o jedzeniu albo mój mistrzu chrupie i zajada obok . Wtedy patrzę na niego wymownie i odwracam się plecami, żeby nozdrza nie wysyłały zgubnych sygnałów. Mam w tym wprawę. Już jak lezie z chrupkami a jest np 23.30 , zerkam tylko co tam miętoli, pod nosem mamroczę tylko "świnia" bp przecież WIE, że ja w nocy nie jem a pyta bezczelnie "chcesz?"...  No I wkurza mnie ze je w łóżku; ten okruszkowy peeling...  Ale daję sobie podium za to że przestrzegam własnych zasad a gamoniowi pokazuję plecy. I tłumaczę, że szkoda jeść na noc, że w nocy należy się odpoczynek, również żołądkowi, że rano fajnie płaski brzuszej, że ach! niechże chociaż wszystkiego nie zje. A rano! Jak tylko okno jedzeniowe się otwiera, musiały byście to zobaczyć, ja rzucam się na te resztki cebulowych paluszków, bo już MOGE! 

Fajnie,  zacieszam po powrocie! Miłego weekendu. 

A w weekend mam tą moją dyspense więc jem do 22! A piję nawet do północy. BO MOGE! 

12 października 2023 , Komentarze (14)

Reaktywacja pamietnika to raczej nie jest. Luźne zapiski będą.

Wszystko o czym tu pisałam- nieaktualne.

Dzieci - duże lub dorosłe .

Nie mieszkamy ani w Islandii ani w Danii. W Poksce  jesteśmy już 3 rok. 

Chlop- ten sam tylko starszy.

Ja - żyję, ważę. 

Próbuję pozbierać chaos, uporządkować.

Wagę stłukłam osobiście choć niecelowo.  Nie wiem ile teraz ważę i czy to nie jest jakieś dziwne? Czy  to nadal ja? ta co celebrowała poranne ważenie; mierzyła regularnie centymetrem krawieckim obwody . Jak spodnie się dopinają tzn ze jest dobrze. Częściej noszę spódnice i sukienki , tak z wiekiem się zadziało. 

Wczoraj pobiegłam, mam swoją trasę, jakieś 3.1 km i od początku września, bez postanowień, bez spinania pośladów, wkladanm buty, luźne ciuchy i truchtam. To jest dobre, tego nauczyłam się jeszcze w Islandii, że mogę i potrafię biegać. Swoim tempem,  raczej jak emerytka ale do przodu. Bez zegarka, bez telefonu, biegnę swoje. 

Dobrze  

Mam pare przemyśleń. Może też pora zrobić coś fajnego dla siebie . Zdrowie mam świetne i bardzo to cenię.
Pewne zapiski tu pozostawiam, może dla własnych statystyk, może będę chciała przetestować na sobie jakies triki. 

Pozdrawiam!

1 lutego 2016 , Komentarze (4)


Witam. Jeszcze jestem, choć nieproduktywna na vitalii. Z nowym rokiem żadnych postanowień nie przybyło. Idę powoli swoją scieżką i jakoś się kula. Od przyjazdu do Danii moja waga wzrosła o prawie 2 kg :( Mało się ruszam, nie biegam wcale, co najwyżej maszeruję swoją stałą trasą ale od tego się raczej nie chudnie. Poczekam spokojnie do wiosny i zacznę na nowo z bieganiem. Waga 71-71,5 kg.  Tragedii nie ma ale zdecydowanie nie służą mi wyjazdy do Polski. Wypadam wtedy z rytmu i jem co popadnie, sporo żółtego sera na kanapkach, generalnie nabiału dużo. Jak jestem u rodziny, nie miksuję wtedy swoich bezmięsnych past i pasztetów, jem więcej słodkiego niż zwykle i częściej jadamy z Tomkiem na mieście. A od wyjazdu z Islandii minęły dopiero 4 miesiące a w tym czasie byliśmy juz dwa razy w Pl, w tym prawie 3 tyg świąteczne. 

W Danii tak sobie... Właściwie bardzo spokojnie. Dziewczynki od grudnia chodzą do duńskiej szkoły. Są w klasach, gdzie najwięcej uczą się języka, coś tam z matematyki policzą i pomachają czymś na wf-ie i taka nauka... W klasach niewiele uczniów za to niemal każdy z innej strony świata. Dziewczyny bezstresowo podeszły do tematu szkoły. Lubią.

Ja natomiast przez 3 miesiące zasiadałam na islandzkiej kuroniówce i własnie dziś otrzymałam ostatni przelew z Islandii. Pora więc zabrać się za szukanie pracy. Planowo nie ruszałam w tym celu dosłownie niczym przez bite 3 miesiące. Chodziło o odpoczynek od roboczej rutyny. Uwielbiam poranki, kiedy dzieciaki znikają w szkolnym busiku a Tomek chwyta w garść drugie sniadanie i odjeżdza do swoich budowlanych tematów. Cisza. Kilka porannych godzin dla siebie. Wstaję przed 7 rano i wyprawiam wszystkich z domu a potem, choćbym nawet była bardzo spiąca, nie kładę się z powrotem spać. Szkoda by mi było tych paru cichych godzin :) 

No więc praca... Jestem na tropie. Mam niemal w całości opracowane swoje cv, jest jakie jest. Mam wykształcenie humanistyczne, z którym poza Polską nic nie zdziałam. I mam to tak naprawdę w nosie. Postanowiłam, ze skoro lubię garnki i patelnie to poszukam sobie pracy w kuchni w jakimś przedszkolu albo stołówce. Lubię to nawet za mało powiedziane. To bardziej już poszło w pasję. A to ponoć bardzo zdrowo połączyć pasję z zarobkowaniem. Dlatego jestem dobrej myśli. Mam nawet juz wytypowane ogłoszenie, na które niebawem odpowiem i zobaczymy, co dalej. Etat byłby połowiczny, od 12 do 16 godz. i nawet myślę ze te poranne godziny mogłabym zagospodarować na jakiś kurs duńskiego... tak sobie siedzę i kombinuję. W ogóle mnie nie stresuje hasło praca:) 

pozdrawiam :) 

4 grudnia 2015 , Komentarze (2)

Witam w deszczowy piątek. Trochę mi ta pochmurna aura nabruździła w planach, bo chciałam z rana zrobić okrążenie ale to raczej jest bez sensu. Bo na dodatek wieje. Nie mam odpowiednich ciuchów do biegania w taką pogodę. Do spacerowania mam dość ciepłe, nieprzemakalne ubrania ale nie nadaja się na przebieżki. 

To moje miejsce na jogging, mało malownicze ale znajduje się blisko domu i ma wygodną do biegania ścieżkę. Sporo ludzi tu spaceruje z pieskami, po środku jest coś na kształt boiska tyle że o tej porze roku porobiło sie z niego bajoro z ptactwem wodnym i normalnym. Jest też parę stacji do cwiczeń, place zabaw dla dzieci, miejsca z grillami i stoliki z ławkami. Przyjemne miejsce, zaraz obok jest też jezioro a moja dzielnica to głownie niska zabudowa jednorodzinna i niewysokie bloki. Cała niemal Kopenhaga jest ceglana, przypomina mi trochę Gdańsk. Jeszcze nie za wiele wiem o Kopenhadze i Danii, prawdę mówiąc. Poruszam się sama w obrębie swojej dzielnicy piechotą. Po przyjeździe jeżdziłam też naszym samochodem z Tomkiem i gps-em w roli pilotów ale już w tej chwili oboje nie możemy nim jeździć. Samochód ma islandzkie blachy a my posiadamy tzw żółte karty, czyli mamy duńskie pesele i meldunki. Za prowadzenie samochodu na innych blachach niż duńskie grozi bardzo wysoki mandat, ponad dwukrotna miesięczna pensja Tomka. Na ulicach bardzo często policja robi łapanki i legitymuje kierowców, sama już byłam poddana kontroli drogowej. Nie ryzykuję więc. Samochodem jakoś, czyli bez mandatu dojedziemy jednak do Polski, bo wybieramy sie tam na świeta. Fajnie, od 6 lat nie byliśmy na swieta u rodziny. Dzieciaki są z tego powodu przeszczęśliwe i jednocześnie niesamowicie smutne, bo okazało sie że mój brat  i siostra z rodzinami spędzają wigilię u swoich teściow. Zwłaszcza Majka ryczała na bogato z tego powodu, przeciez całe kuzynostwo wyjeżdza buuuu, właśnie wtedy kiedy my przyjeżdzamy. Mają tam swój taki grafik świąteczny i co roku jest rotacja. Ja się i tak cieszę na wyjazd i wigilję z rodzicami :) 

Chyba jednak mam ochotę ruszyć tyłek. Pójdę na dłuższy spacer przeplatany zakupami spozywczymi. Po cichu pożyczam Tomka wypasiony spory plecak, dzięki temu siatki nie plączą sie między nogami i można szybko maszerować. Jestem w tym tygodniu, od przełomu, zorientowana na ruch i dbanie o siebie. Po pracy Tomek zabrał mnie na pizzę,od której się uzależnił dosłownie,, bo jest przepyszna, z super ciastem i mega świeżymi dodatkami. Polecam pizzernia nazywa sie Dilis i znajduje się w centrum Kopenhagi, łatwo ją wygooglować, gdyby ktoś był tu przejazdem. No i Tomek raz w tygodniu zahacza o Dilisa a teraz zabiera mnie ze sobą, gdy dziewczyny tymczasem mają swój czas wolny, nieograniczony, w tym playstation i komputer. I ja tej pizzy w tym tygodniu nie zjadłam :))) Wzięłam cudownie świeżą i pyszną sałatkę brokułową. Przy czym czułam sie świetnie, bo ta najlepsza w świecie pizza owszem pachniała smakowicie, jednak nie kusiła. I  tym trendem podążam dalej dlatego, mimo dupnej pogody, idę!

Życzę miłego weekendu.

1 grudnia 2015 , Komentarze (12)

Witam. Minął miesiąc od wyjazdu z Islandii. Emocje opadły, waga wzrosła o jakiś kilogram. Zwodziła mnie skubana i nagle bum! kilo na plusie. Aktywność mi rzeczywiście spadła, naprawdę byłam 3 razy pobiegać i to takim żółwim truchtem, do tego 3 dni marszowania, wymuszonego przez szkołę dziewczyn. Właśnie w zeszłą środę zaczęły duńską szkołę i przez 3 dni musiałam je odprowadzać  w te i wewte, ok 2-2,5km w jedna stronę, co daje ok 10 km. Nieźle. Szkoła jest "specjalna", bo ma trzy klasy, odpowiednio do wieku dzieci, nastawione na intensywną naukę duńskiego. Od wczoraj dziewczyny maja zapewniony przez skołę transport i dojezdzają busem. Ja zaś mam czas wolny :)))

Wczoraj miałam jakąś dolinę psychiczną, pół dnia płakałam bez sensu, bez przyczyny. Tomek mnie lekko wkurzył z rana ale nie do tego stopnia, zeby się użalać nad sobą przez kilka godzin. Zdalam sobie sprawę z tego, że ryczę bez powodu, kiedy pomyslałam, że tak naprawdę to już nie pamiętam o co się wkurzylam. Jasne, najczęściej zapalnikiem jest po prostu ton, w jakim do mnie/do nas mówi. Wczoraj rano zaczął wymyślać, ze nie dbam o świąteczny nastrój w mieszkaniu, nie kupuję żadnych świątecznych popierdółek. I się obraziłam. Przez kilka godzin siedziałam i nic nie robiłam. Coś tam na internecie posprawdzałam. Rano mu wygarnęłam, że spieprzył mi cały dzień tą awanturą. Potem zaczęłam rozkminiać... jak się czuję i dlaczego... W końcu doszłam do wniosku, że to mogę zmienić, naprawdę, wiem jakie to banalne, ale zamiast siedzieć i ryczeć, bo tak! bo tak mi się chce, zaczęłam obserwować swoje myśli i jakie maja wpływ na stan moich emocji. I dlaczego aż caly dzień miałby mi spieprzyć? Nie wystarczy pół? Zwłaszcza, że już po 1-2godz. dzwonił z przeprosinami.A ja dalej obrażona! Mogłabym długo jeszcze o tym pisać ale nie chcę. Bez sensu. Wystarczy, ze spuentuję czego doświadczyłam: pipeprzyć zapalniki! moje emocje i moje mysli zależą wyłącznie ode mnie. Odkrywcze? Wcale ale jeśli udało mi się praktycznie coś zmienić to już całkiem sporo. Po jakiś 4 godzinach głupiego mazgajenia się, ruszyłam do pobliskiego sklepu po twarozek wiejski 450 g i wywaliłam resztkę złych emocji w produkcję ruskich pierogów. Wyszły przepyszne! najlepsze jak dotąd. Fakt, ze ja zwyczajnie miałam kiepski dzień, co się przeciez zdarza. Do tego Tomka poranne uwagi i dzień do dupy. No nie moge tak funkcjonować. Dlatego jest przełom. Dziś weszłam na wagę, co pokazała 70,5 kg. Trzeba ruszyć z truchtaniem. Już teraz siedzę w dresach, kończę wpis i idę zrobić okrążenie, choćbym się miała czołgać. Z moich pro zdrowotnych zwyczajów pozostał jedynie wegetarianizm i 2 szklanki ciepłej wody z cytryną na czczo. Reszta się porozsypywała :(( Idę! jest słońce, 5 stopni na plusie. Wpisy na vitalii mnie motywuja co nieco, więc idę!!!

29 października 2015 , Komentarze (9)

To już jest koniec, definitywny. Jednak żal. Tomek wlaśnie ma przerwę w bujaniu i spędza 6 godzin na Wyspach Owczych. Żadne lokomotivy nie pomagają, promem zarzuca we wszystkie strony świata. Ale dopłyną, wiem na pewno! Wyruszył z calym dobytkiem wczoraj o 5 rano i przejechał pół Islandii,żeby dostać sie prom w kierunku Danii. Cudem zmieściliśmy do naszego staruszka wszystko na czym nam zalezało, nawet wielki i cięzki drewniany stół, ktory kupiliśmy za bezcen ale pokochaliśmy jak rodzony. W weekend mieliśmy gości z Polski i jeszcze na szybko zrobiliśmy objazdówkę po wszystkich pobliskich atrakcjach. Tomek wjechał niechcacy na jakiś hopek, coś stukło w podwoziu a dzień przed wyjazdem okazalo się ze tłumik się odspawał i z jakiegoś wężyka wycieka tęczowa plama... Do tego ja z dziećmi postanowiłam zaliczyć Błękitną Lagunę, do której przez bite 8 lat było nam nie po drodze. I, głupiutka ja, zostawiłam samochód na włączonych światłach na jakieś 3 godz. kompletnie rozładowując akumulator... Taka mala dywersja ze strony naszych podświadomości, żeby tu może jednak pozostać. Ale do promu jednak samochód dojechał :) Jutro wylatuję ja z dziewczynami. Pozostało podopychać walizki i na nich usiąść, by czekać. 

Wczoraj widzialam się z właścicielem mieszkania, który przybył na odbiór. Podpisaliśmy weksel na sporą sumę przy wynajęciu ale na szczęście dbaliśmy o mieszkanie jak o swoje własne, dobiliśmy jedynie starą kuchenkę, tłukąc szybę od piekarnika. Dziadek zapytał  po pobieznych oględzinach, czy jest coś co wymaga naprawy lub wymiany. Wskazałam piekarnik. Szyba co prawda się zbiła ale te palniki, panie, tragedia! Tylko jeden porządnie działa, reszta do kitu, a szczególnie ten mały od razu wywala korki. Hehehe, takie tam odwracanie uwagi od tego co najbardziej widoczne: braku szyby.  Właściciel ogólnie zadowolony ze stanu mieszkania. Przyniósł nawet ciasto kupne czekoladowe, słodkie po uszy, okropne, ale zjadłam kawałek do kawy a dziś drugi. Żałuję i nie żałuję ;)

Dziś jeszcze pozałatwiałam ostatnie formalności związane z przeniesieniem zasiłku do Danii, pooddawałam książki do biblioteki, zeznałam jaki stan licznika od elektryczności i przy okazji odbyłam rundkę po Reykjaviku komunikacja miejską, w sumie po raz pierwszy od 8 lat, bo nie wyobrazałam sobie jak tu funkcjonować bez auta.

Tyle. 8 lat na Islandii. O 8 lat jestem starsza. O 8 kg( z namiastką) lżejsza!!! O jedno dziecko bogatsza i o kilkoro znajomych, o 2 miejsca pracy w cv,o  jeden język i o jedno obywatelstwo wiecej. Do tego kilkaset fotografii i masa wspomnień... Kończymy ten rozdział. Od jutra nowa książka! Smutek i radość w jednym. 

Pozdrawiam

19 października 2015 , Komentarze (5)

Tak, to nasze ostatnie dwa tygodnie  życia na Islandii.Sama nie wiem, będę tęsknic czy nie? Ale... na podsumowania jeszcze nadejdzie chwila. Dziś mam dzień w sprinterskim tempie. Pewne rzeczy, zadania sobie rozplanowałam i właśnie teraz cała układanka poszła w pył! Poprzestawiały mi sie dni kompletnie, byłam przekonana, że Tomasz nadjeżdza w środę a tu wcale że nie. Rozmawiamy na skypie a on mówi że juz kończy pracę, bo mu dziś nie idzie itd. i że jutro się zobaczymy... Lecę do mojego składzika z dokumentami, przyglądam się biletowi i rzeczywiśćie: Tomek będzie jutro!!! a u mnie po paszki roboty, więc was nie zatrzymuję tutaj.

Jeszcze jedna, ciekawsza historia. Pisałam, że zgubiłam portfel i było to jakieś 1,5 miesiąca temu. AZ wczoraj, bardzo późno, około północy, dostałam sms od kogoś kto pracuje w tym centrum, gdzie posiałam portfelik, że znalazł z kartami i pieniędzmi i do odebrana tu i tam. Nie do wiary! Z pół godziny przeżywałam ta wiadomość. He he najlepsze, że ja do końca nie mogłam uwierzyć w fakt, że ten portwel zgubiłam, no nie mogłam tego pojąć, bo czasami mi sie zapodziewał a to w przepastnej torbie a to w którejś kurtce zostawiłam... ale zawsze się znajdował. I teraz też, jak już o nim (prawie) zapomniałam. Uwielbiam!

Pozdrawiam