Ano to proste, przez Tomka. Zapowiedziałam swojemu kochaniu, że nie zamierzam wstawać z rana i wyprawiać ani Majki ani jego do zajęć swych codziennych.
Dasz radę Tomaszu, wszak dorosły jesteś. Osobisty swój budzik wyłączyłam, bo kiedy mam się wyspać porządnie, jak nie teraz właśnie? Z maleństwem niejedna noc zarwana mnie czeka. Majce wieczorem wyszczotkowałam włosy jak się patrzy, ciuszki na krzesełku w pełnej gotowości, posiłek całodzienny dla Tomasza w lodówce w siatkę zapakowany, nawet budzik mu w telefonie nastwiłam. Wszystko zapięte na ostatni guzik.
A tu z rana... kicha, niewypał totalny, nie udało się. Obudził nas Tomka telefon, choć to nie sygnał alarmowy budzika, oj nie! Patrzę na swoją komórkę, oo, 8.57... Telefon Tomka ucichł tymczasem. Wstaję, patrzę co jest, a Tomek w popłochu z aparatem w ręku biega dookoła i klnie. K... co teraz... co ja mam powiedzieć. Zadzwoń, mówię, powiedz ze będziesz za 15 minut bo zaspałeś. Szkoda czasu, nic innego nie wymyślisz. Maja niech zostanie dziś w domu. No bo jak wytłumaczyć się z tego, że rano nie poinformował szefa o nieobecności, jak to jest zwyczajowo przyjętę? Dzwoni. Przepraszam Bjatni, będzę za 15 min, dziecko do lekarza, zapomniałem zadzwonić. Bredzi ewidentnie. Wchodzi do łazienki, patrzy w lustro, włosy rozczochrane po mistrzowsku, z oczu jeszcze resztki snu nie zmyte co ja p...le, przecież widać, że zaspałem. Uwierzcie, pękałam ze śmiechu. Po paru minutach Tomek zadzwonił, juz z pracy, i przyznał, że najlepsze w tym wypadku było powiedzenie prawdy. Na dodatek Bjatni też miał z niego niemały ubaw. Zobaczymy, jak mu pójdzie jutro z porannym wstawaniem...