Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Kabrik

kobieta, 51 lat, Toruń

161 cm, 87.50 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: Aby wejść w ciuchy sprzed ciąży:)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

10 lutego 2011 , Komentarze (2)

Dzięki dziewczyny za miłe słowa .

Dzisiaj rano weszłam na wagę a to 600 g mniej. Byłam w szoku. Wiem, że już dzisiaj tak nie będzie, bo to niemożliwe, zresztą nie chciałabym za szybko schudnąć, bo ta moja skóra..., ale to tak cieszy .

Wytrzymałam bez słodyczy, podjadania i po 18 - stej zero jedzenia, tylko woda. Wieczorem byli znajomi, słodkie na stole, ale nie ruszyłam. Trochę mi głupio było, bo mogli pomyśleć, że sama nie jem, jakbym coś trującego postawiła , ale było już po 19 - stej i naprawdę nie chciałam psuć sałodziennej diety. Wieczorkiem jeszcze 30 min rowerka + 50 brzuszków.

Więcej mi się nie chciało .

Dzisiaj:

śniadanie: 2 chlebki wasa + łosoś + ogórek (już za mną, znajomi wczoraj przywieźli wędzonego łososia i nie mogłam się doczekać kiedy go spróbuję:), zaraz sprawdzę ile to ma kalorii, bo nie wiem)

II śniadanie: płatki fitness z mlekiem

obiad: wczorajszy rosół z kurczakiem

podwieczorek: jabłko

kolacja: jeszcze nie mam pomysłu, ale na pewno coś lekkiego.

 

9 lutego 2011 , Komentarze (2)

Wczoraj nici z biegania po sklepach. Po pracy szczera rozmowa z mężem (on zaczął), potem spacer i wieczór z mężem. Chyba naprawdę ten facet mnie kocha.

Małżeństwo moich rodziców zaczęło się psuć po 5 latach, ja wychodząc za mąż myślałam sobie: ciekawe jak długo? W tym roku mamy 14 - stą rocznicę ślubu, a on cały czas zapewnia mnie o swojej miłości do mnie. Ja mam tylko czasami takie dziwne nastroje, przez to co dzieje się naokoło, masa moich znajomych rozwodzi się, no i ja mam coraz więcej lat. (Stąd to moje odchudzanie).

Ale zakupów i tak nie odpuszczę . Może to i lepiej, że wczoraj nie wyszło, schudnę jeszcze trochę, więc może jakiś rozmiarek mniej?

Wiedziałam, że jak dalej będę się dzielnie trzymać, to nie ma siły waga musi lecieć w dół. Dzisiaj rano -400g. Kupiłam wczoraj pieczywo lekkie Wasa, dzisiaj zjadłam 2 kawałki + plasterek kiełbasy + plasterek sera + ogórek. Całkiem dobre to było, nie czułam się potym najedzona, ale głodna też nie.  II śniadanie płatki fitness. Obiad: rosół + mięso z indyka.  Była jeszcze jedna pomarańcza :)  Dzisiaj jeszcze może jabłuszko, no i jakaś skromna kolacyjka.

Wczoraj zaliczyłam też 45 min rowerka (18km).

Znowu nabrałam ochoty na odchudzanie!!!! No i pogoda ładniejsza :)

8 lutego 2011 , Komentarze (2)

Wczoraj świetny dzień, zero słodyczy, podjadania. Dzisiaj 100 g mniej  i walczymy dalej.

Wieczór zupełnie nieudany. Mąż ma problemy w pracy i może jeszcze jakieś, ale chodzi tylko smutny, a mnie to dobija. Ja mówię mu o wszystkich głupotach, a on wtedy kiedy ma dobry dzień. Męczył się wczoraj, a ja nawet nie wiem o czym myśli, jak mu pomóc. Pocałuje mnie na dobranoc i odwróci się na drugi bok. Rano powie, że ładnie wyglądam, zrobi słodką minkę i pójdzie sobie do pracy.

Nie jest tak, że niczego mi nie mówi, może to ja oczekuję, że zawsze, ale to zawsze będzie mi opowiadał o najskrytszych jego myślach. Ale tak jakoś dobiło mnie to wczoraj, nie potrafiłam sobie z tym poradzić niestety. Nie chcę też się sama narzucać, bo nie chcę go zagłaskać na śmierć, bo będzie mniał dosyć...

Oczywiście jak zwykle poradzę sobie z tym, wiem, że z niektórymi problemami musi poradzić sobie sam, a ja powinnam go zrozumieć. Chyba wyskoczę sobie dziś z domu i połażę po sklepach. On trochę odsapnie ode mnie, a ja od tych wszystkich smutasów w domu.

Wczoraj: troszkę ćwiczeń na brzuszek i 30 mninut rowerkiem. Może dzisiaj będzie trochę więcej, ale ważne żeby było chociaż to.... No i muszę sobie powtarzać: bez podjadania i po 18-stej koniec!!!! To chyba jest najtrudniejsze.

 

4 lutego 2011 , Komentarze (2)

Odkąd rzuciłam a6w wszystko poszło w łeb... Doszło pół kilo, jakieś tam cukierki, pyszne, które kupiła moja mama i ja musiałam spróbować, pomarańcze na wieczór... No i jakaś tam deprecha...

Człowiek zrobi sobie wyliczenia, lubię to robić (w excelu, plany, tabelki), więc plan spadku wagi też musiał się pojawić, a jak plan nie jest realizowany to już niczego się nie chce...

Wiem, że i tak muszę z tego wyjść. A może, to też przez to, że wczorajszy wieczór był tak dołujący.

Jutro mam 38 lat i to też jest dołujące. Patrzę na twarze innych osób i myślę sobie, ona już nie jest młoda, a potem dowiaduję się, że jest w moim wieku a nawet młodsza... A czasami czuję się tak jakbym była na pierwszym roku studiów. No, ale 40 - stki to na pewno nie obchodzę!  

Wyżaliłam się a teraz do roboty. Dzień zaczął się dobrze, warto by go skończyć dobrze. Nie mam zamiaru być w dole cały czas. Dzisiaj jadę po dzieciaki, zostały jednak jeszcze trochę u babci. Trochę weselej będzie

2 lutego 2011 , Komentarze (4)

Piszecie w pamiętnikach, że kręcicie hula hopem i że niezłe przynosi efekty. Nawet się do tego napaliłam, ale jak zwykle przed kupnem czegokolwiek muszę sobie o tym trochę poczytać w internecie... I.. przeraziły mnie siniaki, które ma każda kręcąc tym kółkiem. No i ból po kręceniu..

Boję się bólu tragicznie, po urodzeniu bliźniaków powiedziałam sobie, ze już nigdy więcej, boję się pobierania krwi, no i boję się tego hula hopu...

Może spróbować ten z zabawkowego, w końcu dzieciaki go kupują? Ale czy po nim też będą efekty?

A teraz z innej beczki. Wczoraj oglądaliśmy z mężem "Czarnego łabędzia". Film tragiczny,  ponury, mroczny i kicham na to, ze ktoś powie o jego przesłaniu.  Każdy w filmie ma nierówno pod sufitem, psychiczne problemy z których wyjściem jest śmierć. Film zdołował mnie tak bardzo, że otworzyłam po wszystkim Biblię, aby wyjść z tego dołka.

No i oczywiście sex kobiety z kobietą powoli staje się na tyle normalny, że być może moja córka jak dorośnie będzie zastanawiała się nad wyborem: kobieta czy mężczyzna.

Rodzina, małżeństwo, wierność, miłość, moralność, to już nie są te wartości, którymi warto się zajmować, ich się nie ogląda, są nudne. Teraz film musi szokować, pobudzać twoje zmysły, coraz bardziej, bo już nie tak łatwo nas pobudzić....

E tam... Mnie się nie podobał, pewnie większość społeczeństwa mnie skrytykuje, ale mężowi też się nie podobał, a przy końcówce już przysnął. W każdym bądź razie nie chciałabym aby moje dzieci oglądały taki film. Oglądając, przypatrując się dobrym wzorcom, mając normalną kochającą się rodzinę wierzę w to, że sami taką rodzinę założą i będą po prostu szczęśliwi....

1 lutego 2011 , Skomentuj

Intensywny weekend i nie miałam nawet czasu na to, aby coś tu wyskrobać. Niestety było tak intensywnie (znajomi, kino, zakupy, rodzina, praca też:) ) , że pod koniec dnia nie miałam już siły na a6w i zawiesiłam ją na 27 dniu. I nie wiem co teraz zrobić... A tak chciałam zobaczyć efekty po 42 dniach. Czy po prostu jechać dalej? Czy zacząć wszystko od nowa, czy dać sobie z nią spokój i teraz skupić się na brzuszkach i rowerku? Co Wy na to?

Niestety po tych wszystkich imprezach waga nie spadła tak jak planowałam (świetne plany 1 kg w tygodniu ), ale nic to przecież do wakacji, może do wiosny uda się .

Wczoraj oddałam dzieciaki na trzy dni do babci. One się cieszą, ja też :), bo wczorajszy wieczór z mężem najpierw w kinie, potem przy winku w domu..... świetnie się skończył.....

Jeszcze mamy 2 dni :)

No więc ja w dobrym humorze zabieram się do roboty. Pa pa dziewczynki, miłego dnia

27 stycznia 2011 , Komentarze (2)

Świetny poranek:

Śniadanie: 2 kawałki razowego chlebka z kiełbaską

II śniadanie: 2 jabłka

III posiłek: 2 pomidory

i......nie doczekałam do obiadu, bo byłam w sklepie. Dzieciaki prosiły abym kupiła im śmietankowe wafelki... Schowałam do szafki i zaczęłam robić obiad. Przysiadłam na chwilę i ..... pożarłam te wafelki .  Zero silnej woli!!! A teraz jestem zła na siebie, patrzę na opakowanie a to ponad 700 kalorii. Powinno mi się zabronić robienia zakupów! A już tyle razy stojąc w mięsnym myślę sobie: może tak wędzonego kawałek kurczaczka, albo szyneczka wędzona? Uwielbiam... I dawałam radę i nie kupiłam.

Taka durna jestem!!! No dobra: dwa wyjścia: albo zajeść to bo i tak przegrałam, albo wziąść się w garść. Nic już nie jem do końca dnia, nie wiem czy wytrzymam, co mam zrobić teraz z obiadem. Jak przyjdą do domu, mam po prostu sobie patrzeć, a co im powiedzieć?

Ja nie wiem, czy ja nie mogę normalnie jeść jak człowiek, nie rzucając się na wszystko co podleci, narkotyk jakiś czy co? Normalny człowiek zje nawet tego durnego wafelka, ale jednego!!!! i nie ma potem wyrzutów sumienia. A ja pożarłam całą paczkę, bo nie można było tylko posmakować. Puknij się w głowę po raz kolejny i do roboty.  

26 stycznia 2011 , Komentarze (1)

A6W jakoś się ciągnie, chociaż trace nadzieję na to, że mój pociążowy brzuszek powróci do stanu przed, nawet po a6w  . Trochę mało zauważalne zmiany. Ale dociągnę do tych 42 dni, przynajmniej nie będę miała wyrzutów, że nie próbowałam.

Wczoraj zaprosiłam mojego męża na wspólny spacer do miasta. Miasto to u nas centrum. My mieszkamy w jednej z dzielnic Torunia, dlatego miasto - to starówka. Potem był cudowny czas w miejscu, gdzie podają.......  czekoladę  . Ponieważ jestem po chorobie, zamówiliśmy gorącą białą czekoladę. Była pyszna, chociaż za słodka, wypiłam tylko pół filiżanki. Brakowało mi takiego oderwania się od codzienności. Praca, sprzątanie, zakupy, dzieciaki...

Wychodząc za mąż zastanawiałam się nad tym jak długo może trwać szczęście? Rozglądając się dookoła - to niedługo... Wczoraj uświadomiłam sobie po raz kolejny, że 14 lat razem po ślubie + 4 lata przed ślubem - to był nawet całkiem udany czas  .

Ale mnie naszło.... A wszystko przez ten romantyczny wieczór wczoraj

24 stycznia 2011 , Komentarze (1)

Pojechałam rano samochodem o 6.45 do przychodni, aby zarejestrować córkę do lekarza. Dodzwonić się nie można, więc lepiej osobiście pojechać. Rozumiem to, bo masa dzieciaków teraz choruje. Córka nie jest chora, ale potrzebuje skierowanie na dalsze badania.

Przychodnię otwierają o 7.00. Niestety do swojej prowadzącej lekarki już się nie dostałam, więc myślę sobie - samo skierowanie to obojętnie jaki lekarz. Zarejestrowałam córkę do innej. Druga lekarka skierowania nie dała, bo musi dać je lekarz prowadzący. Więc tłumaczę, że nie dostałam się rano do mojej lekarki, a córka już dzisiaj nie poszła do szkoły, więc czy samo skierowanie mogłabym dostać. Ona, że nie, proszę się już dzisiaj zapisać na jutro.

Nerwa trochę pikła, ale nic to - idę do recepcji i proszę o zapisanie na jutro. Ona na to - proszę przyjść rano. Ja jej - a jakie mam gwarancje, że rano zdołam się dostać do mojej lekarki? Mówię jej, że córka nie jest chora, dzisiaj zawaliła szkołę, potrzebujemy tylko skierowanie, zresztą lekarka kazała się zapisać dzisiaj. Nie, nie ma mowy, proszę przyjść jutro!! No to co, trzeba wstac o 5 rano i czekać w kolejce, aż otworzą przychodnię o 7 rano i może sie uda...

Rozumiem, ze one mają swoje przepisy i swoje racje, i pewnie teraz słyszą masę pretensji, ale nerwa mnie bierze, ze po dziadoski świstek jest tyle problemów, a ja po chorobie muszę stać na dworze jak kiedyś za kawą. Ale nie ma! Nie będę chodziła z duperelami prywatnie i płaciła 100 zł za świstek papieru. Już i tak płacę za ginekologa, stomatologa.

No dobra, to się wyżaliłam. Za to dzisiejsza waga była bardzo łaskawa i w końcu zobaczyłam upragnione 66,9 - chodzi o tą szóstkę na drugim miejscu.. Zaraz zabieram się za a6w, bo to tak schodzi 40 minut.

23 stycznia 2011 , Skomentuj

Jest lepiej, choroba powoli ustępuje, ale jeszcze fatalnie się czuję. Temperatury już nie ma, za to ogólne osłabienie. A6W jakoś się ciągnie, jednak po tych ćwiczeniach jestem tak mokra, że potem całość idzie pod prysznic. Już prawie półmetek. Jednak czym dalej to ćwiczenia są dłuższe niestety...

A jak nie będę widziała różnicy to      ZA tyle męki...

Już miałam chętkę, aby skoczyć po zakupy, kupić wszystko po mojemu, zrobić obiad po mojemu, ale mąż powiedział, że w żadnym wypadku. Pomyślałam wtedy, co będzie to będzie, jeżeli nie zacznę szanować siebie, to przestaną w końcu w domu szanować mnie...

Popełniam dużo błędów w wychowaniu moich dzieci, dużo za nich robię, wyręczam na każdym kroku. Mąż ma o to pretensje, to on ich zagania do porządku, sprzątania po sobie. I ma rację. Ostatnio zaciskam zęby (staram się) i trochę im nie w smak, ale widzę, że zaczynają coraz więcej same się domyślać. Syn sam sprawdza, czy nie trzeba wynieść śmieci, pomaga mi w zakupach i inne takie tam sprawy.

Widzę to wszystko, niestety moja mama wszystko za nas (szczególnie za moją młodszą siostrę) robiła i ja teraz robię to samo. Może już nie całkiem teraz.

Widzę też, że jak więcej myślę o sobie, zaczęłam o siebie dbać, nasze relacje z mężem stały się dużo lepsze. Może dlatego też że jestem mniej marudna i gderliwa ?

Za dużo się rozpisałam. A dzisiaj obiad przygotowany  nie  przeze mnie!!

A... jeszcze waga: niestety trochę podskoczyła 700g, no bo mam @, bo nie mogę sobie nic zarzucić co do obrzarstwa, ale powinna po tym spaść.