Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Konie, ptaki, zwierzaki, moje dzieci, fotografia, brydż, i parę innych śmiesznych zajęć. Moja waga znacznie uszkodziła moje kolana , a przy koniach nie da się chodzić o kulach ani poruszać na wózku. I mam marzenie .... najważniejsze - pojeździć jeszcze konno. A z paleniem - to póki co ... przestałam palić

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 83001
Komentarzy: 696
Założony: 1 lutego 2009
Ostatni wpis: 2 lutego 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Opcja

kobieta, 73 lat, Sosnowiec

165 cm, 138.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Chcę normalnie żyć i być sprawna

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

9 marca 2010 , Komentarze (6)

Zostało mi 5 kilo do końca wagi, Potem waga będzie pokazywała ......errorrrrrrrrrrr.....................wrrrrrrrrrrrrrrrr.

Juz raz tak miałam, tylko ,że wtedy waga było od 135kg a ja stawałam na wadze i czekałam kiedy pokaże w końcu cyferki a nie te cholerne słowo na EEEEEEEEEEEEEEEE

To było w lipcu. A teraz tonęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęę. i czekam kiedy dojde do dna ,żeby sie odbic. Dokładnie tak jak Sezamek.

Teoretycznie powinnam chudnąc, bo latam jak fryga, ........................szpital  ...Skarb tem wylądował , bo rezonans trza było zrobic. Zakupy, latanie z psami. Prawie nie mam kiedy jeść.

Ale...................no właśnie mam tak rozwalony przez te cholerne pomysły na diety metabalizm , że teraz obojętnie co jem to i tak tyję. Sukces jest jak waga stoi w miejscu.

No i jak ją zamurowało na średniej 145 tak stoi . Juz 3 miesiące tak sie męczę.

Wahnięć to już nawet nie wpisuję. Bo te kilo w jedną lub drugą nie ma znaczenia.

 zawsze wraca na 145.

Tylko co będzie jak mi wagi braknie. Nowej nie kupię bo mnie zwyczajnie nie stać ,Zreszta po co ta jest dobra. Tylko ja jestem do bani.

Już mi sie nie chce walczyć . A jeszcze jak poczytam wznanie takich Panienienek co to ważą 55 kg i przytyły pół kilo i to jest ich życiowa tragedia , to mi się płakać chce.

Choć tak po prawdzie to nie wiem o co mam płakać , czy ten płacz to ma być nademną. Że byłam taka głupia i metodą " od jutra" doprowadziłam się  do takiego stanu.

Czy tez mam płakać na pustym życiem  kolejnej świegotki , której zyciową tragedia jest  pół kilograma.

I nie to , żebym to lekcewazyła ......co to to nie..............Tyle ,że miara przykładana do problemu ma nieodpowiednia skalę.

A może właśnie tak trzeba.

Kurde juz sama nie wiem.

parę lat temu , pewien rosyjski profesor , powiedział mi , że organizm ma niebywałe zdolności samoleczenia i wszystkie komórki ciała wymieniają sie co siedem lat. I jeśli tylko pozwolimy organizmowi wszystko właściwie poustawia to tak się stanie.

Tylko do jasnej cholerki co ja takiego robie źle , że sie samonienaprawiam.

 

8 marca 2010 , Komentarze (2)

Oglądałam kiedyś taki film - "Dzień świstaka"

Bohater z jakieś podrzędnej stacji tv, sam będący na rozdrożu swego życia , bardziej ze wskazeniem ,na ......staczam się.............przyjechał do małego misteczka zrobić materiał o lokalnym święcie zwanym .- dzień świstaka. Takie ichnie powitanie wiosny pod postacią budzącego się ze snu zimowego świstaka.

No i okazuje sie że nie ma następnego dnia.

Codziennie budzi się w dniu świstaka i robi te same rzeczy i te same błędy.  Jak się na tym łapie to okazuje się , że tylko on to widzi  a reszta nie.

Miota sie okrutnie i powiem szczerze pomaga mu to w jakimś sensie zmierzyć się ze swoimi problemami. A najzabawniejsze jest to , że nie pamiętam zakończenia. Pewnie jak to zwykle w amerykańskim filmie .................pozytywne z wydźwiekiem na .............czyń dobrze a nagroda cię nie ominie

A ja cały czas , odkąd przypomiałam sobie ten film usiłuję sobie przypomnieć zakończenie , nie domniemywać jak powyżej ale przypomnieć sobie .

Wiem jest internet , mogę sprawdzić.  

Ale tego właśnie nie chcę na skróty .

Chcę sama sobie przypomieć albo sama dopisać swoje zakonczenie .

Bo mam nieodparte wrażenie ,że ja też tkwię w takiej czasowej dziurze. I przeżywam swój własny dzień świstaka.

Waga stoi - znaczy 145 i szlus. te plus , minus  1000g to fizjologia , ale zawsze wracam do 145  kg   .  walczę z sobą albo udaję ,że nie walczę ,  usiłuję sama siebie przekonać  do uporządkowania dokumentów. Robię to już od sierpnia i nic. Gdzieś na skraju świadomości błąka mi sie myśl , że jak to zrobię , to skończy mi się ten cholerny dzień świstaka i ruszę naprzód. A może to tylko wymówka mojej podświadomości ,żeby trwać , bo tak wygodniej.

Zaczynam być już bardzo zła na siebie, bo właściwie wykonuję niezbędne do życia i tego trwania -  czynności i nic więcej. I przyglądam się sama sobie z boku jakby dwie osoby . Jedna nic nie robi a druga sie n ie wtrąca .

A jak tylko mi sie zaczyna chcieć.......................cokolwiek ................. to wynajduje czynność zastępczą.  . hihihihihihi

taką czynność oczywiście , która zabierze mi mnóstwo czasu , a nie zrobię kroku naprzód .

A ja wiem doskonale co mam .................................... zrobić po kolei .

Przećwiczone to mam dokładnie  tyle ,że wirtualnie.Echhhhhhhhhhhh

W żywieniu też dotarłam do następnego rozdziału , który ma tytuł......................Wiem  wszystko,  tylko co wybrać ..............czyli wiem ,że nic nie wiem

A wyżej wymieniony rozdział powinien się kończyć zdaniem.

..........Zdaj się na własny organizm..............Natura  to najwyższa mądrość ..................

Ruch jest podstawą przyrody więc ćwicz .

I to by było na tyle . Idę powalczyć z moim prywatnym dniem świstaka , może dzisiaj mi sie uda

 

 

13 lutego 2010 , Komentarze (4)

Zatoczyłam koło . No może to nie o to chodzi ,że dalej nic nie wiem. Nie , to nie tak.

Te parę lat , te parę tygodni...............pozwoliło mi zobaczyc świat inaczaj. Normalniej.

Uwolniłam sie od strachu ..............w znacznej części. Dotarło do mnie ,że nie musze być chodzącą doskonałością.

Walka o to spowodowała ,że byłam w ciągłej gotowości by zacząc walke o doskonałą mnie , o doskonałe życie. I tu własnie leżal problem. Walczyłam z sama z soba o to by być w gotowaści do rozpoczęcia ................diety, ćwiczeń, życia.

I na tej walce schodziły mi dni.  Tygodnie ................lata. I co

I nic. Robiłam pozorne ruchu . Pozorna działaność  zastepowała życia. Doszłam do takiego momentu , że  KAŻDY prawdziwy fizyczny wysiłek był dla mnie niebotyczną góra, wręcz nie do pokonania.

Więc co sie stało. Co zmieniło się w moim życiu.

Ano wszystko zmienił wypadnięty dysk Skarba. Nagle okazało się w praktyce , nie w teorii ,że być sprawnym to najwazniejsza rzecz na świecie. Spedzałam z moim leżącym mężem  tyle czasu ile sie dało. Co mogłam robić w pokoju , przy nim , to robiłam. Odkryłam na nowo przyjemnośc wspólnego oglądania telewizji, rozmowy, bycia z sobą. Musiała SAMA wykonywać mnóstwo czynności ,których wykonywania pozbyłam sie powoli przez ostatnie lata. No i nie miałam czasu celebrowania diety.

I cóz sie okazało. Najlepsza dieta jaką znam to NŻT lub ŻP .

Jak by ktoś nie wiedział to znaczy Nie żryj tyle , lub żryj połowę.

Oczywiście ograniczam odruchowo gluten. Bo sama czuję ,że jak zjem za duzo chleba to mam zgagę. Ale to jest w ramach słuchania swojego organizmu.

Ze słodyczami znowu nie mam żadnego problemu. JAk zaczęłam jeść normalnie to nie mam żadnego zapotrzebowania na słodycze.

I co najważniejsze. Znowu schudłam kolejne kilo. Oczywiście ćwiczę z mężem. Ćwiczę również te ćwiczenia co mi przysłała TENA i zaczęłam ćwiczyć TAI CHI od nowa.

JAk przestała kwitnąc bez sensu na kompie ..............codzienne czynności zajmują mi ok godziny..............bez grania to tyle mniej więcej wychodzi .............to nagle mam kupę czasu . Tym bardziej , że Skarb od 2 tygodni zaczął sie ruszać z domu sam.

W międzyczasie ..............podświadomośc zaczęła walczyc. No i poprosiłam Koleżanke lekarkę o skierowanie na badanie krwi. No bo dawno nie robiłam , no bo sie dusze.

Było to w okresie kiedy przechodziłam na normalne jedzenie więc puszyło mnie jak diabli  tym bardziej , że zaczełam pijać herbatki z morszczynem. A to skutkowało naciskiem na przepone i ciężką zadychą.

Powiem ,że bałam sie odebrac te wyniki, Pamiętając jak ostatnim razem w takiej sytuacji , po odebraniu wyników wylądowałam w szpitalu.

No oddebrałam ...........kolezanka lekarka jak je oglądała to śmiała sie w głos.

A czemu ...........a no temu , że jak terez robią wyniki , to obok jest podany przedział normy dla danego badania. Moje wyniki były WSZYSTKIE posrodku tych przedziałów normy. NAwet glukoza we krwi . Taaaaaaaaaaaaaaaaaaaa. Zdrowa jestem jak niewiem co ...oczywiście nie licząc nóg.

Za to Zdjęcia kręgosłupa Skarba nawet dla laika to masakra.

Zostawienie tych wszystkich dietetycznych wydumek przyszło tak akoś naturalnie. Nie musiałam nic sama z soba ustalać. Bo jak sie okazuje  diety bywaja kosztowne. Za to zdrowe jedzenie niekonieczniebo zawsze można kupić tanio co zdrowe. . Więc nawet nie mam zamiaru pisać co jem.

Po prostu jadam 4 - 5 razy dziennie ..........zalezy to od tego o której wstaje i ile mam zajęc poza domem . Ostatni posiłek 2 godziny przed spaniem ..czyli tak mniej więcej ok 20 -21.

słucham swojego organizmu, Jem na co mam ochotę , nie jem tego co mi szkodzi, i to wszystko . Acha jeszcze jedna ważna rzecz . Mało nie załateiłam sobie żoładka z miłości do papryki i pomidorów. ZApomniała ,że teraz to napewno chemia. Więc jescze jedno oczywiste objawienie. Jem tylko to co zdrowe, i sezonowe, Ewentualnie to co sie przechowuje naturalnie.

Koniec . Kropka.

To cała dieta którą mam zamiar przestrzegać.

No bo jak sie popatrzy to wszytko co robi sie w sprawie odchudzania to kasa dla tych co to wymyslaja. No bo ile Dukan zarabia na samej tylko książce , ile dostają psychologowie i psychiatrzy. itd.....

Nie zazdroszę im kasy , Nie jestem przeciwna dietom, szczególnie mającym na celu leczenie . Nie . Chce tylko powiedzieć , że musiałam przejść przez wiele , wydać kupe kasy i nie żałuje tego. Bo dzięki tym paru latom wiem znacznie więcej o samej sobie. Przy okazji nauczyłam sie radzić w wielu dziwnych sytuacjach.

Dowiedziałam sie mnósto o nieznanych do tej pory ziołach, Spróbowałam wielu nowych potraw.

Ksiązke z dieta dukana podarowałam znajomej..ona dopiero zaczyna .

Wiem też napewno , że każda z nas musi sprawdzić nabytą wiedzę na samej sobie inaczej nie uwierzy . Słowo mówione ma siłe zmuszania nas do działania ..............by sprawdzić.

Mało kto wierzy w nie bez zastrzeżeń. I dobrze.

A najlepsze przyprawy do tej mojej diety to ......cieszyć sie życiem ........żyć...........Kochać siebie i ludzi i pamiętać o tym ,że .....................No BODY PERFECT    ..............

 

 

 

 

5 lutego 2010 , Komentarze (7)

Już się boję nawet pisać. Ale to przecież 4 dzień bez glutenu i powoli systematycznie po 300 g waga w dół. Ciiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii , żeby nie zapeszyć. Zamiast chleba robię kanapki z kapusty pekińskiej.

W wszytsko przez rozdęty żoładek. No bo tak. Paprykę czerwoną surową mogę na metry bieżące wchłaniać , także samo pomidory. Tyle ,że zapomniało mi się , że o tej porze roku to pędzone na chemii są no i poszłoooooooooooooo. Mało sie nie udusiłam, bo rozdęty bandzioch naciskał na przeponę , a ta na serce i płuca uciska i opłacałam każdy ruch ciężką zadyszką. co mi się nie zadarzało już od paru miesięcy.

A przecież wiem doskonale ,że powinnam jeść tylko warzywa sezonowe w danym sezonie i ewentualnie te co sie przechowują i mrożone. To nie jak durna jakaś musiałam się nafaszerować chemią.

Na wszelki "słuczaj" kazałam sobie jeszcze wystawić skierowanie na badanie krwi i ponieważ od 2 dni nie jem papryki  i pomodorów a piję len to mi lepiej.

A dzisiaj po kolejnych wizytach u lekarza wymyśłiłam sposób na to by szybko dostać się do lekarza specjalisty .............jak mnie coś zacznie przeszkadzać .obojętnie co . to lecę kurc galopkiem do lekarza rodzinnego i biorę skierowanie do stosownego specjalisty .........chociaż teoretycznie  nic mi  nie jest. Potem idę i zapisuje się na termin ..powiedzmy za 3 miesiące  i jak mnie coś sieknie przychodzi akurat termin i mam jak znalazł. Niby prosty pomysł a jednak...........................

Dostałam wczoraj płytę na ćwiczenia dna miednicy i nie tylko , podobno i brzuch i kręgosłup  i próbkę podpasek tena .

Podpaski genialne a jaki będzie efekt ćwiczeń to zobaczę i napiszę. Ćwiczenia mają pomóc mi w schudnięciu i problemach z trzymaniem moczu. Nie to ,żeby potrzebny był mi pampers , ale muszę co 2 - 3 godziny udawać sie w ustronne miejsce i to bez wzgledu na porę dnia i nocy. A jak za dużo naraz wypiję to nawet częsćiej echhhhhhhhhhhhh.

Ale wiem już ,że to nie tylko mój problem,  to nawet się przełamałam i napisałam tutaj . Jest specjalny program z Funduszu zdrowia  i można się zalogować na stronie to przysyłają tą płytę za darmo i próbkę podpasek. Co do podpasek to juz poge powiedzieć ....sa fantastyczne. A ćwiczenia dopiero zaczęłam. Są o tyle ciekawe ,że można je ćwiczyc wszędzie  po parę powtórzeń i nie widać , no nie sa kłopotliwe.

No to by było na tyle ...............idę robić obiadek . Zupka jarzynowa taka bez mięsa , ale gęsta a na drugie ryba i brokuły na parze -  to dla mnie a dla Skarba - rybka smażona

 I tym sposobem i wilk syty i owca cała

4 lutego 2010 , Komentarze (3)

Jasne , że zauważyłam , że mi się karta kończy , tylko , że to było w okolicy świat.

A w domu pandemnonium, bo dzieci , bo święta bo......................itd  

A 4 stycznia mojego Skarba siekło i nie było czasu . Bo jak ktos myśli , że jak się siedzi w domu przy NAPRAWDĘ CHORYM FACECIE i ma sie choć trochę czasu ,Nie mówie nawet wolnego hihihihihiih............. to albo jest facetem , albo podfruwajką bez doświadczenia życiowego ....jeszcze

Tak więc ten tydzień był pierwszym wolnym od dawna. No w miarę wolnym.

W tak zwanym międzyczasie postawiłam auteczko pod hipermarketem , na parkingu dla niepełnosprawnych i natentychmiast straż miejska się zaczęła interesować .Się ich tylko grzecznie zapytałam czy wierzą w cudowne ozdrowienia...............nie wierzyli.

Ja dodatkowo wyglądałam wielce malowniczo ...........bo było o 2 kulach,

O 2 znacznie mi sie lepiej gania po tych przestrzeniach w markecie ...........taki zakupowy nord - walking. Ale oni o tym nie musieli wiedzieć , natomiast zobaczyli pokręcona kalekę zwisającą malowniczo z 2 kul, to moment odpadli od mojego auteczka no to do tej nowej juz mi się tak bardzo nie śpieszy .

Żeby nie było niedomówień 2 dni później ganiałam za koniem ,po ujeżdżalni...............bez kul

4 lutego 2010 , Komentarze (4)

ciut drgnęło . Dzisiaj stanęłam na wadze , a tu niespodzianka 144.7 kg.

No dobra .......wiem ....to może być czysta fizjologia , ale jak przez 2  tygodnie nic nie drgnęło , to ja już chciałam wagę do naprawy oddawać.

Skończyła mi się ważność karty parkingowej . Takiej dla niepełnosprawnych. Więc wczoraj pogalopowałam do UM . A tam się okazało , że teraz nie wystarczy jak pokażę decyzję o rencie od orzecznika , na której jak wół pisze , że mam dysfunkcje narządów ruchu.

Nie,  to za mało , teraz musze iść do mojego lekarza ortopedy , on mi wypełni zaświadczenie o stanie zdrowia . Ja z tym zaświadczeniem i z wnioskiem muszę sie stawić w UM i złozyć te papierki wraz z pełną dokumentacją medyczną z prośbą o przyznanie grupy inwalidzkiej do celów nierentowych........ufffffffffffff.

 Jak to złożę , to musze poczekać na termin  komisji . Potem orzecznik mnie obejrzy i ewentualnie przyzna grupę . Z tym papierkiem od orzecznika mogę sie udać do kolejnego urzędu by złozyc prośbę o przyznanie karty parkingowej i oczywiście zapłacic 25 zeta za to.

Najpierw mnie mało nie zwiazało w supełek . Potem sie dopytałam o wiele spraw, męcząc panią w informacji ..................robiąc za gęś .....kretynkę . Ale dzieki tej cudnej roli , pani sie przejęła i mi wyjaśniła w końcu , że posiadanie takowej grupy to same pozytywy. Bo i o prace łatwiej i dofinansowania i co roku wyjazd rehabilitacyjny za darmo.

To jak tak , to ok. Zaczęłam od tego , że dzisiaj udałam sie do przychodni przyszpitalnej , do ortopedy.

Kurde , o tym ,żeby kartę wyciągnąć na bieżąco ,  to mowy nie ma . Wszystko na zapisy . Najwcześniej połowa kwietnia do mojego lekarza. A do innego to nie mam żadnych szans , bo nie i już.

Więc poczekałam na szanownego doktora M . i jak się w końcu pojawił z godzinnym poślizgiem ,  wtragnęłam do gabinetu , z grzeczną prośbą o przyjęcie mnie w celu wypełnienie druczku  . No  i tu kolejna bariera. Władza to jednak wielka rzecz. i narkotyk.

Usłeszałam kolejne NIE i prpozycję na koniec kwietnia . Ale Szanowny lekarz nie przewidział , że to ,że robię za myszkę to jedno , a to ,że mam temperament jak mnie coś podkurzy , to zupełnie inna bajka. hihihihihihihihih

Po 3 min. mojego monologu ......wielce profesjonalnego , że szczególnym zaznaczeniam ,że jak przez niego nie dostanę pracy to go podam do sądu i będzie mi płacił pensję on , a nie mój przyszły pracodawca , padła data na połowę marca......a po kolejnej minucie i jednym telefonie ustaliliśmy datę na 4 marca , bo podobno od soboty ma urlop. hmmmmmmmm

Trudno. Wyszłam w poczuciu niekoniecznie zwycięstwa ........ w zasadzie czułam sie lekko zmanipulowana.

 Po drodze poprosiłam w kartotece o wykonanie ksero mojej dokumentacji ..............owszem wykonają nawet na jutro po 0,86 zeta za stronę..............najdroższe ksero jakie znam.

A na koniec w ramach masochistycznych rozrywek pogalopowałam do rentgena , żeby umówić się ma moją pierwszą w życiu mamografię. Tak to kurde reklamują i pismo dostałam to czemu nie , jak za darmo.

I kolejna niespodzianka.

Panienka przy okienku pyta o skierowanie , na co ja wywaliłam oczy jak spodki i pytam po co ............przecież podobno za darmo i bez skierowań. Na co panienka poinformowała mnie uprzejmie , że dopóki nie podpiszą umowy z funduszem to nic z tego . Żeby nie było niedomówien , to jedyny czynny mamograf w Sosnowcu. Póki co. 

Poczym zostałam obdarowana numerem telefonu i cenną wskazówką by dzwonić i sie pytać.

Taaaaaaaaaaaaaaaaaa. Wnioski sie nasuwają same ,  A podstawowy ......trzeba być bardzo zdrowym i spokojnym człowiekiem by chorować w naszym kraju.

A jak wróciłam do domu , to mój Pan i władca z prawie płaczem , poinformował mnie ,że nie wiadomo czy będziemy mieli emerytury , bo nasz przemądry rząd zaczyna cóś zmieniać .

Znaczy sie ludzie niesprawni i po 70 ..........na śmietnik.

Czytałam taką książkę kiedyś....................kuszenie Świetego Antoniego.

Sprawa eutanazji zawsze była bulwersująca , choć w naszym kraju pełniłu role "zaciemniacza."

Ale wydaje mi się , że  przy takiej polityce naszego Państwa , to powinna być podstawowa ustawa  do uchwalenia. To zezwalanie na eutanazję ..........znaczy się .

Ale nasmuciłam. To wszystko przez ten stresujący poranek i sytuacje , kiedy się bezradnie człowiek odbija jak od muru , od wielkiej niemożności naszej medycy zaplątanej w kretyńskie przepisy .

I jeszcze jedno ...............pięc lat musiało minąc , żebym sama znalazła tak oczywiste ziele jak morszczyn.

Kiedyś robiłam badania , ............................................mam lekką  niedoczynnośc tarczycy , co podobno  na naszym terenie ( południe Polski) jest raczej częstym zjawiskiem. Lekarz endykrynolog wyciągał rękę po kasę   ( 100 zeta) za wizytę  a potem przepisał jakies specyfiki ............drogie jak cholerka , po których mało się nie osunęłam 1,5 m pod poziom. A wystarczyło by wskazać morszyn.  zawierający jako jedyny specyfik ,  przyswajalny przez nas jod.

Echhhhhhhhhhhhh.

Dość . Słoneczko zaświeciło, czas na mały spacerek . Nie ma co rąk załamywać . Bo tym co przestają walczyć o swoje nikt w dzisiejszych czasach nie ma nawet szans pomóc.

Dla mnie zawsze szklanka jest w połowie pełna

PS ............morszczyn przy lekkiej niedoczynności tarczycy i nadwadze jest czynnikiem mocno odchudzającym

3 lutego 2010 , Komentarze (5)

Przejrzałam na forum zaprzyjaźnione wątki i .......................nikogo znajomego. Buuuuuuuuuuuuu. 

Za oknem ...biało i ciągle sypie. Media straszą zimą a ja się pytam w lutym to co niby jest ...........lato??????

Zima to zima. I jeśli komuś się chce to może sprawdzić parę lat do tyłu jak zimy wyglądały. To że zdarzają sie ciepłe zimy to też bywa. Ale śnieg i grad w lipcu to 2 lata temu sama sfotografowałam. Więc o co chodzi.

Acha i jeszcze powodzia nas strasza na wiosnę. Kurde a co wcześnie nie bywały . ech jak tak poczytać te tabloidy to wszystko to sensacja i niespodziewajka.

A ja mam problem z wagą. No moja wlasną, Zamurowało ja czy cós. Od prawie 2 tygodni , obojętnie co i jak jem , co i jak robie . STOI w MIEJSCU.

145 kg i szlus. Okopała sie ta waga w moim organiźmie i nie popuszcza. Już pisałam . Nie tyje. ale tez nie chudnę.Nawet zanikły gdzies moje sławne wachnięcia ................hm ..........fizjologiczne. Codziennie jest 145 kg i już

I proszę niech mi ktoś to wytłumaczy . Bo ta waga w okolicy 145 kg to właściwie z wahnięciami to jest juz od ponad miesiąca.

Ja sama mam nowego plana . Poczytałam sobie o grupie krwi . Wcześniej juz o tym słyszałam , ale teraz jak juz nic nie działa to pomyśłałam ,że może ................... Pierwsze co mi sie spodobało to to ,że nie musze niczego odrazu. peter D'adamo pisze wyraźnie, że powinnam powoli przyzwyczajać od nowa organizm do produktów dobrych dla mojej grupy krwi i powoli rezygnować z tego czego nie powinnam spożywać. Pisze ,że najgorsze co może być dla organizmu to radykalna zmiana, szok. bo ZAWSZE nastapi reakcja obronna ze strony  podświadomości.

A co ja robię .  oczywiście  jak zaczynam dietę. więc rzucam wszystko co robiłam  do tej pory i stosuję światłe zalecenia.( broń bosze nie mówię ,że te zalecenia są niestosowne, o nie , tyle ,że na moje oko brakuje własnie w każdej diecie podstawowego zalecenia --------wprowadzać w życie powoli----------- i co mam .......efekt jojo , w najlepszym razie. A napewno bunt organizmu .

Zafundowałam sama sobie  rozklekotany metabolizm, który nie wie czy ma przejść na tryb oszczędny czy też ma spalać na bieżąco wszystko jak leci i sięgać po zapasy. Mam zgagę, kłopoty z żołądkiem i sporo przetestowanych sposobów na odchudzanie za sobą.

A wracając do grupy krwi .......kolejną rzeczą , która bardzo pokreśla sie w tej książce , to jest słuchanie własnego organizmu.

No i najważniejsze dla mnie , co juz wcześniej sama odkryłam. Powinam , mając grupę krwi "0" , unikać jak śmiertelnej trucizny GLUTENU.

Jak poczytałam sobie co mi nie słuzy to się okazało , że mój organizm sam sie bronił przed produktami dla niego szkodliwymi. Nie jadam kalafira ( i nie powinnam ) bo mnie rozdyma po nim.Chociaż właściwie chyba lubię ten smak .........a może to smak tartej bułki , która się dodaje do kalafiora

 Staram sie nie jadać chleba , bo jak go dopadam to zaraz płacę za to zgagą. Nie pijam herbaty czarnej bo efekt jest ten sam.  i tak dalej................

Jak się wczytałam w to co powinnam unikać to mi wyszło ,że albo tego nie jadam , albo jak juz zjem to potem mam sensacje. I znowu wracam do twierdzenia .................należy słuchać potrzeb organizmu. No i zobaczę

 

29 stycznia 2010 , Komentarze (5)

Trzy najpiękniejsze imiona rosyjskie to Wiera , Nadieżda i Lubow.

W tłumaczeniu ..............Wiara , Nadzieja i Miłość . Czyli trzyy słowa mówiące wszystko o życiu

Miłość jest każdemu potrzebna jak powietrze.

I choćby się różni tacy zapierali , to jestem pewna , że każdy z nas kocha ................rodziców , rodzeństwo , partnera,  życie, przyrodę.

Miłość to pewnik. Istnieje i isnieć będzie.

Wiara............................o to trudniejsze. Wiarę można stracić . Ale czy na zawsze.

Ale z drugiej strony jak wierzyć w powodzenie naszych zabiegów , jeśli waga stoi na 145 kg od miesiąca.........ponad.

I ćwiczę z mężem i sama  i jem mało ........znaczy staram się nie zażerać. Chociaż każdorazowo przerwanie funkcji jedzenia posiłku jest dla mnie największym wyzwaniem.

Jak już zaczynam jeść.............to wmawiając sobie , że to przecież dietetycznie to jem .......jem ........jem ............... .

Siłą muszę się odcinać od tej czynności.

Żucie , smakowanie , przełykanie , ze szczególnym uwzględnieniem wszystkiego co ma gluten w sobie , działa na mnie tak , że zachowuje się jak narkoman na głodzie . 

Wiary w powodzenie dodaje mi tylko fakt  , że mimo wszystko waga nie rośnie .

Przewrotne to co nieco tłumaczenie .

 Inna sprawa  , że jest zima i organizm z całych sił się broni przed pozbawianiem go zapasów.

I jak sie okazuje nie tylko ja mam problem z wagą. Czytając zaprzyjaźnione pamiętniki  widać , że waga stojąca w miejscu.............to nie tylko mój problem.

No i na koniec zostaje zawsze NADZIEJA....................że jak wszystko będę dobrze robić , to w końcu zacznę chudnąć. I nie ważne , że dla mnie to będzie walka na resztę mojego .......mam nadzieje długiego życia ........................

Jeśli może to być długie , radosne , w sprawności i zdrowiu - życie to juz sie cieszę na tą walkę.

Nadzieja pomoże mi zmienić to w zabawę. Bo narazie to uprawiam ponure narzekactwo.

Pewnie , że prawdą jest powiedzenie ..................sama jestem swoim najgorszym wrogiem

A przecież o tym czy moje życie będzie miłe czy nie to również  ja sama decyduję.

 

 

27 stycznia 2010 , Komentarze (3)

Parę dni nie pisałam , no bo ........................kolorowy zawrót głowy się zrobił.

To że Skarb leży i marudzi ..................i co tu ukrywać ciaćka się z sobą , to juz normalka, .

W domu ........ummierająca sierota ...nic nie może zrobić , nawet jak trzeba reką czy nogą ruszyć , ale jak go wiozę na zabiegi i gimnastykę , to zasuwa tam aż miło. I nie marudzi , że go coś boli .

Za to droga do ............i z powrotem ,  to dla mnie psychiczna Golgota. Oczywiście mój Książe wszystko wie lepiej .

Dzisiaj się ścięłam , że daję sie wpędzić w stan telepki.

To znaczy po jakichś  100 m -------- głupieję kosmicznie pod wpływem uwag Skarba  i robię wszystko tak , jakbym była zerowym uczestnikiem kursu ,  w dodatku z ujemnym indeksem inteligencji.

No i jak to do mnie  dotarło , to zatrzymałam auteczko na srodku zakrętu ( no prawie na środku )  , dzielnie blokując pół jezdni i wysiadłam . Po czym oświadczyłam , że albo sie zamknie , albo go tu zostawię, a prowadzić to na leżąco raczej sie nie da .

No to sie zamknął. Odebrałm jeszcze przy ryku klaksonów przysięge milczenia od Skarba i pojechalismy.

Spokój był aż do domu , a w domu ..................ech . zamarudził sie na nic.

A wcześniej ..tzn w piątek , synus wybierał sie do córki na 3 dni , więc ja , ciężka idiotka , jak bym miała za mało latania w domu koło skarba  , wymyśłiłam i zrobiłam. .......:

1. 120 pierogów z miesem ..takich a'la kołduny

2. 40 pierogów ze szpinakiem

3 . 5 litrowy gar rissota   - podzielonego na porcje i już zamrożonego

4 . 40 krokietów z grzybami , takich do barszczu czerwonego , albo rosołu

5 . 5 litrów rosołu

6. Makaron domowy , wysuszony do wyżej wymienionego

7. Schabik z żurawiną .....może być na ciepło lub na zimno do chleba

8 . Dwa chleby z ziólami własnoręcznie upieczone

9 . Blachę babki ziemniaczanej

10. A szwagierka dała 2 blachy ciast.

uffffffffffff. No i czy ja nie jestem idiotka, jak bym miała za mało roboty to jeszcze lepienia pierogów mi się zachciało .

Synuś spakował to wszystko do 3 olbrzymich ekologicznych toreb pomarudził ,że dużo i pojechał ......naszym auteczkiem , .bo mniej pali.

Nam zostawił swoje BMW sportowe.

Poszalałam. Trzeba było widzieć minę faceta pod hiper marketem . NAjpierw go wyprzedziłam a potem na parkingu wytoczyła się siwa beczułka z tiuningowanego BMW na szerokich oponach ....itd.

Ale co ja mogę za to , że jak mam cóś pod nogą , to mi noga sama cisnie gaz. NOOOOOOOOOOOO

Za to Skarb się wściekł , bo z wyskoczonym dyskiem strasznie źle sie wsiada do takiego niskiego autka. Ale o tym juz dość

Przeczytałam dzisiaj świetny artukuł. I jak zwykle........... Mam uczucie , że ja to wszystko wiem....wiedziałam. Tylko pętało sie na obrzeżu świadomości i trzeba było takiego artykułu ,żeby sie poukładało. I dotarło. A przesłanie tego artykułu było następujące ,

Nic na siłę , kroczek po kroczku i z dużą dozą cierpliwości.

Niby nic nowego , ale jak sie okazuje , nalezy ciągle od nowa sobie przypominać, uświadamiać, że chudnięcie to nie jednorazowa akcja , tylko ciągły , powolny proces , a czasem i walka . ...............z sobą

Właściwie to wyłącznie z sobą się walczy . Bo jak już  dajemy radę z sobą ,  to reszta nie jest problemem.

I jeszcze jedno stare powiedzenie mi ten artykuł przypomniał. Trzeba sie skupiać na jednym...........od początku do końca, bo jak będziemy kilka , lub co gorsze kilkanaście rzeczy naraz , to nic nie zrobimy dobrze , a większość nie uda nam sie nawet skończyć.

Czyli ....................mimo wielce mieszanych uczuc , musze sobie parę rzeczy odpuścić........bo wyglada na to , że broniący się organizm zmusza mnie do czynności zastępczych.....................i skupić się na odchudzaniu ................i na rehabilitacji Skarba.

Dwie rzeczy naraz dam radę robić porządnie .

 

 

 

22 stycznia 2010 , Komentarze (4)

 znowu ( kurde ) przez parę dni wpadłam w doła.

A przecież wszędzie , w mądrych publikacjach pisze jak wół - ważyć się nie częściej niż raz w tygodniiu ...............to co ja robię .................oczywiściw wskakuję na wagę 2 razy diennie a potem obgryzam paznokcie z nerwów.

Waga oscyluje wokół 145 kg , a ja nie zmieniam nawet wagi na pasku..............bo ........... właściwie to nie wiem czemu .

Bo mi wstyd , że nie potrafię dotrzymać słowa danego samej sobie,

 Bo mam nadzieje , że szybciej wrócę do niższej wagi jak nie zmienie paska

, a może po prostu mi się nie chce.. Szlag ......................................

A takie wpady miałam tym razem , jakie nie zdarzyły mi się nigdy w życiu.

Bo np. ja nie przepadam za słodyczami , a w środę kupiłam Skarbowi słodycze ...........w tym 2 bąbelkowe czekolady . ................wieczorem siedziałam w kuchni i patrzyłam tępo na pusty papierek po jednej czekoladzie , .....................i nie Skarb ją pożarł tylko ja.

Było mi niedobrze- nielubię czekolady , czułam sie straszliwie źle psychicznie bo nawet nie zarejestrowałam faktu wyjęcia czekolady z lodówki a następnie pożarcia jej.

Druga taka wtopa była wczoraj. Kupiłam w małej prywatnej piekarni cisto i chlebek . Taka wydumka pod nazwą Swojski - pełnoziarnisty . Wielkości chleba zakopiańskiego ...............jakieś 80 dkg.  Kupiłam go o 12 w południe.

O 18 - Skarb zapytał czy może go spróbowac. I musiałam skłamać , że zapomniałam w sklepie.

Zeżarłam , wchłonęłam , wsysłam ...............................i nie wiem kiedy.

To sie robi już niebezpieczne . Chyba nadaję się do psychiatryka.

Albo może  to są ostatnie podrygi mojej zbuntowanej podswiadomości . I teraz już będzie ok.

Ale  ,żeby aż tak bardzo wyłączać świadome działanie to mi sie drugi raz w życiu zdarzyło .

w pierwszym wypadku jadłam przez sen .

był to wtedy okres olbrzymiego stresu i pewnie dlatego, bo teraz tez żyje w olbrzymim stresie - trudno jest z całym spokojem akceptować to wszystko co mi aktualnie los niesie  i nie ma spokoju we mnie . Chyba to o to chodzi bo kasy na psychoanalityka nie mam , a najwcześniejszy termin do psychiatry to czerwiec

Ale idźmy dalej  ..........Od czasu jak Skarb zachorował , zaczęłam wychodzic z psami , a ponieważ musze mieć podpórke więc brałam ( tylko ) 1 kulę i z całej siły opierałam się o nią.  Jakieś dwa - trzy dni po tym , jak zaczęłam chodzic z psami , zaczął mnie boleć prawy biust , ( z tej strony opieram sie o kulę) Więc dodatkowo zaczęłam się zastanawiać czy już sie kończę , bo mam chyba problemy z biustem czy cóś.

I trzeba było wizyty (ze Skarbem ) w środę u koleżanki lekarki , żeby mi uświadomić , że to nie żaden rak piersi tylko niewygimnastykowane mięśnie i zakawasy w nich .

Okazało się , że bóle w mięśniach rąk  promieniują w górę na bark , a ja durna już przygotowywałam się w myślach do roli opuszczającej ten świat heroiny, a tu wystarczy trochę poćwiczyć górną część organizmu ,żeby pozbyć sie zakwasówi po problemie

Z tą wagą stojącą w miejscu też jak się okazało wszystko jest ok.

Bo jak zaczęłam chodzić i się ruszać , to siłą rzeczy zaczęło mi przybywać masy w tych zwiotczałych nieużywanych lub używanych śladowo  - mięśniach i wszystko co niepotrzebnego spalę przez ruch , to wagowo wyrównuje się z tym co   dodaję się do tych ćwiczonych mięśni ..........................kurde ..czysta fizjologia , ale dopiero jak ktoś ( koleżanka lekarka) puknie mnie w hm..............  ...........czoło , to zaczynam myśleć .

więc waga jeszcze troche się pobuja , a jak dołącze jeszcze ćwiczenie na górną część organizmu i przestanę bywać w kuchni .............to  w końcu powinnam zobaczyc efekty mojej szarpaniny.

Bo z całej siły nie chcę przyjąc do wiadomości , że moim największym problemem jest kończenie jedzenia.  Czyli muszę przygotować sobie porcję na dany posiłek i ...................kropka.

A drugim problemem jest gluten.

Własnie mi wpadł do głowy jeszcze jeden pomysł. Muszę  poszukać jak nalezy sie odzywiac , ze wzgledu na grupę  krwi . Bo to tez ma znaczenie podobno.

No i to by było na tyle . Idę polatać na miotle po domu.