Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

czuję się ociężała i brzydka.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 9451
Komentarzy: 31
Założony: 3 marca 2009
Ostatni wpis: 9 marca 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
panirolki

kobieta, 71 lat, Warszawa

154 cm, 75.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

15 marca 2011 , Komentarze (1)

Waga w dół!!! Niewiele, bo tylko 40 gram, ale znaczy, że dzieje się :-)))

Po półtora miesiąca odchudzania dietą 1000 kcal mam mniej 3 kilogramy. Niedużo, ale też dużo, biorąc pod uwagę, że nie jestem głodująca i że znacznie lepiej sie czuję :-)))

Przemianę materii mam jaką mam. Pamiętać powinnam, że nie należę do tych, którzy chudną jak tylko przestaną jeść kolację. Ja muszę więcej! Muszę znaleźć kompromis pomiedzy szczęściem jedzenia, a męczarnią wyrzeczeń. Jak go znajdę i będę stosować bez poczucia bycia poszkodowaną, wtedy i moja waga się ustabilizuje. Mam nadzieję, że na satysfakcjonującym mnie poziomie :-)))))

14 marca 2011 , Skomentuj

Byłam w Barcelonie. Turystycznie. Przez tydzień nie liczyłam klorii, no bo jak. Ani wagi nie miałam ze sobą ani Vitaliusza :-)))

Jednak skurczony żołądek nie pozwolił jeść za dużo. Zaliczyłam paelę - zjadłam całą porcję, choć po 1/4 byłam w pełni nasycona... Ale co? miałam zostawić na talerzu? 

Zaliczyłam parę tapas w cudnej knajpeczce popijając je miejscowym winem musującym Cava. Ale przede wszystkim zgrzeszyłam filiżanką czekolady w cafe Zurich, na La Rambla de Barcelona. Czekolada była warta grzechu. Takich smaków sie nie zapomina. Poza tym parę szklaneczek soku ze świeżych owoców na targowisku La Boqueria, jakieś mango, kilka mandarynek, pół ananasa i jedna tradycyjna katalońska czekoladka ... Ot wszystkie grzechy Barcelony. Za to od rana do wieczora byłam na nogach  piechotą wzdłuż i wszerz przemierzając ulicę za ulicą. Wieczorem padałam jak betka a dzień zaczynałam od zażycia procha zmieczulającego ból pleców i stóp. I cóż? Ani przytyłam ani schudłam ... 

Zatem pozwoliłam sobie na więcej i wczoraj podjadłam na urodzinach mojej dorosłej już córki a potem na imieninach przyjaciółki Krychy. 

Dziś sie nie ważyłam. Rano zjadłam posypaną szczypiorkiem usmażoną na łyżeczce masła jajeczniczkę z jednego jaja od kury zielononóżki. Zagryzłam wafelkiem ryżowym. popiłam czarną kawą ze słodzikiem. Co dalej? jeszcze nie wiem. Ale niech żyje dieta 1000 kalorii!!!


28 lutego 2011 , Komentarze (2)

Zaczęłam 1 lutego. Sama. Postanowiłam trzymać sie 1000 kcal. Wszędzie mówią: jeść wszystko tylko mało, mało mało. Wydaje mi się, że i wcześniej nie jadłam dużo, choć teraz wiem, że można jeszcze mniej i że można jeszcze bardziej ograniczyć słodycze. Cóż ... Liczyłam na utratę 4 kg przez ten miesiąc. Straciłam tylko 2,4 będąc naprawdę bardzo surowym liczydłem kalorii. Jako dowód mam dziennik posiłków. Wszystko co brałam do pyska było zważone i zapisane, bez oszustwa i manipulacji (korzystałam z gazetowego kalkulatora kalorii Vitaliusz). Oprócz tego odstawiłam częściowo samochód i pływałam godzinę w stałym rytmie bez przerw przynajmniej dwa razy w tygodniu. Jestem rozczarowana. Nie osiągnę celu do czerwca. Może uda mi sie schudnąc 10 kilo, może i to nie, jak metabolizm znów zwolni... Czy naprawdę jestem skazana na wieczną otyłość ? Czy naprawdę mam wyrzucić te fajne ciuchy, które zachowałam wierząc, że jeszcze się przydadzą ? Ludzie! czy Wy też tak macie? Jak tak dalej będzie moja motywacja pójdzie sie gonić z kotami ... 

21 lutego 2011 , Skomentuj

Nie lubie herbaty.  Nie lubię takiej zwykłej czarnej herbaty. Od dawna już pijam różne wynalazki cudze i własne. W zeszłym roku zimą skomponowałam cudowną rozgrzewającą mieszankę. Koper włoski, anyżek, lukrecja, goździki i plasterek świeżego imbiru. Pyszne, słodkie od lukrecji, aromatyczne i bardzo rozgrzewające. Ale też chyba moczopędne, bo zawiera nasiona kopru włoskiego.  Wczoraj, po długim mroźnym spacerze przypomniałam sobie o tej herbatce. Wypiłam dwie duże filiżanki.

Efekt bezpośredni - trzy razy w nocy wstawałam na siku.

Efekt dalszy? Może to, że dziś zobaczyłam wreszcie wagę poniżej osiemdziesięciu czterech kilogramów. I to znacznie poniżej. Utrata wody?  ... czy może rzeczywiście zaczęłam chudnąć? 

Po prawie miesiącu na  1000 kcal chyba należy mi sie nagroda!!!

20 lutego 2011 , Skomentuj

Gdy zostaje tylko naga motywacja, a za nią nie idą sukcesy, wtedy jest naprawdę ciężko. Bo chce sie ze smutku i żalu nad sobą zjeść jakąś małą pocieszkę. Myślę tak: skoro tak sie katuję i nic sie nie zmienia to może już skończyć z tym wszystkim. Skoro mam umrzec z powodu powikłań związanych z otyłością, to co mam sobie zatruwać życie odchudzaniem...

Ostatnie trzy dni nic nie pisałam bo waga stała w miejscu jak zaklęta. No i miałam w domu od piatku do soboty wnusia na nocleg. Musiałam zaopatrzyć lodówkę. Ugotować sobotni obiad dla wnuczka i jego rodziców. Upiec jakieś ciasto. Wnuk ma 5 lat i dużą skłonność do zaparć. Do tego jest alergikiem. Zatem: wysokobłonnikowo, bez białka krowiego i cukru. Zrobiłam klops z jajkiem (cudnie wyglądał) ze sporym dodatkiem otrębów, natką pietruszki i czosnkiem. Kaszę gryczaną, buraczki. Ciasto majstersztyk: z otrąb, mazeiny, jajek i buraczków. Z niewielką ilością brązowego cukru i kakao. No i z jajek, które całość trzymały w kupie. Właściwie to przepis na ciasto wykombinowałąm sama łącząc kilka znanych mi przepisów :-). Grunt, że sie udało. Tego dnia trudno mi było pilnowac wagi wszystkiego co jem. Nie znaczy to, że się objadałam. Starałam się jesć mało, ale myślę, że i tak przkroczyłam te cholerne 1000 kcal. Dzis rano, stając na wadze, mówiłam sobie z duchu: trudno, nie mogłaś inaczej ... A tu niespodzianka :-))) 10 deko mniej !!! 

17 lutego 2011 , Komentarze (1)

Nie dodałam, że byłam w Instytucie Żywności i Żywienia parę lat temu. Zrobiłam badania itp ... potem uczestniczyłam w prelekcji (obowiązkowej, aby dostać się do lekarza) na temat żywienia. Nie dowiedziałam się tam niczego, czego wcześniej bym nie wiedziała. Prelekcja była dla tych, którzy swą przygodę z odchudzaniem zaczynają.

Długo, z półtora miesiąca czekałam na wizytę u lekarza dietetyka. Pani doktor nie była miła. Obejrzała moje wyniki i stwierdziła, że cierpię na otyłość prostą i jedyną radą dla mnie jest żp (żreć połowę). Pytałam czy mogę zostać w programie Instytutu, gdyż potrzebuję motywacji i wsparcia, ale pani doktor odrzekła, że oni zajmują sie chorymi, a ja mam po prostu mniej jeść. Jadłam już wtedy bardzo zdrowo, ale może trochę więcej niż powinnam, nie liczyłam bowiem kalorii... No i czasem zjadałam coś słodkiego bądź jakiś zakazany owoc (ananas) w dużej ilości. Ale zapewniam, że nie obżerałam się! Po tej wizycie moja motywacja znów spadła do zera. Potem oczywiście były różne podejścia. Dziś jestem tu gdzie jestem i choć mam dość, nie poddaję sie jeszcze

17 lutego 2011 , Komentarze (4)

Jeszcze chyba nigdy nie byłam dla siebie tak surowa. No chyba tylko wtedy, gdy odchudzałam się Slimfastem na początku lat 90-tych. Wtedy w miesiąc schudłam jakieś 15 kilo. Wiem, to było niezdrowe. Sama chemia + papierosy i kawa. Od ośmiu lat nie palę. Okupiłam to wzorostem wagi o jakieś 12 kilo. Przez kolejne lata próbowałam różnych diet z marnym skutkiem. Od pięciu przemian do Dukana. Nawet dieta smacznie dopasowana nie bardzo mi sie udawała, bo zawsze miałam w lodówce za dużo i coś się psuło, więc trzeba było to zjeść. Każda z diet kończyła sie miernym spadkiem wagi, za to imponującym efektem jojo. Co zadziwiające, od dawna jem bardzo zdrowo i przemyślanie. Więc nie wiem skąd to jojo! 

Żadnych fastfoodów, chipsów czy paluszków. Mało tłuszczu, pełne ziarna, pszenica durum, błonnik... Nie bardzo jest co zmieniać w moich nawykach żywieniowych, bo naprawdę są już dawno zmienione. Czasem pozwalałam sobie na prince polo lub tofinka (20 gram przyjemności) Oczywiście teraz, kiedy liczę te cholerne kalorie, nie pozwalam sobie na to. Jak strasznie chce mi sie słodkiego zjadam łyżeczkę cukru z sokiem cytrynowym. Ale zapisuję w kalendarzu! 1000 kcal to świętość. I co z tego mam? 

Przez 17 dni diety 1000 kcal 60 deko w dół! To niesprawiedliwe! niesprawiedliwe i już! 

Moja przemiana materii stoi w miejscu. Nie pomaga pływanie i chodzenie na piechote tu i tam. Nie pomaga...

Tonę, po raz kolejny tracę motywację ... Zaczynam mieć dość!

14 lutego 2011 , Skomentuj

Zważyłam się dziś, ale nie zapisałam tego w tabelce, ani w żadnym pamietniku, bo nie i już! 

Naprawdę nie wiem co mam zrobić żeby zauważyć jakiś postęp. 

Już dwa tygodnie! Bite dwa tygodnie kontroluję z ołówkiem w ręku moje jedzenie. Przez te 14 dni , zaledwie pięć razy przekroczyłam 1000 kcal. Cztery razy było to minimalne przekroczenie. nie więcej niż o 100. Raz na urodzinach koleżanki zaszalałam i zjadłam więcej na kolację, oszczędzając sie cały dzień. W sumie jakieś 1400-1500 kcal. 

I po tych wyrzeczenieach mogę sobie zapisać jako sukces spadek wagi o około 600 gram. 

Nie będę dodawać, że pływam co drugi dzień po czterdzieści minut i trzy razy w tygodniu chodzę z psem na jakiś dłuższy spacer.

Czy po tym wszystkim utrata zaledwie 600 gram jest sprawiedliwa? chyba nie! A może raczej nienormalna?

Co robić!!!  

13 lutego 2011 , Skomentuj

I jedzenie. Na szczęście nie było tak dobre jak się spodziewałam, więc nie zjadłam za wiele. I niewiele też wypiłam tego wina. Najgorsze, że nie miałam jak policzyc tego co zjadłam i z grubsza tylko oceniłam wartość kaloryczną. Jakieś siedemset, do ośmiuset kcal. 

Generałnie zakładam, że grzesząc na urodzinach koleżanki nie przekroczyłam tysiąca pięciuset kalorii... 

Dzis znów racje głodowe - skromne śniadanko, cienka zupka ogórkowa na obiad na kolacje nie wiem jeszcze co, ale nie b,edzie to dużo. Dziś nawet nie próbowałam wejść na wagę. Jutro już wejdę. Nie chcę się zniechęcić . 

12 lutego 2011 , Skomentuj

ale powstrzymywałam sie od jedzenia. Zaoszczędziłam sobie na wieczór jakieś 259 kcal. Wypiłam kilka kieliszków wytrawnego białego wina i zjadłam może dziesięć, może piętnaście słonych paluszków. No i jedno mango po rozsataniu sie ze stowarzyszonymi w naszym Stowarzyszeniu koleżankami.

Wczoraj było Walne Zgromadzenie. A to jest wątpliwa okazja do jedzenia.

Dziś będzie gorzej, bo dziś idę na urodziny koleżanki. Będzie duuuużo pysznego jedzenia. postanawiam sobie zjeść w ciągu dnia wyjątkowo niskokaloryczne posiłki. Zaczęłam od śniadania. Tylko 86 kcal !