Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

czuję się ociężała i brzydka.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 9425
Komentarzy: 31
Założony: 3 marca 2009
Ostatni wpis: 9 marca 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
panirolki

kobieta, 71 lat, Warszawa

154 cm, 75.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

11 lutego 2011 , Skomentuj

Jedenasty. A więc prawidłowo. Jeden kilogram na tydzień . zakładając, że oszukałam przy wadze początkowej. Zostało mi jeszcze 19 kilo, 19 tygodni, każdy tydzień po 7 dni czyli 133 dni. Mało! banał, pestka. Cztery i pół miesiąca? Około, no tak!  Zleci raz dwa trzy. Znaczy luty do końca , marzec kwiecień i maj. I już na czerwiec jestem gotowa z nową figurą. I jeszcze na dodatek z zasobniejszym portfelem. Bo 1000 kcal mniej kosztuje, nawet jak kupuję produkty droższe bo ekologiczne.  Mniej zaglądam do sklepów i mniej rozpuszczam gotówki. Naprawdę !!! 


11 lutego 2011 , Skomentuj

Dziś w dół kolejne dekagramy. Na wadze mam już 84,1 Teraz żałuję, że jako początkową wagę wpisałam sobie 85 kg, bo tak naprawdę miałam 85,6 a nawet dochodziło do 86-ciu kilogramów, jeżeli poprzedniego dnia więcej zjadłam. A ja chciałam się już na wstępie odchudzić, więc teraz mam mniej spektakularne osiągnięcia :-))) 

Ale trudno nic już nie będę zmieniać. Bedę sie starała utrzymać istniejący trend i tyle. Przy poprzednim odchudzaniu od 83-ch kilogramów spadłam do 77-iu. Byłam wtedy na diecie Dukana, ale ona mi nie posłużyła. Miałam złe wyniki badań. Szczególnie moczu. Pewnie za mało piłam, bo z piciem mam problemy od zawsze. Piję za mało. Wczoraj kupiłam sobie zmyślną zaparzaczkę do herbaty i dwie pyszne "prawie herbaty" ziołowe. No więc wczoraj wypiłam po kubeczku każdej z nich + kawa z mlekiem rano + cola zero po obiedzie + szklanka wody do popicia lekarstw. Mało. Dużo za mało 

10 lutego 2011 , Komentarze (2)

84,3 i w brzuchu burczy jak na alarm głodowy. Taki jest dziś rano stan mojego ciała.  A za stanem ciała idzie stan ducha. Tym bardziej, że po wielu ponurych dniach, wreszcie zaświeciło słońce. Świeci z bezchmurnego nieba, co daje nadzieję na cały dzień. To ważne, bo dziś mam w planach spacer z wnuczką. Rzadko z nią spaceruję, bo zazwyczaj robi to jej  mama, moja córka, ale dziś w przedszkolu wnuka jest bal karnawałowy i mama zobowiązała się zrobić fotoreportaż z tego ważnego wydarzenia. Aby sie skupić na zadaniu, postanowiła dać mi wnusię na wynos. Cieszę się, tym bardziej, że mam nadzieje, uda mi sie rzucić okiem na uczestników balu :-)))

Muszę sobie przygotować kanapeczkę na ten spacer, aby mnie nie kusiła cukiernia w Parku Dreszera. 

Niech mi nic nie przeszkodzi trzymać sie diety i chudnąć! 

9 lutego 2011 , Skomentuj

Bo dziś rano było rozczarowanie ...  Dziś bardzo skrupulatnie liczyłam te cholerne kalorie. Jest 20:10, spożyłam dokładnie 880 Kcal, w tym dwie kostki gorzkiej czekolady. Nawet nie jestem głodna, choć jutro pewnie obudzę się z burczącym brzuchem :-))) 

Niech sie jutro na wadze pojawią się chociażby cyfry 84, albo jeszcze lepiej 83,5 Czaruję wagę i zapalam lampionik w intencji jutrzejszego wyniku. No i już nić dziś nie jem!  

9 lutego 2011 , Skomentuj

niestety nie waga, ale motywacja. Bo co zrobić, jak mimo liczenia każdej kalorii branej do pyska, waga ledwo co drgnęła. Odchudzam sie od pierwszego. Czyli prawie dwa tygodnie. Zjadajac około 1000 kcal dziennie powinnam cieszyć sie utratą prawie dwóch kilogramów, ale nie! Ja jestem wyjątkeim ja straciłam pół kilograma zaledwie pół.. Nawet jeśli te kalorie liczę zbyt optymistycznie. Niechby zamiast 900 kcal zjadam 1200 to przeciez i tak zużywam więcej. Chodzę z kijami, pływam ... Ludzie! tak nie może być! to nie jest sprawiedliwe! 

8 lutego 2011 , Skomentuj

Zupa rybna ! cudo, świeża, zdrowa, średnio pracochłonna. Najwięcej roboty jest z obraniem ze skórki upieczonych w piekarniku papryk. Jednej czerwonej i jednej zielonej. W zupie oprócz papryk brały udział : świeże filety z dorsza, cebula, cukinia, mrożona fasolka szparagowa, jeden niewielki ziemniaczek , łyżka słodkiej śmietanki 12% sól, świeżo zmielony pieprz i ostra szproszkowana papryka. Wspominam ten obiad bo po nim niewiele już jadłam ... a głód d**ę ściska ...

7 lutego 2011 , Skomentuj

Oj gorzej! bo te półtora kilo które schudłam odkąd zaczęłam jeść nie więcej niż 1100 kcal dziennie, dla kogoś z lekką nadwagą byłoby widocznym, wyczuwalnym sukcesem. Grubas prawdziwy, taki jak ja, widzi to jedynie na wadze. Nawet ja nie widzę w mym odbiciu w lustrze zmiany ani w ubraniach odrobinki luzu, a osoby postronne, gdybym powiedziała, że schudłam półtora kilo uśmiechnęły by sie tylko, ewentualnie pogratulowały bez przekonania. Czekam na dzień, aż ktoś mi powie czy mi sie zdaje, czy schudłaś trochę ? 

5 lutego 2011 , Skomentuj

Ruszyło sie na wadze. Dziś rano po siku i mhm ... pól kilo mniej. Super! jak do poniedziałku wyjdzie kilo mniej to znaczy, że chudnę kilogram tygodniowo, czyli najbardziej prawidłowo z prawidłowych sposobów. Po tygodniu co prawda trudno mówić o chudnięciu, ale najważniejsze jest wyznaczyć prawidłowy trend. Dietę ustalam sobie sama. Korzystam z kalkulatora Vitaliusz. Staram zjadać 1000 kcal. Czasem wyjdzie mi 980 czasem 1100. Ale jem co lubię i unikam tego co denerwowało mnie przy diecie narzuconej z zewnątrz. Komponuję posiłki z tego co mam w lodówce. Nie jest łatwo odżywiać się racjonalnie gdy sie mieszka jedynie z psem i kotem. Szczególnie, gdy nie chce sie wyrzycać nadmiaru jedzenia. Często bywało tak, że dojadałam, żeby sie nie zmarnowało. Odchudzanie zaczyna sie w sklepie :-)). 

Dziś było mi szczególnie trudno, bo miałam zjazd na moich studiach. Cały dzień w ławce. Najtrudniej, gdy inni idą do KFC pod Kopernikiem, a ja nie, bo mi dieta nie pozwala na pikantne skrzydełka (które uwielbiam). Zrobiłam sobie rano dokładnie wyliczone kalorycznie kanapeczki, dodałam dwie mandarynki, butelkę wody i jakoś mi się udało przeżyć do 16. W domu już czekał przygotowany wcześniej bezmięsny, cebulowo-cukiniowo-pomidorowy sos do spaghetti z odrobiną parmezanu. Wystarczyło ugotować pełnozirnisty makaron (40 g). Jestem najedzona, choć przed chwilą z łakomstwa zjadłam oko 20 g suszonej maracui. Idę spać. jutro też mam studia. Ze też zachcuiało mi sie na starość podnosić kwalifikacje :-))))

4 lutego 2011 , Skomentuj

Ponoć do piątego dnia jest najgorzej. Zobaczymy. Trzymam sie raczej nieźle, choć wczoraj zaliczyłam wpadkę - 34 kcal - kostka czekolady gorzkiej.  Waga ani drgnęła. 85,6 . Czy to kara za tę kostkę czekolady? Poszłam za to na piechotę na zajęcia z witrażu. (ok 2 km tam i spowrotem) i ciężko tam pracowałam na stojąco przez trzy godziny. Za to zero nagrody, oprócz nadziei na piękny witraż za jakiś czas. 

Dziś skromne śniadanie i przygotowane II śniadanie, które zabiorę ze sobą na malarstwo. Po malarstwie, pójde na basen, bo zamierzam chodzić tam co drugi dzień korzystając z naprawdę wielkiej bliskości basenu. 

Dziś przede mną wielka próba. Zakupy. W lodówce mam już tylko jajka. Muszę kupić różnorodnie i z rozwagą, pamiętając, że jak mam to jem. Znając siebie powinnam robić zakupy każdego dnia na ten dzień. Ale sie nie da, bo tego co lubię nie dostanę blisko domu. Muszę więc jechać samochodem, kupić całe opakowanie i wytrzymać mając w lodówce 10 deko szynki, aby zjeść je na dwa, trzy-razy a nie na jeden chaps. Tak mi dopomóż Bóg, jakkolwiek się prezentujesz :-))))) 

3 lutego 2011 , Skomentuj

Spadku wagi  po dwóch dniach na około 1000 kcl nie widać, może nawet jest parę deko więcej. 

A jak mówię, że tyję od powietrza i wody to nikt mi nie wierzy...  

Postanawiam nie załamywać sie narazie. Zjadłam moje pierwsze śniadanie. Naparsteczek mleka 1,5% do kawy i trzy żytnio-razowe kanapeczki bez masła za to z pastą z zielonego groszku i makrelą. Wyszło bez mała 300 kcl. 

Super, tylko, że już myślę o drugim śniadaniu i nie wiem czy cieszy mnie te pozostałe 700kcl do zagospodarowania, czy martwi