Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Siedzę przy komputerze i zarabiam na życie. A tyłek rośnie. Więc trzeba się było wziąć za siebie. Na razie ponad 30 kg mniej. Kilka biegów ulicznych (w tym maraton) za mną.. W czasie wolnym zajmuję się "suworologią": www.suworow.pl

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 100386
Komentarzy: 359
Założony: 29 kwietnia 2009
Ostatni wpis: 19 września 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Gerhard1977

mężczyzna, 47 lat, Kolbuszowa

179 cm, 102.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

16 sierpnia 2010 , Skomentuj

Najważniejsze: córeczka pływa. A więc ten cel urlopowy udało się zrealizować. Ponadto dużo biegania, trochę roweru (ale tylko lokalne leśne wycieczki). Dużo moczenia się w basenie - bo w moim przypadku pływania nie było (pilnowanie małej).

 

Ale po koleji.

 

Urlop spędziłem w domu.  W sąsiedniej wiosce jest kryty basen. Mieszkają tam też moi teściowie. Kupiliłem karnet na basen i postanowiłem nauczyć córkę (prawie 7 lat) pływać. Typowy rozkład dnia wyglądał mniej więcej tak: pobudka ok 7 rano. Śniadanie, toaleta, zakupy ("TATA, KLEPU, JA" krzyczał mój dwuletni synek, co miało zaczyć "do sklepu"). Niekoniecznie w tej kolejności - często wychodziliśmy na zakupy głodni i w sklepie synek zjadał bułkę, a w domu dogryzał jakimś dodatkiem. Ok 9-10 żona z dziećmi jechała do teściów. I tutaj były dwa scenariusze: albo jechałem z nimi, z małą prosto na basen i potem wracałem biegiem do domu, albo zostawałem w domu i następnie biegłem do teściów, na basen i powrót z rodzinką samochodem. Do teściów jest jakieś 8 km, trasą nieco bardziej turystyczną  9 km z kawałkiem. Kilka razy odpuściłem sobie bieganie (tak na wszelki wypadek aby się nie przeciążyć), dwa razy zrobiłem dłuższe wybieganie - 15 i 20 km. Dwa razy zamiast biegania pojechałem rowerem, gdzie w jedną stronę jechałem asfaltem, a w drugą wracałem terenem te same 15 km co podczas wybiegania. Był to dość trudny odcinek, na którym było sporo piaszczystych dróżek, wiec 15 km zajmowało mi godzinę i było porównywalne z godzinnym biegiem.

 

W sumie przez dwa tygodnie przebiegłem nieco ponad 100 km (normalnie ok 60 - więc jest sporo wiecej). Na basenie byłem 14 razy, ale w tym przypadku pilnowałem córki. 2x godzinna "ostra jazda terenowa" na rowerze. Jestem ładnie opalony - biegałem w dzień bez koszulki. Czuję się dobrze przygotowany do wrześniowego maratonu we Wrocławiu. Teraz tylko utrzymać formę: 3-4 spokojne biegi tygodniowo, w tym jeden dłuższy(15km-20km).

 

Nie udało mi się zrealizować dłuższej, całodniowej wycieczki rowerowej. Rodzina mnie nie puściła. W zamian odpust,  wizyta w cyrku i na wesołym miasteczku. Dzieci były zachwycone. Nie udało mi się też podciągnąć roboty przy projekcie dla klienta K. Obiecywałem sobie, że na urlopie od C. zrobie coś więcej przy "pobocznym projekcie". Rodzina i lenistwo wygrały. Chyba nawet lepiej. Następny dzień urlopu - 1 września. Trzeba zaprowadzić małą do nowej szkoły. Oby nauka w szkole szła jej rówie dobrze jak nauka pływania.       

31 lipca 2010 , Skomentuj

Bieganie: 140 km

Basen: 5x z córką (czyli bez pływania - pilnowanie małej).

Rower: niedużo.

"Pompki": dużo.

Rozpoczęty urlop. Karnet na basen kupiony, napoczęty.

Waga: stała ok. 91kg

 

 

30 lipca 2010 , Skomentuj

Zaczynam urlop. Z powodów finasowo-remonowych (tzn. remont "zjadł" wszystkie pieniądze) nigdzie nie wyjeżdżam. W końcu być może uda mi się odpocząć. Plan jest prosty - kupuje karnet na basen i próbuję nauczyć córkę pływać - codzienne wyjazdy do sąsiedniej miejscowości na basen. Na razie mała pływa ładnie z deską. Natomiast bez deski - panikuje. Jeżeli przełamie strach to za 2 tygodnie będzie pływać. Sam mam zamiar trochę pobiegać i być może (jak się rodzinka zgodzi - czym ich przekupić?) wyjechać na jedną lub dwie całodniowe wycieczki rowerowe.

22 lipca 2010 , Komentarze (1)

Nie podoba mi się nowy dodatek - "modelowanie sylwetki". Nie bardzo wiem czy działa to na cm wpisane w pomiarach, czy tylko modeluje sylwetkę na podstawie kilogramów i wzrostu.

 

W każdym razie moja sylwetka jest zupełnie inna niż na modelu. Prawdę mówiąc patrząc się na moją sylwetkę w lustrze wpadam w samozachwyt. Który szybko mija, gdy popatrzę na sylwetkę odbitą w jakiejś witrynie sklepowej. Licząc od pasa w górę (tak jak widzę to w lustrze) - jest bardzo dobrze. Ale proporcje "dołu" do "góry" są znacznie gorsze (i widać to w witrynie sklepowej). W efekcie sylwetka z odważsie.pl ma się nijak do mojej sylwetki. Obserwując zdjęcia innych znajomych i ich sylwetki w profilach mam podobne wrażenia. Nie wróżę temu pomysłowi świetlanej przyszłości.

 

Moim zdaniem Vitalia i odwazsie.pl idą w złą stronę - zamiast w specjalizacje związaną z odchudzaniem portal powoli zmienia profil na "rozrywkowy". Nie jest to dobry kierunek..

 

PS.

Hurra! Znalazłem gdzie się wyłącza sylwetki w pamiętniku..

14 lipca 2010 , Skomentuj

Dlaczego mój nick to "Gerhard" mimo, że nazywam się zupełnie inaczej?

 

 Cóż, stara historia. Bardzo stara. Tak sprzed 15 lat. Młodym i pięknym będąc trafiłem na ludzi grających w coś co nazywa się "Gry Fabularne". Polega to na tym, że w ramach gry "udaje się"/"jest się"/"gra się" jakąś postać z fikcyjnego świata. My graliśmy w WFRP (Warhamer Fantasy Role Play) - gdzie "akcja" dzieje się w fantastycznym (czary, smoki, elfy) świecie imperium o technice z przełomu "naszego" średniowiecza i nowożytności (miecze, rycerze ale i broń palna).

 

Moją postacią był właśnie "Gerhard" - osobnik zupełnie do mnie niepodobny. Niski, szczupły "leśny ludek", świetnie posługujący się wiosłem i łukiem. Kiedyś przewoźnik na jednym z dopływów rzeki Reik. Później Gerhard w wyniku różnych życiowych  decyzji "wyruszył w świat" i "przeżył" wiele przygód. Pomimo tego, że od końca studiów i rozejścia się paczki graczy minęło już 10 lat ciagle mam spory sentyment do tej postaci. Stąd systematycznie używam tego "nicku" na różnych forach i portalach internetowych.   

12 lipca 2010 , Komentarze (3)

Jestem powszechnie znany z dużej ilości wypijaniej herbaty. Generalnie - herbatka, za herbatą. Nawet  kilkanaście kubków dziennie. Także w pracy(u klienta). Postanowiłem to zmienić. Od zeszłego czwartku rozpocząłem program dobrowolnego ograniczenia ilości wypijanej herbaty. Na czym to ma polegać? To proste - za każdy kubek herbaty robie 5 "karnych" pompek. Współpracownicy zostali ostrzeżeni i podeszli do tego pomysłu tolerancyjnie. Jeżeli w ciagu dwóch tygodni nie zaobserwuje zmiany ilości wypijanych herbat to zwiększę obciązenie - 10 pompek na kubek. Nie wiem jak mi to wyjdzie - po doświadczeniach pierwszych dwóch dni (czwartek, piątek) ilość herbaty nie zmalała.. Za to bolały mnie ramiona...

   

1 lipca 2010 , Komentarze (13)

 

BYŁO SPORTOWO

 Przede wszystkim:

- PRZEBIEGŁEM MARATON.. Szykowałem się do tego rok. Gdy przeglądam moje stare wpisy na odwazsie.pl jestem niezwykle zadowolony z konsekwencji z jaką przygotowywałem się do maratonu. Systematyczne biegi. Coraz lepsze czasy. Starty kontrolne, na coraz dłuższych dystansach - na jesieni 6-10 km, na wiosnę półmaraton. Treningi niezależnie od pogody, nastroju i innych czynników. Często bieganie nocne - bo tylko wtedy miałem czas.

- Przebiegłem dwa półmratony i jedną dziesiątkę. Podczas tej ostatniej poprawiłem swój wynik z listopada 2009 o 3 minuty.

- Zapisałem się na karate i systematycznie uczęszczałem na zajęcia. Pomimo, że moje umiejętności "karate" są niewielkie, to jednak bardzo poprawiła się moja sprawność ogólna. Karate wymaga pracy innych grup mięśni niż bieg, a ćwiczenie w ramach rozgrzewki bardzo przydają się także w biegu (zwłaszcza rozciąganie).

- Zapisałem na karate córkę - co samo w sobie jest sporym osiągnięciem.

- INO - Imprezy na orientacje. Udało mi się być na trzech, o bardzo różnym poziomie. INO lokalne, ogólnopolskie i Mistrzostwa Polski. Zwłaszcza te ostatnie zapadły mi w pamięci z powodu sporych mrozów. Wyniki - zgodnie z przewidywaniami. Im bardziej impreza lokalna - tym wyniki lepsze.

 

---DIETA i Odchudzanie---

Od listopada moja waga oscyluje wokół 90-91 kg. Większość pomiarów znajduje się w tych widełkach. Pojedyncze ważenia dały 92 kg (zaraz po Bożym Narodzeniu i Sylwestrze - nie biegałem - rodzina w szpitalu) i  89 kg (Bezpośrednio przed Półmaratonem Warszawskim - jeszcze po treningu zimowym, a przed "objadaniem się"  węglowodanami). Aktualnie po sezonie biegowym: 91,5kg (pomiar w aptece, bezpośrednio po obiedzie - w dzinsach, butach i z portfelem w kieszeni).  Biegi w zawodach wychodzą mi na zero - duży wysiłek ale wcześniej "ładowanie węglowodanów". Mam wrażenie, że pomimo tego, że waga jest względnie stała to jednak następuje powolna zamiana tłuszczu na mięśnie. Zwłaszcza w górnej parti ciała "jest lepiej" - choć dużo jeszcze trzeba poprawić. Udało mi się porządnie wzmocnić mięsnie brzucha - a i na rękach dzieki machaniu na karate jest nieco lepiej.

 

---Co dalej?---

 Co mam robić z sobą dalej - jeszcze nie wiem. Pomysłów mam kilka. Wszystkie mają wady i zalety. Na razie jestem umówiony na Maraton Wrocławski 12 września.

 

Co do przyszłości -coś muszę wybrać. Tylko co?

Osiołkowi w żłoby dano:

- Trening "szybkościowy" - lepsza "moc maksymalna" / lepsze wyniki we wszystkim

- Trening "wytrzymałościowy" - typowo pod maraton

- Dieta + trening "jak teraz".  - 5 kilo mniej = lepsze wyniki w bieganiu z automatu

- Trening "jak teraz" bez diety. - Proste rozwiązanie, które jest bardzo eleganckie. Żadnych wyzwań, a wyniki będą powoli rosły.

- Kulturystyka - przebudowa sylwetki - będę lepiej wyglądał, ale będe cięższy. Wyniki biegowe będą słabsze, ale siła większa.

 

 

 

27 czerwca 2010 , Komentarze (6)

Biegałem dzisiaj "dzyszkę" w Sokołowie. Co więcej udało mi się wyciągnąć na nią szwagra. Bieg odbył się niecałe 30 km od mojego domu co jest miłą odmianą - do tej pory większość biegów to były całodobowe wyprawy.

Biegło mi się bardzo przyjemnie. Czas jaki uzyskałem nie jest może jakiś powalający: 54 minuty. Tym niemniej jest o 3 minuty lepszy niż jedyna do te pory biegana "dziesiątka" - Warszawski Bieg Niepodległości w zeszłym roku. Dzisiejsza trasa była dość trudna i częściowo krosowa. Około 4 kilometry trasy było w lesie. Tam organizatorzy coś pomieszali z tabliczkami kilometrowymi. W efekcie jedne "kilometr" biegłem 8:30 a drugi "kilometr" w czasie 3:20. Dzięki pomyłce w tabliczkach będe się mógł chwalić, że przebiegłem "kilometr" w 3:20 "jak najlepsi Kenijczycy" :)

Drugim zabawnym elementem było odliczanie na starcie.
DZIESIĘĆ..
DZIEWIEĆ..
START!!!

Szwagier był o jakieś dwie minuty słabszy - co biorąc pod uwagę, że praktycznie nie biega jest bardzo dobrym wynikiem. Jeżeli się zdecyduje biegać systematycznie, w krótkim czasie będzie znacznie lepszy ode mnie.

Na mecie tradycyjnie dopingowała mi córeczka. Tym razem w towarzystwie mojej siostry, która przyjechała do nas z wizytą i została "zatrudniona" do pilnowania bratanicy.

W nagrodę za przebiegnięcie trasy dostaliśmy bardzo ładne medale i biegowe, oddychające koszulki.

Do zobaczenia za rok.


25 czerwca 2010 , Komentarze (2)

 

Pozazdrościłem Volturi popularności i także znalazłem "fajny" tekst o diecie. I wyrwałem go z kontekstu:

 

Aleksandra Niwińska:

"jadłam głównie owoce, ciastka i czekoladę, a z ciepłych posiłków pół parówki i 2 łyżki ryżu. " -- ciekawe czy długo na takiej diecie wytrzymała?

 

Ale po prawdzie nie ma z czego się śmiać. Dieta była przemyślana, rozsądna i niezwykle skuteczna. Na tej niezwykłej diecie Pani Aleksandra Niwińska wytrzymała 323 kilometry biegu. Wygrała  w zeszły weekaned w Katowicach bieg 48 godzinny.  Była najlepsza. Pokonała ponad 40 innych biegaczy i 1 biegaczkę..

 

323 kilometry - to siedem i pół maratonu...

 

Pełna wersja historii Pani Aleksandry: 

http://www.maratonypolskie.pl/mp_index.php?dzial=8&action=8&code=1957

23 czerwca 2010 , Komentarze (9)

Wszystkiego Najlepszego Synku..

Impreza odbyła się w weekend.

 

A tort tradycyjnie sam zrobiłem...  

Przepis podałem już rok temu:

http://diety.odwazsie.pl/index.php/mid/49/fid/341/diety/odchudzanie/w_id/746573