Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Siedzę przy komputerze i zarabiam na życie. A tyłek rośnie. Więc trzeba się było wziąć za siebie. Na razie ponad 30 kg mniej. Kilka biegów ulicznych (w tym maraton) za mną.. W czasie wolnym zajmuję się "suworologią": www.suworow.pl

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 100397
Komentarzy: 359
Założony: 29 kwietnia 2009
Ostatni wpis: 19 września 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Gerhard1977

mężczyzna, 47 lat, Kolbuszowa

179 cm, 102.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

22 czerwca 2010 , Komentarze (5)

 

Mile podłechtany tym, że kogoś interesują moje nogi - postanowiłem zaprezentować je publicznie.  Na pewno nie są to "zgrabne nóżki". Pomimo to jestem z nich wyjątkowo dumny. Przebiegły ze mną w tym roku maraton oraz dwa półmaratony.   

Tutaj początek Silesia Maraton.Warto porównać grubość moich łydek z łydkami innych maratończyków.

 

A tutaj "nóżki" na mecie I Biegu Podgórskiego (Kraków)

 

 

Pora przejść do sylwetki. Z niej jestem znacznie mniej zadowolony. Po prostu mam szeroki tyłek - i nic na to nie poradzę. Przy czym na szczęście rozpaczam znacznie mniej niż niektóre znajome...

Silesia Maraton. Autor zdjęcia: Witold Stech 

 

Zdjęcie powyżej zostało wykonane kilkaset metrów przed metą, na 3 lub 4 okrążeniu (już biegłem samotnie). Czyli jest to 31 lub 42 kilometr maratonu. Na twarzy błogi uśmiech. Endomorfiny szaleją. Izotonik nosem wypływa ...

 

Zdjęcie jest super - ale pokazuje wszystkie mankamenty mojej sylwetki. Tak więc drogie dziewczęta - jak któraś stwierdzi, że ma dużą pupe lub "kwadratowe kolana" - to zawsze zapraszam zobaczyć co to naprawdę znaczy...

 

Z ciekawostek na Półmaratonie Jurajskim, na ostatnim kilometrze wyprzedziła mnie jakaś dziewczyna o bardzo obfitych kształtach. Szerokie biodra oraz słusznych rozmiarów biust. Mimo usilnych starań nie udało mi się utrzymać tempa jakie narzuciła. Przyznam, że nie mogłem się nadziwić temu jak szybko biegnie. Wbiegła na metę kilka sekund przede mną. Byłem pełen podziwu.

22 czerwca 2010 , Komentarze (14)

Dziewczyny dlaczego? Dlaczego tak katujecie się kolejnymi dietami przy BMI < 22? Czasami przy sporo mniejszym.. Co Wam się nie podoba w Waszych udach, pupach, biodrach, kolanach i łydkach?

Co Wam da zejście o kilka dodatkowych kilogramów? Po co chcecie osiągnąć poziom wygłodzenia? Będziecie ładniejsze? Akurat.

Przepraszam - ale jestem zszokowany kilkoma profilami "biegowymi". O ile odchudzanie (kiedy jest potrzebne) i bieganie w pełni popieram, to "wygłodzenie" w przypadku kilku znajomych dziewcząt jest sporym przegięciem. 

 

BMI 18,5: Mam dosyć niskie BMI, a dążę do jeszcze niższego. Wiem, że zgodnie z kalkulatorami, będzie ono kwalifikowane jako wychudzenie, jednak w moim przypadku jest to całkowicie zakłamany wynik. Odchudzam się z głową, nie głodzę się. Dlatego proszę o nieratowanie mnie, bo nie ma przed czym ;)

 

BMI 20,2:...zdjęcie moich nóg. ..
Widać wyraźnie, że są bardzo masywne, a kolana "kwadratowe" no ale taka mam niestety budowę.. Jednak będę ćwiczyć i biegać i może, może.. kiedyś będzie lepiej..?:)

 

BMI 20,5:  trzymałam się ładnie do dzisiaj rano. Potem się  klasycznie objadłam.

 

BMI 22,4: cały dzień mało jadłam i przepisowo, małe porcje co 3 godz a zapomniałm o II śniadaniu, bo akurat ćwiczyłam...spożyłam kolację i zakończyłam na 1000 kcal i spalonych ok 500...hmmm

 

DLACZEGO? PO CO?

17 czerwca 2010 , Komentarze (1)

Wczoraj był ostatni trening karate przed wakacjami. Następny trening w okolicach 1 września.

 

W poniedziałek moja córeczka(6  lat "i pół" ) zdała na pierwszy stopień szkoleniowy. Ma już prawo chodzić w pomarańczowym pasie. Egzaminu niestety nie oglądałem - rozmawiałem w tym czasie z klientem przez telefon. Za to na dojo weszła żona z synkiem. Nie był to najlepszy pomysł - synek (2 latka) wprowadził nieco zamieszania. Między innymi gdy Sensei-egzaminator zapytał: "Kto ma medalik?" mały wydarł się całą sale "JA! MAM! JA!". Sensei zainteresował się, które dziecko nie przestrzega zaleceń aby ćwiczyć bez łańcuszków i innych niebezpiecznych elementów. A maluszek zamiast robić karne pompki, uśmiechał się radośnie i krzyczał "JA MAM!".

 

Córka zakończyła egzamin po około 40 minutach. Ostatni dorośli wyszli po około 3 godzinach. Zdali wszyscy. Na wczorajszym treningu część osób miało już nowe pasy i doszyte "belki".

 

Ja egzaminu nie zdawałem mimo licznych pytań: DLACZEGO? Nie wiem. Powodów było kilka:

- brak kasy na egzamin (ekstra 100 zł za 2 stopnie) .

- niedzielny start w półmaratonie.

- brak motywacji (po co mi wyższy stopień?) .

- kalkulacja stopni (nie byłem pewny umiejętnosci na 9 kyu, natomiast 10 kyu nic mi nie daje - w grudniu i tak mógłbym zadawać tylko na 9 kyu - a to mogę i tak)

Już wieczorem spróbowałem w domu kilku ćwiczeń. Po jednym z kopnięć pomyślałem: "Nawet całkiem nieźle mi poszło". Po czym wyłożyłem się jak długi, ponieważ noga na której się opierałem odmówiła posłuszeństwa..

 

Teraz "wakacje". Czyli pewnie więcej biegania + ćwiczenia ogólnorozwojowe (rozciąganie, brzuszki, pompki).  

14 czerwca 2010 , Komentarze (2)

W zeszłym tygodniu zmarła moja Babcia. Była najbardziej bezinteresowną osobą jaką znałem. Zawsze chętna do pomocy. Zawsze pełna miłości.Od kilkunastu lat powoli traciła pamięć (Alzheimer). Najpierw myliła imiona - każdy syn/wnuk/chłopak to był "Bonek", a każda dziewczyna "Jagusia". Potem zapominała coraz więcej. W końcu nie była w stanie samodzielnie funkcjonować. Opiekowali się Nią moi rodzice. Ale zawsze jak Ją pamiętam, chciała wszystkim pomagać. Kilka miesięcy temu Jej stan się bardzo pogorszył - ostatnie tygodnie były bardzo ciężkie -babcia wymagała ciągłej opieki. 3 tygodnie temu wybrałem się na drugi koniec Polski - aby pożegnać się z Babcią. Już mnie nie poznała. Wiadomość o Jej śmierci była bardzo bolesna, choć spodziewana. Pojechałem pożegnać się z Nią po raz ostatni.

 

W domu rodziców spędziłem 2 dni - a potem nadszedł czas powrotu do rodziny (nie było możliwości wyjazdu na pogrzeb z dziećmi - gdy dowiedzieliśmy sie o śmierci Babci, samochód był w naprawie, a połączenia PKP są fatalne). Wracając do domu, w połowie drogi, wysiadłem w Krakowie. Pojechałem do Rudawy. Tu było zaplanowane święto - ale w tej sytuacji pobiegłem w skupieniu sam. Na trudnej trasie, zamiast ze śpiewem biegłem z modlitwą.

7 czerwca 2010 , Komentarze (6)

Odliczanie trwa. Zostało 6 dni. Będzie ciężko. Trasa Półmaratonu Jurajskiego w Rudawie znana jest z dużych różnic wysokości. Zresztą zobaczcie sami: http://www.polmaraton-rudawa.ivn.pl/trasa.html . Góra-dół-góra-dół-góra-dół. I tak przez 21 kilometrów.

Wczoraj po raz pierwszy w sezonie biegałem w pełnym słońcu (w niedziele bieg rozpocznie się o godzinie 10.00 i zakończy o 13.00 - można spodziewać się "patelni"). W tym roku biegałem po śniegu, na mrozie, nocami i w deszczu. Na słońcu - jeszcze nie. Pierwsza przymiarka wypała bardzo słabo - na przebiegnięcie 15 km potrzebowałem niemal 2 godzin (bez kilku sekund). Pewne rezerwy były - ale nie było ich wiele. Zobaczymy jak mi pójdzie w Rudawie. Być może pobiegnę w "Ekipie Ostatniej Minuty" - wesołej gromadce która z założenia celuje w czas 2:59:xx . Zaproszenie mam - więc może się skuszę na ten jakże niestandardowy wynik.

2 czerwca 2010 , Komentarze (1)

Złapałem kleszcza (albo to on mnie złapał). Na marszach na orientację. Odkryłem go dziś rano - a więc po 4 dniach od włóczenia się po lesie. Jak na 4 dni - to mały jakiś. Albo był bardzo wstrzemięźliwy w jedzeniu i piciu (może na diecie?), albo miał pecha i wpił się w skórę w miejscu tuż nad ścięgnem. Usunąłem go bez problemu - miał jakieś 2-3 mm długości i 1 mm średnicy.

 

Zastanawiam się, czy iść do lekarza? Jeżeli pojawi się rumień - na pewno tak. A więc na razie "na nóżki spoziram". I czekam..

 

Bardzo mnie ciekawi, dlaczego "objawił" się dopiero po 4 dniach? Chyba, że "złapaliśmy się" nawzajem, wczoraj podczas wieczornego biegu. W którymś momencie zeskoczyłem z drogi na trawiaste pobocze (jechały dwa Tiry z przeciwnych kierunków i brakło mi miejsca).   Tir mijając mnie "chalpnął" we mnie wodą. (O ile solidne uderzenie ściany wody w żebra i uda można nazwać "chlapnięciem".) Więc może to wtedy?

1 czerwca 2010 , Komentarze (2)

Podsumowanie maja

Zawody:
-ukończony MARATON.(42)
-Polska Biega (3,4)
-Marsze na Orientacje (Mistrzostwa Kolbuszowej -4 etapy, po 2h+ ).
Treningi biegowe: 40 km (mało i wolno)
Treningi karate: 8x od 60 do 180 min (przeciętnie 2h).

Łącznie z maratonem: 80km przebiegnięte w czasie 11h. Inny wysiłek (karate, MnO, rower): 26h+.

Po maratonie potrzebowałem odpoczynku, aby dojść do siebie i stąd stosunkowo mała liczba przebiegnietych kilometrów. Czas wrócić do intensywnych biegów.

Plany na czerwiec
13 czerwca - Półmaraton Jurajski.
14 czerwca - egzamin karate (nie biorę udziału - ale moja córeczka próbuje zdobyć wyższy stopień).
16 czerwca - ostatni trening karate przed wakacjami.
25/26 czerwca - nocna impreza na orientację (2 etapy)
27 czerwca - Bieg Sokoła (10km)

31 maja 2010 , Skomentuj

Kolejne Mistrzostwa Kolbuszowej za mną. Z powodu obowiązków rodzinnych uczestniczyłem w nich tylko częściowo. To znaczy "zaliczyłem" to co naprawdę ważne: cztery etapy  i obiad.
Nie będe więc pisał o atmosferze w bazie, oczekiwaniu na wyniki oraz innych dodatkowych atrakcjach(były).
Nie będe nawet pisał o dyskusjach po wywieszeniu wyników (a jak wszystkim wiadomo, dyskusja na temat wyników jest ważnym elementem każdej imprezy. Można zaryzykować twierdzenie, że wyzwala nawet wiecej emocji niż same etapy).
Postaram się skupić na moim uczestnictwie w leśnej rywalizacji. Niestety ostatnie dni przed imprezą były dla mnie bardzo męczące - brakowało mi snu z powodu różnych obowiazków, na które czas potrafiłem znaleźć dopiero późnymi wieczorami. Wtedy gdy dzieci już poszły spać. W efekcie ziewałem na wszystkich etapach.

Noc pierwsza.


Etap I. "Zakręcenie". (etapy nazywały się inaczej - ale moim zdaniem "moje" nazwy są lepsze).
Mapa prezentowała się prosto - dwa koncentryczne koła - jedno z nich podzielona na wycinki. Treść mapy należało poobracać tak, aby wszystko się zgadzało. Czyli kalkowanie mapy w celu otrzymania czytelnej wersji. Nie znoszę kalkowania, więc postanowiłem mimo wszystko pójść w las z "oryginalną" mapą. To był błąd, z którego szybko zdałaem sobie sprawę. Na szczęscie po kilku kwadransach błądzenia trafiłem na równie "pobłądzonego" Juniora. On miał rozrysowaną mapę, ale bardzo słabą latarkę. Ja natomiast miałem dwie mocne latarki, świeżo po wymianie baterii. Wspólnie znaleźliśmy kilka punktów i wróciłem na metę. "Mój" junior pobiegł jeszcze na 2 inne punkty - ale mi się już nie chciało biegać.

Dzień.


Etap II (1 dzienny). "Motyla noga".
Przykład etapu typu "MOS" (*). Etap wymagał przejścia trasy w określonej kolejności, zaplanowanej przez budowniczego. Jakikolwiek błąd w rozpoznaniu terenu gwarantował całkowite i nieuchronne zagubienie się. Wycinki z mapą zostały celowo zubożone - i na większości z nich znajdowały się tylko rowy i przepusty. Drogi i przecinki w terenie się nie zgadzały nawet na tych nielicznych wycinkach na których były zaznaczone. Sprawdzanie układu rowów na każdym przepuście (min 100m w każdą stronę) powodowało ogromne stary czasu. Wystartowałem z drugą minutą startową. Przeszedłem jakieś 150 metrów i trafiłem na pierwszy punkt kontrolny. Tylko który to wycinek? W zależnosci od odpowiedzi należy iść na wschód, zachód, północ, południe lub południowy wschód (wszystkie pośrednie kierunki też były możliwe). Może to 7? Aby to sprawdzić należy pójść 100 metrów w lewo. W strumienu leżał szkielet jakiegoś jelenia czy innej sarny - ale teren się nie zgadzał. Powrót do punktu kontrolnego. W tym czasie jest już tam kilka osób. może to wycinek 6? Jest droga, jest przecinka, jest strumień i jest rozmyty przepust. Tylko "drogi wyjścia" z wycinka ("są to elementy WYRAŹNIE widoczne w terenie) nie ma. Razem z Markiem i Justyną sprawdzamy "drogę". Nie ma. Może to wycinek 11? Sprawdzmy 100 metrów w prawo. Nic się nie zgadza. W tym czasie na PK pojawiło się już kilkadziesiąt osób. Może to 3? wtedy idąc drogą prosto za 100 metrów trafimy na kolejny rów i kolejny przepust. Po przejściu 150 metrów nie widać żadnego przepustu. Więc to nie 3. Kolejny powrót na PK. Jestem tu już prawie godzinę. Są ze mną już WSZYSCY uczestnicy imprezy. Podejmuję dramatyczną decyzje. ZAKŁADAM (na podstawie plam na słońcu i koniunkcji Marsa z Jowiszem), że jest to wycinek 6. "Drogi wyjścia" nie ma, ale ja ustawie kompas i pójdę na azymut, tak jakby była. Albo trafię i wygram, albo będę ostatni. I w tym momencie nadchodzi Mirek (jeden z organizatorów). Patrzy na przerażony tłum ze śmiechem. "Już  nie mogę patrzeć jak się kotłujecie. Trochę wam pomogę. Ten wycinek to 6". "NIEMOŻLIWE, tu nie ma drogi". Mirek wskazuje ręką na JEDNOLITĄ ścianę lasu: "Jak to nie ma? Popatrzcie dobrze, o tutaj jest.". Tłum ryczy zaskoczony: "GDZIEEEEE?? ". Mirek przykuca jak za grubszą potrzebą i mówi: "O jak się tak przykucnie - to widać prześwity miedzy drzewami". Wszyscy błyskawicznie potwierdzają PK 6 i wielkim tłumem ciągną na drogę, której nie ma. Azymut, który już wcześniej ustaliłem  - zgadza się. Po kilkuset metrach kolejne PK. Tylko, że teraz WSZĘDZIE widzę przecinki w sensie Mirka. Jak się przykucnie - to przecinka będzie.. Reszta etapu jest milczeniem...

(*)"MOS" (maksymalna odległość stowarzysza). Jak tłumaczył Mirek: jak teren jest @##$$%^%^ i się nie zgadza, to się pisze "MOS".
Wniosek "MOS" to "teren @#$%^&" i aby nie używać brzydkich słów mówimy krótko: "MOS"

Etap III "Tetris"
Tutaj wyjątkowo nazwa sie zgadza z moimi odczuciami. Z klocków tetrisa należało ułożyć mapę. Znowu kalka. Postanawiam znowu pójść z Markiem i Justyną. Od startu ściśle współpracujemy. Marek rozrysowywuje mapę, a ja odpędzam od Niego komary. Całe ramiona ma w bąblach - ale dzięki mojej pomocy może skupić się na mapie - a ja nie muszę męczyć się z kalką. Taką współpracę to ja rozumiem!!
Etap przebiegał dokładnie tak jak rozgrywka w tetrisa. Na początku wszystko pasowało idealnie, a potem zaczynało brakować czasu. Trzeba było reagować coraz szybciej i pojawiły się błędy. Kolejne klocki spadają coraz szybciej (jest coraz miej czasu) i towrzystwo przyspiesza.
W końcu decyzja - na metę. Tu okazuje się, że Mirek zrobił ciekwy wynalazek - Mapy TS i TJ są bardzo podobne, jednak są między nimi drobne różnice. Gdy jakiś Junior szedł z TSem powodowało to mnóstwo nieporozumień. Niektórzy do samej mety się nie zorientowali..

Noc druga.


Etap IV. "Hobbit czyli tam i z powrotem".
Bardzo przyjemny i stosunkowo prosty etap. Wyraźny układ dróg w postaci "szkieletu śledzia" oraz duże, pełne wycinki do dopasowania. Należało jednak podjąć strategiczną decyzje  - czy pomiędzy poszczególnymi PK przemieszczać się po "ościach i kręgosłupie śledzia" nadrabiając łącznie jakieś 2-3 km trasy, czy może jednak pomiędzy poszczegónymi wycinkami poruszać się na azymut? Oszczedzało się w ten sposób mnóstwo chodzenia. Idąc natomiast po "ościach" kosztem dłuższych przemarszy, licząc kroki trafiało się idealnie w punkt. Razem z Markiem i Justyną (znowu!!) oraz Kasią i Marzeną wybralismy opcje "daleko, ale pewnie". Kasia protestowała, ale my nie daliśmy się namówić na długie azymuty. Wpadając lekko w limit spóźnień w komplecie i z kompletem PK dotarliśmy do mety.

Podsumowując:

Etapy były ciekawe i w większości przyjemne. Wyjątek etap "Motyla". Na pewno był ciekawy - ale przyjemny to już raczej nie. Był ekstremalnie trudny i prawdopodobnie bez pomocy Mirka większość uczestników znalazłaby tylko dwa punkty: 1 i ostatni.  Nie lubię przerysowywać mapy - wiec w ten sposób będe usprawiedliwiał swoje słabe wyniki na etapie 1 i 3. Trzy etapy tramwaiłem sie z Justyną i Markiem - co jest nietypowe jak na mnie. Ale chodziło mi się z Nimi wyjątkowo przyjemnie i chciałbym tutaj podziękować im za mile spędzony czas.

25 maja 2010 , Komentarze (1)

Od jakiegoś czasu nurtuje mnie pytanie: czy mam dalej zmniejszać wagę? Czy może już dość? Nie mam tego zapału do odchudzania co rok temu, ale nie mam też takiej potrzeby. Aktualna waga 90 kg (BMI 28) jest co prawda wysoka i kwalifikuje mnie do grupy z nadwagą - ale z drugiej strony sporo osób (i to dość wiarygodnych) twierdzi, że już czas skończyć odchudzanie. Przez ostatnie miesiące waga wahała się w okolicach 90 kg i może jest to już ten właściwy rozmiar. Mam nietypową sylwetkę - raczej "kobiecą" - z szerokimi biodrami, sporym tyłkiem i bardzo grubymi udami. Aktualny obwód ud - 62 cm jest i tak najniższy jaki pamiętam. I nie mam pomysłu jak to zmienić - im więcej biegam - tym bardziej pracują mięśnie nóg i wpływa to na ich rozmiar. Pomimo tych 90 kg ukończyłem niedawno półmaraton w Warszawie i maraton w Katowicach. Wiadomo, gdybym ważył mniej, biegło by mi się łatwiej i szybciej. 

 

Coraz częściej jednak mam wątpliwości. Szczególnie mocno mnie one nachodzą gdy przeglądam pamiętniki "koleżanek biegowych" - dziewczyn z którymi poznałem się "internetowo" na www.odwazsie.pl . Dziewczyny szczupłe (BMI sporo mniejsze niż 25), wysportowane, bardzo aktywne (biegi, rower, inne ćwiczenia). A przy tym praktycznie głodzące się w imię jakiś tam urojonych "zbędnych" kilogramów.

 

A może ja także jestem już na etapie kiedy widzę "zbędne" kilogramy? Może powinienem zaakceptować aktualny styl życia i odżywiania, jako ten docelowy? 2 treningi karate + 2 biegowe w tygodniu, oraz znacznie mniej restrykcyjna dieta. Do tej pory "usprawiedliwiałem" się, że nie trzymam ostrej diety, bo przede mną kolejne biegi. A może dość już usprawiedliwiania się - tylko akceptacja? Przecież jest bardzo dobrze - sporo biegam. Kilkanaście kilometrów to dla mnie żaden problem. 20 km do 40 km biegam od czasu do czasu. W wieku 33 lat zacząłem chodzić na karate - i sprawi mi to sporą frajdę. Mistrzem nie będę - ale moja sprawność powoli, ale zauważalnie wzrasta. Wiec może już dość?

 

Za 3 tygodnie kolejny półmaraton - trzeba zwiększyć intensywność biegania. Od Silesia Maraton biegam mniej - trochę mnie bolała stopa/kostka. Na wszelki wypadek ograniczyłem biegi.. Ale tydzień przerwy (tylko treningi karate) i jest już OK. Teraz pora na kilka dłuższych odcinków (tylko kiedy? - w weekend 4 etapowe Marsze na Orientację) i start w Rudawie. Tylko co z tą dietą?