Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Jestem trochę pokręcona. Zrzucenie 20kg nie zmieni mojego pokręcenia ale na pewno ułatwi życie w wielu kwestiach. Chciałabym też odzyskać dawną kondycję i czerpać przyjemność ze sportu a nie napadów kompulsywnego objadania się. Musi się udać :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 15139
Komentarzy: 40
Założony: 18 sierpnia 2009
Ostatni wpis: 5 kwietnia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
monofobia

kobieta, 35 lat, Warszawa

162 cm, 110.00 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: 69,9

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

3 stycznia 2010 , Komentarze (1)

Jupi... parzysty rok.

23 grudnia 2009 , Skomentuj

Zostawiam  tylko swój ślad, nie chce mi się pisać. Waga w górę :(

5 grudnia 2009 , Skomentuj

Życie nie jest takie jakim się wydaje...

22 listopada 2009 , Skomentuj

Chyba oszalałam... albo się zauroczyłam :)

14 listopada 2009 , Skomentuj

Nie chce mi się pisać o swoich "zmaganiach". Zaglądam co jakiś czas i po prostu przesuwam pasek wagi. Stosuję dietę cud - jak schudnę to będzie cud. Jeden dzień diety proteinowej - jeden prawie normalnej. Zobaczymy co z tego będzie.

16 października 2009 , Skomentuj

Taaa, nie wiem co napisać a czymś muszę zapełnić ten pamiętnik :) Zimno na dworze, nie chce się wyjść z domu. Właściwie to nic się nie chce ale tak już mam od zawsze, jestem leniem nad leniami. Waga stoi ale jakoś się tym nie przejmuję. Nudy, nudy, nudy.
I tyle.

8 października 2009 , Komentarze (1)

Nie lubię mięsa ale ta piosenka jest całkiem zabawna OT.TO - Pizza i Pyzy :)

Ciężko u mnie z byciem konsekwentną i przez chwilę waga nawet pokazała 81.60 kg!
Walnęłam się wtedy w głowę i pomyślałam "Ty pusty łbie, chcesz to wszystko teraz nadrobić? Wracaj do diety!". No i wróciłam. Dziś 78.50 kg, niby cieszy ale gdybym nie przerywała diety pewnie było by dziś dużo mniej, ale trudno, do grudnia muszę jakoś wyglądać, nie chcę spędzić kolejnego sylwestra na kanapie, zaproszenie już mam i zamierzam z niego skorzystać i dobrze się bawić.
Nie chcę być wciąż tylko dobrą przyjaciółką i koleżanką, chciałabym żeby ktoś spojrzał na mnie jak na kobietę. Zawsze koledzy mówią "jesteś super dziewczyną, naprawdę, moją najlepszą przyjaciółką"... tyle, że ja nie chcę być tylko przyjaciółką, niestety wiem, że puki nie schudnę nikt nie będzie chciał mnie pokochać, bo to wstyd, prawda? Lepsza chuda i brzydka niż ładna i gruba. Niestety świat już taki jest, ja nie mogę go zmienić ale mogę zmienić siebie. Dlatego to robię.
Będąc grubą może nie jestem jakoś szykanowana, nikt mi tego nie wypomina, nie słyszę przykrych słów, bo żadnych słów nie słyszę, jestem niewidzialna, na temat swojego wyglądu nie słyszę nic kompletnie, ani "jesteś obleśna" ani "ładnie wyglądasz". Nie znoszę tej obojętności, czasami mam ochotę wykrzyczeć komuś kto się mi przygląda "no powiedz w końcu co myślisz, powiedz, że jestem gruba i brzydka".
Ostatnio dopadła mnie dziwna "przypadłość". Chodząc czy jeżdżąc po Warszawie wciąż porównuje się z innymi kobietami, głównie pod względem grubości oczywiście. A wiecie co jest najgorsze? Jeszcze nie widziałam dziewczyny czy kobiety grubszej ode mnie :( Wiem, że to jest okropne jak tak szukam wzrokiem kogoś grubszego i myślę "hmm chyba jestem trochę szczuplejsza", ale w sumie i tak jeszcze nie zdarzyło mi się tak pomyśleć bo po prostu grubszych nie widziałam.
Teraz się zastanawiam ile dziewczyn ma taką satysfakcję patrząc na mnie? Ile choć przez chwilę pomyślało "jaki spaślak, dobrze że tak nie wyglądam" i uśmiechnęło się pod nosem? Nie wiem, może popadam już w jakąś paranoję. Może za mało witamin i psychika mi już siada, bo przecież chyba są na świecie ludzie którzy ważą więcej niż 78 kg przy wzroście 162 ? Dlaczego w takim razie nie wychodzą na ulicę, dlaczego ich nie widzę?




19 września 2009 , Skomentuj

Eee ja to chyba siebie nie mogę nigdy chwalić bo potem pozwalam sobie na coś zakazanego i to może być początek małej tragedii - ale wcale nie musi. Wczoraj z jedzeniem było średnio, dzień totalnie nie-protalowy ale powstrzymałam się od najgorszych jedzeniowych grzechów. Dobra, muszę się zbesztać i iść dalej, nie ma sensu zaprzepaszczać wszystkiego przez jakieś wpadki (mniejsze czy większe).
Zła Weronika. Zła i niedobra! :)

17 września 2009 , Komentarze (2)

Już jutro minie miesiąc od mojego poważnego odchudzania. Właściwie to miesiąc od pierwszego wpisu w pamiętniku.. bo zaczęłam się odchudzać i oczywiście pełna frustracji zakończyłam po dwóch dniach :) Ale nie poddałam się, 28 sierpnia zaczęłam znów i mimo małych grzeszków trzymałam się narzuconych reguł. Prawie 6kg i powolutku, 0,5-1kg na tydzień jakoś teraz spada. 6% tłuszczu poszło :) Plan Protal jak na razie jest jedyną "dietą" którą tak długo utrzymałam i w czasie której czuję się dobrze :) Na początku było trudno, mój organizm pozbywał się wszystkich toksyn i świństw którymi się przez dobre lata trułam, łeb mnie bolał, było mi słabo ale po tygodniu nagle odżyłam na nowo. Kurcze, jestem z siebie dumna :D Jeśli dobrze pójdzie to za jakieś 25 tygodni będę ważyć tyle ile chcę.. a co to jest, raptem 5 miesięcy, jakoś zleci, zajmę się teraz nauką i będzie dobrze. Musi być.
Ha! Mieszczę się w stare spodnie! :D


6 września 2009 , Komentarze (1)

Nie mogę już wytrzymać. Całe życie ze wszystkim muszę radzić sobie sama, nikt nie wyciągnie pomocnej ręki, nikt nie wesprze, pocieszy. Siedzę od dwóch godzin i ryczę. Już dawno wiedziałam, że jestem nienormalna ale dziś chyba całkowicie to potwierdziłam. Wszystko było ok, dzień jak co dzień, ładnie jadłam, jakieś 800-1000kcal. Wieczorem usiadłam i pomyślałam, że zjem pieroga, przecież to mało kalorii, mimo późnej pory pozwoliłam sobie na to bo strasznie mi czegoś brakowało, cały czas odżywiam się warzywami tylko i chudym nabiałem. Zjadłam jednego, potem drugiego i trzeciego... to były duże pierogi a więc na małe to by było z sześć ;( Sześć cholernych pierogów. Nawet nie czułam przyjemności z jedzenia ich, ot po prostu powoli przeżuwałam gumową masę. Po trzecim zorientowałam się co właśnie zrobiłam, wpadłam w panikę, chciałam wymiotować ale nie mogłam. Rozpłakałam się, rozsypałam totalnie a to przecież drobiazg, przecież nie przytyję od tych kilku głupich pierogów, ale ja wciąż ryczę. Może skumulowały się we mnie wszystkie emocje i wyrzuty sumienia po jedzeniu były zapłonem i wszystko we mnie nagle wybuchło. Zrobiłam 50 brzuszków i 50 przysiadów... wiem, że to nie ma sensu, bo żeby spalić takie pierogi trzeba by 2h popływać w basenie. Czuję się strasznie, nie umiem sobie z niczym poradzić. Czuję pustkę i samotność... ta samotność jest taka przerażająca. Człowiek siedzi w pokoju, za ścianą krząta się rodzina a ja czuję jakby nie było nikogo, jakby wszyscy byli gdzieś daleko, w innym kraju, na innym kontynencie.
Nie jestem jakąś chudą dziewczyną która panikuje na myśl o przytyciu kilku gramów. Jestem naprawdę grubą dziewczyną (82kg na 162cm wzrostu) która panikuje sama nie wie dlaczego. Chciałabym być szczupła, lepiej bym się z tym czuła, inni na pewno też woleliby mnie szczupłą, teraz mnie tolerują ale może gdybym miała normalną wagę ktoś by mnie pokochał? Jest mi strasznie trudno, płaczę wciąż, nie wiem co ze sobą zrobić. Chorowałam niedawno na depresję, brałam leki, byłam w szpitalu, oprócz tego jeszcze zaburzenia osobowości. Udało mi się wyjść, złapać trochę promieni słońca ale znów czuję, że powoli opadam na dno. Boję się komukolwiek o tym powiedzieć, bo nie wiem czy jak znów będę na dnie to czy tak jak wtedy będę chciała stamtąd się wydostać, być może tym razem się poddam bo już nie mam siły. Nie mogę nikogo obarczać moimi problemami, moi przyjaciele - oni są zawsze pomocni ale widzę, że gdy nie widzą u mnie poprawy jest im przykro, irytują się bo słuchają wciąż moich żali i smutków. Wiem, że teraz już chyba nie będę potrafiła powiedzieć im prawdy, będę udawać, że wszystko w porządku. Nic nie jest w porządku. Czy czułyście kiedyś taką samotność, której nie dało się określić żadnymi słowami? Umiem mówić ale nie mogę, boję się, chyba nie dam rady dłużej tego ciągnąć :(