Sobota: godzina step&shape i to by było na tyle, jeżeli chodzi o poznawanie nowych zajęć z zastępczym klubie. A tak jestem dumna, że nie wyszłam w trakcie, pomimo, że to zupełnie nie moje klimaty, tak skakać po stepie w różnych układach kroków.. a instruktorka..
Niedziela: 10 km rower + 1h TBC + 1h indoor cycling i pomimo, że wciąż nie ma rzutnika i nie mogę patrzyć na góry, czy alpejskie szosy po których niby jadę, to i tak te zajęcia to mistrzostwo po który ledwo żyję.
Poniedziałek: 20 km rower i pierwsze 10 były wiosenne: +5 stopni, cienka maska i rękawiczki, wiatr w plecy, słońce w nos. A potem, około 16, przyszła czarna chmura i zamieć się taka zaczęła, jak to tylko przez okno supr jest oglądać. A jak już czas był do domu jechać, to na chodnikach było jako tako(a zwykle to tam jest strefa lodu), a na jezdniach było jak na lodowisku, dosłownie
i takie korki, że jak stąd do księżyca
A ja część drogi jechałam, część szłam podpierając się rowerom, żeby zająca nie złapać. W tych moich wiosennych rękawiczkach
Chyba sobie takie coś zamontuje: