Całe lato, tak bardziej pogodowo patrząc, nie kalendarzowo. to moja pielęgnacja twarzy taka mocno symboliczna jest. Jakiś krem, który nie sprawia, że mam natychmiastowe uczucie "mokrej twarzy", od dwóch lat to The Ordinary Natural Moistrurizing Factors HA + coś z filtrem 50. Najczęściej ścieram to wszystko wierzchem dłoni, na której mam niezbyt czystą rękawiczkę rowerową, już na początku dnia. Wieczorem mydło, woda i ten sam krem. Na kajakach krem z fitrem nakładam jeszcze z raz. Zakładam czapkę z daszkiem, okulary i niespecjalnie się zajmuję przebarwieniami, czy pękniętym naczynkiem. Szczęśliwa jestem, jak opryszczka mi się nie robi, reszta bardzo mi się podoba 😉, wszystko wtedy mi się podoba.
Ale jak już jesień przyjdzie, deszcz, zimno i ogrzewane pomieszczenia, temat retinolu zaczyna wydawać mi się bardzo ciekawy . Pojawia się też na vitalii .
Na tegoroczną polecajkę Jarmurza się nie zdecydowałam, bo pomada A313 jest tłusta i trzeba ją zmywać po jakimś czasie, co nie spełnia moich standardów łatwej pielęgnacji. W końcu wybór padł na Paulas's Choice serum z 1% retinolem. Kilka dni jeszcze zajęło mi przekonanie Wewnętrznego Kisiora. Czekam jeszcze, aż strona mojego banku zacznie działać, bo przepraszają, ale prace jakieś tam są teraz...
Jakąś jeszcze fotkę twarzy zrobię przed (chociaż tu to nie krem, a światło największą robotę robi) wstawię ja tutaj i od środy zaczynam.
A doświadczenia z retinolem mam skromniutkie:
1. Dawno, dawno temu tak dawno, że nie umiem podać liczby w latach, w czasach mojej fascynacji wszystkim co vichy, używałam ich kremów z retinolem, zadowolona byłam, ale nie to, że jakaś magia się działa.
2. W zeszłym roku, podpatrzone u Agaty, Ordinary chyba 1%, tu magii mniej jeszcze. Prawie wcale, dobre tylko nawilżenie w sezonie grzewczym.
Na coraz dłuższe wieczory i deszcz mam nowy projekt = szal, który jak na przyszłą zimę skończę, to będzie dobrze 👍
Pięć korpo dni - po 20 km rower + trening 1, 2,3,1, 2.
Ale podjadania coraz więcej (głównie suszona w całości żurawina, która zawsze jest dosładzana i miętowe landrynki) = 1,5 kg więcej.
Wczoraj z działki wygonił nas deszcz i zimno, na szczęście już jak zrobiłam 30 km po lesie. Grzybów wciąż nie ma 🙁.