Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Jestem, po prostu jestem. Do założenia pamiętnika skłoniło mnie przede wszystkim to, że tutaj potrzebuję wsparcia w odchudzaniu i pewnego rodzaju rozliczania się ze swojej pracy. Tak właśnie traktuję to jako kolejne wyzwanie, w którym mam nadzieję wytrwam.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 8292
Komentarzy: 140
Założony: 8 marca 2015
Ostatni wpis: 8 września 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
arrosa

kobieta, 41 lat, Kielce

165 cm, 107.80 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

8 września 2015 , Komentarze (1)

Ostatnio pogoda diametralnie się zmieniła. Nic mi się nie chce i to dosłownie, chyba po prostu jestem uzależniona od słońca. Ogarnia mnie takie uczucie otępienia i beznadziei. Chyba doszłam do przysłowiowej ściany zmęczona walką z kilogramami. Zauważyłam, że od marca kiedy zalogowałam się w serwisie w sumie udało mi się zrzucić 3 może 4 kg. to straszne, bo kiedy zaczynałam myślałam po cichu, że będę dzisiaj ważyła już około 85 kg co najmniej. 

Jestem na siebie zła, bo niby na kogo mam być, sama sobie krzywdę robię i tyle. raz schudnę 6 kg potem się zachłysnę tą liczbą i znów przytyję i tak błędne koło nadal się toczy. Czy ja chociaż raz nie mogę się wziąć za siebie i zrobić definitywny porządek z tkanką tłuszczową. 

Patrzę i obserwuję co u Was się dziej, jestem z Was taka dumna jakbym to ja co najmniej zrzuciła te kilogramy. Kibicuję Wam z całego serca. 

Na obecną chwilę mam tak ogromną wiedzę na temat odchudzania, może to dziwne ale naprawdę dużo wiem (wprost proporcjonalnie do mojej wagi), a jednak nie mogę się zmusić, żeby to wykorzystać na sobie. 

Wystarczy wesele rodzinna impreza czy po prostu chwilowe załamanie a ja znów wracam do swoich idiotycznych schematów żywieniowych. I tak wszystko wraca do początku. Co z tego że ćwiczę jak potem idę pożreć batonika...oj słów mi już po prostu brakuje dla własnej głupoty.

31 sierpnia 2015 , Komentarze (2)

Na początek może się przyznam że zrealizowałam tylko 3/4 wyzwania. Ostatni tydzień strasznie zawaliłam i z diet i z ćwiczeniami ale mniejsza z tym.

W ciągu tego miesiąca chciałam przeprowadzić test między innymi jak przekłada się na odchudzanie dieta z ćwiczeniami i ćwiczenia bez diety. Wynik mnie zaskoczył bardzo. Przez pierwsze dwa tygodnie stosowałam się do diety i ćwiczeń i wtedy zauważałam fajne efekty. W sumie w ciągu tych dwóch tygodni schudłam 3 kg.

Natomiast przez dwa następne tygodnie między innymi z racji wesel na których byłam odpuściłam sobie w pierwszym tygodniu troszkę dietę, a w następnym to już nawet nie kontrolowałam co wpada do moich ust ale ćwiczyłam. Według mnie zawsze działały ćwiczenia bez względu na dietę. No i klops w ciągu drugich dwóch tygodni nie schudłam już nawet grama, ale też nie przytyłam. Waga po prostu stałą w miejscu.

Wyniki sierpnia:

Waga - 3 kg

Talia -5 cm

Udo - 1cm

Łydka - 1 cm

 Pozostałe wymiary w ty brzuch co trochę dziwne pozostał na tym samym poziomie.

Także bez solidnej diety jednak się nie obędzie.

Teraz prze de mną wyzwanie wrześniowe które zaczynam już dziś. Z racji braku czasu relacja za miesiąc. Tym razem przyłożę się do diety na 100% i wspomogę to ćwiczeniami. Po cichu liczę na -5kg.

22 sierpnia 2015 , Komentarze (2)

Wczoraj podczas niezbędnych zakupów spożywczych powędrowały do mojego koszyczka dwa muffiny jabłkowe. Jeden miałam zjeść dzisiaj w ramach lunchu, a drugi to w sumie nie wiem po co wzięłam. Jednak podczas planowania dzisiejszych posiłków zmroziło mnie. Jeden muffin ma aż 352 kcal a żeby tego było mało ma aż 5 łyżeczek cukru w sobie. 

Ale zobaczcie jak działa reklama na człowieka. Jest w ślicznym zielonym opakowaniu co mnie się ze zdrową żywnością kojarzy. Nazwa wskazuje że są w nim owoce no bo jabłkowy, szkoda że tylko z nazwy bo jabłek jest tam zaledwie 17% i ananas - a tego już nie rozumiem po co w muffinie jabłkowym ananas? Również zdjęcie wskazuje na co najmniej muffina pełnoziarnistego, bo kolorek śliczny brązowiutki i taki też ma kolor produkt, no ale kolejna skucha jest wykonany z mąki pszennej a swój kolor zawdzięcza tylko i wyłącznie owym 5 łyżeczkom brązowego cukru i prawdopodobnie cynamonowi. Także chyba podziękuję za lunch w takiej formie.

Przerażające jest jednak to, że dawniej zjadłabym dwa bez mrugnięcia okiem a po południu mogłabym pochłonąć kolejne dwa i pomyślałabym że może zjadłam z 600 kcal, gdy tymczasem w moim żołądku znajdowałoby się 1408 kcal... I zastanawiałabym się dlaczego ja w ogóle tyję bo przecież zjadłam mufiinki ale za to zrezygnowałabym np. z obiadu czy kolacji i dopasowała na oko kaloryczność moich pozostałych posiłków. W sumie z ręką na sercu chyba były dni zjadania z 3000 kcal dziennie - i oto moje odkrycie dlaczego tak przytyłam. Przykre ale prawdziwe.

Miłego dnia Wszystkim i wytrwałości w dążeniu d o szczupłej sylwetki. :)

21 sierpnia 2015 , Komentarze (4)

Dietka idzie świetnie, w końcu jestem zadowolona z rezultatów które postępują w odpowiednim kierunku. Na ten tydzień odpuściłam sobie ćwiczenia, ponieważ ja w systemie @ i ja niestety nie daję rady, ale jak tylko się pożegnamy to wracam szybciutko do aktywności typu dywanówki z Mel B. 

Mam do Was takie pytanie, zmieniam wagę w pomiarach i na paskach postępu owszem zmienia się, ale niestety w prawym górnym rogu w okienku pozostał nadal ostatni pomiar. Troszkę mnie to irytuje i jakoś przeszkadza. Wiecie może o co chodzi ?

16 sierpnia 2015 , Komentarze (2)

Wiem, że nie jest to miejsce do wylewania swoich żali i pretensji, ale jest mi to potrzebne do oczyszczenia umysłu. Więc tak, ostatnio z mężem przeżywamy ciche dni, wiadomo każdemu czasami się to zdarza chociaż może są wyjątki. Czasami miewamy ciche dni choć bardzo rzadko i zazwyczaj jest to 3 dni bo nie możemy wytrzymać bez siebie. Nie było też nigdy problemu z pogodzeniem się jakoś tak samo wychodziło. Ale mimo cichych dni nigdy nie raniliśmy się świadomie nawzajem...aż do tych ostatnich.

Zaczęło się tak jak zazwyczaj poszło o pierdołę, ja nie miałam czasu potrzymać mu jakiejś głupiej deski, bo coś sobie tam buduje...oczywiście nie ze złej woli, tylko dlatego że miałam mnóstwo zajęć które musiały być zrobione na przysłowiowe wczoraj. Takie tam porządki w domu, w ogrodzie, nieustanne podlewanie wszystkiego żeby czasami nie umarło i jakoś do jesieni przetrwało w jako takim stanie i do tego zapowiedzieli mi się goście na weekend więc jak to u mnie wszystko musiało być na tip top. 

Następnego dnia ja z kolei potrzebowałam pomocy przy przeniesieniu czegoś nawet nie pamiętam czego i wtedy on się na mnie wypiął. No i niby oki chociaż to i tak nienormalna relacja ale dobrze niech będzie. I tak jakoś po prostu przestaliśmy się do siebie odzywać następnego dnia. Mąż powędrował na kanapę a ja zostałam sama.

Cały weekend planowaliśmy spędzić na jakimś wyjeździe, tak żeby dziecko gdzieś wziąć, ale z samego rana przyjechali goście i odjechali dopiero około południa, więc musiałam się spiąć, żeby obiad w godzinę wyczarować. W obecnej sytuacji pomyślałam, ze po obiedzie wyjedziemy, coś zobaczymy i trzeba wracać bo mieli pojawić się wieczorem kolejni goście, ale podczas gdy ja gotowałam obiad mój mąż wziął dziecko i pojechał sobie z nim do Kurozwęk nie pytając się mnie nawet czy chcę z nimi jechać czy nie.

Nie powiem zrobiło mi się przykro i to bardzo, bo dawniej mimo cichych dni myśleliśmy o sobie nawzajem. Nawet nie zdenerwowałam się bardzo tylko zrobiło mi się niewyobrażalnie przykro, że potrafił mnie tak po prostu zostawić bez słowa.

Całą noc nie mogłam spać i może to ja wyciągnęłabym pierwsza rękę bo wiem że takie dni zdrowe nie są, ale po prostu nie umiem się przemóc po wczorajszej akcji. Nigdy w takiej sytuacji nie byłam. Czuję się po prostu strasznie źle , porzucona i zapomniana. Tym bardziej, że wieczorem pojawili się gości, był grill i mój mąż potrafił cały wieczór opowiadać jak to fantastycznie bawili się z dzieckiem. Nie umiem przejść po tym do porządku dnia po prostu jestem strasznie przygnębiona. Do tego stopnia, że nawet nie ucieszył mnie spadek 1 kg w tym tygodniu. Najchętniej zamknęłabym się w pokoju i nic nie robiła. Nie mam siły udawać przed dzieckiem że jest oki, kiedy tak nie jest, ale też nie chcę żeby się tym przejmowało, bo może kiedyś się pogodzimy a nie chcę, żeby dzieciaczek miał później jakieś złe doświadczenia.

4 sierpnia 2015 , Komentarze (4)

Ćwiczenia z Mel zaliczone, pot lał się dzisiaj hektolitrami. Nawet nie przypuszczałam, że mogę mieć w swoim ciele takie pokłady wody... ale myślę, że dzisiaj to raczej wina pogody. Jest strasznie duszno i gorąco, ale nie daję za wygraną. 

Dietetycznie też idzie mi nieźle. Chociaż dzisiaj pozwoliłam sobie na małego loda.

Każdy ma prawo troszkę nagiąć zasady, ale zrezygnowałam z podwieczorku, więc nie mam aż takich wyrzutów sumienia.

28 lipca 2015 , Komentarze (6)

Ostatnio zauważyłam, że prawdopodobnie jestem typem zadaniowca. Wyzwania które podejmuje na portalu z przyjemnością wykonuję i troszkę to dziwne sprawia mi to przyjemność. Potrafię z uporem maniaka organizować mnóstwo rzeczy (czasami dla innych to strasznie denerwujące) i niemal z kalendarzem w ręku planować swoje życie. Proste czynności u mnie urastają do rangi priorytetowych. Hierarchizuję je w zależności od ważności i priorytetu ich wykonania i każdego dnia odhaczam sobie kolejne punkty do wykonania w danym dniu. 

Pomyślałam również,że może żeby skutecznie schudnąć będę stawiała przed sobą różne zadania do wykonania w danym dniu czy miesiącu. Pogrzebałam troszkę w internecie i jest w nim mnóstwo różnego rodzaju wyzwań wykonywanych na przestrzeni miesiąca. Dlaczego nie miałabym spróbować w ten sposób rozprawiać się ze swoją nadwagą. Może to jest to... tak żebym się nie znudziła wykonywaniem jednych i tych samych ćwiczeń.

Tak więc na początek może coś łatwego. Podejmuję wyzwanie z Mel B. Jest 30 dniowe, więc spokojnie będę nim mogła się zająć przez resztę miesiąca  a także praktycznie cały następny. Może nie jest szczególnie ambitne, ale teraz z racji braku czasu (i nie jest to bynajmniej wymówka z mojej strony) jest wystarczające. Dziennie z rozgrzewką 10 minutową i rozciąganiem nie powinno mi zająć więcej niż 40 minut. Tyl czasu spokojnie wygospodaruję bez większego problemu. Dodatkowo prowadzę wyzwanie skakankowe więc coś jeszcze dodatkowo będę ćwiczyć.

Ciekawe jaki będzie efekt...

28 lipca 2015 , Komentarze (1)

Ostatnio nie wpadam za często na portal, ale to głównie za sprawą braku czasu i piętrzących się obowiązków. Zaglądam tylko na chwilkę sprawdzam co u Was i zmykam. Waga stoi w miejscu jak zaklęta wahając się raz w prawo raz w lewo o 0,3kg.

Jednak nadal mam nadzieję, że wrzesień powita mnie wagą dwucyfrową...pożyjemy zobaczymy. 

15 lipca 2015 , Komentarze (4)

Znalezione obrazy dla zapytania odchudzanie śmieszne obrazki

Każda która ma kilka lub kilkanaście nadprogramowych kilogramów myśli, że jeśli tylko uda im się zrzucić ten balast i uwolnić tą drzemiącą wewnątrz piękną szczupłą i atrakcyjną kobietę nagle stanie się inną osobą.Wszystkie problemy znikną i w ogóle świat będzie stał przed nami otworem, nic złego się w naszym życiu nie wydarzy.Niestety tak nie jest, problemy nie znikają tylko nadal istnieją, zmienia się tylko postrzeganie Nas przez pryzmat wyglądu. Nie jesteśmy już pulchniutkimi kobietkami tylko po prostu fajnymi laskami (och chciałabym żeby ktoś tak o mnie pomyślał).

Ale tak naprawdę nieważne są te wszystkie momenty, najważniejsze, żebyśmy to my czuły się dobrze same ze sobą (według mnie opinia otoczenia nie jest istotna), dlatego zawalczmy o to żeby dobrze poczuć się we własnym ciele.

Droga do tego celu jest kręta i daleka, jest na niej mnóstwo potu bólu i wyrzeczeń, ale przypuszczam że każdy kto już ją przebył albo jest choćby w połowie drogi z pewnością może powiedzieć, że było warto.

Wiem sama po sobie, ze jak udało mi się zrzucić pierwsze 20 kg byłam po prostu wniebowzięta i góry miałam ochotę przenosić. Teraz chcę zawalczyć o kolejne spadające kilogramy a szczerze mówiąc jest ich niemało. Na obecną chwilę mam jeszcze do zrzucenia jeszcze 43 kg. To dużo ale wiem że któregoś dnia będę mogła uwolnić piękną kobietę która próbuje się ze mnie wydostać.

8 lipca 2015 , Komentarze (3)

Leniwie zaczęłam dzień, a to za sprawą szalejącej burzy za oknem i deszczu, a właściwie ulewy na którą bardzo czekałam... bo ileż można podlewać ogród, żeby jakoś przetrwał okres suszy.Także rozkoszuję się tą pogodą mimo wszystko. Czas zaplanować imprezę urodzinową mojego synka, także dodatkowa porcja czasu bardzo mi się przyda. Właśnie tutaj mam do Was prośbę, może macie jakieś propozycje sałatki czy jakiejś przystawki która na Waszych spotkaniach rodzinnych jest hitem. Chętnie skorzystam, z podpowiedzi.

Obecnie moje menu obejmuje:

- Tort oczywiście, sernik i ptasie mleczko to ze słodkości;

- Ryby w octowej zalewie i sałatkę, ale zastanawiam się jaką;

- Tartaletki z ciasta francuskiego z pieczarkami i z pomidorami suszonymi (dwa rodzaje farszu) i roladę z kurczaka;

- Paszteciki z barszczykiem czerwonym;

- Koniecznie pomidorki koktajlowe nadziewane serkiem.

Znalezione obrazy dla zapytania przystawki na zimno

Myślałam o zrobieniu czegoś z owoców tak żeby fajnie wyglądało i żebym to ja mogła się także rozkoszować czymkolwiek bez wyrzutów sumienia :)

Chwilowo nie wymyśliłam nic fenomenalnego, tylko taki standard, a po cichu liczę na pomoc z Waszej strony.