Od dzisiaj przez najbliższe 3 miesiące "żywi" mnie Vitalia. Jakieś 2 godziny temu byłam bardzo bardzo pozytywnie nastawiona. Teraz już mniej. A dlaczego? Po kolei.
Śniadanie przekonało mnie do rzodkiewki, bo lekko podrasowane kanapki z nią były palce lizać
Drugie śniadanie i jabłka na parze też okazały się strzałem w dziesiątkę. Chociaż wolałabym konsystencję bardziej twardą, ale smak jak najbardziej mi odpowiadał.
Na obiad było mięcho! Kurczak, pomidor, pieczarki, kasza. Wszystko do gara i gotowe:
Podwieczorek był dla mnie niespodzianką. Ale nie chodziło tu o smak czy składniki, bo brokuły z jogurtem naturalnym ją zwyczajnie okej. Zaskoczyło mnie to, że pierwszy raz od kilku miesięcy mogłam zjeść ledwo połowę podwieczorku. Wydawało mi się, że do tej pory jadłam wieczorami ogromne ilości jedzenia, a teraz... W każdym razie zjadłam połowę i było smaczne.
A skąd mój ostudzony zapał? W kolacji pies pogrzebany (logiczne, nie?).
Placki otrębowe z serkiem wiejskim i rzodkiewką...
Serek- pycha
Rzodkiewka- prycha
No a co z gościem wieczoru, czyli plackami? Hmm... może taki jest przepis, może smak mi nie podszedł, może źle zrobiłam i usmażyłam. W każdym razie placki były wstrętne. Z wierzchu się przypalały, kiedy jeszcze w środku nie były usmażone. Suche. Rozwalone. Po prostu niesmaczne.
Macie jakieś patenty na własne placki?
Jutro też mam je w jadłospisie, więc muszę coś wykombinować.