Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Chcę się dobrze czuć we własnej skórze, i móc dobrze wyglądać w ubraniach w rozmiarach mniejszych niż XL. Chciałabym znaleźć pasję w życiu, coś co sprawia mi radość... bo jak na razie tym czymś jest jedzenie. Niestety nie potrafię sobie niczego odmówić, co od razu daje mi się we znaki w mojej sylwetce. Chcę być w końcu szczęśliwa, i wierzę, że schudnięcie i dobre samopoczucie we własnym ciele mi w tym pomoże.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 13264
Komentarzy: 176
Założony: 3 grudnia 2012
Ostatni wpis: 17 sierpnia 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Cabrera

kobieta, 31 lat, Katowice

158 cm, 71.50 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Dużo więcej się ruszać, mniej jeść, zwłaszcza słonego i tłustego, więcej się uczyć, podejmować zdecydowane decyzje.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

17 sierpnia 2017 , Komentarze (9)

Jako, że niestety ani dziś ani wczoraj nie udało mi się ściśle trzymać diety (mało powiedziane - zjadłam wielkiego burgera w McDonaldzie za jedyne 600kcal), postanowiłam w końcu zrealizować swoje postanowienie i wyjść pobiegać. A raczej "pobiegać" - bo moje bieganie ograniczyło się do jednego okrążenia wokół osiedla - tj. dwóch bloków (niecałe 500m...), no i raczej bym to nazwała szybszym truchtem. Oczywiście wcześniej się rozgrzałam. 

Na początku było dobrze... pierwsze 200m było znośne, dopóki nie odezwała się moja boląca stopa. Ale potem... myślałam, że umrę... no nie dam rady, nie dobiegnę do klatki, nie wejdę na te pierwsze piętro... palenie w łydkach, zadyszka, palące płuca... jedna wielka M A S A K R A. 

Jakimś cudem dobiegłam... wczołgałam się po schodach...  a w mieszkaniu myślałam, że zemdleję. Nie umiałam się napić wody, bo przełyk mi "mdlał". A popiłam jak smok Wisłę po zjedzeniu wybuchowej owcy...

Po chwili jednak poczułam błogi wystrzał endorfin... Uczucie, że wszystko mogę... chwilowe szczęście...

I znów za chwilę zmęczenie, opadające powieki...

I tak zakończył się mój wieczór z bieganiem Dnia Pierwszego. I stwierdziłam, że to było dobre.

13 sierpnia 2017 , Komentarze (20)

Kolejny raz... kolejny raz doprowadziłam się do stanu grubości... na wadze 73 kg. Nigdy przenigdy nie sądziłam, że będę tyle ważyć. 

3 miesiąc temu wzięłam ślub. Ale jak tu być szczęśliwą, kiedy widzę, że mężowi coraz mniej się podobam z każdym kolejnym kilogramem - i trudno mu się dziwić, od naszego poznania przytyłam prawie 20 kg (sick!). Kocha mnie, to wiem. Ale przecież miłość to nie wszystko, bo pożądanie, uwielbienie też się liczy i to bardzo. 

Smutno mi, gdy widzę jego rezygnację - on chyba stracił już nadzieję, że schudnę. Na każdą jego propozycję sportu, bądź diety reaguję agresją. A przecież wiem, że on ma rację. Co z tego, że ja to wszystko wiem. Skoro uwielbiam jeść, a zarazem nie chce mi się ruszyć dupy. 

Zaczynam tę dietę i ćwiczenia kolejny raz. Tym razem bez ogromnego zapału i przeświadczenia, że "na pewno się uda!!". Bo znam siebie. Ale chcę wierzyć w to, że schudnę. 

Czy wasi mężowie też dają wam do zrozumienia, że może mniej jeść i więcej ćwiczyć? Jak Wy na to reagujecie?

5 stycznia 2016 , Komentarze (3)

Powiedzcie mi, jak można się doprowadzić do takiego stanu...NIGDY w życiu tyle nie ważyłam. Nie mam pojęcia jak to się stało, że nagle zaczęłam jeść tyle, tak duże porcje, i nawet ostatnio często mam ochotę na fast foody, których zazwyczaj nie lubiłam. 

Wczoraj weszłam na wagę i... załamka. Waga musi się mylić! 66,6kg. Matko Przenajświętsza! Co tu zrobić? Nie chcę być małym knurem w wieku dopiero co skończonych 23 lat. Za 16 miesięcy ślub, wesele... a ja co? Grubas. 

Jedyne co dobre w dodatkowych kilogramach to większe piersi. 

Przełamałam się i kupiłam dietę... miejmy nadzieję, że to zmotywuje mnie i moją rodzinę, bo wszyscy powinniśmy schudnąć. 

Czasami mam ochotę siąść i płakać, więc czemu niedługo potem objadam się tostami z serem? dwoma, czterema, pięcioma??

6 sierpnia 2015 , Komentarze (4)

Równowaga w przyrodzie musi być, kilka złych i kilka dobrych rzeczy mnie spotkało.

Najpierw te złe - waga wyższa niż kiedykolwiek - 65kg i trzeba coś z tym zrobić.

Lipiec miał być miesiącem odpoczynku i zrzucania kilogramów... a niestety zamienił się w miesiąc chorowania i dupa, bo nic nie ćwiczyłam, diety też nie zmieniłam.

Dotarło do mnie ostatnio, że moim największym problemem są duże porcje i dokładki, nie potrafię ocenić wielkości posiłku, a potem się przejadam. 

Wiecie na czym się złapałam? Że bardzo denerwuje mnie kiedy na spotkaniach ze znajomymi temat rozmowy schodzi na diety, ćwiczenia, bo wstydzę się swojej wagi i wyglądu... no i wkurzałam się na swojego faceta kiedy mówił, że chce schudnąć, ćwiczyć, bo cały czas mam w głowie, że on i tak szczupły, będzie jeszcze lepiej wyglądać, a ja będę taką kluchą... wiem głupia jestem.

Dzisiaj się w końcu przemogłam i wyszłam pobiegać. I chociaż po paruset metrach nogi mnie aż piekły od środka to o dziwo czułam się bardzo dobrze!

I na koniec ta dobra wiadomość... mój Luby zadał mi "TO" pytanie, w najbardziej romantyczny sposób jaki mogłam sobie wyobrazić. Mimo, że na razie nie myślałam na poważnie o ślubie, to teraz za każdym razem jak popatrzę na ten pierścionek to poprawia mi się humor. W końcu teraz wiem, że K. kocha mnie nawet o 10kg grubszą niż gdy się poznaliśmy 5 lat temu ;P

Pochwalę się wam, a co!

14 listopada 2014 , Komentarze (2)

Witajcie w ten piątkowy wieczór. Dzisiejszy dzień należal do tych bardziej leniwych, pojechałyśmy kupic bilety do Wiednia na koniec listopada, nigdy tam jeszcze nie byłam! Jeden dzień to oczywiście strasznie mało, ale zawsze coś! 

Dzisiaj na siłownię wybrała się ze mną koleżanka, pierwszy raz, toteż byłam tam trochę krócej niż zazwyczaj bo tylko godzinkę, ale zawsze, 30min rowerek, 20 min orbitrek i 10 minutek na bieżni. Jestem z siebie dumna bo bieżnię ustawiam na coraz większej prędkości i daję radę :) 

Kolejna rzecz, którą dzisiaj odkryłam - przesoliłam zupę i to solidnie i wygooglowałam, że jak nie mam ziemniaka, to jabłko można zamiast tego - i rzeczywiście podziałało! I nawet potem jak to jabłko wyciągnęłam to też dobre było więc zjadłam :) 

Ok 19 zjadłam 4 kostki czekolady z nadzieniem brownie i dlatego jestem teraz pełna energii! Chyba porobię jakieś brzuszki, żeby to spożytkować. Ale powiem wam, że od 2 tygodni nie jem chleba, bo go po prostu tutaj nie kupuję, i wcale mi go nie brakuje jakoś, jestem z siebie dumna :)

13 listopada 2014 , Komentarze (4)

w sumie to dopiero od niecalych 2 tygodni cwicze na silowni ale juz widze efekty! Nie wiem jak z wagą bo nie mam gdzie się zważyć, ale czuję, że ramiona smuklejsze i brzuch też, talia tez jakby się już tak ze spodni nie wylewa, aż chce się ćwiczyć! Czy to możliwe żebym już widziała/czuła efekty? Czy tylko sobie wmawiam? Ćwiczę właściwie co 2gi dzień plus raz w tygodniu aerobik. A na siłce to zazwyczaj 30min orbitrek, 30min rowerek, 20min bieżnia i czasem 10-20min poziomy rowerek. A jak wam idzie? 

Chyba nigdy nie przywyknę do widoku Budapesztu nocą nad Dunajem...

7 listopada 2014 , Komentarze (1)

nic mi się dziś nie chce... snuje się po mieszkaniu, ledwo zmusiłam się do pójścia na siłownię, gdzie przesiedziałam prawie 2 godziny, poczułam się trochę lepiej od tego wysiłku, ale nadal jakiegoś doła mam. mogę siedzieć przez dłuższy czas i wpatrywać się w ścianę tak po prostu... przynajmniej obiad dobry sobie zrobiłam, paluszki rybne z piekarnika, do tego kalafior i odrobina ryżu... mniam! 

Na siłowni poćwiczyłam: 30min rowerek, 20min poziomy rowerek, 30min orbitrek, 20min marszo-bieg na biezni.

6 listopada 2014 , Komentarze (3)

Od dwóch miesięcy mieszkam w Budapeszcie, studiuję prawo w ramach wymiany studenckiej. jak to wpłynęło na moją dietę/wagę? Destrukcyjnie. Z początku byłam pewna, że schudnę bo będę musiała liczyć się z wydatkami, to nie będę kupować zbędnych kalorii. Nic bardziej mylnego. Od początku wyjazdu przytyłam ok 4-5kg w 2 miesiące!! Czyli wróciłam do swojej wagi sprzed roku. Jak do tego doszło? Mięso drogie, więc głównie jadłam makarony z sosami, zaczęłam jeść więcej, mniej regularnie, mniej posiłków i tak oto spowrotem stałam się kluseczką. Oczywiście mniej ruchu, więcej imprez = więcej alkoholu, wymknęło mi się to spod kontroli, a otrzeźwiałam dopiero kiedy przyjechałam do Polski w trakcie przerwy jesiennej i stanęłam na wadze, a tam... przeszło! 62 kg, czyli więcej niż kiedykolwiek ważyłam. Musiałam powiedzieć stop. 

Pierwszym krokiem było zapisanie się na siłownie. Sama nie mam tu motywacji do ćwiczenia. Była to moja pierwsza wizyta na siłowni w życiu, i to jeszcze w obcym kraju, babka w recepcji ledwo po angielsku umiała, ale się dogadałam. Kupiłam karnet na 12 wejść czyli optymalnie 3 razy w tygodniu. ale potem napotkałam kolejną przeszkodę. Kiedy się już przebrałam w szatni chciałam wyjść z niej ale... nie mogłam się przemóc. Sparaliżował mnie fakt, że byli tam sami faceci a ponadto ja nigdy nie ćwiczyłam na takich sprzętach, nawet na bieżni więc bałam się, że się wygłupię... wyszłam raz... i wróciłam do szatni spanikowana. Po chyba pół godzinie wyszłam znów, znalazłam wzrokiem najprostszy sprzęt czyli rowerek i zaczęłam. I się zakochałam! Tak, tak zaczęłam żałować, że nie kupiłam miesięcznego karnetu bo bym chodziła codziennie! 

Po 2 dniach na siłowni postanowiłam spróbować aerobicu. Na stronie zajęcia nazywały się coś w stylu Brutalne spalanie tłuszczu kształtowanie ud brzucha i pośladków, czyli mówię idealnie dla mnie. I poszłam. Z początku chciało mi się śmiać, bo prowadząxa oczywiście po węgiersku, a mój węgierski jest raczej podstawowy. Ale potem to juz nie było mi do śmiechu... zajęcia rzeczywiście były wymagające... przy okazji zdałam sobie sprawę w jak słabej kondycji są moje mięśnie! Jutro idę znów na siłkę i szczerze nie mogę się doczekać. 

Staram się mniej jeść i lepiej dobierać składniki, dużo warzyw i tego kurczaka też kupiłam. Dzisiaj na obiad kurczak gotowany i brokuły. A na kolacje kalarepa i banan, bo miałam smaczka. To dopiero 4 dzień "odwyku" i nowych nawyków, więc życzcie mi powodzenia w kolejnym podejściu do wymarzonej sylwetki! :) mam jeszcze dużo do powiedzenia, ale to następnym razem :)

4 kwietnia 2014 , Komentarze (2)

Ostatnimi czasy strasznie się napycham, nie wiem dlaczego, czuję że już jestem pełna, ale za godzinę już coś znowu jem i tak aż mnie rozpycha żołądek, i wtedy pojawia się myśl, żeby to wszystko zwrócić, poczuć się lepiej i lżej. Co mnie najbardziej dziwi, pomimo mojego obżarstwa waga oscyluje w normie czyli ok 58kg, no ale widać, że ciało sflaczało, miejsce mięśni zajął tłuszcz. Chcę powiedzieć dość! Zwłaszcza, że za miesiąc idę na wesele i nie chcę wyglądać tak jak rok temu, przed tym jak schudłam 5kg. Ale nie potrafię się zmusić do ćwiczeń. Ale muszę, muszę muszę! Nigdy nie miałam problemów z brzuchem, a teraz zaczęła mi się robić oponka od tego objadania, jak wypnę brzuch to wygląda jak nic jak ciążowy i to taki już z 7 miesiąc.  Mam wszystkiego dosyć, mam ochotę rzucić wszystko w pizdu i pojechać gdzieś bardzo daleko.

Ale od tłustego cielska nie można nigdzie uciec, wszędzie będzie ze mną. ;(

4 stycznia 2014 , Komentarze (1)

Nie mam do siebie siły...
Mam ochotę siąść i płakać, cały czas chce mi się jeść...
już nawet na słodkie mam cały czas ochotę, 
a zazwyczaj słodycze nie ruszały mnie tak jak słone przekąski...
Waga mi się popsuła, więc od miesiąca się nie ważyłam i NIE CHCĘ tego widzieć.
Na pewno już nie ma tam 57 ani nawet 58...
Już nawet zaczęłam znowu ćwiczyć basen, rowerek, brzuszki...
ale wiecznego podjadania nie potrafię się pozbyć...
Załamka.