Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Wesoła młoda osoba dość mocno zakompleksiona która chce po raz kolejny powalczyć o lepszy wygląd, o lepsze samopoczucie, o lepsze jutro.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 12091
Komentarzy: 228
Założony: 27 grudnia 2009
Ostatni wpis: 22 sierpnia 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
JuStQa1404

kobieta, 37 lat, Rzeszów

163 cm, 98.80 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

22 sierpnia 2016 , Komentarze (9)

Oj długo mnie tu nie było, długo...Plany na lato 2016 miałam bardzo ambitne, miałam szaleć z nowymi dietetycznymi przepisami, miałam być mega aktywna, miałam zacząć wrzesień z wagą 85 kg...a ja poległam:-( Jeszcze z początku lipiec był udany :-) Trzymałam się diety super, nawet wybrałam się na siłownię, kg leciały a ja byłam mega szczęśliwa...aż pojechałam na urlop nad morze, nasze cudowne morze:-) A tam wszystko kusiło z każdej strony...gofry, lody, smażone rybki, fast foody...patrzyły wielkimi oczami na mnie z każdej strony, a ja im mówiłam NIE!!! do czasu...starałam się zdrowo na ile to było możliwe jeść, pozwalając sobie tylko na lody (i to bez wafelków żeby nie dodawać dodatkowych kalorii). Ale pod koniec wyjazdu stwierdziłam "dziewczyno są wakacje, pozwól sobie a po powrocie nadrobisz". Dwa razy powtarzać nie trzeba było...tak wpadło piwko, pizza...Ale najgorsze jest to, że po powrocie zaczęłam podjadać i to bardzo...częściej wpadał chleb, czy coś słodkiego, czy moje ukochane lody... i waga skoczyła 2 kg w górę...Potem kolejny wyjazd i znowu to chlebek, to ciasteczko, to kiełbaska, to oscypek...i znów ciężko się ogarnąć...a waga wciąż w okolicach 95 kg (a było już 92). Teraz jestem u siostry w Warszawie i poszłam konkretnie po rozum do głowy i wzięłam się w garść... 

Nie po to od lutego walczę o nową siebie, nie po to schudłam to 35 kg, żeby za parę miesięcy ważyć więcej niż 130 kg... Zaczęłam coś i osiągnę to!!! Bo jestem silna, bo mam tysiąc powodów dla których warto schudnąć jeszcze kilka kg, bo mam wokół siebie cudowne osoby które mnie w tym wspierają:-) Dobrze że nie popłynęłam całkiem w ciągi tylko zdarzały się "normalne" dni kiedy trzymałam się swoich zasad, pojawiałam się na basenie czy siłowni, czy ćwiczyłam coś w domku... bo bez tego może i 3 cyfry by się pojawiły. Ale to parę miesięcy coś mi w głowie poprzewracało. Ale to nauczka nie ma co planować na zapas, trzeba wyciskać z dnia dzisiejszego ile się da, i robić wszystko by być z siebie zadowoloną:-)

I w sumie po napisaniu tego, wyrzuceniu z siebie to co mi leżało w środku stwierdzam, że NIE ŻAŁUJĘ!!! bo to było mi potrzebne żeby stać się silniejsza, żeby dziś wstać i powiedzieć do siebie przed lustrem "Jestem tylko człowiekiem i mam prawo do dni słabości, ale nie jestem słaba, dam radę osiągnąć to co sobie zaplanowałam".

10 lipca 2016 , Komentarze (53)

Witajcie,

ja znów się chwilę nie odzywałam, ale nie potrafię się zmobilizować do regularniejszych wpisów:-) Więc już pewnie zostanie, że będę dawała co jakiś czas znak że żyję i walczę:-) Choć Was odwiedzam praktycznie codziennie:-) 

Co u mnie nowego?? Nowe zrzucone kilogramy:-) Na koncie mam już ich 35 i wcale za nimi nie tęsknię:-) Ostatnio mąż zrobił mi zimny prysznic:-) Bo tak leci kilogram za kilogramem ale ciężko odzwierciedlić sobie w rzeczywistości ile to tak naprawdę jest:-) czasami jak dziecko wskoczy mi na ręce (6-letnie) to już mam problem z podniesieniem a one ważą ok 25 kg... a teraz jest jeszcze 10 kg więęcej... i ostatnio mężuś zważył zgrzewki wody i wyszło że zrzuciłam prawie 4 zgrzewki i położył mi to na plecy...i to jest niemożliwe aż tyle nosić codziennie...no wprost NIEMOŻLIWE!!! a ja to przez długi czas robiłam...Dobrze, że się w porę opamiętałam bo z roku na rok dodatkowych "zgrzewek" mogło by przybywać...a tak mam nadzieję, że będzie to już tylko wspomnienie i przestroga na resztę życia:-)

Wakacje miały być u mnie pod hasłem RUCH RUCH RUCH!!! narazie kiepsko to wychodzi... z racji że cały tamten tydzień do pracy szłam na 6:30 potem byłam trochę dętka i chciałam trochę posprzątać w domu to i ruch był taki sobie:-) No troche chodzenia:-) i skakania przy myciu okien wieszaniu firanek itp:-) Ale jutro jeszcze tylko do pracy a potem 2 tygodnie wolnego :-)Więc plan na najbliższy tydzień jest więcej ruchu:-) Z tym że w piątek jedziemy do Warszawy, a w niedzielę do Władysławowa:-)więc tydzień nad morzem mnie czeka i mam nadzieję, że pogoda dopisze a wtedy spacery spacery i jeszcze raz spacery:-) Dobrze że potem cały sierpień mam wolny (bez ostatniego dnia) to wtedy dojdzie już basen z rana a po południu siłownia:-)

No właśnie siłownia...przyznam szczerze, nigdy nie byłam na siłowni... zawsze byłam zdania, że jest to dla mięśniaków, albo dla lasek które chodzą dla szpanu... Ale pieprze to...mieszkam w niewielkim mieście i troche tak jest i musiałam schudnąć to 35 kg żeby wkońcu zdecydować się by pójść... i jutro mam iść pierwszy raz... zobaczymy jak będzie. Idę z koleżanką z pracy więc mam nadzieję że będzie rażniej... Tylko ze strojem kiepsko u mnie bo z racji, że nie chodziłam nigdy to nic fajnego nie mam... ale jutro mają być w lidlu spodnie i koszulki funkcyjne to może uda mi się wychwycić coś:-) Nie wiem czy od razu kupić karnet (by motywowało mnie to żeby nie rezygnować tylko chodzić) czy narazie wejściówki pojedyncze...W sumie ponad tydzień mnie nie będzie ale i tak to kilka dni przed i po bym skorzystała:-) Plusem małej miejscowości jest to że siłownia nie jest droga i karnet miesięczny u mnie z instruktażem to koszt 70 czy 80 zł...:-) No i dodatkowym plusem jest to, że instruktor to mój dobry kolega z czasów gimnazjalno - licealnych:-) Mam nadzieję, że nie stchórzę:-)

ydaje mi się, że jakby wczoraj marzyło mi się żeby zejść poniżej 100 kg a tutaj już 8 jest na wyciągnięcie dłoni. Plusów tych zrzuconych kilogramów są miliony...minusów brak :-) No i może wkońcu ureguluje mi się cykl miesiączkowy, a właciwie powróci bo masakra z tym u mnie... Ostatni okres miałam z 1,5 roku temu a tu nagle niespodzianka i z nienacka przyszedł sam, bez żadnych leków, ingerencji chemii... Mam nadzieję, że się to wszystko ureguluje:-) Tyle tylko, że przy okresie wpadki się pojawiły, ale ważne że pojedyncze i na drugi dzień funkcjonuję dalej według swoich zasad, a nie płynę w kilkudniowe ciągi. Byłam też ostatnio u lekarza po skierowanie na badania żeby zobaczyć czy wszystko ok więc we wtorek się dowiem czy mogę dalej odchudzać się na własną rękę:-) 

No i na koniec porównanie mnie sprzed odchudzania i obecnie... zdjęcia powiedzą same za siebie:-)

Tak było...

Tak jest:

19 czerwca 2016 , Komentarze (15)

Tak jak w tytule dni lecą, ale lecą również kilogramy:-) już ponad 31 za mną:-) a mam wrażenie, że moja zmiana nawyków żywieniowych jest jakby od wczoraj:-) Póki co nie jest ciężko:-) Jem dużo - ale zdrowo!!! Regularnie więc głodu nie czuję:-) Czuję za to się zdecydowanie lepiej, mam więcej sił, energii, chęci do życia. Zdarzają mi się malutkie wpadki ale nie roztrząsam się nad nimi za długo. Jestem tylko człowiekiem i mam prawo nie być "idealna". Zresztą mój organizm sam zaczął wymierzać mi karę:-) bo po ostatnim "przedawkowaniu" 2 dni się męczyłam, bo czułam wszystko w jelitach...a nie było tego "nadprogramowego" zbyt dużo:-) Więc dla własnego komfortu wolę się trzymać tego co ustalałam:-) 

Zakupiłam sobie foremki do lodów i to jest hitem:-) Teraz na drugie śniadanie czy podwieczorek zajadam swoje lody. Póki co wypróbowałam z soku z jabłek świeżo wyciskanych - taki sorbet - jest fantastyczny i z truskawek z łyżeczką jogurtu - pyszniutki choć wolę truskawki same bez niczego :-) Także będę w lecie eksperymentować:-) Kalorii niewiele, a dają ochłodę i są lepsze niż te kupione:-) Ostatnio jak byłam na weekendzie w Warszawie miałam iść na najpyszniejsze (jak dla mnie) lody przy placu Zbawiciela:-) a i owszem poszłam wzięłam gałkę jedną w kubeczku plastikowym i...może pół zjadłam bo tak mnie przymuliły...potem tylko butelkę wody wypiłam żeby zneutralizować smak:-)

Jedyny problem to nie mam w czym zabardzo chodzić:-) Bo ubrania sprzed lat co schudłam (10 lat temu) w tamtym roku w większości powywalałam bo stwierdziłam że i tak nie schudnę...a z tego co zostało już w większość wchodzę:-) trochę co fajniejsze od mamy wzięłam bo teraz podobne wagi mamy:-) Tylko ja szczuplejsza jestem od pasa w górę a ona od pasa w dół:-) Nie chcę narazie kupować bo chcę jeszcze zjechać w dół:-) a w tym momencie to jest ubranie na miesiąc, góra dwa:-) Ze spodniami jest ok bo mam, spodenki też coś się znajdzie, gorzej z koszulkami i tu będę musiała jakieś małe zakupy porobić:-) może jakaś sukienka na lato... zobaczymy :-)

W pracy mam już trochę dość bo cały czas o mnie mówią...nigdy nie lubiłam być w centrum uwagi a teraz niestety jestem :-( i co gorsza ciągle ktoś mi mówi..."mówiłam o Tobie komuś tam (kto też jest otyły) i powiedz jak to zrobiłaś, co jadłaś itp". Nie uważam się za eksperta i nie chcę udzielać rad innym...od tego są dietetycy, lekarze, trenerzy a nie taki zwykły szaraczek jak ja:-) Ja w swoim życiu byłam u lekarzy, dietetyków i wiem co należy...każda z Was wie!!! Zasady są takie same dla wszystkich gorzej z chęciami, silną wolą, motywacją...Ja też długie lata się gubiłam w tym wszystkim, mam wrażenie że nie byłam też dojrzała do MĄDREGO ODCHUDZANIA, chciałam szybko i dużo... a jak wiadomo to nie jest trwale, nie jest zdrowo i nie jest bez szkody dla naszego organizmu... Teraz jem i niektórzy mówią, że dużo, tylko staram się jeść mądrze, zdrowo, rozsądnie i bardzo urozmaicono!!! Ale dobrze, że wakacje tuż, tuż... to urlopy to nie będę słuchać...:-) A jak wrócę po wakacjach to tylko szczuplejsza i piękniejsza:-) a niech kopara innym opada, a co :-)

Coraz częściej można u mnie dostrzec duży UŚMIECH:-) więc razem z mężusiem posyłam go Wam :-)

29 maja 2016 , Komentarze (5)

Dziękuję Wam wszystkim i każdemu z osobna za komentarze pod moim ostatnim wpisem:-) Mega budujące to jest, że ma się wsparcie tylu cudownych osób i dużo Wam zawdzięczam:-) Ja raczej nie jestem z tych osób aktywnych, nie robię za często wpisów, nie komentuję Was,  ale czytamco u Was regularnie  i po cichu wspieram i mam nadzieję, że to czujecie:-) Dlatego tak bardzo zaskoczyła mnie ilość komentarzy od Was za co serdecznie jeszcze raz dziękuję:-)

U mnie bez zmian:-) Zdrowe, lżejsze jedzonko króluje, kilogranawet przy spacerze dokuczamy lecą w dół, zmienia się mój rozmiar, mój wygląd, moja cera, moje nastawienie i przede wszystkim moje życie:-) Do peni szczęścia brakuje tylko by noga przestała boleć i by móc ćwiczyć choćby rower wrócił do królowania bo to będzmi go brakuje. A z racji, że cały miesiąc rwa mnie znów dopadła odpuściłam. Bo nawet przy spacerze odczuwam ból. Także miesiąc praktycznie bez aktywności ale liczę, że czerwiec będzie już mój :-) A wakacje lipiec i sierpień to będzie szał:-) Mąż też cały maj przeleżał bo kontuzje nogi miał ale już lepiej to wracamy do aktywności wspónej:-) 

W środe mierzenie więc zobczymy czy coś cm uciekło :-) po ubraniach czuję, że tak :-) Ale póki nie zobaczę to nie uwierzę:-) A póki co przyjemny cieplutki niedzielny poranek spędzam na balkoniku pisząc do Was z mega pozytywną energią:-) I oby cały taki dzień...sobie i Wam tego życzę:-)

22 maja 2016 , Komentarze (51)

Wiem, że ostatnio nic nie pisałam, ale jakoś weny nie było:-) Ale to nie znaczy, że nie działam...Bo wciąż zdrowe jedzonko u mnie króluje, a kilogramy lecą w dół:-) Co mi dodaje motywacji i sił do dalszej walki:-) Dziś waga pokazała równe -25,5 kg. Jeszcze sobie nie uświadamiam ile już za mną bo staram się nie patrzeć wstecz...a wole patrzeć przed siebie i skupiać uwagę na tym co mam jeszcze do zdziałania. Fakt, że miłe są komentarze znajomych, rodziny i chwalenie za to jak już wyglądam...ale mi wciąż mało:-) Czuje się świetnie, lepiej czuje się sama z sobą, mam więcej energii, więcej mi się chce, lepiej śpię...same pozytywne strony. Z negatywnychto tylko problem z ciuchami...wszystko za duże się zrobiło i w większości wyglądam jak w worze...a teraz zdecydowanie bardziej zwracam uwagę na to jak wyglądam:-)

Kolejny minus, że w maju praktycznie nie ćwiczyłam bo odezwała mi się rwa na nowo i staram się nie przeciążać nogi ale miejmy nadzieję, że już się zrobi cieplutko i wyjdzie to ciulostwo i rowerek wróci plus jakieś ćwiczonka:-) Mam ambitne plany, żeby na wakacjach ostro wziąść się za ćwiczenia bo teraz ciężko...Ostatnie 2 tygodnie to cały czas nadgodziny ciągłam więc odechciewało mi się wszystkiego:-) Jeszcze w tym tygodniu Dzień Mamy na grupie mam a potem już spokojniejszy okres:-) 

Więc się nie martwcie bo to, że nie piszę nie oznacza że mnie tu nie ma:-) Bo jestem i z ukrycia czytam co u Was i 3mam mocno kciuki zarówno za siebie jak i za każdą z Was:-)

I na koniec tak jak w tytule wrzucam małe porównanie straty tych  25 kg:-)

Waga ok 128 kg

Waga 102 kg

25 kwietnia 2016 , Komentarze (5)

Jestem, jestem:-)

nic się nie martwcie ja po prostu zawsze miałam problem z systematycznością i nie piszę zbyt regularnie:-) ale za to działam ostro :-) Szaleję i pod wpływem diety - zdrowo i kolorowo:-) i na nowo po latach pokochałam rower:-) i coraz dłuższe trasy robię i coraz większe górki pokonuję:-) A waga pomalutku idzie w dół i dziś rano pokazała 109 kg czyli kolejny kroczek zrobiony i próg za mną:-) Kolejny cel to 105 kg (i tu moje BMI wkońcu pokaże poniżej 40) - jakiś sukces to jest :-) Kiedy to osiągnę?? miło będzie jak do końca maja, nie uda się to i tak osiągnę tylko później:-) 

Jak ja się cieszę, że wciąż we mnie tyle energii, pozytywnego nastawienia i chęci do walki i zmiany swojego życia:-)

Wczoraj trochę przeleciałam przez szafę i stwierdziłam, że połowa rzeczy nie nadaje się już do chodzenia więc poleciało do pudła na strych, trochę mniejszych rzeczy już sciągłam co długi czas ich nie używałam:-) A w ostateczności ruszam do sklepów:-)

Ludzie mnie napawają pozytywną energią, chwalą, trzymają kciuki, podziwiają:-) To na mnie działa mobilizująco. Ja sama zauważam duże zmiany:-) Jest mi po prostu dużo lżej. No wkońcu to już 18,5 kg:-) i po pare/parenaście cm z obwodu. Stwierdziłam dziś że mierzenie robię raz w miesiącu 1 dnia każdego miesiąca. Z racji że waże się zawsze w poniedziałek a do pracy mam na 7 ciężko mi zdążyć z wszystkim :-) Raz w miesiącu jest ok :-)

Mam nadzieję że na weekend majowy będzie piękna pogoda bo ja chcę spędzić aktywnie...bardzo aktywnie:-) W weekend 2 maja mam spotkanie klasowe po 10 latach i sama nie wiem już czy iść czy nie... niby luźne spotkanie w nie tak dużym gronie w swobodnym miejscu...ale czy mam ochotę?? Nie wiem...

13 kwietnia 2016 , Komentarze (7)

Witajcie chudzinki :-)

U mnie bez zmian :-) Dalej wkręcona...diety trzymam się w 100 %, ćwiczenia staram się też systematycznie:-) A waga pięknie leci w dół:-) Już prawie 16 kg za mną:-) a przede mną rok czasu... rok na naukę życia na nowo...bez olbrzymiej OTYŁOŚCI, bez chorób, bez problemów z hormonami, bez problemów "Gdzie ja coś na siebię kupię by było w takim wielkim rozmiarze..." 

Także spinamy poślady i do przodu...Tym razem musi się udać... wydaje mi się, że bardziej dojrzale podchodzę teraz do tego. Zawsze zależało mi by było szybko, dużo i niestety krótkotrwale...Teraz nie wiem do jakiej wagi chcę dojść, po prostu chcę czuć się dobrze sama z sobą... idę powoli, metodą małych kroczków... nie głodzę się, a jem zdrowo... nie katuję się treningami codziennie, bo "muszę", a ćwiczę tak 3 czasami 4 razy w tygodniu, narazie lekkie rzeczy np. rower czy kije... i daję czas na zrgenerowanie się... Czas też jest odległy...bo sporo ponad rok więc powolutku... a założyłam sobie, że chcę w dniu 30 urodzin wyglądać lepiej, żeby ta kolejna dekada była najpiękniejszym czasem :-)

Motywacja...

Skąd ją biorę? początkowo zawsze przez pierwsze dni szło, a po tygodniu czy dwóch wracałam do swoich przyzwyczajeń...Teraz już 8 tydzień u mnie, a dla mnie wciąż jakby pierwszy :-) Motywację dają mi moi bliscy, rodzina, przyjaciele, koleżanki w pracy którzy zauważają już dużą różnicę (hehe ostatnio koleżanka powiedziała mi "Nie chudnij więcej bo wyglądasz jak cień człowieka" - powiedzieć coś takiego osobie ważącej 115 kg...) i bardzo mnie w tym wspierają. Zresztą sama zauważam sporą różnicę...widzę w lustrze, po ciuchach. 

Zabezpieczyłam się też na wypadek słabości. Po pierwsze do portfela przypięłam figurkę pączka:-) zawsze jak najdzie mnie ochota żeby np kupić coś słodkiego będzie a mnie patrzył i pokazywał do jakiego stanu mnie te słodycze doprowadziły:-)

Kolejny motywator to bronsoletka. Bardzo lubię Mają Sablewską i jej programy...od zawsze podobała mi się bronsoletka jaką dawała uczestniczką ze znakiem nieskończoności (szczególnie ta z Apartu) i marzyła mi się taka;-)  w pierwszym odcinku jej nowego programu jak dziewczynie brakowało motywacji narysowała jej na kartce ten znak, który miał oznaczać motywację... I mi mężuś na urodzinki jutrzejsze taką zakupił (sporo kosztowała bo 250 zł za kawałek sznurka i malutki znaczek) ale kiedy tylko na nią zernę siły, chęci i motywacja wzrasta:-)

Tak więc zdradziłam Wam moje motywatory:-) a Wy macie jakieś??

Ogólnie ostatni weekend był bardzo przyjemny bo sporo zakupów i prezentów:-) Troszkę się pochwalę, a czemu nie :-)

Od rodziców dostałam dwie pary nowych jeansów...bo te obecne lecą z tyłka i wyglądają nieciekawie:-) jak wory...

Mąż kupił mi jeszcze hantelki

Opaskę na głowę, co by włosy nie leciały w moim ukochanym kolorze:-)

Zakupiłam sobie płytę Chodakowskiej nową z treningiem Bikini - wczoraj pierwszy trening niby tylko 25 min ale lało się ze mnie jak z kranu :-) a to narazie trening dla początkujących:-)

Trochę kosmetyków

A jutro zamiast tortu chcę truskaweczki...(wiem że to nie to samo co prosto z krzaczka no ale chociaż namiastka tego).

Myślałam, że prezenty od męża to był rowerek stacjonarny, kije, kask na rower i butki do biegania sportowe, a on mnie tak ropuszcza... Chyba musi mnie kochać...więc jednak grubasów też się kocha:-)

A z okazji jutrzejszych urodzin życzę sobie wytrwałości, dużo sił by za rok o tej samej porze to o czym marzę się spełniło:-)

3 kwietnia 2016 , Komentarze (5)

Ja wciąż trwam sobie tutaj z Wami...czasami troszkę z boczku zaglądam do Was ale jakoś nigdy nie byłam systematyczna i nie potrafię robić regularnych wpisów np codziennie. Także będę się odzywać z doskoku jak mnie najdzie jakieś przemyślenie głębsze:-)

Dziś pierwszy raz od 6 tygodni przeszła mi przez głowę myśl "może by na coś słodkiego się rzucić"... ale koniec końców wiecie co zrobiłam... wyciągnęłam rower i zrobiłam sobie krótką przejażdżkę (5 km) :-) i głupie myśli od razu wywiały mi z głowy:-) tym bardziej, że mąż kupił mi boski kask na rower to musiałam "zaszpanować"... i
:wiecie jaki zakup wskoczył do mojej szafy... hehe legginsy:D nie sądziłam, że kiedyś taki dzień będzie miał miejsce, że moje tłuściutkie baleronki wpakuję w ten obcisły materiał... ale na kije czy rower właśnie czegoś takiego mi brakowało... a zwisa mi co inni pomyślą, powiedzą:D Ważne, że mi jest wygodnie...:-)

Dzisiaj pierwszy raz od lat poczułam potrzebę dużej ilości ruchu... i tak najpierw prawie godzinka z kijami (5 km), potem rowerek a pod wieczór z mama w odwiedziny do rodzinki się wybrałyśmy (9km) z kijami...Także dzień dzisiejszy to 3 godziny ruchu :-)

I tak stwierdziłam, że póki moja waga jest jeszcze dość  spora skupię się na "łagodniejszych" formach aktywności...kije, spacery, rower... a potem się zobaczy... 

Jutro dzień ważenia i mierzenia więc zobaczymy czy ubędzie choć troszkę...bo po ubraniach dużą różnicę już widzę...spodnie lecą, bluzki robią się worki...także z wiosną idzie ku lepszemu:-)

28 marca 2016 , Komentarze (4)

Jakoś cały tydzień nie miałam czasu żeby coś tu napisać bo porządki, pieczenie, przygotowania do świąt pochłonęły mnie w pełni :-) Ale teraz już myślę częściej tutaj wpadać:-) tym bardziej, że święta mnie dodatkowo zmobilizowały do działania. Bo pomimo 3 dni spędzonych w kuchni wcale nie ciągnęło mnie żeby coś spróbować, trzymałam się raczej tego co miałam zapisane (z małymi zmianami) i nic przypadkowego czy pomiędzy  nie wpadało. Za co waga mnie dziś wynagrodziła kolejnym spadkiem:-) Nie liczyłam na dużo bo ten tydzień nic nie pedałowałam  ani nie ćwiczyłam (jedyne co to porządki w domu i wczoraj ok, godzinkę kijów) a mimo to ponad 2 kg w dół :-) Do osiągnięcia kolejnego "wielkiego" kroku jaki sobie założyłam już nie dużo brakuje:-) Także szaleję dalej ku nowej lepszej "JA" a do tego czasu zostało już tylko rok i 17 dni :-) ale damy radę... 

Dziś pierwszy raz odkąd znam się z moim mężem miałam odwagę mierzyć sie przy nim, ważyć i wpisywać te wszystkie liczby...Wcześniej nie potrafiłam...nie wiem właściwie dlaczego, bo przecież widział mnie na codzień i wiedział, że to są wszystko duże liczby mimo to nie umiałam...a teraz poszło z łatwością bo wiem, czuję, wierzę że tym razem uda się i za parę miesięcy będzie znacznie lepiej;-) Dziś powiedział, że jak zobaczył to 127,5 kg to się trochę przeraził... a przecież było nawet więcej bo prawie 129 kg...I zapytał czy ja wchodząć na wagę nie przerażałam się takimi liczbami... ale ja sobie wmawiałam, że póki nie ma 130 kg to jeszcze nie jest źle...bo się przyzwyczaiłam do tego... Ale czas już się odzwyczaić od tych liczb i na długo nie przywiązywać do obecnych...Lato 2016 ma być u mnie dwucyfrowe...więc 9 ma być na szklanej jak nic :-)

20 marca 2016 , Komentarze (13)

Witajcie:-)

Kolejne dni mijają mi super:-) Jedzeniowo trzymam się super, energii nadal sporo mam, ćwiczenia są (może nie codziennie, bo po pracy muszę przygotować się na drugi dzień, ugotować sobie i moim jedzonko, no i porządki przedświąteczne robię więc przy nich troszkę ruchu jest) w tym tygodniu co drugi dzień po godzince:-) Rowerek i kije doszły więc już pomykam na swoim:-) 

Przede mną trudny okres świąteczny i duże wyzwanie by nie dawać się temu światecznemu szaleństwu jedzenia co popadnie. Zaplanowałam sobie posiłki wszystkie i mniej więcej godziny by nie powpadały przypadkowe rzeczy tylko te zdrowsze:-) Ze słodkiego mogę zrezygnować bo ostatnio nie czuję ochoty na słodkie, z jasnego chleba w dużych ilościach też...Jedyne czego sobie nie odmówię to żurku świątecznego bo go uwielbiam, ale w rozsądnej ilości:-) No i problem będzie u teściowej z obiadem, bo gotuje dość tłusto...Mąż upiera się, ze zadzwoni i powie żeby dla mnie jakieś udko gotowane albo pieczone bo nie jadam smażonego, ale ja nie chcę... Co chwilę rozpoczynałam diety i nie jadłam u niej tego czy owego a potem znów pakowałam w siebie wszystko...i znów pomyśli, że kolejny raz zaczęłam a zaraz odpuszczę...Nie chcę dać jej satysfakcji :-)`Jeszcze nie...:-):-):-) Dopiero jak będą duże efekty to wtedy...może to zmotywuje też teścia do zdrowego odżywiania bo jest z niego kawał chłopa:-) Nie dość ze wysoki bo ok 190cm to jeszcze waga ok 150 kg...

Ostatnio w programie Bosackiej "Wiem co jem na diecie" dietetyczka mówiła żeby próbować różnych smaków, wymyślać nowe potrawy żeby  nie jeść monotonnie i ja się tego stosuje. To co mi w tym tygodniu bardzo podmakowało to:

- kalafior (ugotowany na parze) z pomidorem i cukinią (świeże) zapiekany w piekarniku posypany mozzarellą i oregano...PYCHA:-)

- chipsy z jarmużu - REWELACJA szczególnie dla osób które lubią chipsy:-)

- pulpecik z mięska z indyka z otrębami, grillowany a potem ugotowany:-)

- sałatka z brokułem, szyneczką z indyka, świeżym ogórkiem, kukurydzą, fetą i sosem czosnkowym - super połączenie smaków:-)

- jogurt naturalny ze śliwką suszoną - taki prosty a jakoś nigdy nie próbowałam, a ten smak..:-)

- naleśnik z ciemnej mąki z serkiem białym, "czekoladą" z avokado posypane kokosem i kawałkami pomarańczy...dla osób lubiących słodkie super alternatywa:-) 

- bułeczka grahamka z masłem orzechowym (własnej roboty) z bananem i orzeszkami nerkowca posypane - nieraz u Was widywałam połeczenie masło orzechowe + banan ale jakoś gryzły mi się te smaki, a tu spróbowałam i okazało się że WOW:)

Wiosna się rozpoczęła więc dajemy czadu:-) Lato tuż, tuż... Mamy być piękne nie tylko od środka:-)