Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Vegetarian, yoga, book lover, tourism student

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 5075
Komentarzy: 77
Założony: 4 kwietnia 2016
Ostatni wpis: 25 października 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
lovefaithdreams

kobieta, 29 lat, Kraków

165 cm, 73.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

25 października 2016 , Komentarze (9)

Cześć Kochani ! 

Do Wigilii pozostało 59 dni . 

24 grudnia rok temu obiecałam sobie siedząc gdzieś tam w kącie po ciemku ze łzami w oczach, że za rok, na następną Wigilię wszystko będzie inaczej. Że patrząc w lustro nie będę czuła rozczarowania i smutku. Że już nigdy więcej nie będę wstydzić się tego, jak wyglądam przy całej rodzinie tak jak tego roku. Że będę tą szczupłą , piękna laską, że będę słuchać " jak to zrobiłaś " i " wyglądasz pięknie " od wszystkich ciotek zamiast tego " oj Tobie niczego nie brakuje " .

Że nie będę czuła się gorsza. Już nigdy więcej. 

Do dzisiaj pamiętam jak pewna ,zdeterminowana byłam podejmując tą decyzję. To nawet nie była obietnica złożona sama sobie , którą można złamać jak to bywa z obietnicami. To była pewność, że tak się stanie. Że za rok , w Wigilię założę obcisłą czarną sukienkę, ułożę włosy, zrobię make up i patrząc w lustro sama na siebie będę czuła dumę ze swojej pracy , ze swojego wyglądu. Że tego wieczoru będę czuła się wyjątkowo. 

Do tego dnia pozostało 59 dni. 59 dni. Powtarzam to jak zaklęta, bo nie mogę uwierzyć w tą liczbę. 8 tygodni, 3 dni. Tyle dokładnie dzieli mnie od tego dnia, w którym nie miało być wstydu i rozczarowania.

Siedzę z kubkiem herbaty , przede mną leżą czekoladki Merci. Nawet ciężko powiedzieć mi ile ich zjadłam. Łyk po łyku dociera do mnie że własnie dzisiaj jest kolejnym dniem, który nie został wykorzystany. Co więcej - jest jednym z tych dni, których będę żałować patrząc w lustro w Wigilię. 



Jak co roku kupuję nową sukienkę kilka tygodni przed Wigilią, biorę kąpiel, jeszcze mokre ciało spryskuję ulubioną perfumą, otulam się szlafrokiem, układam włosy, robię makijaż. Staję przed lustrem, ubieram sukienkę. Opina moje ciało. Znowu jestem gruba. Obsesyjnie myślę, co mogę zjeść, żeby nie wyglądać jak w ciąży podczas kolacji u dziadków. Jem mało bo " jestem gruba ".Uśmiecham się składając wszystkim życzenia. Kiedy zostaję sama, jeszcze przed Pasterką po moich policzkach spływają łzy. Dlaczego płacze ? Bo znowu się nie udało . Znowu się wstydzę. Znowu nie jest idealnie. Znowu nie dotrzymałam swojego słowa. Znowu się zawiodłam. Jedzenie syfu było moim wyborem wyborem którego dzisiaj bardzo żałuję. 


Brr.

Dokładnie wiem, co będę czuła, kiedy moja waga się nie zmieni. Tutaj nie chodzi o to, żeby mieć idealną figurę. tutaj chodzi o to, że przez cały rok nie dałam z siebie nic żeby ona była lepsza. I wtedy , w ten wieczór to mnie dobije. 


Jest milion wymówek. Zawsze jest milion wymówek. Ale to jest rok. 365 dni. A ja nie zrobiłam nic, żeby być lepsza. 

Tak się bedę czuć. 

Tak się będę czuć jeżeli nie zacznę podejmować innych decyzji dotyczących jedzenia. A jeśli zacznę ? Jeśli zacznę wszystko może się zmienić 

Mam 8 tygodni , żeby dać z siebie coś dobrego. Mam 8 tygodni , żeby pracować ciężko, bo wtedy nawet jeżeli moja sylwetka nie będzie idealna, jest cień szansy, że w moich oczach nie pojawią się łzy wstydu i rozczarowania samą sobą. 

To moje wyzwanie.

Mój cel to wyglądanie jak najlepiej w noc Wigilijną. Patrzenie w lustro bez wstydu i rozczarowania. 

I jeżeli jestem w stanie wyobrazić sobie to wszystko , jestem w stanie zmienić to wyobrażenie.



Jak co roku kupuję nową sukienkę kilka tygodni przed Wigilią,jest taka jaką sobie wymarzyłam, biorę kąpiel, jeszcze mokre ciało spryskuję ulubioną perfumą, otulam się szlafrokiem, układam włosy, robię makijaż. Staję przed lustrem, ubieram sukienkę. Idealnie leży na moim ciele. Podkreśla moją figurę . Tę na którą ciężko pracowałam przez ostatnie 8 tygodni. Uśmiecham się do lustra i do każdego po kolei składając życzenia. " schudłaś " - słyszę i na mojej twarzy pojawia się duży uśmiech . " tak " - odpowiadam. Kiedy zostaję sama, jeszcze przed Pasterką staję przed lustrem. Jestem z Ciebie dumna - mówię. Udało się.Już się nie wstydzę. Zrobiłam wszystko , żeby być lepsza. 


To jest mój cel. Jaki jest Twój ? Może taki sam ? A może noc sylwestrowa w pięknej sukni ? A może rozpoczęcie Nowego Roku ze świadomością, że w tym starym dałaś z siebie wszystko ?

Ja zamierzam walczyć o tą noc. Mam wybór.

Mam 59 dni. 

Wykorzystam je. A Ty ?




24 sierpnia 2016 , Komentarze (4)

hej Kochani , 

okay... nawaliłam. Napisałam : " codziennie będę tutaj motywować siebie i Was " po czym zniknęłam na prawie 2 miesiące.

Wybaczcie.

Tak na prawdę  nawet nie wiem dlaczego tak się stało. Miało być 100 % i było, przez kilka dni po czym poczułam klimat wakacji. Piwko do wieczornego grilla, kebab , pizza  i inne przysmaki podczas spotkań ze znajomymi i rodziną. I im więcej zaczęłam jeść syfu tym trudniej było mi przestać go jeść. Bywały dni, kiedy było to 100 % i waga spadała , czułam się swietnie, po czym znowu wracalam do opychania się śmiecmi. Jakbym robiła wszystko żeby się nie udało.

Powiem szczerze - od początku sierpnia probuje wrócic na właściwą drogę - drogę zdrowego, racjonalnego jedzenia - i co ? Koncze na wieczorach z czekoladą w objęciach..

i nawet nie wiem dlaczego. Znaczy się - wiem. Bo nie umiem poukładać tego, co mam w głowie. Chaos.

Było już nawet równe 70 kg. Cieszyłam się jak dziecko szczerze mówiąc bo marzy mi się ta 6 z przodu jak cholera.

Ale nadal jest 72. 

I to i tak cud, że jest to 72 . gdyby nie moja aktywnosc , codzienne 30 km wycieczki rowerowe, i spacery to byłoby duzo duzo gorzej. 

czerpie frajdę z aktywności. Na prawdę czerpię frajdę z aktywności, ale zabija mnie to , że spalam 1000 kcal podczas jazdy rowerem a jem dziennie 5000 kcal. I ciągle jestem na plusie. Ciągle jedzenie górą. 

muszę coś z tym zrobić, bo ta świadomość, że ciagle stoje w miejscu - zabija mnie. 

to raz, a dwa.. cholera , przecież tak bardzo chcę zeby było inaczej. Żeby w te świeta czuć się dobrze, wyglądać dobrze. Przecież mój cel to święta. Mam cały wrzesien, pazdziernik, listopad. Mogę wyglądać na prawdę zajebiscie. A cholernie boje się, że dzień przed Wigilią stojąc przed lustrem znowu będę miała lzy w oczach , znowu będę czuła ten żal, rozczarowanie samą sobą.

Nie mogę do tego dopuścić. 

Wake up A, wake up. 

do roboty dziewczyny , nie ? 

samo się nie zrobi. 



4 lipca 2016 , Komentarze (3)

Cześć Kochane ! 

co u Was ?

Mamy lipiec :D

piszę to tak, jakbyście nie miały kalendarza ,co nie ? :) 

Wybaczcie. Po prostu jestem na maksa podekscytowana tym miesiącem, bo jak pisałam wczesniej, w związku z mnóstwem wolnego czasu zamierzam dać z siebie maksa pod względem diety, aktywności ,walki z lenistwem i motywacji  :D

każdego dnia takie 100 %.

cel- pal :D

motywacją na dzisiaj są zdjęcia z tumblra Sylwii Gaczorek, zapraszam :) 



http://sylwiagaczorek.tumblr.com/archive


Waga na dzisiaj to 73 kg. 

I mimo, że będzie mi cięzko obiecałam sobie, że nie staję przez cały lipiec na wagę. Po prostu dla mnie ona nie istnieje. To taka moja motywacja, żeby każdego dnia dawać z siebie na prawdę maxa, żeby na koniec lipca gdzieś tam ujrzeć 6 z przodu. 

Ponownie. 

Na zawsze.

Oczywiscie zdaję sobie sprawę ,ze w tym wszystkim nie jest najważniejsza waga tylko zmieniające się ciało i  wymiary. 

Dlatego dzisiaj rano ponownie się pomierzyłam. 

Oto moje wymiary : 

talia : 78 cm

brzuch : 99 cm

biodra : 101 cm

udo : 63 cm

łydka : 41 cm

ramię: 35 cm 


brr... sama nie wierzę, że jest tak zle... 

gdzieś tam cały czas w głowie mam w tali 65, a w udzie 56 cm...

ale wrócę do tych wymiarów. 

jak nic - wróce :) 



Każdego dnia będę tutaj wrzucać stronkę , filmik, cytat, coś co bedzie motywowało mnie, przypominało dlaczego to robię i mam nadzieję, że Was również zmotywuje :) 



cudownego dnia Kochane ! 

to co, dzisiaj max, hm ? :) 




30 czerwca 2016 , Komentarze (7)

Cześć Kochane ! 

Po pierwsze chciałabym z całego serca podziękować za komentarze pod moim ostatnim wpisem ! Sam fakt, że ktoś rozumie moje zmagania ,że nie jestem w tym osamotniona... Dzięki !

Jeżeli chodzi o moją wagę, jedzenie to.... Muszę szczerze powiedzieć, że miesiąc czerwiec nie był idealnym miesiącem jeżeli chodzi o trzymanie diety. Sesja dała mi się we znaki . Wieczorne podjadanie, poranne pomijanie posiłków... Ciągły pośpiech, jedzenie kiepskiego jedzenia.. Tak.. Tak było.

Za to miesiąc czerwiec był dobrym miesiącem jezeli chodzi o aktywność. W koncu mam siłe aby się ruszać. Nawet jeżeli nie ruszyłam tyłka na ćwiczenia to codzienny ponad h spacer sprawił, ze nie ma mnie więcej. Wręcz na wadze 2 kg mniej. 

Waga na dzisiaj rano to 73 kg. 

Cieszę się jak małe dziecko powiem szczerze !

Wiem,że mało z siebie dałam w tym miesiącu dlatego chyba tym bardziej cieszy, że jest mnie mniej  a nie więcej.


Miesiąc lipiec będzie lepszym miesiącem jeżeli chodzi o diete, jeżeli chodzi o aktywność -  to miesiąc moich wyzwań. 

Wiem już ,ze nie wybieram się w tym roku do Londynu ,więc całe wakacje chciałabym wykorzystać na maksa jeżeli chodzi o poprawę mojej sylwetki i samopoczucia. 

lipiec to będzie taki mój egoistyczny miesiąc. Nie zamierzam skupiać uwagi na tym co złe, za to zamierzam wyeliminować stres całkowicie , skupić się na sobie i na tej dobrej energii.

Wiem,że pod koniec lipca wybieram się nad morze. Niezależnie czy to będzie nasze polskie morze czy Chorwacja - w tym roku nie będę blyszczeć na plazy w bikini. Nawet nie wiem, czy się odważe na bikini, czy znajdę jakąs inna alternatywę. Nie wiem. Wiem za to, że nie zamierzam siedzieć i plakac ze wzgledu na to, ze moje ciało na obecna chwile nie jest seksowne w ogole. Jest niczym pomidor - okrąglutkie z każdej strony :) 

 Zamierzam dać z siebie wszystko, zeby wygladac lepiej anizeli teraz ( moj cel to zobaczyć 6 z przodu ) i mieć fun każdego dnia podczas tej mojej podrozy. 

Planuje codzienne spacery, ćwiczenia z Ewką, więcej jogi, rower, basen. Wszystko, co bedzie sprawialo mi frajde . Nie zamierzam spisywać dokładnego planu aktywnosci bo wiem, ze to na mnie nie działa. Zamiast mobiliować - stresuje. A stres nie pomaga w niczym. 

Jak jest z Wami ? 

Jak lato na was działa ? perspektywa pokazania sie w bikinii mobilizuje czy raczej sprawia,ze macie ochote nie wychodzic z lozka z litrem lodow ? :)


w każdym razie... Ciesze się, że w koncu ide w dobra stronę, że po roku czasu na wadze widze spadek, odczuwam róznice. I wiem, po prostu wiem, ze to moja pora, zeby wygladac tak jak chce. Czuć się dobrze, pewnie. 

Mostem pomiędzy marzeniem a rzeczywistością jest ciężka praca. Tak, dokładnie. I ja zamierzam ciezko pracować na to, zeby osiągnąc swój cel, spełnić swoje marzenie. I wiem, że moje marzenie - 60 kg na wadze - spełni się już wkrótce. 

Nie mogę się doczekać !


Buziaki !

P.s Zamierzam w lipcu zaglądać tutaj częściej :)

P. s 2 : Kto ogląda dzisiaj mecz ? Macie dziewczyny dość, czy wspieracie naszych chłopców ? A jeżeli tak to z kubkiem herbaty w ręce jak ja czy z piwem i czipsami ? :) Ile do ilu obstawiacie ? Dajcie znać :) 

23 czerwca 2016 , Komentarze (12)

Cześć Kochane !

Trochę pomarudzę... Ale muszę . Bo na prawdę mam dość tego jak się czuję. 

Jest lato, każdy chodzi w spodenkach, w letnich sukienkach a ja... ja zwyczajnie się wstydzę. Nigdy wcześniej tak nie miałam. Nigdy nie musiałam wstydzić się tak bardzo samej siebie... A teraz to robię . I nienawidzę tego. 


Od ponad roku choruję na niedoczynność tarczycy . Dziękuję Bogu, że poszłam do lekarza i rozpoczęłam leczenie, bo to jak się czułam przed braniem leków - koszmar. Dzisiaj w porównaniu do wtedy - czuję się na prawdę dobrze.

Z dziewczyny pełnej życia,zawsze uśmiechniętej, pełnej energii, pomysłów, otoczonej mnóstwem znajomych nagle stałam sie zupełnie kims innym. 

Zamknęłam się w pokoju bojąc sie wyjsc na zewnatrz. Spałam po 14 , 15 h a mimo tego, każdy z bliskich mi osob mowil mi, że wygladam kiepsko. Po prostu kiepsko.

Nawet " wygladasz jakbys nie spala tydzien "....

Spałam. I nawet nie czułam , że spię.  

Nagle , z dnia na dzień, przestałam przynależeć do świata, w którym do tej pory całkiem dobrze się odnajdywałam.

Przestalam chcieć walczyc. Robić cokolwiek.Przestałam marzyć, wierzyć, że bedzie dobrze. Zamykałam się w pokoju i tam, często w łóżku po prostu plakalam z bezsilności. Poddalam się. 

Straciłam calkowicie kontrolę nad swoimi emocjami. Potrafiłam się rozplakac w domu, podczas rozmowy , w kosciele , podczas mszy czy nawet w pracy. 

Na pytanie : dlaczego placzesz ? ryczałam jeszcze glosniej. Kompletnie nie umiejąc wytlumaczyc komus dlaczego placze - sama nie wiedzialam. Po prostu. 

Nigdy wczesniej nie płakałam publicznie.

Czułam się tragicznie.

Włosy wypadały mi garsciami

Skóra łuszczyla sie mimo codziennego stosowania kremów nawlizajacych

Cholerne zimno towarzyszyło mi codziennie

A wyjscie po schodach do klatki bylo wyczynem niczym na Mount Everest.

Pamiętam jak raz, zdeterminowana , zamiast windy podjelam probe wyjscia na 6 pietro. Przeciez zawsze wchodzilam, nawet wbiegałam w ramach treningu - co sie takiego moglo zmienic ?

Zmieniło. Nogi nie były moje. Stawy kolanowe...Koszmar. Pamiętam jak tam, wchodząc po schodach krople lez splywaly po mojej twarzy...

I ta złość na siebie samą..

Waga... Pazdziernik - 62 kg. Grudzien - 72 kg, marzec - 82 kg.

Najgorsze było chyba to, że ja wchodząc na wagę i widząc po raz pierwszy w zyciu 8 z przodu nie czułam nic. Pustka. Zero emocji. Czulam sie tak zle,ze waga w ogole sie nie przejmowalam... 

Ubrana w luzne dresy i ogromny sweter lezalam calymi dniami w lozku. Calkowicie zrezygnowalam ze spotkan ze znajomymi, zerwalam z chlopakiem a w srodku nocy budzilam sie z placzem ..Nie wiedząc dlaczego płaczę. 

Pamiętam jak najblizsi patrzyli na wszystko co jem. Przeciez nie tyje sie od powietrza. A jednak. 

Jadlam jak zawsze. Z tym tylko ze zrezygnowalam calkowicie z biegania i innej aktywnosci. A zaparcia były 5 dniowe.

Nie moglam nie przytyc,

Dzisiaj dziękuję Bogu, ze po kilku nocach kiedy nie moglam zlapac powietrza, czulam jak bym sie dusila ,poszlam do lekarza na zwykla morfologie. 

tsh - dużo powyżej normy.

Usg - tarczyca w zaniku , ledwo 3 ml...



Nawet myslami ciezko mi wracac do tego co było ,jak sie czulam. 

Ale wracam. 

Bo dzisiaj mam takie dzień, kiedy nie czuję się dobrze sama ze sobą.

Cholernie ciezko mi patrzec w lustro i widziec " nie moje ciało " - bo ja dalej sie z nim nie utozsamiam. 

Cholernie ciężko słyszec od znajomych : ee A, Ty to teraz sobie dobrze wygladasz... zmieniłaś się...

albo nawet : wyglądałaś lepiej, bylas ladniejsza, co sie z Toba stalo ???

Nie wiem czy lepsze są te pytania ( wiem, że to z troski ) czy te spojrzenia innych, co nie pytają ale osądzają sami.... To uczucie : "jesteś gorsza "

Cholernie ciezko jest zwracac uwage na to, co wkladasz do ust i nie widziec spadku wagi, cholernie ciezko jest biegac kiedy Twoje nogi odmawiaja posluszenstwa...

Cholernie ciezko uczyc sie, pracowac - kiedy ciezko sie jest skoncentrowac...

Cholernie ciężko.

Ale walczę.

Pamietam doskonale ten moment, kiedy po przeczytaniu licznych artykułów na temat tej choroby dotarło do mnie, że to nie ze mną jest coś nie tak .

Do tej pory myslalam,że to ja jestem winna 

Że nie staram się wystraczająco ,żeby wstać z łóżka, że nie jem wystarczająco zdrowo, żeby nie tyć , że nie dbam wystarczająco idealnie o cerę itd. 

Dotarło do mnie , że jestem chora i to choroba wpływa na moje samopoczucie i wygląd.

Wtedy poczułam ulgę.

Pozniej chęć walki. 

I nie wiem czy schudnę czy nie, nie wiem czy moja twarz będzie wyglądała jak wczesniej ( a nie jak opuchnięty pomidor ) nie wiem czy wrócę do tej pełnej życia, szczęśliwej dziewczyny ale wiem, że będę walczyć o siebie. O swoje zdrowie. Bo mam taką szansę. 

Tarczyca to nie rak. 

Chociaż też niszczy . Zabiera to co najlepsze, zostawia najgorsze. 

Wydaje mi się, że po prostu kiedyś nadejdzie ten moment, kiedy będę umiała żyć a tą tarczycą. Teraz - wracam pamięcią do tego jak było przed - i to porównywanie wykańcza mnie. 

Kiedy wszystko to, co lubiałas w sobie się zmienia - wymiękasz. 

No nic. Dzisiaj "ta" ja to ja. I muszę zrobić wszystko, żeby być najlepszą "tą" mną .


Jeżeli ktoś walczy też z niedoczynnością albo nawet nadczynnością i przeczytał - zostaw proszę chociaz kropkę. Będę wiedziała,że ktoś rozumie. Że nie jestem sama. 


Buziaki ! 



20 czerwca 2016 , Komentarze (4)

    Czesc Kochani ! 

    Wczoraj siedząc na balkonie z kubkiem zielonej herbaty , patrząc na zachodzące słonce uswiadomilam sobie, że nie ma słów, które mogłyby opisać jak bardzo wdzięczna jestem za życie. 

    Serio. Brak słów.

    I tak sobie mysle teraz, że w życiu nie chodzi o ten moment, kiedy cos osiagasz , spełniasz marzenie, siedzisz na jachcie z butelka szampana w dloni bo Ci się udało. Chodzi o ten moment kiedy zatrzymujesz się, patrzysz w niebo i czujesz, że jesteś szczęśliwy. Tak po prostu.

    Niby nic sie nie zmieniło, ale czujesz, ze to jest odpowiednie miejsce, odpowiedni czas, odpowiednia osoba. 

    Jestes szczesliwy. I cholernie wdzięczny za to, co masz. 

    Dzisiaj siedzę z kubkiem herbaty ale nad notatkami. Co nie oznacza, że nie wyjdę by zobaczyć zachód Słonca. Chociażby z balkonu. 

    Dla mnie niebo jest takim przypomnieniem, że życie to coś więcej aniżeli ciągła gonitwa, stres, problemy. Że sam fakt, że jestem na tym świecie, żyje jest wystarczającym powodem, żeby nazywać siebie szczęsciarą. 

    Ja na kopcu Kościuszki w Krakowie. 

    I zachód Słońca... 

    Gdyby zdjęcie aparatem telefonu mogło oddać to co widzą oczy.... #zakochana

    Jeżeli chodzi o wagę. Dzisiaj rano 75 kg. Powinno być mniej. Ale nie jestem zdziwiona, ani rozczarowana. Nie dałam z siebie nic. Odpuściłam ćwiczenia przez ostatni tydzień, jadłam sporo siedząc do pózna przy notatkach . 

    Jest okay.

    Co nie oznacza, że w tym tygodniu nie dam z siebie tego 100 %. będzie lepiej.

    Jak u Was ? :) 

18 czerwca 2016 , Komentarze (9)

 Wiecie co jest zajebistego w zyciu?  Ze zawsze mozemy zaczac od nowa. Zycie ciągle daje nam nowa szanse. Nie zależnie co zrobilimy,  kogo skrzywdzilismy, kim byliśmy zycie daje nam szanse zaczecia od nowa. Czasami wystarczy zmienic miejsce zamieszkania na inne miasto, czasami kraj, czasami wystarczy po prostu zostawic ludzi ktorzy sprawiają ze czujemy sie zle, ze czujemy sie gorsi. Od innych dostajemy nowa szanse na zbudowanie siebie od nowa - takimi jakimi chcemy byc.

Ja jestem w trakcie budowy siebie na nowo i wiem,  że dzięki temu co doświadczam będę murem nie do zburzenia. 

14 czerwca 2016 , Komentarze (3)

Co czujesz , kiedy patrzysz w lustro na samą siebie ?

Zadowolenie, dumę, szacunek, miłość a może wręcz przeciwnie - smutek, żal, nienawiść ?

Czy umiesz powiedzieć sama sobie : jestem piękna ?

Czy te dwa słowa przejdą Ci przez usta ?

A może kiedyś tak, a teraz nie ? A może nigdy nie powiedzialas sobie tych dwóch slow ?

Dlaczego ?

Co Ci się w sobie podoba ?

Co chcesz zmienić ?

Ilu jest do ilu  ?

U mnie do tej pory często bywało 0 : 10.

Lecąc od dołu – uważałam,że moje nogi nie są wystarczająco długie, smukłe, że moje biodra za mało kobiece, brzuch zbyt ogromny, za mało wcięta talia, za mały / za duży ( zależnie od etapu chuda / gruba ) biust, duże, sflatczałe ramiona , zbyt okrągła twarz, nie taka cera, nie takie oczy, nie taki uśmiech. Wogole wszystko jakoś takie , nie takie.


Bardzo długo nie miałam szacunku do swojego ciała. Nikt nigdy nie powiedział mi, że tak owy szacunek powinnam mieć. Od dzieciaka widziałam siebie jako tą „ nieatrakcyjna „ . Każdy wydawał mi się piękniejszy, lepszy. Zawsze gorsza. Tak się czułam. Przybieralam rozne maski , walczyłam o swój ideal piekna a kiedy go osiagalam znajdywałam inne defekty w swoim ciele i na nowo rozpoczynałam walke.

 

Dopiero odkąd jestem niedoczynna zaczęłam inaczej patzreć na swoje ciało. Nagle moja cera sprzed choroby wydawała mi się ideałem,moje włosy również, nawet patrząc na zdjęcia siebie zaczęłam dostrzegać , że moja sylwetka wcale a wcale nie była taka zla jak sobie mówiłam. What the fuck ?

Mam jakies inne oczy ???

Nie. Po prostu je otworzyłam. 

Stanęlam przed lustrem i po raz pierwszy popatrzyłam na swoje ciało jakby z boku . Owszem, zabolało. 15 dodatkowych kg wyraźnie wplynego na moje ciało. Skora przestala być jedrna, zaczela być sucha, pojawil się cellulit i rozstępy . Ale im dłużej patrzyłam sobie w oczy tym bardziej docierało do mnie, że oszukuje sama siebie.  Nie tylko choroba zniszczyla moje ciało. To mój brak szacunku do niego je zniszczył. Jedzenie byle gdzie, byle co, byle jak. Spanie po 4 h tygodniowo i odsypianie w weekend. Naprzepiemne objadanie się i glodzenie w okresach wiosennych by wrocic do formy . Zbyt intensywne treningi / zero jakiejkolwiek aktywności. Odkad pamiętam wpadałam ze skrajności w skrajność.

Tak. To ja sama przez ostatnie 6 lat niszczyłam dobrowolnie swoje ciało. Choroba niszczy je od roku . I wiecie co ? Ogarnelo mnie przerażenie. Dotralo do mnie, że to ze tutaj stoje , ze mam ciało to dar.  Ze musze być cholernie wdzieczna za to, ze mam ciało, którym moge się poslugiwac. Ze mimo okropnego traktowania ono nadal mi sluzy. Nie odmawia mi posluszenstwa. 

A mogloby.

I dopiero wtedy, kiedy poczułam wdziecznosc zaczelam o nie dbac. Od jakiegoś czasu staję przed lustrem i mimo, ze w mojej glowie pojawiają się myśli : jestem brzydka, jestem okropna, to nie takie , to nie takie mowie sobie : jestem piekna. Jest okay. Jestem wyjatkowa. Mogę wygladac jak chce. Mogę robic co chce. To ja odpowiadam za swoje zycie.

I wiecie co ? Coraz częściej zamiast pizzy  wybieram sałatkę , zamiast alkoholu - wodę a zamiast kawy z podwojna dawka cukru na sniadanie - zieloną herbatę.  Coraz rzadziej tez mowie :" tak " kiedy moje ciało krzyczy :" nie ".

Dbam o siebie. Kazdego dnia ucze się szacunku do własnego ciala.

Kochani, stancie przed lustrem. Popatrzcie sobie w oczy . Co widzicie  ? Co czujecie ? Czy jesteście w stanie zaakceptować siebie tutaj i teraz ? Jeżeli tak - zacznijcie opracowywać plan jak poprawić swoje niedoskonalosci.

I pamiętajcie. Każdy je ma. Bo nikt nie jest idealny . Za to każdy jest wyjątkowy .  

Jeżeli nie – zawsze będziecie czuc to samo – niezalenie od rozmiaru , wagi, ulepszeń wyglądu czy make up – zawsze nie wystarczająco dobrzy , zawsze gorsi . 



Piszę tu dzisiaj te słowa bo sama potrzebuję przypomnienia, że to jak wyglądam nie definiuje tego kim jestem. 

Zbliża się sesja - egzaminy i boję się. Boję się, że nie będę wystarczająco dobra. Że znowu sięgnę po jedzenie jako mój " lek " . Ze znowu zacznę się niszczyć...


Buziaki ! 


12 czerwca 2016 , Komentarze (4)

cześć Kochani ! 

Moje ciało się zmienia. I powoli staje się to zauważalne. Ubrania robią się luzniejsze, lepiej leżą, brzuszek w końcu zaczyna wyglądać normalnie ( a nie jak wczesniej -  w ciąży ) a samopoczucie z dnia na dzień mam lepsze. Nie mogę się już doczekać aż te ubrania, które nie pasują na mnie teraz kiedyś zaczną leżeć idealnie :) 


Wiecie co Was powiem? Chyba w końcu dojrzałam do tego, żeby traktować siebie z szacunkiem. Chyba w końcu zaczełam rozumieć, że moje życie to droga, że to co się dzieje teraz jest wynikiem tego co się działo w przeszłosci ale również przyczyną tego co będzie się działo w przyszłości. 

Że mogę próbować, zmieniać, działać. Że to jak wyglądam teraz nie oznacza, że już na zawsze muszę tak wyglądać. Wręcz przeciwnie. Mogę być chudziną. Jeżeli tylko zechcę. 

Ja teraz jestem pewna, że osiągne swoj cel - swoją wymarzoną sylwetkę. I to raz na zawsze. Po prostu jestem tego pewna, bo wiem, jak cholernie mocno tego chce. Bo wiem, że na to zasługuję , zasługuję żeby być najlepszą wersją samej siebie. 

I wiem, że kiedyś będę zwykła mówić patrząc na stare zdjęcia : tak, byłam gruba. BYŁAM. NIE JESTEM. I uśmiechać się od ucha do ucha czując się świetnie w swoim ciele.


Kochani traktujcie proces chudnięcia jako zajebistą drogę. Nie katorgę. Uczymy się być zdrowe. I pamiętajcie - jesteśmy tym, co jemy . To jest cholernie ważne ! Więc niekoniecznie ta szczupła koleżanka z idealną talią jest marchewką. Może równocześnie być... pasztetem :D Jeżeli tylko żywi się syfem. 

Udanej niedzieli !

P.s . Nie zapomnijcie o deserze w postaci truskawek :D 

Buziaki !