Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Chyba pora coś zmienić bo cukrzyca puka do drzwi...

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 8515
Komentarzy: 67
Założony: 13 stycznia 2025
Ostatni wpis: 15 lipca 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Tetania

kobieta, 34 lat, Tak

172 cm, 68.40 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

25 czerwca 2025 , Skomentuj

W początkowych założeniach miałam być na diecie arbuzowej 3 dni. Ale moje oczy i trzustka zaczęły protestować. Dziwne, bo według fitatu nie przekroczyłam dawki cukru - zjadłam 243 g a granica do 295. Jednak mój organizm nie podołał. Już pod wieczór siadło mi na oczy że widziałam wszystko zamazane i pozostało mi jedynie pójść spać. Wcześnie jak na mnie bo o 22. No i spałam prawie 9 godzin, jak kamień. O dziwo nie budziłam się w nocy na siku, czego się obawiałam po takiej dawce arbuza. Rano obudziłam się nawet... odwodniona. Pragnęłam soczystego arbuza i zjadłam pół kilo na śniadanie. Jeszcze myślałam, że pociągnę dietę.

Ale potem znowu mi się rzuciło na oczy i czułam się dziwnie. Ech. Postanowiłam przerwać eksperyment. Na obiad ugotowałam sobie młodą kapustę z piersią z kurczaka. Była pyszna i sycąca. Ugotowałam wielki gar, będzie na parę dni. Nie żebym wchodziła teraz na dietę kapuścianą - chociaż tak mi smakuje ta kapusta, że będę ją chyba jeść codziennie aż mi się nie znudzi. 

Na kolację zjadłam znowu arbuza, ale dziwnie już smakował. Została mała resztka i chyba ją wyrzucę. Nie trzymałam arbuza w lodówce, bo z lodówki mi nigdy nie smakuje. Od wczoraj rano rozkrojony leżał sobie na stole w kuchni. 

Zjadłam też sałatkę z fetą i - zgroza - chipsy chili limonka 60 g. Łącznie niecałe 1700 kcal dziś, ale nie jestem głodna.

Wniosek jest taki, że mój organizm nie toleruje cukru. Wcześniej na diecie nigdy nie przekraczałam 200 g, jadłam w okolicach 150-170, bliżej tej dolnej granicy. Wrócę do tego, bo tak najlepiej się czuję.

Muszę też wrócić do picia oleju z czarnuszki, żeby zbijać histaminę. Oraz go wykorzystać, bo jest ważny do końca czerwca, a zostało z pół butelki. Szkoda mi go wyrzucać, bo był drogi, pewnie będę piła przeterminowany.

Szkoda w ogóle się ograniczać do samego arbuza, gdy teraz jest wokół tyle pysznych rzeczy... Kapusta, czereśnie, pomidorki. To chyba pierwszy rok, w którym nie mogę się nacieszyć warzywami i owocami. Lato wcześniej kojarzyło mi się bardziej z poluzowaniem pasa i kubłem lodów codziennie. Teraz chcę korzystać z dobrodziejstw sezonu.

24 czerwca 2025 , Skomentuj

O tej diecie już myślałam lata temu, bo słyszałam, że oczyszcza nerki. Ale jakoś nie mogłam się za nią zabrać. Wizja jedzenia samych arbuzów przez cały dzień jest nazbyt przerażająca. Więc zmodyfikowałam ją trochę pod siebie.

Co dzisiaj jadłam? Na śniadanie arbuz, 4 ciastka sante kakaowe + białko grochowe kakaowe z mlekiem owsianym. Obiad: arbuz, białko, 50 g nachosów o prostym składzie, z samą solą. Na kolację sałatka - arbuz, feta, cebula czerwona, 40 g nachosów i ciastka owsiane. Wypiłam też dwie kawy z cykorii z mlekiem owsianym. Łącznie zjadłam dziś około 1,5 kg arbuza.

Po co to robię? Miałam potrzebę zresetowania się po powrocie od rodziców. Oczyszczenia z tych wędlin i innych rzeczy, po których spuchłam jak bania. Zadziałało, moja twarz nie wygląda już jak księżyc w pełni, a brzuch jest bardziej płaski i ogólnie czuję się mniejsza. 

Minusy: gazy i moczopędność. I czuję się jakaś senna. Ale przed okresem i tak się tak zawsze czuję. Okropnie zmęczona.

I nie jest to żadna głodówka ani monodieta, bo dobiłam dziś do 1750 kcal.

Nie ukrywam, że chciałabym zobaczyć w końcu spadek na wadze. Już cały miesiąc bujam się z wagą 69 kg. A ładnie ćwiczyłam i trzymałam dietę do wyjazdu do rodziców. Jestem ciekawa, czy coś ruszy dzięki tym arbuzom. 

23 czerwca 2025 , Komentarze (2)

Długi weekend spędziliśmy u moich rodziców. Mama gotowała tyle jedzenia, jak na jakieś święta, codziennie z obiadu coś zostawało na następny dzień i tak w kółko. Obiady mięsne z sosami, surówkami, młodymi ziemniakami. Ciasta oczywiście zrobiła, sernik i biszkopt z galaretką i kremem kremówkowym... No po prostu nie było jak liczyć kalorii. Jadłam tyle, ile chciałam, nie jadłam tylko chleba i mącznych spodów od ciast. Spróbowałam nawet cukierka dubajskiego, który rozczarował mnie swoim płaskim smakiem. Jednego dnia wjechała na stół bombonierka 40 czekoladek w różnych smakach i przez wiele godzin biłam się z myślami, czy wziąć czy nie... W końcu po przeanalizowaniu, które smaki ciekawią mnie najbardziej, wybrałam dwie i okazały się obrzydliwe. Nadziane jakąś brązową sztuczną masą i smakowały dokładnie tak samo, chociaż miały inaczej. Zęby mnie jeszcze od nich rozbolały.

To poluzowanie diety skończyło się tak, że jak wróciliśmy do siebie, pojechaliśmy do KFC po kubełek skrzydełek... Wzięłam jeszcze jakiś ryż ze stripsami do tego. Ryż był niedobry, mięso dobre tylko do czasu, bo po paru sztukach poczułam się struta i czułam tylko zapach starego oleju.

Czy żałuję? Nie, bo uświadomiłam sobie, że już mi takie żarcie nie smakuje. Słodycze rozczarowały mnie płaskim smakiem, a po KFC czułam się ociężała. Dzisiaj serio z radością i ulgą wróciłam do swojego normalnego jedzonka - na śniadanie skyr, kiwi, gorzka czekolada, trochę nachosów, na obiad młoda kapustka z papryką i kurczakiem, na kolację czereśnie, sałatka z fetą i pistacje. O wiele lepsze i smaczniejsze jedzenie, i co ważne, zdrowsze. Zjadłam niecałe 1800 kcal i byłam najedzona. 

A waga? Ku mojemu zdziwieniu zwiększyła się tylko z 69,2 na 69,35 kg. Nie chce mi się jej aktualizować. Jestem 3 dni przed okresem. Ale czuję się mega podlana wodą, napuchnięta, brzydka przez obrzęk na twarzy... Mam jeszcze trochę do zrzucenia. W tym miesiącu wiem, że nie osiągnę już tych 65 kg, ale może w przyszłym się uda. Czas zakasać rękawy...

18 czerwca 2025 , Komentarze (2)

Poćwiczyłam na orbitreku i na twisterze. Na twisterze jakieś 10 minut wytrzymałam. Poczułam mięśnie brzucha i myślę, że taki sprzęcior może coś dawać.

Z dobrych wiadomości: zmieściłam się w stanik sportowy, który kupiłam rok temu ważąc ok. 67 kg i dotąd był za ciasny. Założyłam też pierwszy raz bluzkę, która jest zwężona w talii. Wcześniej jej nie nosiłam, bo za bardzo odznaczał się brzuch.

Mimo tych pozytywów nie udało mi się dziś utrzymać deficytu (weszłam na zero - zjadłam 2100 kcal). To przez problemy jelitowe. Myślałam, że jak zjem więcej, to coś ruszy. Wypiłam dwie kawy z cykorii i nic. Czuję się przez to struta. 

16 czerwca 2025 , Skomentuj

Dzisiaj ciężko jakoś. Załączył mi się odkurzacz i niebezpieczne fantazje o jedzeniu. W zasadzie już pogodziłam się z tym, że skończę z paczką ciastek sante owsianych kakaowych na kolację. Ale potem zrobiłam trening, spociłam się strasznie i jakoś się udało mi się w ogóle nie tknąć ciastek. Za to zrobiłam sobie na kolację pyszną sałatkę (pół opakowania rukoli, 50 g szynki, łyżeczka majonezu i łyżka skyru, koperek, cebulka, pomidorki koktajlowe), do tego pistacje i tortille. Kończę dzień na 1950 kalorii... Dużo... Ech.

Dziwi mnie ten głód, bo jem 4 posiłki dziennie, z czego 3 są sycące i jem od paru dni dużo białka (120-130 g dziennie). Nigdy tyle białka nie jadłam, a na redukcji zalecają nawet 2 g na kilogram masy ciała. Że niby syci. No ja tego jakoś nie odczuwam. Chyba wytnę drugie śniadanie i wrócę do 3 posiłków bo już nie mam pomysłu co tu się dzieje z moim organizmem.

A i dziś przypomniałam sobie że mam coś takiego jak twister i trochę się na nim pokręciłam. Bo hula hop to narzędzie tortur. Raz poćwiczyłam i poobijał mi tak ciało, że nigdy więcej. Twister niby pomaga wysmuklić talię, więc będę go testować. 

Od jakiegoś czasu czaiłam się też na stepper. Taki schodek, że wchodzisz i schodzisz. Ale jak zobaczyłam w sklepie cenę (150 zł???) to pomyślałam, że szkoda mi kasy, zwłaszcza że nie wiem, czy będę go używać. No ale od czego jest inwencja twórcza: odkryłam dziś, że na stepper świetnie się nadaje pudełko moich mat do blokowania swetrów bo ma wysokość 10 cm i można na to spokojnie wchodzić i schodzić jak maty są w środku. Więc trochę sobie tak pochodziłam i schodziłam. Chciałabym wzmocnić mięśnie ud i pośladków, bo mi zmalały. Całe ciało jakieś takie rozmiękczone, sflaczałe i lata... Boleje nad tym, że nie jestem gruszką, bo one nawet przy wyższej wadze wyglądają dobrze. A jabłko? Chudnie wszędzie, tylko nie na brzuchu, a jak zacznie wreszcie spadać tłuszcz z brzucha, to jest się już deską. Ja chciałabym być klepsydrą, ech. Mój brzuch obecnie ma konsystencję surowego ciasta drożdżowego, ale uparcie się trzyma i nie chce zniknąć.

15 czerwca 2025 , Skomentuj

Dzisiaj było ze 30 stopni. W takie upały żałuję, że mam nadal za dużo tkanki tłuszczowej. Od jakiegoś czasu zauważam coś dziwnego: jest mi ciągle gorąco. Jest to dziwne, bo zawsze byłam zmarzluchem. Nawet w chłodniejsze dni gdy ludzie chodzą w bluzach i kurtkach, ja chodzę na krótki rękaw jak mój mąż z nadciśnieniem. Może też mam nadciśnienie? Albo jakaś niedoczynność tarczycy, ale to raczej bym marzła, a nadczynności na bank nie mam bo objawy nie pasują. Jest to trochę niepokojące i nie wiem, z czego wynika.

Mój mąż dzisiaj był na maratonie rowerowym i zrobił 220 km. Ja zapewniłam sobie ruch orbitrekiem i zrobiłam trening siłowy. A tak poza tym prawie cały dzień robiłam na drutach... Dałam drugą szansę włóczce Bomull Lin. Kupiłam ją, bo w składzie ma len i bawełnę i jest polecana na lato. Ma też bardzo ładne kolory jak dla mnie. No i jakiś czas temu wydziergałam z niej bluzkę, po czym gdy już była prawie skończona, założyłam. I od razu zdarłam z siebie, bo gryzła niemiłosiernie. Stwierdziłam, że co najwyżej torbę z niej zrobię. Poczytałam jednak, że len mięknie w miarę kolejnych prań. I postanowiłam, że dam tej włóczce kolejną szansę. Znalazłam inny wzór i robię na większych drutach niż zalecane (6, a wcześniej na 5). Robótka jest luźniejsza i wydaje się mniej drapać. I szybko idzie na grubych drutach, już mam 1/3 bluzki zrobioną. Byłoby 1/2 nawet, jakby nie to, że źle dobrałam rozmiar (za duży) i musiałam część spruć. Jestem strasznie ciekawa, jaka będzie po praniu.

14 czerwca 2025 , Skomentuj

69,2 kg, czyli 0,4 kg w tydzień. No liczyłam trochę na więcej, ale dobre i to. Ważne, że tkanka tłuszczowa zjechała z 34,7% na 34,4% i poleciał sam tłuszcz. Możliwe, że schudłam więcej, ale przez wczorajszy wyczyn wieczorem to zaprzepaściłam. Co takiego zrobiłam? O 20 zjadłam kolację, tak jak pisałam, morele, chipsy i ciastka. I myślałam, że na tym skończę. O 22 mój mąż zrobił sobie zupkę chińską i tak intensywnie pachniała, że... zrobiłam się wściekle głodna. Przypomniałam sobie, że kupiłam kiedyś grochówkę marki Jemmy i opakowanie leżało w szafce. Poleciałam podgrzać. Zupa 450 g, zrujnowała mój deficyt - zamiast 1800 zjadłam 2100 kalorii. I to jeszcze na noc. Może gdyby nie to dziś zobaczyłabym 68 na wadze, ech.

13 czerwca 2025 , Skomentuj

PMS wjechał z ostrej rury... Przedwczoraj siekły mnie plecy, że tylko mogłam iść spać bo nie szło nic robić z tego bólu. Wczoraj zczyściło mnie tak, że sama swojej sylwetki nie poznałam, czułam się mała i szczupła i nie miałam w ogóle brzucha. Dzisiaj kłęby czarnych myśli nie dają mi żyć, dlatego po obiedzie poszłam spać i obudziłam się w dokładnie takim samym podłym nastroju.

Nie kombinuję już nic jak miesiąc temu z tą witaminą D, nabiałem, bo to mi nic nie dało. Plus że jest mi niedobrze i nie chce mi się jeść. Zmuszam się, żeby przyjąć przynajmniej te 1750 kalorii, ale nie są to zawsze zdrowe wybory. Na kolację zjem chyba morele (strasznie ostatnio mnie ciągnie do owoców), chipsy chili limonka z Auchan marki własnej, parę ciastek owsianych sante.

Staram się sporo ruszać, wczoraj znowu miałam ponad 12 tys kroków, a dziś zrobiłam trening na ramiona i barki i orbitrek. Ale ciało dziś zmęczone, bo tętna nie mogłam podbić. 

11 czerwca 2025 , Skomentuj

Miałam dwa dni wolnego od ćwiczeń. Trochę się zregenerowałam. Od razu na treningu łatwiej osiągnąć wyższe tętno i więcej spalonych kalorii. Oprócz treningu poszliśmy z mężem jeszcze na wieczorny spacer. Dzień wyszedł bardzo aktywny. Już dawno nie spaliłam 700 kcal samą aktywnością w ciągu jednego dnia. Zjedzone 1800 kcal.

8 czerwca 2025 , Skomentuj

Trening zrobiony. Pokręciłam jeszcze hula hop i nieźle mi poobijało boczki. A to było to lżejsze kółko. 

Padnięta jestem i nie wierzę, że już koniec weekendu.