Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Nieznajoma52

kobieta, 67 lat, Cieszyńskie

158 cm, 86.00 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: Zmieścić się w letnie ubrania z 2011

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

16 listopada 2018 , Komentarze (22)

Do ostatniej chwili nie byłam pewna, czy uda mi się pojechać do Wrocławia. Na szczęście koleżanka przyjechała do mnie, żeby zaopiekować się zwierzakami. 

 Na Wrocławski Rynek dotarłam koło 17-tej. Nasza przyjaciółka Małgosia zaprowadziła mnie prosto do naszych apartamentów. Zjadłam przepyszne pierogi z farszem grzybowym - dzieło Dorotki. Wróciły koleżanki ze zwiedzania Panoramy Racławickiej. Wyruszyłyśmy na Ostrów Tumski. Było już ciemno i magicznie. Ciemność rozświetlały tylko lampy gazowe. Dlatego zamieszczę wyłącznie zdjęcie wnętrza Archikatedry Jana Chrzciciela, z XVI wiecznym ołtarzem:  "Zaśnięcie Najświętszej Marii Panny".

No może jeszcze fragmenty romańskich kolumn w gotyckim portalu katedry.

W miłym towarzystwie spacer mijał szybko i nie zauważyłam nawet piknięcia w moim smartfonie powiadamiającego o przejściu 10000 kroków (dla zdrowia :D).  Po powrocie do apartamentów zasiadłyśmy do biesiadowania i nocnych pogawędek. Niektórym przeciągnęły się do rana ;) Ja wymiękłam o drugiej i poszłam spać.

Mieszkałyśmy na Rynku. To poranny widok z salonu.

A to widok z okna sypialni.

Sobota rozpoczęła się od zjadania przysmaków przywiezionych z różnych stron kraju. Po śniadaniu ruszyłyśmy na spacer po Starówce.

Na Rynku największym sentymentem obdarzyłam kamieniczki: Jaś i Małgosia. Liczą sobie po pięćset lat. Jaś jest nieco niższy. Połączone są arkadą za którą kiedyś znajdował się cmentarz. O czym przypomina napis na szczycie: "Mors Lanua Vitae"- "Śmierć bramą życia".

Przegapiłam krasnala WrocLove'ka i dlatego zamieszczam zdjęcie znalezione w internecie.

Część dziewczyn ambitnie weszła na wieżę kościoła świętej Elżbiety, która góruje nad moimi kamieniczkami. A ja zaczęłam polowanie na krasnoludki :D 

Pożarkom niestraszny ogień. W pełnej gotowości, z gaśniczym wężem i drabiną czekają na wezwanie. Czuwają w okolicy Kościoła Garnizonowego – upamiętniając w ten sposób trzy dramatyczne pożary tej budowli. Oby najmniejsi strażacy Wrocławia nie musieli interweniować zbyt często!

Trzech ambasadorów kampanii "Wrocław bez barier" (W-skers, Ślepak i Głuchak) znajdują się przed Ratuszem. Razem patrolują Wrocław w poszukiwaniu barier utrudniających życie niepełnosprawnym.

Suvenirek rozdaje prezenty i stoi naprzeciw fontanny przy sklepiku z pamiątkami. Sama przyjemność dostać od takiego eleganta prezent ;)

Powerek jest najbardziej rozrywkowym skrzatem w mieście. Uniesiony kciuk, wskazujący na to, że zawsze ma wyśmienity humor. Okulary (dzięki temu nic nie umknie jego uwadze), radosna piszczałka i balony (skręcanie ich to doskonały sposób na rozbawienie dzieci). Miałyśmy doskonały humor i pewno patrzył na nas życzliwym okiem :D

Żeby się w tych pozytywnych emocjach utrwalić poszłyśmy do restauracji Czeskiej. Ta restauracja ma swoje filie we Wrocławiu i Warszawie.

Wznosiłyśmy toasty wyśmienitymi piwami.

A ten niecnota nas do tego namówił ;)

Po piwie ruszyłyśmy spacerkiem w miasto ;).  Oto  Plac Solny ze Starą Giełdą.

Ta zaś uliczka prowadzi do restauracji Kres na pyszny obiad. Czyż ten portal nie jest piękny?

Mogę z czystym sumieniem polecić ten serwujący kresowe dania lokal. Dania były pyszne. 

Koleżanki zamówiły:

Samsę - krymski przysmak w postaci pierożków z ciasta a la francuskie, zapiekanych z nadzieniem z krojonych pieczarek, cebuli i bryndzy, podawane z autorskim sosem na bazie ogórków kiszonych i śmietany.


Tertiuchy, smażone placki z tartych ziemniaków, robione bez użycia mąki. Podawane są tradycyjnie, ze śmietaną lub z sosem pieczarkowym.


Banosz - to kasza kukurydziana, gotowana na mleku i śmietanie. Podawana z bryndzą i smażonym boczkiem lub pieczarkami.
Niezwykle popularna i wyjątkowa huculska potrawa.

Ja zamówiłam gruzińską zupę Charczo. Była wyśmienita. Jest to zupa o konsystencji gulaszu, ale bez mięsa. Dominują w niej orzechy włoskie i zioła, a przyprawa chmeli-suneli sprawia, że zgodnie z informacją z menu – "zapomnieć jej smak jest tak samo ciężko jak do czegoś go porównać". Zwyczajnie trzeba spróbować. Zdjęcie znalezione w internecie.

Znalezione obrazy dla zapytania gruzińskie charczo kres menu

 Na drugie danie wybrałam połtawskie gałuszki czyli kluski z mąki i kefiru, gotowane na parze. Zapiekane w sosie śmietanowym z pieczarkami i cebulą. Dobre na mniejszy, średni i większy głód.

Po obiedzie, wyruszyłam z trzema koleżankami do Afrykanarium. Niebieskim tramwajem numer 10. Zdjęcie z internetu.

https://app.vitalia.pl/media/powiaty/wroclaw/articles/images/3769/doba_pl_6960-a668a0181f84fc738d0935806e08362a_550x366.jpg

W ZOO przywitał nas struś.

Niesamowite wrażenie zrobił na mnie tunel, którym szłam, a wokół mnie pływały najrozmaitsze stwory morskie. Pierwsze zdjęcie z internetu.

Znalezione obrazy dla zapytania wrocław afrykarium

A tu moje ulubione, egzotyczne ptaki pingwiny, w pejzażu jak z Epoki Lodowcowej.

Rozczuliła mnie też ta para hipopotamów.

W dżungli uwieczniła mnie na zdjęciu Iva.

Ale najbardziej jestem zadowolona ze zdjęcia tego kotika afrykańskiego z jego filozoficznym spojrzeniem w niebo.

Niestety wracałam sama, bo dziewczyny poszły na koncert zespołów IRA, Dżem i Happysad w Hali Stulecia.

Bawiły się wyśmienicie i trochę żałowałam, że nie poszłam z nimi. Ale źle się czuję w tłumie.

W apartamencie czekały na mnie trzy koleżanki, które też nie wybrały się na koncert. Jak się można domyśleć, ponownie zaczęłyśmy ucztowanie. Reszta towarzystwa docierała partiami (w zależności od wytrzymałości nóg). Nasze rozmowy trwały do późnych godzin nocnych, ale nie porannych :D

Rano wyskoczyłam z Helutką po pieczywo i ciastka. Przy okazji napiłam się porządnego espresso i ustrzeliłam jeszcze parę krasnoludków:

Syzyfki, to pracowite krasnale, odczuwające przemożną potrzebę pomagania ludziom. Zabrały się za toczenie jednej z granitowych kul, które miały stanąć na ul. Świdnickiej. Ponieważ jednak oba skrzaty nigdy nie cieszyły się opinią specjalnie rozgarniętych, do roboty zabrały się w sposób nieco… nietypowy. Podczas gdy jeden z nich popycha kulę przed siebie, drugi zapiera się nogami i próbuje stoczyć ją w dół ulicy. Tym sposobem kamraci siłują się ze sobą już od lat, nie mając nawet cienia podejrzeń, że wzajemnie sobie przeszkadzają.

Ogorzałek i Opiłek (imiona przybrały dla kamuflażu przed Strażą Miejską) nie bacząc na zakazy polewają gorzałkę i opijają się nią bez miary :D

Smakoszka lodów ;)

Oto Pomagajek, który pomaga dzieciom. Jeśli na produkcie znajduje się jego wizerunek, to część pieniędzy ze sprzedaży przekazywana jest na potrzeby dzieci. Jeśli chcesz pomóc, to wrocławianie zapraszają do odwiedzenia strony internetowej 

Oto chwat jeżdżący na lwie.

Piwożłopek i pies Piwosz stoją przy wejściu do browaru Złoty Pies.

Niestety wszystko co dobre szybko się kończy. O dwunastej zdałyśmy mieszkanie właścicielowi i poszłyśmy na wegański obiad. Był bardzo dobry. Mam wrażenie, że nie tylko mnie smakował. Wybrałam pieczeń seitan na ostro. To odpowiednio przyrządzony gluten pszenny, który tak jak tofu chłonie smak przypraw i dodatków, którymi go wzbogacono. Zdjęcie znalezione w internecie.

Znalezione obrazy dla zapytania pieczeń z seitanu

Musiałam z Małgosią się śpieszyć, bo był czas najwyższy na powrót do domu. Więc prosto na dworzec. Zdjęcie znalezione w internecie.

Znalezione obrazy dla zapytania wrocław dworzec pkp

Tak się dobrze złożyło, że siedziałyśmy w jednym przedziale, naprzeciw siebie (bilety kupowałyśmy osobno i w różnych terminach). Omawiałyśmy na gorąco nasze wrażenia. We Wrocławiu bawiłam się wyśmienicie. Dziękuję serdecznie wszystkim Zlotowiczkom :D

7 listopada 2018 , Komentarze (9)

Cascais, położona 30 kilometrów od Lizbony, jest jedną z najbardziej eleganckich miejscowości w Portugalii. Pod koniec XIX wieku, król Carlos I, urządził  w XVII-wiecznej fortecy w Cascais, letni pałac dla rodziny królewskiej. W czasie II wojny światowej, wiele rodzin królewskich, na przykład włoska i hiszpańska, znalazło tu też schronienie. Portugalia była wtedy neutralna.

Forteca, choć okazała, znacznie wcześniej utraciła swoje militarne znaczenie. Miasteczko, w przeszłości, było zwykłą osadą rybacką. Dzięki królowi Carlosowi I, rozwinęło się i nabrało dużego znaczenia. Wdzięczni mieszkańcy, wystawili królowi pomnik.

Za królem ściągnęło wielu bogatych Lizbończyków, którzy wybudowali piękne wille, nad piaszczystym brzegiem oceanu. Podczas spaceru, zobaczyłam taki urokliwy dom.

A oto przepiękny ryneczek. Czy jego nawierzchnia czegoś Wam nie przypomina?  ;)

Na rynku stoi pomnik króla Piotra I. Może jednak nie był aż tak okrutny i ludzie chociaż trochę go kochali ;)

Pięknie zdobiony budynek Miejskiego Muzeum, przykuł moją uwagę.

Spacerowałam nadmorskim bulwarem, który prowadzi aż do pobliskiego Estoril. Niektórzy sądzą, że właśnie stąd wypłynął żeglarz, który dziesięć lat przed Kolumbem odkrył Amerykę.

Podobno Cascais jest obecnie najbogatszym miastem Portugalii. Nic więc dziwnego, że oprócz eleganckich willi i ekskluzywnych sklepów jest tu duża przystań jachtowa i kilometry zadbanych plaż.

Podczas przechadzki wypatrzyłam rzeźbę z piasku. Jej widok mnie rozbawił.

Prosto z uroczego Cascis, ruszyliśmy do Lizbony. Zwiedzić Oceanarium. Jest największe w Europie. Zostało otwarte podczas międzynarodowych targów Expo 98. Budynek Oceanarium, zaprojektowany przez amerykańskiego architekta Petera Chermayeffa. Otoczone jest z trzech stron wodą. Na wejście czeka się zawsze w kolejce. Większej lub mniejszej. Podobno ta nasza, była jedną z mniejszych :D

 

Oceanarium podzielone jest na cztery strefy, w których żyją morskie stworzenia z Oceanu Indyjskiego, Pacyfiku, Atlantyku i Morza Arktycznego. Jest ich około 25 tysięcy. Ogromne zainteresowanie budzi główny, olbrzymi zbiornik z pływającymi w nim różnymi oceanicznymi gatunkami, takimi jak płaszczki i rekiny itp.

Mój największy zachwyt wzbudziły jednak pingwiny. Te na przykład wyglądały na obrażone :D

A te, na rozplotkowaną grupę przyjaciół, którym przerwano to pasjonujące zajęcie.

Wzruszyły mnie żabki jakby przymierzające się do ucieczki na wolność .

Dziwaczny stwór morski spotkany oko w oko może nawet wystraszyć (ale na poważnie, pławikoniki są zagrożone wyginięciem i handel nimi na terenie Unii Europejskiej jest ściśle kontrolowany).

W niewielkim zbiorniku wodnym rozłożyły swe macki rozgwiazdy i ukwiały.

Pąkle (skorupiaki żyjące w koloniach) prowadzą osiadły tryb życia, przyczepiając się bądź to do skały, bądź do dużego morskiego stworzenia - żółwia czy wieloryba.

Świat rafy koralowej, w dobrym świetle, skrzy się bajecznymi kolorami. Ukwiały przypominają mi piękne kwiaty. Ale trzeba pamiętać, że są drapieżnymi mięsożercami. Tylko Nemo (z gatunku ryb zwanych Błazenkiem) jest bezpieczny ;) Ukwiały nie tylko ich nie jedzą, ale wręcz chronią przed innymi mieszkańcami rafy koralowej.

Niezwykły przykład przyjaźni w oceanie. Zdjęcie znalezione w internecie.

Błazenki

Ale wszystko co dobre, to się kończy. Został nam już tylko ostatni nocleg... i fruu do domu.

 Dziękuję za towarzyszenie mi w podróży :)

7 listopada 2018 , Komentarze (9)

Cabo de Roca, to najdalej na zachód wysunięty skrawek kontynentalnej Europy. Położony jest  na terenie Parku Narodowego Sintra-Cascais w odległości około 40 kilometrów od Lizbony. Wiatr był tam taki, jakby chciał nam pourywać głowy. A przy tym było słonecznie i to wynagradzało wszystko.

To miejsce, gdzie ziemia się kończy, a morze zaczyna… powiedział niegdyś portugalski poeta, Luís de Camões, co w oryginale brzmi: „Aqui onde a terra se acaba e o mar começa”. Właśnie ten cytat, z danymi geograficznymi, znajduje się na płycie obelisku.

Przed Kolumbem (umówmy się, że nie przed Vasco da Gamą) ludzie myśleli, że dalej faktycznie jest tylko morze.

Charakterystycznym punktem tego miejsca jest biało-czerwona, XIX wieczna latarnia morska.

Idę kamienistą ścieżką w kierunku klifu. Klif ten ma 144 metry wysokości n.p.m. Przede mną rozpościera się przepiękny widok. Skały jak ostrogi wrzynające się w morze.

A tutaj widać ścieżkę, którą schodziliśmy. Można nią zejść nad sam ocean.

Po przechadzce, czas był najwyższy aby pojechać do hotelu na kolację.

Na zakończenie tego fascynującego dnia (bo to i Batalhia i Sintra) poszliśmy na wieczór z fado. Było super, choć siedzieliśmy upchnięci jak sardynki w puszce. Zdjęcia nie bardzo wychodziły więc poniżej dodałam dwa znalezione w internecie.

Na naszym koncercie, na zmianę, śpiewało troje artystów - dwie kobiety i mężczyzna. Dobre dwie godziny siedzieliśmy tam zasłuchani, sącząc wyśmienite, czerwone wino :) Pieśni fado, w większości są smutne i przejmujące, nie nadają się do podrygiwania. Więc też i miejsce na pląsy jest niepotrzebne.

Fotos de Sr. Fado de Alfama, Lisboa

Znalezione obrazy dla zapytania Koncert fado

Późno w nocy wróciłam do hotelu i rozmarzona poszłam spać.

Nazajutrz w planie, ostatni dzień zwiedzania Portugalii :(  Zatem spotkamy się w Cascais :)

4 listopada 2018 , Komentarze (13)

Sintra to piękna turystyczna miejscowość leżąca na granitowych, zalesionych zboczach Serra de Sintra. Maurowie docenili walory obronne Sintry i wybudowali wysoko na wzgórzu twierdzę obronną już w VIII wieku. Maurami w średniowiecznej Europie nazywano muzułmańskich mieszkańców Półwyspu Iberyjskiego. W pewnym momencie zawładnęli całym półwyspem Iberyjskim. Castelo dos Mauros pozornie nie do zdobycia, zostało jednak zdobyte, przez armię króla Alfonsa I, w 1147 roku. I to właśnie na mury obronne tej twierdzy, górującej nad Starym Miastem, padł mój wzrok zaraz po opuszczeniu autokaru.

Mnie zdjęcie kiepsko wyszło więc zamieszczam dodatkowo zdjęcie znalezione w internecie.

Zamek Maurów w Sintrze - zwiedzanie

W centrum Starego Miasta  zobaczyłam królewski pałac Palacio Nacional de Sintra. Od razu zwróciłam uwagę na dziwaczne, stożkowate kominy rozległych kuchni królewskich. Pałac został wzniesiony przez Jana I Dobrego i stał się ulubioną letnią rezydencją portugalskich królów.

Te piękne, zdobne obramienia okien w stylu mauretańskim (dodane przez króla Manuela I) uwiodły mnie.

A to widok z góry. Zdjęcie znalezione w internecie.

Sintra-Pałac-Narodowy-8290

Ale celem naszej wycieczki nie był ani Zamek Maurów ani Palacio Nacional de Sintra, tylko tajemniczy Quinta da Regaleira. Wybudowany w stylu neomanuelińskim w XIX wieku, na życzenie milionera Antonia Augusta Monteiro. Zamek znajduje się na liście Światowego Dziedzictwa, UNESCO.

Popatrzcie na to cudne wykonane w stylu manuelińskim okno.

Wnętrza pałacu są niewielkie ale zachwyciły mnie szczegóły na przykład ta kołatka

i ten mozaikowy sufit.

Pałacowy park po prostu mnie oczarował. 

Znalezione obrazy dla zapytania quinta da regaleira park

Zwłaszcza Studnia Wtajemniczenia, zwana też Odwróconą Wieżą lub Studnią Inicjacji. Ma 27 metrów w głąb ziemi i dziewięć poziomów nawiązujących do dantejskiego zejścia do piekieł. Odchodzi od niej plątanina podziemnych przejść, którymi można się dostać do różnych części ogrodu. To tutaj dochodziło do inicjacji nowych masonów. Oto ona (zdjęcie znalezione w internecie)

!Studnia Inicjacji w Quinta da Regaleira w Sintrze

Następnym ciekawym miejscem jest ta fontanna.

Spodobała mi się tak bardzo, że poprosiłam o zrobienie mi przy niej zdjęcia :)

Chodząc sobie i zaglądając do mapki znalazłam tę piękną kaplicę (zdjęcie z  internetu)

!Kaplica w parku Quinta da Regaleira w Sintrze

Zobaczyłam też następną piękną fontannę.

I kilka czarujących, marmurowych rzeźb.

Błądząc pośród egzotycznej roślinności

natknęłam się na takie cudo:

i na kolejną fontannę:

I taką tajemniczą wieżę

Z drugiej strony była jakby mniej tajemnicza ;)

Pod koniec zobaczyłam zalane wejścia do podziemnych tuneli

Cieszę się bardzo, że miasto Sintra odkupiło Quinta da Regaleira od japońskiej firmy i udostępniło turystom do zwiedzania w 1998 roku. Warto wydać na to sześć euro.

A teraz korzystając z wreszcie lepszej pogody ruszamy do Cabo da Roca :)

2 listopada 2018 , Komentarze (5)

Ta wycieczka, to był strzał w dziesiątkę. Dominikański klasztor, Santa Maria da Vitoria w Batalha, to dla mnie skończone cudo (mimo, że niedokończone :D). Zresztą, w 1983 roku, został wpisany na listę Światowego Dziedzictwa, UNESCO.

Teraz trochę historii. Po śmierci króla Ferdynanda Pięknego, jedynego prawowitego następcy wspominanego już przeze mnie Piotra I, nastąpił okres bezkrólewia. Albowiem synowie Ferdynanda zmarli przed ojcem (w tamtych czasach długie życie nie było w modzie). Tak więc po śmierci Ferdynanda Pięknego, po dwóch latach anarchii, o prawo do tronu portugalskiego wystąpił Jan I Kastylijski, który poślubił był córkę Ferdynanda, Beatrycze. Rada Królewska Portugalii (Cortezy) nie życzyła sobie panowania kastylijskiego i królem ogłosiła nieślubnego syna Piotra I - Jana I 'Aviz. Wkrótce doszło więc do wojny dwóch Janów Pierwszych (Jana I  z Aviz i Jana I Kastylijskiego). Ponieważ wszystko to działo się podczas wojny stuletniej, z pomocą dla Portugalii, przeciw Kastylii (wspieranej przez Francję) pośpieszyła Anglia. Po rozgromieniu (pod Aljubarrotą, w 1385 roku) wojsk kastylijskich, przez znacznie mniejsze siły portugalskie, pod dowództwem Nuno Alvaresa Pereiry, król Jan I został nazwany Janem Dobrym i rozpoczął tym samym dynastię Aviz. W podzięce za pomoc Matki Bożej (do której modlił się żarliwie) Jan I Dobry zainicjował budowę klasztoru Santa Maria da Vitoria (Matki Bożej Zwycięskiej).

Najważniejsze części zespołu architektonicznego w Batalhi powstały w pierwszym pięćdziesięcioleciu (do roku 1438) ale prace trwały jeszcze długo (w sumie 150 lat). Tak naprawdę nigdy nie zostały dokończone. Następnych królów zbyt dużo kosztowały nowe prestiżowe budowle w Lizbonie. Ale i tak klasztor jest dziełem wielce fascynującym. Na zdjęciu poniżej, pomnik Nuno Alvaresa Pereiry, który znakomicie dowodził wojskami portugalskimi pod Aljubarrotą.

Cały kompleks składa się z siedmiu części. Nad wszystkimi góruje bryła kościoła, o filigranowej ornamentyce, szczególnie dobrze widocznej na późnogotyckim portalu, ozdobionym 78 figurami aniołów, królów i świętych.

Kiedy weszłam do środka, zachwyciłam się strzelistą nawą główną, z jej niesamowicie wydłużonymi proporcjami.

Następnie skręciłam w prawo i znalazłam się w Kaplicy Fundatora. To tutaj znajduje się ozdobny nagrobek Jana I Dobrego i jego żony Filipy Lancaster. Ich mariaż połączył sojuszem Portugalię z Anglią, przeciw Francji i Kastylii. Mieli ośmioro dzieci i byli kochającym się małżeństwem. Za królową, do Portugalii przybyło wielu angielskich uczonych, artystów i budowniczych.

W niszach kaplicy znajdują się sarkofagi potomków królewskiej pary, którzy nazywani byli Sławnym Pokoleniem. Leżą tu: 

- Znany nam z Lizbony, Henryk Żeglarz mecenas odkryć geograficznych.

- Książę Ferdynand, który wyruszył na podbój Tangeru i zmarł w niewoli w Fezie. Jest uwieczniony jako Książę Niezłomny, w dramacie Pedro Calderona de la Barca.

- Książę Piotr, który był poetą, tłumaczem Cycerona, reformatorem i prawodawcą oraz, przez dwanaście lat, regentem Alfonsa V.

- wnuk - król Alfons V, który prowadził podbój Afryki i próbował, bez powodzenia, zdobyć koronę Kastylii.

- prawnuk - kolejny król, Jan II zwany Księciem Doskonałym.

Na zdjęciu poniżej jeden z tych sarkofagów.

Gdy podniosłam wzrok zobaczyłam przepiękne, ośmiokątne, gwiaździste sklepienie.

Powędrowałam do położonego, po lewej stronie nawy, przecudnej urody Królewskiego Krużganku Jana I. Jest on znakomitym przykładem symbiozy gotyku i manuelińskiej ornamentyki. Niektóre kolumny krużganka, przypominają pnie palmowe a inne, liny okrętowe. Wszystkie urzekły mnie lekkością. Po prostu dech zapiera.

Gotyckie łuki zostały wypełnione maswerkami (filigranowymi niczym koronka zasłonami z kamienia).

Przy wejściu do refektarza natknęłam się na fontannę, którą zachwycałam się dłuższą chwilę.

W sali kapitularza, o bokach liczących 19 metrów, nie ma żadnych podtrzymujących strop kolumn. Budowniczy, Alfonso Dominiques, tak wierzył w trwałość swego projektu, że wobec wątpliwości zleceniodawcy, króla Jana I Dobrego, rozstawił w sali swoje łoże i mieszkał tam tak długo, aż król dokonał odbioru. Niestety, gdy zabrakło wiary budowniczego, sklepienie sali zwaliło się z hukiem. Zawalał się tak trzy razy. Ze względu na niebezpieczeństwo przy odbudowach, do prac używano przestępców, skazanych na karę śmierci (mam nadzieję, że za poniesiony trud dostawali złagodzenie kary). Od 1924 roku, w sali kapitularza mieści się Grób Nieznanego Żołnierza. Wartę przy nim zawsze trzyma dwóch wojskowych. Swoją drogą ciekawe, ilu nieznanych więźniów znalazło tu swój grób.

W kompleksie klasztornym znajduje się także Krużganek Alfonsa V. Oczywiście nie mogłam go ominąć. Zresztą nie darowałabym sobie tego, bo jest piękny. Surowszy w liniach, ale też mnie zachwycił.

 Ten krużganek, z renesansową galerią, jest jednym z pierwszych w Portugalii  krużganków piętrowych .

Na koniec dotarłam do ostatniej, siódmej części kompleksu - do Niedokończonych Kaplic. Ich budowę zainicjował najstarszy syn Jana I, król Duarte. Miał zamiar stworzyć Panteon Królów. Ale z siedmiu kaplic, tylko jedna jest zajęta - przez podwójny grób -  właśnie króla Duarte I i jego żony Eleonory.

Panteon wznosi się wysoko i nagle urywa pustą przestrzenią, jakby po zdmuchniętym dachu. Jednak, mimo że budowało go aż pięciu królów, Panteon nigdy nie miał sklepienia.

Tak wygląda manueliński portal, o wysokości 15 metrów.

Niestety nie mogłam się swobodnie powłóczyć, bo z uwagi na śliską podłogę po deszczu, zabraniano turystom wchodzić do środka. Administratorzy zapewne, nie chcieli płacić za połamane kończyny ;) Ale i tak strzeliłam kilka fotek różnych pięknych, kamiennych elementów.

Bardzo spodobały mi się te zabawne kamienne rzygacze:

Nadszedł czas, żeby pożegnać się z Niedokończonymi Kaplicami i Batalhą.

 

Następna będzie Sintra :)

.

28 października 2018 , Komentarze (13)

Do Fatimy dojechaliśmy wieczorową porą. Poszliśmy razem na wspaniały Plac Piusa XII. Jest dwukrotnie większy od Placu Świętego Piotra w Watykanie. Góruje nad nim 34–metrowy, stalowy Wielki Krzyż (Cruz Alta) dzieło Roberta Schada. Rzeźbiarz, tworzy swoje prace poprzez zgrzewanie ze sobą, różnej długości, elementów stalowych. Co ciekawe jego prace, mimo użytego ciężkiego materiału, wydają się lekkie. Ta lekkość formy również i mnie zachwyciła.

Staliśmy wtedy w deszczu na placu, a przewodniczka opowiadała o urokach budowli wokół nas. Następnie śpiesznym spacerem, przeszliśmy do hotelu. Trzeba przyznać, że część turystyczna miasta, wyraźnie oddzielona jest od części sakralnej. Całe kompleksy hoteli, pensjonatów i restauracji. To słoneczne zdjęcie znalazłam w internecie.

https://app.vitalia.pl/ZbnzxUU2Kf_bZog9Bno85YAFyVs=/773x530/smart/filters:quality(60)/images.trvl-media.com/hotels/1000000/570000/561800/561707/29ac8c1a_z.jpg Bez liku jest pawilonów oferujących dewocjonalia i pamiątki. Są schludne i nie kolidują w żaden sposób z sanktuarium. W pawilonach pielgrzymi kupują woskowe wota - części ciała symbolizujące choroby. Wota mają najróżniejsze rozmiary (i oczywiście różne ceny).

Sanktuarium w Fatimie

Następnie pielgrzymi płacą jeszcze, żeby ksiądz te wota spalił (w sposób fachowy). Ma to pomóc w cudownym uzdrowieniu. Jeszcze niedawno pielgrzymi mogli sami spalać owe wota, w wyznaczonych miejscach. Ale zakazano tego, bo podobno dochodziło do pożarów.

Wędrując po sanktuarium dotarłam do najważniejszej części -  Kaplicy Objawień (Capelinha das Aparicoes).

W kaplicy stoi figura Matki Bożej Fatimskiej. Znajduje się podobno dokładnie w miejscu objawień. W koronie Matki Bożej umieszczona została kula wystrzelona do papieża Jana Pawła II w 1981 roku. Zdjęcie znalezione w internecie.

Figura Matki Bożej Fatimskiej

Do kaplicy prowadzi pięćsetmetrowej długości, wyślizgana ścieżka, którą wierni podążają na kolanach do figury Matki Bożej. Kobiety często dodatkowo niosą małe dzieci na rękach. Zdjęcie znalezione w internecie

Z kaplicy wyruszają codziennie, późnym wieczorem, pielgrzymi -  niosący świętą figurę, świece i śpiewający pieśni w swoich językach. W pobliżu kaplicy, pielgrzymi wrzucają świece do ognia. Jest to jakby przedłużona część modlitwy. Zdjęcie znalezione w internecie.

W pobliżu kaplicy wybudowanej w miejscu objawiania się Maryi pielgrzymi wrzucają do ognia świece. To jakby przedłużenie ich modlitwy.

Następnie, kroki swe skierowałam do Bazyliki Matki Bożej Różańcowej. Wznoszono ją w latach 1928-1953, w stylu neobarokowym, według projektu holenderskiego architekta, Gerarda Van Kriekena. Widoczna z daleka wieża Bazyliki wznosi się na wysokość 65 metrów. Zwieńczona jest koroną z brązu (o wadze siedmiu ton) oraz krzyżem. Na pierwszym planie widać też postument Świętego Serca Jezusa.

Spodobało mi się, że z obu stron bazyliki odchodzą piękne kolumnady, które kojarzą mi się z otwartymi ramionami, obejmującymi cały plac.

We wnętrzu bazyliki tak jak większość pielgrzymów, podążałam w kierunku płyt nagrobnych, zmarłego we wczesnych latach dziecięcych rodzeństwa Jacinty i Francisco Marto. Rodzeństwo, wraz Lucją Santos, według Kościoła katolickiego, doznało objawień maryjnych w Fatimie, w 1917 roku. Podczas objawień, Maryja namawiała dzieci, do codziennego odmawiania różańca. Jako zadośćuczynienie za grzechy i w intencji nawrócenia grzeszników. Do dziś katolicy odmawiają różaniec, a szczególnie w październiku, który uznano za miesiąc Różańca Świętego. W stulecie objawień, papież Franciszek I, ogłosił rodzeństwo Marto świętymi Kościoła katolickiego. Są najmłodszymi świętymi, nie będącymi męczennikami.

Lucia Santos żyła bardzo długo i zmarła w  2005 roku ( w wieku 98 lat). Całe swoje dorosłe życie była zakonnicą. Po śmierci, jej ciało zostało złożone obok Jacinty w Bazylice Matki Bożej Różańcowej. Papież Franciszek I beatyfikował Lucię Santos podczas obchodów stulecia objawień.

To tyle o Fatimie. 

Bo potem w naszej wyprawie nastąpił rozłam. Część uczestników pragnęła pozostać dłużej w sanktuarium, a część skorzystała z możliwości dodatkowej wycieczki do Batalhy. Do zobaczenia w Batalhy :)

25 października 2018 , Komentarze (9)

Coimbra to piękne miasto leżące nad rzeką Mondego, ośrodek kultury i nauki. Niegdyś był siedzibą pierwszego portugalskiego króla, Alfonsa I Zdobywcy.

Pierwsze kroki wędrówki prowadziły mnie do Uniwersytetu w Coimbrze, jednego z najstarszych uniwersytetów w Europie. Założył go w 1290 roku król Dionizy I. Jego żona, królowa Izabella, za swą działalność charytatywną na rzecz najuboższych poddanych, została nawet uznana, przez Stolicę Apostolską, za świętą. W tamtych czasach, dbałość o biednych była rzadkością. Co do uniwersytetu, to był on  w owych czasach wędrujący. Raz siedzibę miał w Coimbrze, a raz w Lizbonie. W 1537 roku król Jan III (nie Sobieski oczywiście ;)) przeniósł uczelnie na stałe do Coimbry. We wspaniałomyślnym geście, udostępnił swój pałac na jej siedzibę. W podzięce, na dziedzińcu uniwersytetu, wzniesiono mu pomnik.

Tą oto bramą Porta Ferrea, którą ozdabiają personifikacje szlachetnych nauk, wkroczyliśmy na teren uniwersyteckiego dziedzińca.  

Po wejściu, naszą uwagę przyciągnęła przepiękna galeria Pałacu Rektorskiego, nosząca nazwę Via Latina. Ten misternie zdobiony kolumnowy krużganek dobudowany został do bryły pałacu w XVIII wieku. Podobno jeszcze niedawno wolno tu było rozmawiać tylko po łacinie (język medyków, prawników i teologów - te nauki królowały na uczelni).

Spójrzcie na tę kwadratową wieżę - zwaną Kozą. Dźwięki jej dzwonów wzywają do dziś studentów na wykłady. Wieża widoczna jest z każdego punktu miasta. Stała się nawet symbolem uniwersytetu

Chlubą szacownej uczelni jest Biblioteka Joanina. Nazwa jej pochodzi od imienia fundatora, króla Jana V. W inkrustowanych złotem regałach (z egzotycznych gatunków drewna) mieszczą się setki tysięcy cennych woluminów.

Na swój czas zwiedzania oczekiwaliśmy przed tymi okazałymi odrzwiami. Nad nimi marmurowy herb króla Jana V.

Z biblioteki kroki swoje skierowałam do Kaplicy św. Michała (Capela de Sao Miguel). Wokół mnie ściany ozdobione pięknymi azulejos. Nade mną zdobny sufit. Warto było przystanąć tam na dłuższą chwilę zadumy. No i ten manierystyczny ołtarz,

W zachwyt wprawiły mnie też barokowe organy,

jak również manueliński portal.

Zabytkową salę egzaminacyjną ozdabia sufit wykonany przez  znamienitego artystę tamtych czasów, Jose Araujo. Ciekawe, czy w takich okolicznościach przyrody łatwiej składało się egzaminy ;)

Wśród studentów przetrwał do dzisiaj ciekawy zwyczaj palenia wstążek na zakończenie roku akademickiego. Nadmieniam, że każdy wydział ma inny kolor wstążek. Na przykład lekarze żółte, prawnicy czerwone (nie dowiedziałam się jaki kolor wstążek mają teolodzy :)) Trafiliśmy właśnie na próbę studenckich występów, przed uroczystością zakończenia roku akademickiego.

Z uniwersyteckiego wzgórza spojrzałam jeszcze na piękne dachy Dolnego Miasta. 

Podczas powrotnej wędrówki zwróciłam uwagę na dwie rzeźby:

Do takich dziewczyn śpiewali kiedyś studenci i pieśniarze fado. Teraz rzeźba jest  głaskana na szczęście :) Nosi nazwę Tricana (kobieta z Coimbry roznosząca po bogatych domach wodę, pieczywo, warzywa i kwiaty).

Druga rzeźba przedstawia zaklętą w  zmysłowe kobiece kształty, dwunastostrunową gitarę do gry fado.

Na koniec, tuż przed wyjazdem, zapatrzyłam się jeszcze w ten piękny budynek banku.

 No i w drogę... do Fatimy :)

19 października 2018 , Komentarze (9)

Spacer połączony ze zwiedzaniem dotyczył w dużej mierze kościołów. Ale tak się złożyło, że oglądaliśmy je głównie z zewnątrz. 

Najpierw był Kościół Igreja do Carmo (Zakonu Matki Bożej z Góry Karmel). Powstał w drugiej połowie XVIII wieku. Boczna ściana zewnętrzna kościoła Carmo w 1912 roku wyłożona została płytkami azulejos, przedstawiającymi  sceny z życia Zakonu Karmelitów i Górę Karmel, gdzie zakon został założony. Wnętrza nie zwiedzaliśmy, bo podobno szkoda na to czasu.

Spacer przywiódł nas do kościoła Igreja dos Clerigos z XVIII wieku, którego 75 metrowa wieża jest jedną z najwyższych budowli w Portugalii. Śmieszne, przecież nawet nasz Pałac Kultury, ma 231 metrów.

Przeszliśmy pod katedrę.Tutaj mieliśmy zwiedzać wnętrze, ale coś się działo. Było pełno policji i uniemożliwili wejście do środka. Być może jakaś ichnia uroczystość.

Z punktu widokowego, nieopodal katedry, podziwiałam piękne dachy Porto.

Wspaniałe wrażenie wywarł na mnie dworzec kolejowy Sao Bento, którego wnętrze ozdobione jest azulejos, autorstwa Jorge Colaco - słynnego artysty.

Spacer doprowadził mnie do Imponującego Palacio da Bolsa. Na miejscu dawnego, zniszczonego przez pożar klasztoru Franciszkanów, kupcy z Porto utworzyli w XIX wieku giełdę. Od 1982 roku, obiekt jest klasyfikowany jako Dobro Publiczne.

Naprzeciwko budynku zwanego też Pałacem Giełdy, pośrodku dużego placu - ogrodu stoi pomnik Henryka Żeglarza.

Na szlaku naszej wędrówki znalazła się księgarnia Livraria Lello, która jest jedną z najstarszych księgarni w Portugalii (otwarta w 1869 roku). Mieści się ona w budynku, który zachwycił mnie swoją elewacją inspirowaną kulturą Maurów. Księgarnią zachwyciła się też J. K. Rowling. Podobno wnętrze zainspirowało ją do stworzenia opisu Howgartu. Ciekawskich, chętnych do oglądania jest tak wielu, że trzeba kupić bilet żeby wejść do środka. My tego nie zrobiliśmy.

Następnie podziwialiśmy piękny budynek sklepu kolonialnego.

Zewsząd rzucały się nam w oko (i w obiektyw ;)) również inne ciekawe sklepiki.

Widziałam też taką atrakcję turystyczną. Urokliwym, drewnianym, starym tramwajem  można z fasonem zwiedzać Porto.

Nieśpiesznie dotarliśmy na Avenida dos Aliados. To jedna z głównych arterii Porto, a zarazem najbardziej reprezentacyjna aleja miasta. W  jej pobliżu znajduje się kilka najbardziej znanych zabytków Porto. Na przykład piękny ratusz .

Na placu wznosi się pomnik Piotra IV, konno. Niczym nasz Poniatowski.

Najbardziej przypadło mi jednak do gustu włóczenie się po starych, ślicznych uliczkach dzielnicy Ribeiry. A to kilka z nich:

Czasami natykałam się na znaki dla pielgrzymów podążających do słynnego Santiago de Compostela w Hiszpanii (miejsca spoczynku świętego Jakuba, jednego z dwunastu apostołów).

A w tym miejscu z przyjemnością usiadłam na ciastko i kawę :D Jak na kwiecień było gorąco.

Przed skwarem chroniłam się też, pięknym, klimatycznym Parku Cordoaria.

Z ciekawymi, współczesnymi rzeźbami.

Tu muszę przerwać drodzy moi.Następne spotkanie w Coimbrze :)

18 października 2018 , Komentarze (12)

Dzisiaj bardzo krótki tekst o tym co wbrew rozumowi lubię najbardziej. Pocieszam się, że Portugalczycy też nie wyobrażają sobie życia bez słodkości. Śniadania słodkie z kawą. Do głównego posiłku też musi być coś słodkiego i kawa. Bratnie dusze normalnie:D

Najsłynniejszym portugalskim ciastkiem jest pasteis de Belem. Receptura pochodzi z Klasztoru Hieronimitów i jest nadal pilnie strzeżona. Oryginalne można zjeść w słynnej cukierni Antiga Confeitaria Pastéis de Belém niedaleko klasztoru. Cukiernia sprzedaje rocznie sześć milionów babeczek. Jest to kruche ciasto wypełnione pysznym kremem budyniowym i posypane odrobiną cukru pudru i cynamonu. Rozkosz dla zmysłów . Jak widać można je wziąć na wynos :D

Drugimi na mojej liście są ciasteczka zakonnic z Alcobaki. To na przykład nazywa się Bolo Real Sao Bernardo. Ciasto było pełne migdałów i orzechów i przełożone owocową masą. Mniam.

Trzecim i ostatnim na mojej liście jest Queijadas. Małe chrupiące ciasteczko wypełnione podobną do marcepana masą.  Najlepsze podobno są z Sintry. Zdjęcie znalezione w internecie.

Zakończę, żeby dalej się nie torturować, bo jestem właśnie na poście słodyczowym (szloch)

Jutro powrót do Porto :)

17 października 2018 , Komentarze (4)

Porto jest drugim co do wielkości miastem Portugalii.  Jest doskonale prosperującym ośrodkiem handlowym z wielowiekowymi tradycjami.Od XI wieku czerpało korzyści z zaopatrywania krzyżowców zmierzających do Ziemi Świętej. W XV i XVI wieku korzystało z bogactw napływających do Portugalii ze świeżo odkrytych ziem. Później pieniądze napływały za wino eksportowane do Wielkiej Brytanii. Rozwój miasta związany jest też z rzeką Duero płynącą przez miasto. Podejrzewam, że każda wycieczka bierze udział w rejsie statkiem po rzece Duero. Nasza też. Spędziliśmy w nim mniej czasu niż w Lizbonie, ale i tak mnie ono oczarowało.

Oto most Ponte de Dom Luis I zaprojektowany przez Gustawa Eiffela.

To obecnie nieczynny ze względów bezpieczeństwa most kolejowy Ponte de Maria Pia, został ukończony w 1877 roku. Według projektu Gustawa Eiffela. W momencie ukończenia był najdłuższym mostem łukowym na świecie.

 A to kościół Iglesia de Massarelos widziany od strony rzeki . Został założony przez Bractwo Morskie (Bractwo Almas Corpo Santo de Massarelos) w XVII wieku. Jest nazywany kościołem San Pedro Gonçalves Telmo. Fasadę kościoła dekorują piękne mozaiki.

Płynęliśmy na podobnej, pięknej łódeczce.

A tu widać Vila Nova de Gaia na południowym brzegu rzeki. To nadal główny ośrodek produkcji wina porto. Przy wąskich  uliczkach mieści się ponad 50 firm producentów. W piwnicach, wino to jest leżakowane i kupażowane (kupażowanie to mieszanie różnych gatunków lub roczników w celu uzyskania odpowiednich parametrów smakowych). Widoczne na zdjęciu wagoniki transportują beczki z porto. I właśnie w piwnicach Calem degustowaliśmy ten przedni trunek.

Najpierw wędrowaliśmy i słuchaliśmy opowieści o produkcji porto. Miła pani opowiedziała nam o  gatunkach, które będziemy mieli okazję posmakować. Po czym przeszliśmy do czynów :D

Calem najbardziej chwali się tymi gatunkami.

Oraz tym, że właśnie u nich degustowali słynni Beatelsi. Mają nawet swoją ścianę pamięci ;) Czułam się nawet jak bym podążała ich śladami.

I tym jakże smakowitym akcentem skończę na dziś :D