Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Nieznajoma52

kobieta, 67 lat, Cieszyńskie

158 cm, 86.00 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: Zmieścić się w letnie ubrania z 2011

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

16 października 2018 , Komentarze (14)

Z Porto mam jeszcze za dużo zdjęć. Robię odsiew i dopiero potem zrobię wpis. Dzisiaj więc o jedzeniu w Portugaili. Zresztą na prośbę jednej z moich znajomych Vitalijek ;)

Jedzenie kosztuje podobnie jak w Polsce. Zarówno w sklepach, jak i w barach i restauracjach. Wiadomo w stolicy i miejscowościach typowo turystycznych drożej, ale na północy kraju zdecydowanie taniej.

Co jedzą Portugalczycy ? No cóż w różnych regionach mają różne specjalności. Ale wszędzie królują dorsze i sardynki. Dorsz przyrządzany jest na kilkaset sposobów. Jadłam go kilka razy i zawsze smakował inaczej. Można kupować też suszone lub solone dorsze ( bacalhau) i z nich przygotowywać rozmaite pyszności. Nie chcę Wam robić za dużego smaka, ale są wyśmienite.

Podobny obraz

Teraz następny portugalski specjał - grilowane sardynki. Najlepsze według naszej pilotki są w Nazare. Portugalskie sardynki, to nie są te nasze, wędzone maluchy. To całkiem spore ryby.

Portugalia | Grillowane sardynki

Genialna jest też zupa rybna, caldeirada. Mnóstwo różnych rybek, papryki, cebule, czosnek, po prostu niebo w gębie (cholera zgłodniałam idę coś przekąsić ;))

Podobny obraz

 Tak w ogóle to Portugalczycy, Islandczycy i Japończycy jedzą najwięcej ryb na świecie. Statystyczny Portugalczyk pożera co roku 60 kilogramów ryb. I mnie też by to pasowało :D

Zupełnie inną też tradycyjną zupą, jest caldo verde (zielony rosół). Podstawą tej zupy są: kapusta galicyjska, ziemniaki i kiełbaski chorizo.

W Portugalii śniadania i obiady są lekkie, ale kolacje, to już poważny dwudaniowy posiłek. Spożywany w rodzinnym lub przyjacielskim gronie. Po każdym posiłku pija się tu kawę. A kawa jest tania jak barszcz.. Portugalskie espresso najczęściej kosztuje w barku około dwa złote. Podczas wędrówki po sklepach skusiłam się i przywiozłam mały zapasik kawy Delta. Całkiem niezła. 

Wszystkie zdjęcia pochodzą z internetu,bo w restauracjach nie fotografowałam. Jutro, albo Porto, albo druga część o jedzeniu :)

15 października 2018 , Komentarze (4)

Guiamares uchodzi za kolebkę narodu. To tutaj podobno przyszedł na świat pierwszy król Portugalii - Alfons I Zdobywca. Został ochrzczony w kaplicy zamkowej. Oczywiście przed zamkiem stoi jego pomnik

Najważniejszym zabytkiem jest Castelo de Sao Miguel, którego część została wzniesiona już w X wieku, ale rozbudowany został 200 lat później przez Henryka Burgundzkiego.

Z murów tego zamku widać Paco dos Duques wzniesiony w XV wieku przez pierwszego księcia z dynastii Bragancy - Don Alfonsa. Ród Braganców przeniósł się do VillaVicosa i dlatego pałac opustoszał i długo niszczał niezamieszkały. Dopiero w 1933 został odrestaurowany na rozkaz Salazara i stał się oficjalną rezydencją prezydenta.

Oto kaplica pałacowa i dziedziniec pałacu

W niewielkim muzeum pałacowym można obejrzeć w sali bankietowej strop z drewna orzechowego, imitujący odwrócony kadłub portugalskiej karaweli.

Spodobały mi się też ładne tapiserie

Ale najbardziej zaciekawił mnie ten przedmiot. Tak jak nasza przyjaciółka Mada zadaję pytanie. Co to jest?

Na samo urocze miasteczko zostało nam już mało czasu. Zdążyłam jeszcze obejrzeć główny plac Starego Miasta - Largo da Oliveira

oraz Igreja de Nossa Senhora da Oliveira. Kościół ufundował podobno Alfons I Zdobywca, a odbudował i poświęcił Matce Boskiej Drzewa Oliwnego, Jan I w podzięce za zwycięstwo nad armią kastylijską, w bitwie pod Aljubarrotą.

Istnieje legenda, skąd wzięła się nazwa placu i kościoła. Otóż zasadzone drzewo oliwne, które miało zaopatrywać lampkę ołtarzową w oliwę, zwiędło i przestało rodzić owoce. Odżyło dopiero, kiedy kupiec Pedro Estevez umieścił na nim krzyż :)

Na zakończenie średniowieczna uliczka

Przed nami Porto:)


14 października 2018 , Komentarze (12)

Braga jest religijnym centrum Portugalii. Od XII wieku jest siedzibą arcybiskupów.

W okresie poprzedzającym Święta Wielkanocne odbywają się tu procesje. Ze względu na swoją malowniczość znane są w całym kraju.

Oto katedra Se. Nazywa się dziwnie, ale wygląda okazale. Przebudowywana była wielokrotnie i obecnie odzwierciedla całą gamę stylów. Od renesansu do późnego baroku. Na zdjęciu widać zachodnią fasadę z XV-wiecznym portykiem.

W katedrze spodobały mi się:

nawa główna,

prezbiterium z pięknymi drewnianymi stalami,

krużganki

i piękne, kamienne rzeźby.

W czasie wolnym wędrowałam i fotografowałam co popadnie. Pokażę Wam piękną bazylikę Congregados

Tu z kolei przestraszył mnie ten oto ponury zakonnik

Za chwilę zaś rozbawił mnie zielony smok.

Poprosiłam koleżankę z wycieczki o zrobienie mi zdjęcia w tak pięknych okolicznościach przyrody ;)

Niedługo spotkamy się w Guimaraes :)

13 października 2018 , Komentarze (8)

Sanktuarium Dobrego Jezusa z Góry (Bom Jesus do Monte) - niesamowite miejsce niedaleko Bragi.

Na początku XVIII wieku, arcybiskup Bragi - Dom Rodrigo de Moura Teles, wymarzył sobie cudowne schody prowadzące do sanktuarium. Barokowy kościół i schody, ukończono dopiero na początku XIX wieku.

Oto sanktuarium Bom Jesusu do Monte.

I jego zdobne wnętrze.

Ale to nie samo sanktuarium przyciąga tłumy turystów, tylko te wspaniałe barokowo-rokokowe schody.

Górna ich część poświęcona jest Trzem Cnotom – Wierze, Nadzieji i Miłości - symbolizowanym przez trzy fontanny.

Środkowa część konstrukcji, zwana jest Schodami Pięciu Zmysłów. Ozdobne fontanny, korespondują z płaskorzeźbami przedstawiającymi Wzrok, Słuch, Smak, Powonienie i Dotyk. Oto dwie z nich:

U ich stóp bije Fontanna Pięciu Ran Chrystusa. Z pięciu pól na tarczy herbowej Portugalii, tryska pięć strumieni wody.

Dolna część schodów, to Kalwaria, ze stacjami pasyjnymi. Ale - niefrasobliwie skacząc po schodach - lekko skręciłam sobie kostkę. Zrezygnowałam z robienia zdjęć, bo miałam nowe zajęcie, patrzenie pod nogi :)

W drodze do Bragi nasza pilotka opowiedziała nam legendę o Kogucie z Barcelos. Pewien Hiszpan, pielgrzymujący do Santiago de Compostela, zatrzymał się w Barselos, żeby pracą zarobić na dalszą drogę. Pracował w gospodzie i tam ujrzała go i pokochała, córka właściciela gospody. Pragnęła wyjść za niego. Poczyniła znaczące kroki, co w tej kulturze nieczęsto się zdarza. Ale, gdy mężczyzna odrzucił jej zaloty i szykował się do dalszego pielgrzymowania, nieszczęsna, targana sprzecznymi uczuciami, rzuciła na niego fałszywe oskarżenie o kradzież cennych sreber. Dalej było jak w kiepskim romansie. Mimo zapewnień o swej niewinności, Hiszpan został skazany na śmierć przez powieszenie. W swym ostatnim słowie przepowiedział, że w dowód jego niewinności zapieje pieczony kogut, którego właśnie spożywał sędzia. I tak się też stało. I, o dziwo, tak też się stało. A mężczyznę uniewinniono w ostatniej chwili.

Od owego legendarnego ocalenia, kogut z Barcelos utożsamiany był z uczciwością i prawdomównością. A nawet stał się narodowym symbolem Portugalii.

Następny przystanek to Braga :)

12 października 2018 , Komentarze (13)

Viana do Castelo, jest bardzo ładnym miastem przy ujściu rzeki Limy do Atlantyku. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od wzgórza Monte de Santa Luzia na którym zbudowano bazylikę świętej Łucji, wzorowaną na paryskim Sacre Coeur. Widok spod bazyliki, na miasto jest przepiękny. Przy dobrej widoczności to po prostu cudo.

Nieco powyżej bazyliki. znajduje się elegancki hotel Pousada Viana do Castelo.

A oto widok z miasta na wzgórze z bazyliką

Przy zwiedzaniu miasta nie mogłam ominąć placu Praca da Republika, z XVI wieczną fontanną.

Znajdują się na nim dwie historyczne budowle: dawny ratusz z gotyckimi arkadami i herbem króla Jana III

i unikatowa budowla renesansowa z XVI wieku z podcieniami i kariatydami - kościół Igreja da Misericordia

Niedawno postawiono na placu pomnik, ku pamięci portugalskiego żeglarza Diogo Álvares Correia. Facet zrobił niesamowitą karierę - od rozbitka u brzegów Brazylii, do męża indiańskiej księżniczki. A w końcu, pośrednika w handlu z Portugalczykami. Indianie nadali mu przydomek Caramuru (nazwa miejscowej ryby). Pomnik Caramuru i Paraguaçu, jego żony:

Podziwiałam jeszcze, przypominający twierdzę, XV-wieczny kościół Igreja Martiz, którego portal ozdabiają gotyckie figury apostołów.

Historyczna ciekawostka: kobiety z Viany cały swój majątek w postaci złotej biżuterii, nosiły na sobie. Najczęściej były to złote łańcuszki i serduszka z Viany (z których miasto słynie).

Kolejna ciekawostka: ślubny strój panny młodej zawsze jest czarny. 

W czasie wolnym, pospacerowałam po starych uliczkach.

Następny będzie Bom Jesus :)

11 października 2018 , Komentarze (11)

Aveiro miało długie lata świetności, od czasów rzymskich, do roku 1575. Wtedy mierzeja dająca ważnemu portowi osłonę od fal morskich zamknęła się całkowicie po długotrwałych, potężnych sztormach. Aveiro utraciło rozmach gospodarczy i podupadło. W roku 1808 los się odwrócił, sztormy przerwały mierzeję. Miasto zaczęło lepiej funkcjonować. Ma ono wiele kilometrów kanałów, po których pływają piękne, kolorowe łodzie o zakrzywionych dziobach (molicerios).

Miasto Aveiro nazywane jest portugalską Wenecją. Głównym punktem programu zwiedzania jest wycieczka w molicerio po kanałach.

W oczekiwaniu na naszą łódź spacerowałam po pobliskich uliczkach i podziwiałam secesyjne kamienice.

Przewodnik opowiadał nam ciekawostki na temat miasta, np. że od X wieku produkowano w Aveiro sól w salinach, czyli zakładach produkujących sól z wody morskiej. Przemysł ten i obecnie przysparza miastu sporych dochodów. Podobnie jak uprawa ryżu i pozyskiwanie glonów morskich.

Pobyt w Aveiro był miłym zakończeniem drugiego dnia zwiedzania :)

10 października 2018 , Komentarze (16)

Vtalia znowu przycięła mi tekst i nie chciała puścić zdjęć znalezionych w internecie więc musiałam przygotowany tekst nieco zmodyfikować.

W drodze na parking zajrzałam do malutkiego muzeum etnograficznego. Chociaż manekiny są nijakie, rzućcie okiem na stroje rybaków i ich żon.

Zjechaliśmy na dół autokarem i mieliśmy czas wolny. To był jedyny raz na tej wycieczce, kiedy nie poszłam nic zjeść (chociaż Nazare słynie z grillowanych sardynek).

Cudna plaża i zjawiskowe fale zrobiły na mnie takie wrażenie, że nie mogłam od nich oczu oderwać.

Spacerując po plaży, natknęłam się na kolorowe łodzie rybackie.

Podobno jeszcze niedawno, łodzie wyciągane były na plaże i ściągane do wody przez zaprzęgi wołów.

Teraz woły zostały zastąpione przez małe traktorki.

Na plaży tej podziwiałam również rusztowania z suszącymi się dorszami.

Do miasteczka można, od poziomu morza, wjechać taką oto kolejką, wspinającą się na wysokość 110 metrów (tzw. kolejka zębata, z asekurującymi zębami przy kołach)

Ostatnie minuty spędziłam na zerkaniu w uliczki Nazare. Na tym, na przykład, zdjęciu widać, jak nowe wypiera stare. Skromne, ale ozdobione malunkami chaty rybackie podupadają, nie są w stanie powstrzymać ekspansji hoteli i nowoczesnych wilii.

Następnym razem będzie Aveiro:)

9 października 2018 , Komentarze (14)

Nazare, to przecudnej urody wioska rybacka. Według legendy, nazwę swą wywodzi od figurki Matki Boskiej, wyrzeźbionej przez świętego Józefa, którą pewien mnich przywiózł z Nazaretu w IV wieku. Figurka stała przez długi czas w portugalskim klasztorze, a potem została ukryta przed Maurami, w jaskini ukrytej w klifie.


Teraz, otoczona czcią, ma swoje miejsce w XVII-wiecznym, barokowym kościele Nossa Senhora da Nazare (Naszej Pani z Nazare).

Warto tutaj wspomnieć o drugiej legendzie. Matka Boska, w 1182 roku, w cudowny sposób uratowała miejscowego możnowładcę Piniona (inne źródła dowodzą, że uratowanym był słynny rycerz Rouphino), który w pogoni za jeleniem runął we mgle z wysokiej skały. Matka Boska pochwyciła go w swój płaszcz. W podzięce za cudowne uratowanie życia dygnitarz, w miejscu wypadku, wybudował kapliczkę Ermida da Memoria (Pustelnia ku Pamięci). 

Cudowne ocalenie, upamiętnione zostało na ceramicznej mozaice na ścianie kapliczki.

Ocalenie zostało też uwiecznione na obrazie anonimowego malarza w kościele Naszej Pani z Nazare

Zarówno kapliczka jak i kościół oraz obowiązkowy targ, znajdują się w miasteczku, wysoko na klifie.

Na tym właśnie targu, kupiłam pyszne figi i daktyle (miejscowi mają jakiś swój sposób preparowania, zachowujący pełnię smaku). Spójrzcie na moją sprzedawczynię, malowniczo wyglądającą żonę rybaka.

Zauważyliście jak nastroszona jest jej spódnica? Otóż żony rybaków z Nazare, gdy mężowie wypływają w morze, zakładają kilka warstw spódnic. Codziennie zdejmują jedną. A ostatnią zrzucają, gdy mąż wraca do domu;)

Na tym zdjęciu znalezionym w internecie widać wirujące spódnice kobiet na tradycyjnym festynie.

Dodaj komentarz

8 października 2018 , Komentarze (21)

Alcobaca to następny punkt programu. Przyjechaliśmy tu, żeby podziwiać największy w Portugalii kościół, słynący z gotyckiej architektury. Alfons I Zdobywca, ogłosił się królem Portugalii w roku 1139. Rok wcześniej sprowadził do siebie zakon cystersów, obiecując im że wybuduje dla nich potężny kościół. Było to zagranie polityczne, bo cystersi mieli dobre układy z papieżem, który poparł starania Alfonsa I o niezależną od Hiszpanii koronę. Swoje zobowiązanie Alfons I zaczął wypełniać dopiero po zwycięstwie nad Maurami. Oraz odbiciu Lizbony, w czym pomogli mu angielscy krzyżowcy udający się do Ziemi Świętej. Budowa opactwa trwała siedemdziesiąt lat. Osiągnięty efekt był i jest imponujący.

Po obu stronach głównego wejścia stoją marmurowe figury świętego Benedykta i świętego Bernarda.

Bardzo mi się spodobała w swej elegancji i prostocie nawa główna.

Wszyscy zwiedzający odwiedzają nagrobki króla Piotra I i Ines de Castro. Ale też ich historia przypomina romans skrzyżowany z horrorem. Otóż, po śmierci żony i spłodzeniu swojego następcy, Piotr sprzeciwił się woli swojego ojca, króla Alfonsa IV i odmówił ożenku z kolejną księżniczką hiszpańską. Związał się nieformalnie z ukochaną dwórką Inez de Castro, z którą mieli kilkoro dzieci. Rosnąca pozycja Inez nie spodobała się królowi. Swego syna wysłał na wojnę, a do Inez posłał trzech siepaczy. Po powrocie z wojny Piotr nie zdołał nawet odnaleźć grobu ukochanej. Lecz już dwa lata później, po śmierci Alfonsa, wstąpił na tron i dopadł jej dwóch z trzech zabójców (tylko dwóch bo trzeci przezornie zwiał wcześniej za granicę). Torturami wydobył z owych dwóch oprawców informację, gdzie pochowali Inez. No i tu zaczyna się horror. Piotr posadził rozkładające się zwłoki Inez na tronie i podczas ceremonii jej koronacji rozkazał wszystkim dworzanom, całować dłoń ukochanej. Następnie przewidująco polecił zbudować dwa sarkofagi. Jeden dla Inez a drugi swój. Te piękne, marmurowe nagrobki ustawione są stopami do siebie. Według legendy, król wymarzył sobie, że w Dzień Sądu Ostatecznego, jako pierwszą zobaczy ukochaną.

Przedstawiam detale nagrobków

Kolejnym miejscem wartym obejrzenia są Krużganki króla Dionizego, które świadczą o zamiłowaniu cystersów do prostoty.

A to ja, pod drzewem pomarańczy, na dziedzińcu wśród krużganków.

Trasa zwiedzania doprowadziła nas do Sali Królów. Jej ściany ozdobione są azulejos ze scenami założenia opactwa oraz figurami kolejnych portugalskich królów:

W tym refektarzu mnisi spożywali posiłki:

A w tym piecu podobno można było upiec całego wołu:

Dla wygody, wodę do kuchni, doprowadzano, specjalnymi urządzeniami w stylu akweduktu.

Na zakończenie, cudnej urody, manueliński portal przy wejściu do zakrystii.

W czasie wolnym miałam ogromną przyjemność napić się kawy i zjeść specjalne, o sekretnej recepturze, ciastko. Oto reklama wyboru ferowanych przez kawiarnię specjałów.

Miałam też czas na posłuchanie występów solistów, śpiewających w bramie wejściowej prowadzącej do opactwa cystersów.

Na zwiedzanie samego miasteczka pozostało już niewiele czasu. W drodze do autobusu zrobiłam parę zdjęć, bo miałam Zorkę pięć;)

Przed nami Nazare:)

7 października 2018 , Komentarze (25)

Zaraz po śniadaniu, wyruszyliśmy autostradą Henryka Żeglarza do Lizbony. Zwiedzanie stolicy Portugalii zaczęliśmy od dzielnicy Alfamy i katedry Se. Została ona wybudowana w miejscu dawnego meczetu, dla pierwszego biskupa Lizbony, angielskiego krzyżowca Gilberta z Hastings, w roku 1150. Niestety, częste trzęsienia ziemi, mocno ją uszkodziły. Tylko fasada z bliźniaczymi wieżami i cudną rozetą zachowała się ze swym dawnym, romańskim charakterem.

Wnętrze katedry jest surowe, bez bogatych zdobień.

Wśród dziewięciu gotyckich kaplic najbardziej spodobała mi się kaplica Franciszkanów. A w niej chrzcielnica w której ochrzczono świętego Antoniego ( patron Portugalii). Ściany kaplicy są zdobne w piękne azulejos. Portugalia słynie z pokrywania ścian ceramicznymi płytkami, najczęściej w kolorze niebieskim.

Opuściliśmy katedrę i wyruszyliśmy do zamku Sao Jorge. Na ulicach Lizbony tramwaje nie mają wydzielonych torowisk. Tą samą drogą poruszają się wszystkie inne pojazdy :)

Pierwszy nasz punkt widokowy: Portas do Sol, z którego oglądamy wspaniały widok na dachy Alfamy oraz klasztor i kościół świętego Wincentego .

Na pobliskim placu stoi figura świętego Wincentego, patrona Lizbony.

A przez tę bramę wchodzimy na teren zamku Sao Jorge

Zaraz przy wejściu znajduje się pomnik rycerza Alfonsa Henriquesa, który razem z krzyżowcami odbił zamek z rąk Maurów w roku 1147

Z kolejnego tarasu widokowego podziwiamy dachy dzielnicy Alfamy i płynącą poniżej rzekę Tag

a także zrujnowany przez trzęsienie ziemi klasztor karmelitów w którym znajduje się muzeum archeologiczne

oraz słynną windę Santa Justa wykonaną przez ucznia Gustava Eiffela ( ta czarna).

Te mury nie są średniowieczne. Tak jak nasza warszawska starówka, to rekonstrukcja. Zamek został odbudowany w latach trzydziestych na polecenie portugalskiego dyktatora Salazara.

W takim miejscu nie mogło zabraknąć królewskich ptaków.

Schodzimy starymi uliczkami z domami o ścianach ozdobionych muralami, przedstawiających słynnych artystów fado. Pierwszą osobą określaną pieśniarką fado była Maria Severa. Cygańska kurtyzana śpiewająca w dzielnicy Mouraria.

Dochodzimy do Placu Rossio z Teatrem Narodowym

I widokiem na zamek Sao Jorge

Przyznaję, że spacerując po tym placu miałam wrażenie jakbym płynęła :)

Obejrzałam też piękny budynek Dworca Rossio

Po czasie wolnym na spacery, pojechaliśmy do dzielnicy Belem.

Zwiedzanie zaczęliśmy od klasztoru Hieronimitów. Jest to kompleks klasztorny uważany za perłę architektury manuelińskiej. Jego budowę zlecił król Manuel I w roku 1502, jako dziękczynienie za odkrycie drogi do Indii przez Vasco da Gamę. Wszystkie koszty wieloletniej budowy były pokrywane z ogromnych zysków handlu korzennego.

Najpiękniejszy jest portal południowy

Wewnątrz znajduje się XIX wieczny nagrobek Vasco da Gamy. Rzeźby przedstawiają elementy symbolizujące podróże morskie

W kościele znajdują się również nagrobki Manuela I i jego żony Marii wsparte na rzeźbionych słoniach

W kolejnej kaplicy możemy zobaczyć pusty nagrobek króla Sebastiana, który nigdy nie wrócił z bitwy w Al-Kasr al-Kabir. W tej bitwie z Maurami poległo wiele tysięcy jego żołnierzy, a jeszcze więcej zostało sprzedanych do niewoli.

Następnie udaliśmy się pod Torre de Belem, gdzie zostaliśmy poczęstowani słynnymi babeczkami z Belem

Sama wieża jest najwspanialszą budowlą militarną w Portugalii i kolejnym przykładem piękna architektury manuelińskiej.

Teren parkowy wokół wieży jest jednym z ulubionych miejsc spaceru i wypoczynku lizbończyków.

A tutaj olbrzymi kompas z mapą szlaków odkrywców z XVI i XVI wieku, podarowany przez Republikę Południowej Afryki. Jest to mozaika w bruku ulicznym.

Na sam koniec pokażę wam Pomnik Odkryć Geograficznych, który odsłonięto dla uczczenia 500 rocznicy śmierci Henryka Żeglarza. Są na nim przedstawieni najwięksi, portugalscy żeglarze i ich możni królewscy mecenasi. Sam Henryk Żeglarz został wyrzeźbiony z przodu karaweli.

Ciąg dalszy nastąpi...