Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Niepostrzeżenie w ciągu ostatnich dziesięciu lat z chudzielca (51 kg) przepoczwarzyłam się w kobietę wypukłą, zwłaszcza w okolicach brzucha. Nadal się dziwię, że nie wbijam się w rozmiar 36 ani nawet 38! Chciałabym się nieco spłaszczyć i odzyskać dawną ruchliwość i energię. Aktualizacja: styczeń 2012 już się wbijam w 38! :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 48323
Komentarzy: 404
Założony: 21 kwietnia 2010
Ostatni wpis: 2 lipca 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Cyklistka

kobieta, 56 lat, Glo

168 cm, 71.40 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: 60

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

23 kwietnia 2010 , Skomentuj

Wczoraj na kolację zjadłam pyszne racuchy drożdżowe z jabłkami. Nie powiem ile, bo trochę się wstydzę... A jednak taka publiczna spowiedź działa, bo wprawdzie zjadłam więcej, niż powinnam, ale i tak mniej, niż gdybym nie pisala tego bloga. Jakieś światełko więc widać...

Niestety nie biegałam dziś, bo ledwo zwlokłam się z łóżka - zakwasy:) Przebiegnę się po południu kiedy trochę mi przejdzie...

Dziś na śniadanie trzy zimne racuchy (mniam, tak samo pyszne, jak ciepłe), a na drugie twaróg z tuńczykiem. To chyba dietetyczne danie?

Majtki Bridget Jones trzymają moją figurę w ryzach:)

22 kwietnia 2010 , Komentarze (2)

 

Miałam zamiar przejść się na spacer, ale niestety mam za dużo pracy. Trochę się ogarnę i może jeszcze zdążę... Dietę dziś grzecznie utrzymuję. Na śniadanie bułka razowa (twarda jak kamień) z białym serkiem, po drodze banan i teraz koniec sałatki kurczkowo-kukurydziano-awokadowej. Nadal uważam, że odmawianie sobie smaków (w tym majonezu) nie ma sensu. Dieta ŻP to najlepsza z diet, jeśli już.

Poranny jogging nadal mnie rozwesela. Choć nigdy na oczy nie widziałam endorfiny, to może jednak czas w nie uwierzyć? Wesoło mi i nie przejmuję się gierkami w korporacji :)

22 kwietnia 2010 , Skomentuj

 

Drogi Pamiętniczku,

Zasługuję na pochwałę. Mimo, że obudził mnie zacinający w szyby lodowaty deszczyk, dotrzymałam danego sobie słowa i poszłam biegać. Kondycję to ja mam lichą, ale mimo to parę razy przetruchtałam wokół stawu i raz wokół boiska. Przy okazji zobaczyłam, jakich zmian dokonała nasza prężna spółdzielnia w osiedlowym parku. Szacunek.

Po joggingu zrobilam śniadaniowe zakupy - mnóstwo bułek dla chłopców i sok warzywny oraz biały ser dla siebie. Wczoraj oglądałam ciekawy program o odchudzaniu w kuchnia.tv. Otóż trzy istotne elementy odchudzania to białko (które dłużej utrzymuje uczucie sytości), wapń (który jakoś magicznie wiąże tłuszcz i pomaga go wydalać) i ruch, bo chociaż w trakcie samych ćwiczeń dużo się nie spala, to to działanie utrzymuje sie nawet po. Postanowiłam wziąć sobie do serca te rady. I jeszcze jedno. na przykładzie ochotniczki pokazano, że nawet odrobina ruchu więcej sprawia, że możemy spalić kilkaset kalorii dziennie. A ten ruch to wejjście po schodach, spacer o przysłowiowy przystanek wcześniej, itp. Postanawiam wrócić do tradycji spaceru w ciągu dnia. W końcu kazdy ma prawo do przerwy, prawda?

 

21 kwietnia 2010 , Skomentuj

 

Dziękuję za komentarze, to one dodają mi motywacji, a nie ważenie. Nadal obstaję przy swoim: brzuch rano tak samo wystaje jak wieczorem (a nawet bardziej, bo trzeba wiązać sznurowadła ;)), więc jaki pożytek z ważenia? Jeżeli te dwa kilogramy to kwestia poranka i siusiu to znaczy, że nie mają nic wspólnego z moim celem.

A ten cel widzę w spłaszczeniu i rozruszaniu. Pogoń za kilogramami mnie aż tak nie interesuje :)

21 kwietnia 2010 , Komentarze (2)

 

Jak zwykle po powrocie do domu rzuciłam się na jedzenie. Trochę sałatki, i bułeczki, zupa pomidorowa z makaronem (dużo makaronu, o śmietanie nei wspomnę), kieliszek wina, bo zostało, chyba z dziesięć sucharków z czego osiem z dżemem truskawkowym (takim wysokosłodzonym ma się rozumieć...)

No chyba od takich kolacji się nie chudnie?

Jutro do pracy jadę samochodem, bo zapowiadają deszcz, a jeszcze takim hardcorem nie jestem.

I jeszcze obserwacja społeczna: dziś byłam u koleżanki, żeby się zważyć - sama w domu wagi nie mam - a ona mi uporczwie powtarzała, że ważyć sie należy rano, na czczo. Wtedy będę ważyla o 2 kilogramy mniej... A ja pytam, co to za różnica? I po co się oszukiwać? Chyba widzę się w lustrze (a szczególnie na zdjęciach) i wiem, dlaczego mi sie ten stan nie podoba. Jaką różnicę robią głupie dwa kilogramy (w które zresztą nie wierzę) na papierze czy w wyobraźni?

 

 

21 kwietnia 2010 , Skomentuj

 

Spróbuję zapisywać, co jadłam. Może, jak cały świat będzie to czytał, to spróbuję się ograniczyć;)?

Śniadanie: pyszna aromatyczna, świeżo mielona kawa z kroplą mleka, trzy opieczone kromki prawdziwej bułki z twarożkiem (nie oszukujmy się, tłustym ze śmietaną) i rzodkiewką.

W pracy: sałatka z kurczaka z kukurydzą, awokado, chili i majonezem. Mniam, na ostro. Plus dwie kromki razowego chleba ze słonecznikiem.

Soczek pysio jagodowo truskawkowo jakiśtam. Słodziutko.

Mam też owocowe zapasy. Gruszkę, banany i jabłka...

 

21 kwietnia 2010 , Komentarze (1)

Drogi Pamiętniczku!

Wczoraj zjadłam ostatni kawałek pysznego daktylowego ciasta, napompowałam koła w rowerze i postanowiłam spróbować...

Pierwsza wycieczka rowerowa nastawiła mnie tak pozytywnie, że dziś przyjechałam  rowerem do pracy. Trasa nie jest może bardzo przyjemna, bo prowadzi wzdłuż ruchliwych ulic, ale z radiem w uszach da się wytrzymać. Ścieżka rowerowa jest w miarę wygodna, pomijając zapiaszczone fragmenty, w kórych mój miejski wąskokołowy rower nieco grzęźnie.

Postanowiłam nigdy nie stosować żadnych drakońskich diet, pewnie nie ma też takiej potrzeby. Moja figura mieści sie jeszcze w ramach "normalności", a poza tym jestem sybarytką i rezygnacja z dobrego jedzenia nie wchodzi w grę. Postanawiam więc tylko się rozruszać i ograniczyć cukry oraz alkohol.