Pamiętnik odchudzania użytkownika:
0moniczkaa0

kobieta, 32 lat, Łódź

165 cm, 56.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

31 lipca 2012 , Komentarze (2)

 

Witam moje drogie panie;) Jak Wam minął poniedziałek? U mnie było dość burzliwie..i bynajmniej nie chodzi o pogodę;/.....Wstałam ok. 6.40, zjadłam małe śniadanie i poszłam ćwiczyć, zrobiłam mój "zestaw podstawowy" czyli rowerek, hula hop i rozciąganie, jednak w połowie ćwiczeń moja mama rozpętała mi wielką awanturę....o co? zaskoczę Was....o ilość ćwiczeń;) czyli standart, w moim domu nie ma innej rozmowy tylko albo jestem za chuda, albo za dużo ćwiczę....Dokończyłam ćwiczenia i poszłam zrobić sobie owsiankę, musiałam sobie odbić cały tydzień bez owsianki dlatego dzisiejsza porcja była ogromna a jutro planuje taką samą;D owsiankę mogłabym jeść litrami;), potem była kawka, obiad, podwieczorek...no i właśnie tutaj zaobserwowalam coś niepokojącego... po obiedzie mimo upływu kolejnych 3 godzin, wcale nie byłam głodna, jednak miałam wychodzić z domu na zakupy dlatego nie miałabym okazji zjeść podwieczorku, dlatego uznałam że mimo braku uczucia glodu zjem coś małego....i zaczełam grzecznie od 2 wafli ryżowych i takiego małego deserku "gratka", potem stwierdziłam że zjem sobie jeszcze chociaż ogóreczka, i tak zajdłam pierwszego, drugiego, kolejnego, obok leżały pomidory..więc zaczełam jeden plasterek, drugi, trzeci, kolejny. Byłam już tak pełna że robiło mi się niedobrze, ale zrobiłam sobie jeszcze kanapke z chleba żytniego, potem zjadłam jeszcze trochę pomidorów i ogórków....niby kalorycznie wyszło wszystko w normie, no ale poporstu było mi niedobrze;/ a mimo to jadłam.....niepokoi mnie to bo tak właśnie było kiedy miałam kompulsy, wpadałam w trans i żarłam, żarłam, żarłam..oczywiście wtedy ilości były nieporównywalnie większe i też rodzaj jedzenia się różnił, bo teraz są to np. warzywa, a wtedy słodycze, chleb z majonezem..generalnie wszystko co miało najwięcej kalori.....I kurczę ostatnio coraz częściej tak mam..nie czuje głodu, a nawet czuje już przejedzenie ale jem dalej no bo przecież, jak zjem jeszcze ogórka to te kilka kalori nie zrobi większej różnicy, bo odejme to sobie od innego posiłku..no i niby to jest racja, ale boje się że to się przerodzi w kolejną obsesję..i doprowadzi mnie znowu do kompulsów...dlatego mój cel na najbliższy okres to jeść bardziej świadomie i nie przejadać się.

Poszłam na te zakupy i straciłam kuupe kasy;( ale za to mam ładną szarą spódniczkę, masażer na udka z rossmana, i coś z czego jestem najbardziej zadowolona;) kupiłam sobie balsam eveline chłodzący 400ml, który normalnie kosztuje ok 22zł, a ja wychaczyłam jedno jedyne opakowanie które było przecenione na 9zł a dlaczego? bo ten dozownik jest urwany, ale to nic bo takie samo puste opakowanie po balsamie mam w domu także przełoże sobie dozownik i tym sposobem mam balsam za ponad połowe ceny;) kupiłam jeszcze jakieś drobiazgi- krem mamie bo prosiła, wafle ryżowe, jakieś serki, marchewki....i prawie 70zl poszło...

Ale w tym sklepie z ciuchami sie zdołowałam....jest tyle cudownych rzeczy które chciałabym sobie kupić, tyle fajnych bluzek, sukienek, spodni ehhh....ale nie stać mnie na to;/stać mnie na jedną marną spódniczkę....a w najbliższym czasie musze kupić sobie tusz do rzęs, puder, musze iść do fryzjera bo moje włosy pozostawiają wiele do zyczenia....chciałam kupić sobie hula hop z masażerem, kupić kredki do oczu, kilka zeszytów ( na uczelnie, i chciałam założyć taki dziennik w którym zapisuje posiłki ćwiczenia itd-moj obecny się już kończy)..i skąd mam na to wziać pieniądze? przecież nawet nie dostałam pierwszej wypłaty....a kiedy już ją dostane to będą jakieś marne grosze;/

No i skoro juz jesteśmy przy temacie pieniądza, to opowiem Wam jaka jest u mnie sytuacja rodzinna...mianowicie mój brat teraz wyjeżdza na kilka dni..i oczywiście przyszedł do mnie pożyczyć pieniądze....i u mnie to jest tak zawsze, jak tylko wyczują że moge miec jakieś pieniądze ( no bo przecież teraz pracuje) to za wszelką cene szukaja sposobu żeby je ode mnie wyciągnąć. W zeszłym roku zapierdalałam całe wakacje, po to żeby na koniec "pożyczyć" wszystko rodzince....no bo jak to stwierdzili "do kogo mają iść do sąsiada"?, myslicie że coś mi oddali? nie dostałam ani grosza z ponad 2tys. Potem chcieli 200zl..."pożyczyłam"......miesiąc temu matka chciała 20 zl...., teraz znowu brat chciał 200zł- pokłociłam sie z nim i powiedziałam ze nie pożyczę...to oczywiście się obraził, doprowadził mnie do poczucia winy..i następnego dnia mu pożyczyłam. W sumie wiszą mi już prawei 2,5 tys. zł....już to widzę jak mi oddają....matka nie jest w stanie oddać mi 20 zł a co dopiero resztę.....

I właśnie dlatego nie chciałam iść do pracy....no bo po co mam się męczyć skoro i tak gówno z tego mam... do końca wakacji zarobie może 2tys. zł, może nawet nie...i co mam zrobić z tymi pieniędzmi? na co je przeznaczyć? mam tyle wydatków że nie wiem co jest ważniejsze..bo na wszystko napewno nie starczy.....o ile moja rodzinka nie wydębi ich ode mnie.....Nawet nie myśle o takich rzeczach jak prawo jazdy czy samochód.....chyba za 10 lat będzie mnie na to stać.....Musze myśleć już o zimie...nie mam kozaków, więc trzeba będzie odłożyć na to pieniądze, to samo kurtka, może coś na Sylwestra, więc na to już muszę liczyć minimum 600 zł a i tak wątpie żebym się wymieściła w tym, nie mam ciuchów bieżących- spodni, t-shirtów, jakiejś bluzy, no i chciałabym sobie kupić rower.....skoro na samochód i prawko nie mam szans to chociaż w ten sposób chciałabym przypieczętować całe wakacje ciężkiej pracy....ale czy się uda? nie mam pojęcia czy mi na to wszystko starczy...ale czarno to widzę niestety;/, powiem więcej jestem pewna że nie starczy;(...biorąc pod uwage że chciałam zostawić jeszcze trochę  pieniędzy do dyspozycji na takie bieżące wydatki w ciągu roku, typu jedzenie np.

Dobra wrzucam dzisiejsze menu i ide się myć i szykować na jutro do pracy;/

 

30.07.2012 poniedziałek

6.45-7.07 śniadanie

2 kromki chleba żytniego, ogórki kiszone, ketchup, szczypiorek-230kcal

ćw-2h rowerek stacjonarny

-1h hula hop

-20min rozciąganie

11.30-12.00 II śniadanie

owsianka (mega porcja;)) +plsterki pomidora, ogóreki kiszone-470 kcal

14.45-15.10 obiad

gotowana pierś z kurczaka (105g), ziemniaki(250g), mizeria-430kcal

18.10-18.50 podwieczorek

deserek "Gratka", 2 wafle ryżowe, kromka żytnia zwędliną drobiową i pomidorem, dużo ogórków kiszonych, ok 250g pomidora-360kcal

21.40-22.10 kolacja

serek wiejski lekki, 2 wafle ryżowe, 2 marchewki, 2 ogórki kiszone-260kcal

RAZEM-1750kcal

 

29 lipca 2012 , Komentarze (6)

Witam:)

Przepraszam dziewczyny że tak długo się nie odzywałam...ale poprostu zwyczajnie nie mam siły. Jak wiecie od jakiegoś czasu pracuje. Pracuje codziennie ok.8-9h z wyjątkiem niedzieli, najgorsze są jednak poranne godziny, ponieważ czasem zaczynam pracę o 5.30, dlatego muszę wstać już ok. 4 rano, no chyba że mam 2 zmianę wtedy ide na 14 i jestem do wieczora. Czy praca jest męcząca? hmmm zależy od dnia, są takie dni kiedy cały czas biegam, ale są też taki kiedy dosłownie nie mam co robić, nudze się i co minute spoglądam na zegarek w nadzieji że mineła już kolejna godzina

A co z dietą i ćwiczeniami? Bałam się jak rozłoże godziny posiłków....no więc przerwy jako takiej nie mam.....;/, poprostu jak mam chwile to jem, także godzine wyznaczam sobie sama. Jem zwykle w biegu bo raczej nie ma mowy o tym że siadam na 15-20 min i mam ustawową przerwę....Wygląda to tak że mniej więcej w połowie pracy zjadam na szybko kanapkę i tyle. Jeśli chodzi o ćwiczenia, to zostałam w brutalny sposób zmuszona do ich ograniczenia, zwykle każdego dnia musiałam zrobić tzw. "zestaw podstawowy" czyli 1h hula hop i 2h rowerka stacjonarnego, do tego ok. 20min rozciągania- czyli ćwiczenia które za bardzo mnie nie męczą, i oprócz tego jakieś ćwiczenia przy których się pocę czyli albo 1h marszu na bieżni, albo ćw z billym blanksem, albo pierwszy zestaw z Ewą Chodakowską, jednak te ćwiczenia przy których się poce musiałam robić kiedy nikogo z domowników nie było w domu bo gdyby zauważyli że poza rowerkiem i hula hopem robie jeszcze jakieś inne ćwiczenia to byłoby ze mną źle. Ale teraz niestety nie mam takiej możliwości bo wtedy kiedy ja jestem w domu i mogłabym ćwiczyć, ktoś z domowników równiez się w nim znajduje, a kiedy już wychodzą to wtedy i ja muszę wyjść do pracy...;/ dlatego moge robić jedynie ten "zestaw podstawowy" czyli cwiczenia które są przez nich w miare akceptowane. Dlatego staram się codzennie zrobić 1h hula hop, 2h rowerka i 20min rozciąganie i wierzcie mi że dla mnie to i tak jest bardzo mało:( Jesli ide na rano do pracy, ćwicze wieczorem, jeśli ide na 2 zmianę, wstaję rano i ćwiczę czyli tak jak robiłam do tej pory.

Moje menu tez musiało ulec pewnej zmianie. Mianowicie jeśli ide do pracy na rano nie ma mowy o owsiance;/ poprostu nie zdążyłabym jej zjesć, rano naprawde nie mam czasu;/ dlatego na śniadanie sa kanapki, potem w pracy też coś co zjem w biegu i na szybko czyli kanapka, dopiero na obiad podwieczorek czy kolacje moge zjeść coś innego. Ale nawet nie wiecie jakiego mam smaka na owsianke..od tygodnia jej nie jadłam bo nie miałam jak, a przecież nie będe jadła owsianki na obiad czy kolację;/, ale jutro dzięki Bogu mam wolne także owsianka na śniadanie MUSI być!!!

Co do wagi, to jak narazie bez większych zmian. Dzisiaj się zważyłam rano i zobaczyłam 47,6kg w zeszłym tyg. 47,7kg także mniej więcej jest stabilna, wymiary też jak narazie są ok. Strasznie się zdołowałam ostatnim puchnięciem, dlatego teraz jak głupia kontroluje wymiary kilka razy dziennie, i wiem że w udzie mam wahania ok 1cm między porankiem a wieczorem, taka sama sytuacja z wymiarami przed ćwiczeniami i po ćwiczeniach.

 

I powiem Wam jeszcze że ostatnio dopadł mnie troszkę wstydliwy problem....mianowicie wzdęcia..;/ są już nie do zniesienia, a męczę się właściwie od momentu rozpoczęcia pracy....może to jest przyczyną? Bo w koncu mój organizm musiał się trochę przestawić na inny tryb. Wcześniej wstawałam rano jadłam symboliczne śniadanko i ćwiczyłam ponad 3h mój "zestaw podstawowy", następnie jadlam ukochaną owsianke i potem coś robiłam, albo jeszcze coś ćwiczyłam, albo szłam na jakieś zakupy, potem jadłam obiad, podwieczorek, kolacje....A teraz? Jeśli mam na 2 zmianę to mój dzień wygląda podobnie, staram się wstać rano, zjesć coś malego potem ćwiczę, następnie owsianki potem gniam do pracy, i  zmianą tutaj są godziny posiłków bo napewno pomiędzy owsianką a posiłkiem w pracy jest większy odstęp czasu (ponad 4h), to samo między tym posiłkiem a kolacją też ok 4h.

Kiedy mam na rano do pracy, wstaje meega wcześnie zjadam mniej więcej w okolicach 5 rano kanapki na śniadanie, jednak tutaj śniadanie musi być obfite, nie takie jakie jem zwykle przed ćwczeniami. Kiedy już zjem, biegnę do pracy i ta sama historia dopiero po ok 4-4,5h ( czyli w okolicach 9-9.30) moge zjeść kolejny posiłek czyli kanapki, potem kolejne ok. 4h i w domu jem albo 3 sniadanie czyli jakiś mniej obfity posiłek nie gotowany, a potem dopiero późny obiad i kolacja, albo od razu jem obiad potem podwieczorek i kolacje,  także jest to pewna rewolucja dla mojego organizmu. Ale naprawde mam już dość tych wzdęć....jest też inny powód który biorę pod uwagę jako przyczyna wzdęć- ogórki kiszone, ostatnio moja mama zrobiła ich całe mnóstwo i praktycznie codziennie od jakiegoś tygodnia jem ich naprawde duże ilości.

Uff rozpisałam się, no ale co zrobić;) dzisiaj wyjda mi raczej tylko 3 posiłki bo zjadłam po 19, dość dużo, więc kolacje musiałabym zjesć po 22 a spać się polożyć ok 1 w nocy a myśle że padnę wcześniej;) Planuje jutro wstać przed 6 i ćwiczyć, i już czuje smak owsianeczki;) ok dziewczynki ja już spadam, trzymajcie się ciepło, nie moge obiecać kiedy napisze następnym razem bo sama tego nie wiem. Ostatnio po pracy i ćwiczeniach jestem tak zmęczona że jem kolacje i od razu zasypiam....czasem nie mijają nawet 2h od kolacji kiedy usnę i jestem wtedy na siebie strasznie wściekła, no ale nic nie poradzę;/

Aha na koniec dodam że w dalszym ciągu nie mam miesiączki, ale tak bardzo nie chce iść do lekarza....przecież wiem jak ta wizyta się skończy- tabletki...a tego boje się najbardziej;/

 

Dzisiejsze menu

10.30-11.00 śniadanie

4 kromki chleba żytniego z wędliną drobiową, ogórkiem kiszonym, pomidorem i ketchupem- 450kcal

ćw- 1h hula hop

-5min rozciąganie;(

14.40-15.00 obiad

gotowany udziec z kurczaka(111g), ziemniaki (275g), mizeria-490kcal

ćw- 2h rowerek stacjonarny

-20min rozciąganie

18.50-19.20 podwieczorko-kolacja :D

3 wafle ryżowe+ ogrom ogórków kiszonych, serek "Danio" z musli Fitella jogurtowym- 520kcal

RAZEM ok. 1460kcal

Troszkę mało ale tak jak pisałam, nie jem już nic bo bardzo późno musiałabym pójść spać. Buźka;*

15 lipca 2012 , Komentarze (5)

Dlaczego puchnę....dlaczego dzisiaj znowu wymiary się powiększyły....Mam już tego serdecznie dość...co kurwa robie nie tak? Czy nie moge tak jak inne dziewczyny utrzymać tych samych wymiarów, ciągle coś sie musi dziać?? Co z tego że schudłam,, co z tego że wymiary się zmniejszyły? Czy chociaż się tym nacieszyłam??......Pierdole takie życie. Przepraszam dziewczyny ale ja mam już naprawde tego dość....tyle mnie to wszystko kosztuje, i co? I z dnia na dzień +2cm w udzie? W miejscu moich największych kompleksów. I co z powietrza? Chce mi się płakać!!!! Nie mam już siły na to wszystko....Poporostu nie mam siły.....

14 lipca 2012 , Komentarze (2)

Witam Was Kochane:)

Nie pisałam wczoraj bo już nie miałam siły, musiałam pozałatwiać to i owo:) Ale może od początku:) Wczoraj rano nie ćwiczyłam bo na czczo pognałam na badania do pracy (do tej beznadziejnej o której pisalam ostatnio), pobranie krwi itd., pozałatwiałam lekarza, wróciłam do domu zjadłam owsiankę, ogarnełam kuchnię....zmywałam 1,5h bo tyyle było wszystkiego:), potem II śniadanie...nie miałam jak wcisnąć ćwiczeń bo mama była cały dzień w domu;/ dlatego zajełam się poprawianiem mojego CV, uznałam że nie moge osiąść na laurach i szukam pracy w dalszym ciągu. Wydrukowałam....poroznosiłam do....13 miejsc, wróciłam zmęczona do domu, zjadłam i dopiero wieczorem znalazłam czas na jakieś ćwiczenia.

Dzisiaj już tradycyjnie część ćwiczeń rano, jednak zaspałam więc od samego rana byłam wkurzona na samą siebie...oprócz tego...no cóż jestem niewolnicą centymetra...ten mały kawałek papieru jest wyznacznikiem mojego humoru w ciągu dnia.....Dzisiaj jak i z resztą już wczoraj pokazał kilka cm więcej tu i ówdzie....i pytam dlaczego? To mnie właśnie najbardziej denerwuje, nie chce już chudnąć za wszelką cenę, ale jeśli zobacze wymiar np uda to chciałabym żeby przynajmniej nie był większy następnego dnia....a tutaj wahania są ciągle, coś spadnie-ale za chwile znowu jest więcej, i m.in przez to boje się przestać czy ograniczyć ćwiczenia...no bo jeśli takie rzeczy dzieją się teraz to co będzie później? Nie wiem co robie źle....może jem za dużo jednak?

No ale co mam obniżyć kcal? To bez sensu.....Próbuje wychodzić z tego gówna ale takie sytuacje mi nie pomagają....gdybym tylko miała pewność że wymiary nie wzrosną, nie muszą być mniejsze....byleby nie wzrosły;/ a może to przez brak miesiączki;/

Później kolejna przykra sytuacja....tzn. przykra dla mnie czyli chorej idiotki;/ Mój brat poszedł kupić chleb i zamiast żytniego kupił jakiś inny. Zdrowy czlowiek powiedziałby "trudno-dzisiaj zjem inny chleb nic się nie stanie", ale dla chorej osoby to jest ogromny problem....kłótnia z bratem pogorszyła atmosferę...no i o co? o chleb?...żałosne...

Mineło kilka godz. emocje opadły i mój brat zaczął pewną rozmowę.....On tak naprawde jest jedyną osobą która toleruje moje ćwiczenia. On nie wie o moich problemach z psychiką...o tak skróplatnym liczeniu i zapisywaniu kalorii, o tym że pisze w pamiętniku na V, że spisuje jadłospisy.., ale przynajmniej trzyma moją strone w kwestii ćwiczeń, mówi że to właśnie dobrze że dbam o siebie itd. Zawsze w tej kwesti mnie popiera przy rodzicach.....Ale dzisiaj powiedział coś innego....Powiedział że widzi że coś niedobrego się ze mną dzieje, że to moje "odchudzanie" idzie za daleko, że przekraczam już pewną niebezpieczną granicę....że ok ćwicze i to jest w pożądku, ale to w jaki sposób podchodze do jedzenia zaczyna być chore (chodziło oczywiście o tą kłótnie o chleb), powiedział że widzi już że jestem za chuda, że boi się że niedługo po każdym posiłku będe biegać do łazienki żeby zwymiotować. Oczywiście były też uwagi że on obiektywnie może stwierdzić że chłopakom za chude i kościste dziewczyny się nie podobają....Powiedział że to już zaczyna być u mnie jakaś obsesją, że niedlugo przerodzi się w poważną chorobę.....że wpadne w anoreksje albo bulimie....;/

ehhh on tylko nie wie że u mnie to już jest choroba i obsesja, ale nie moge się przyznać do tego;/.... przez te jego słowa wiem że muszę mniejszą wagę przywiązywać do jedzenia....odpuścić trochę, bo to jest nie do zniesienia, jak ta klótnia o chleb;/ A wiecie dlaczego tak sie dzieje, bo chciałabym żeby każdy posilek był idealny....bo wiem że jeśli zjem coś, np. suchy chleb..(o to była kłótnia- że jutro będe jeść resztke suchego chleba, bo on nie kupił mi świeżego), to potem do nast. posiłku muszę czekac ileś godzin bo już wykożystałam limit kcal na ten posiłek;/

Pod wieczór dostałam telefon z jednego sklepu w którym wczoraj składalam CV, umówiłam się na rozmowę jutro po południu:) zobaczymy co z tego wyjdzie:) jakby co to mam już inną ofertę pracy od tej beznadziejnej do której nie chcialam iść, no ale jest też kwestia finanoswa, oraz ile godzin na miesiąc/tydzień miałabym pracować, bo wiadomo jeśli nie będzie mi sie to opłacało to pójde do tej cięższej pracy jeśli tam zarobie więcej. W razie czego w pon. lece po wyniki badań, i dopełnić formalności (w tej beznadziejnej pracy).

Ciągle ogarnia mnie jakiś strach o przyszłość....nie wiem jak sobie poradze z tym wszystkim, jak to wszystko udźwigne, boje się o brak czasu na ćwiczenia, o pracę...o miesiączkę której w dalszym ciągu brak.

 

Ok. czas na menu:) bo oczy mi się juz same zamykają i nie wiem co piszę:)

13.07.2012 piątek

śniadanie

owsianka na budyniu czekoladowym, 2 wafle ryżowe -470kcal

II śniadanie

"Jogobella Light" + 2,5 łyżki ziaren słonecznika, marchewka(250g), ogórek, wafel ryżowy-355kcal

obiad

gotowana pierś z kurczaka(140g), ziemniaki(250g), mizeria-495kcal

ćw:-1h 30min hula hop

kolacja

mała puszka konserwowa kukurydzy z fasola czerwoną "Bonduelle"(140g), jajko na twardo, wafel ryżowy-280kcal

ćw:-2h rowerek stacjonarny

-20min rozciąganie

RAZEM- 1600kcal

 

 

14.07.2012 sobota

śniadanie

2,5 kromki chleba żytniego z wędliną drobiową i ogórkiem, kawałek wafla ryżowego-260kcal

ćw:-2h rowerek stacjonarny

-1h hula hop

-20min rozciąganie

II śniadanie

owsianka na budyniu czekoladowym- 390kcal

obiad

2 kromki chleba żytniego, serek wiejski 200g, 4 plasterki wędliny drobiowej, marchewka- 500kcal

ć:- 40min billy blanks

podwieczorek

kluski lane (jajko, 3 łyżki mąki pszennej, 150ml mleka 3,2% +woda)-310kcal

kolacja

serek wiejski150g + 2 łyżeczki śmietany 12%-(był ohydny, jakiś gorzki- ale zjadłam bo nie mialam już co:(), pomidor(250g), ogórek(170g), marchewka- 230kcal

RAZEM- 1690kcal

 

Motywacje:)

Dobranoc:*

12 lipca 2012 , Komentarze (4)

Witajcie kochane:) Wczorajsza rozmowa w sprawie pracy to istna porażka.....niestety kandydatów było multum także szanse są minimalne....ale w razie czego mają dzwonić w przeciągu dwóch dni także zobaczymy. Za to zadzwonili do mnie dzisiaj z innego miejsca gdzie składałam CV kilka dni temu, tyle że tam to była taka ostateczność..że gdybym nigdzie nic nie znalazła to jeszcze na wszelki wypadek miałam tą opcję. Zadzwonili zaproponowali pracę.....wstępnie się zgodziłam i jutro mam spotkanie.....powinnam się cieszyć- jakby nie patrzeć mam pracę........ale szczerze mówiąc nie odpowiada mi ta praca ani trochę...tak bardzo nie chciałam tam pracować....no ale tak jak pisałam zlożyłam to CV no bo lepsze to niż nic. Ale praca sama w sobie jest bardzo ciężka, bardzo męcząca i średnio opłacalna;/ Jutro poznam szczegóły, stawkę,  musze zrobić badania i prawdopodobnie zaczynam od poniedziałku, ale jutro ide zanieść CV jeszcze w kilka  miejsc, będe szukać dalej i jak tylko znajdzie się coś lepszego to z tej pracy rezygnuje- mam nadzieje że ewentualnie nie wyciągną żadnych konsekwencji;/

No i oczywiście oprócz tego pojawiły się dzisiaj wielkie obawy jak to będzie....Jak rozloże godz. posiłków, kiedy będe ćwiczyć, czy będe miała przerwę na jedzenie w pracy....poza tym przecież jem co ok. 3h a jak bede pracoać8-10h i dadzą mi jedną przerwe?...;/Boje się....:( Już z jutrzejszym dniem mam dylemat, bo rano na czczo musze iść na badania to już nie poćwiczę tak jak zwykle, a potem cały dzień jest mama w domu-a wiadomo jak ona reaguje na moje ćwiczenia. Nie wiem co zrobię, ale powiem Wam że ogarnia mnie strach....a pomyśleć że chciałam się dzisiaj pochwalić że powstrzymałam się wczoraj przed dodatkową godziną ćwiczeń....

 

Menu

12.07.2012 czwartek

6.15-6.30 śniadanie

1,5 kromki chleba żytniego z wędliną drobiową i pomidorem, 2 wafle ryżowe-240kcal

ćw:-2h rowerek stacjonarny

-1h marsz na bieżni

-20min rozciąganie

10.45-11.30  II śniadanie

owsianka na budyniu śmietankowym z kakaem:), marchewka-435kcal

ćw:-1h hula hop

-10min rozciąganie

15.00-15.15  obiad

4 kromki chleba żytniego, 2 jajka na twardo, plasterek wędliny drobiowej + sałatka z ogórka i pomidora- 560kcal

(zdjęcia na różnych etapach jedzenia)

18.20-18.35  podwieczorek

3 wafle ryżowe z serkiem wiejskim(200g), ogórkiem i pomidorem-330kcal

21.30-22.00  kolacja

kluski lane (2 łyżki mąki, jajko, 100ml mleka 3,2%+ drugie tyle wody)+podjedzone plasterki ogórka:)-235kcal

RAZEM-1800kcal

Dobra ide się myć i spać....boje się o jutrzejsze ćwiczenia....wiem glupia jestem... Buziak;* Do jutra:)

11 lipca 2012 , Komentarze (4)

Witam Was Kochane:)

Dzisiaj postaram się streścić bo czas mnie goni, muszę się szykować i spadam na rozmowe w sprawie pracy...ehh nie wiem czego się spodziewać;/ mam lekkiego stresa:( ale jakoś to będzie:)

Dzisiaj weszłam na onet.....i natknełam się na artukuł odnośnie tak wychwalanych przeze mnie jagód...poczytajcie sobie http://www.medonet.pl/zdrowie-na-co-dzien,artykul,1663150,1,bablowica-wielojamowa,index.html  na szczęście, ja swoje wczoraj umyłam i to mnie uspokoiło:) z resztą, ja zawsze myje owoce:)

Wczoraj miał być serek wiejski na kolacje, ale jednak nie było. Kuzynka ze swoim chlopakiem wyciągneła mnie na wieczorny spacer, wziełam ze sobą tylko soczek owocowy, także on posłużył mi za "kolację". W domu byłam po 23 więc już nic nie jadłam. Ale za to serek wiejski już wszamalam dzisiaj:) No i stwierdzam że moja mama chyba tez popada w jakąś obsesje...Karolina- ta kuzynka, jest od dziecka bardzo chudziutka, wysoka (ok.176cm) i chudziutka, całe życie taka była mimo że nie ogranicza się w niczym, je co chce, kiedy chce, ile chce...ale mniejsza. Dzisiaj rano mama przychodzi do mnie do pokoju i powiedziała mi że jak wyszłam wczoraj z domu, to ona wyjrzła za mną przez okno i poprostu byłam spośród nich (kuzynki i jej chłopaka) najchudsza...no pomijam już fakt porównywania mnie do chłopaka kuzynki ale jeśli chodzi o mnie i Karolinę, ona ma dosłownie udo takie jak ja nogę w kolanie, do tego jest wyższa ode mnie i gołym okiem każdy stwierdzi że nawet nie ma się nad czym zastanawiać bo Karolina jest naprawde chuda......no ale dla mojej mamy ja jestem od niej chudsza..no to już jest paranoja.....Dobrze teraz tylko menu na szybko i biegnę się szykować:)

 

11.07.2012 środa

7.20-7.30 śniadanie

kromka chleba żytniego z wędliną drobiową i ketchupem, 2 wafle ryżowe z wędliną drobiową-220kcal

ćw:-2h rowerek stacjonarny

-1h hula hop

-20min rozciąganie

11.40-12.10 II śniadanie

owsianka na budyniu śmietankowym z truskawkami-420kcal

15.30-15.50 "III śniadanie"

serek wiejski, 2 wafle ryżowe, marchewka, jogurt naturalny z łyżeczką ziaren słonecznika- 325kcal

18.50-19.10 obiad

ziemniaki, gotowana pierś z kurczaka(85g), mizeria-375 kcal

22.10-22.30 kolacja

3 wafle ryżowe, 2 jajka na twardo, pomidor, ogórek, ketchup-320kcal

RAZEM-1660 kcal

 

Wczoraj czułam się w miare ok. tzn. w miarę akceptowałam swoje ciało i było mi ze sobą dobrze, natomiast dzisiaj jakoś ciężko się czuję, a co za tym idzie grubo.....wiem że nie jestem gruba no ale głupi umysł podpowiada co innego.

 

Mała dawka motywacji:)

Do następnego;* Trzymajcie za mnie kciuki:)

10 lipca 2012 , Komentarze (6)

Jagody, jagody, jagody, jagody......tylko takie myśli krążyły mi po głowie od samego ranka:D Powiem Wam że rzadko kiedy tak mam żeby mieć aż tak straszną chęć na jakiś dany określony produkt Już od kilku dni na nie polowałam, ale jakoś zawsze coś wypadło że nie kupiłam, ostatnio np. mialam kupiś biały ser i jagody, a skończyło się na serku wiejskim i bananie:D Ale nie dzisiaj! Poszłam do jednego sklepu-jagód brak, lece do kolejnego, szybko na dział "warzywa-owoce", widze jakieś małe ciemnie kuleczki..ale niestety moje oczy dostrzegły napis "pożeczki", w końcu zajrzałam na pobliski targ, i tam znalazłam moje upragnione jagody:) Wprawdzie cena troche mnie zamurowała na początku...bo 15zł za kg to jest bardzo dużo, bynajmniej jak dla mnie... ale stwierdziłam "trudno" i kupiłam 200g:) Do tego kupiłam twaróg i tym sposobem chcica na jogody została zaspokojona:)

Kolejne CV zostawione, kolejne podanie o pracę złożone.., jutro ide w ostatnie już miejsce złożyć CV i na tym moje możliwości ewentualnych miejsc pracy się kończą, nie mam już poprostu innych opcji, także teraz pozostaje już tylko czekać, jeśli żadna z opcji nie wypali to przesiedze 3 miesiące w domu bez grosza przy duszy, z perspektywą kolejnego roku akademickiego również bez grosza...;/

Dojrzewam powoli do ograniczenia aktywności fizycznej...wiem że kiedyś ten dzien nastąpi że będe gotowa, ale chyba jeszcze nie teraz......

Hmmm wiecie co czasami mam tyle myśli w głowie o których mogłabym tutaj napisać, a jak przychodzi co do czego i zasiadam przed komputerem wszystko gdzieś ulatuje i nie mam o czym pisać momentami:)..Dlatego chyba już przeje do uzupełniania mojego menu z ostatnich dni:)

 

7.07.2012 sobota

śniadanie

2 kromki chleba żytniego, plasterek wędliny drobiowej, pomidor, ketchup -190kcal

ćw:-2h rowerek stacjonarny

-1h marsz na bieżni

-20min rozciąganie

II śniadanie

owsianka na budyniu czekoladowym, wafel ryżowy- 480kcal

obiad

2 wafle ryżowe z serkiem wiejskim i bananem (takie jak na zdjęciu), musli "Granola" z jogurtem naturalnym 400g, duża marchewka- 620kcal

podwieczorek

3 kromki chleba żytniego z wędliną drobiową, ogórkiem i ketchupem-330kcal

ćw:-1h hula hop

kolacja

szklanka mleka 3,2%, ogórek, wafel ryżowy- 171kcal

RAZEM- 1791kcal

 

 

8.07.2012 niedziela

śniadanie

jabłko, 2 wafle ryżowe, kawałek ogórka- 145kcal

ćw:- 2h rowerek stacjonarny

-1h hula hop

-20min rozciąganie

II śniadanie

3 kromki chleba żytniego+ piętka tego samego chlebka:) z trójkącikiem serka topionego, wędliną drobiową, ogórkiem, szczypiorkiem i ketchupem- 440kcal

obiad

ziemniaki (295g), mizeria, gotowany udziec z kurczaka- 385kcal

podwieczorek

serek "Danio" truskawkowy+ musli "Granola", 2 wafle ryżowe, malutki herbatniczek (4g)- 430kcal

ćw:-1h hula hop

-5min rozciąganie

kolacja

szklanka mleka 3,2%, 2,5 lyżki ziaren słonecznika- 260kcal

RAZEM- 1660kcal

 

 

9.07.2012 poniedziałek

śniadanie

kromka chleba żytniego z wędliną drobiową + wafel ryżowy- 140kcal

ćw:-2h rowerek stacjonarny

-1h hula hop

-20min rozciąganie

II śniadanie

owsianka na budyniu czekoladowym -400kcal

obiad

ziemniaki, mizeria, jajko sadzone bez tłuszczu- 390kcal

podwieczorek

musli "Fitella" jogurtowe + jogurt naturalny 400g, wafel ryżowy, 3 mini herbatniczki (sztuka4g--ok. 17kcal)- 405kcal

ćw:-40min billy blanks

kolacja

szklanka mleka, 3,5 łyżki ziaren słonecznika-  310kcal

RAZEM- 1645kcal

 

 

10.07.2012 wtorek

6.00-6.15  śniadanie

2 wafle ryżowe, plasterek wędliny, jabłko- 160kcal

ćw:-2h rowerek stacjonarny

-1h marsz na bieżni

-20min rozciąganie

10.20-10.45  II śniadanie

owsianka na budyniu śmietenkowym, kawa a'la mrożona (wziełam łyżeczkę zwykłej rozpuszczalnej Nescafe i zalałam wodą mineralną z lodówki:D orzeźwiająca:))-410kcal

13.45-14.10  III śniadanie

twaróg chudy 230g + jagody 220g,  duże jabłko(300g), 2 wafle ryżowe- 480kcal

ćw:- 1h hula hop

-10min rozciąganie

17.20-18.00  obiad

3 kromki chleba żytniego z wędliną drobiową, ogórkiem i ketchupem, 2 jabłka (razem ok. 400g)- 490kcal

21.30  kolacja

soczek "Kubuś"-153kcal 

RAZEM-ok. 1693kcal

9 lipca 2012 , Komentarze (3)

Witajcie:) Co u mnie? Hmmm jedyna zmiana jaka zaszła w ostatnich dniach to fakt że intensywnie szukam pracy....roznosze CV, dzwonie, pytam....jak narazie bez większych efektów, ale jest nadzieja pracy w jednym barze, czy się uda- wszystko okaże się pod koniec tygodnia. Tutaj też pojawiają się moje chore obawy że nie będe miała jak ćwiczyć, czy jak rozłożyć posiłków godzinowo kiedy będe w pracy:( zobaczymy jak to będzie...Nie mam siły żeby uzupełniać teraz jadlospisy, ale zrobię to jutro:)

Kurczę od kilku dni chodzą za mną jagody ale zawsze coś wypadnie i ich nie kupie, a już dzisiaj to mnie normalnie skręca na samą myśl także jutro muszę poprostu chociaż troszeczkę kupić, żeby zaspokoić "chcie"

I dzisiaj tradycyjnie już "odbębniłam" awanturę z mamą o to że jestem za chuda:/ ona mi chyba nigdy nie da spokoju, ale nie mam już siły się nad tym rozwodzić dzisiaj, zbieram się do mycia i kłade się spać bo padam z nóg. Do jutra;) ;*;*

6 lipca 2012 , Komentarze (7)

Ehhhh, cóż mogę napisać....ostatnio było ze mną bardzo źle....kiedy pisałam poprzedni wpis ryczałam wniebogłosy;/ juz nie wytrzymałam, nie radzę sobie z moją chorobą...tak w końcu trzeba nazwać rzeczy po imieniu- jestem chora, fakt nie mam anoreksji, nie mam bulimii, nie mam kopulsów ale jestem chora. Może nie ma jakiejś konkretnej nazwy na moją przypadłość ale jest to choroba psychiki, to jest obsesja....Nie wiem może mam to nazywać "powikłaniami po zaburzeniach odżywiania", bo przecież anoreksje i kompulsy moge już odhaczyć jako "przebyte" choroby:/. Myślałam że wyszłam już z tego bagna, bo przecież udało mi się wyjsć z anoreksji z kompulsów.....ale teraz jest równie ciężko.

A co takiego stało się 2 dni temu? Już od samego rana czułam się źle, ciężko, czulam się gruba i napuchnięta, sięgnełam po centymetr i zaczełam się mierzyć....w talii, udzie, łydce i biodrach zobaczyłam dodatkowe centymetry których nie było poprzedniego dnia....i o co chodzi? Znowu się zaczyna to co kiedyś? znowu bez powodu puchnę? Za taki wysiłek, taki trud.....bo komu chciałoby się wstawać o 6-7 rano w wakacje po to zeby ćwiczyć....staram się i ciężko pracuje na każdy stracony cm/kg, a tu nagle okazuje się że z dnia na dzień jestem większa o kilka cm.....to mnie strasznie podłamało. Poszłam cwiczyć ale miałam straszny humor, zjadłam śniadanie, 2 śniadanie, potem coś na kształt obiadu, chociaż nie wiem czy moge ten posiłek nazwać obiadem. Cały dzień byłam sama w domu, mama miała przyjść ok. 18 z pracy i miałam nadzieje że kupi coś po drodze, bo warto zauwazyć że ostatnio w moim domu lodówka świeci pustkami, nie ma mleka, jajek, chleb zeschnięty, zero ogórków, pomidorów, marchewek...także szczerze mówiąc nie ma co zjesć....Poszłam na zakupy ciuchowe, wróciłam do domu, mama już była, i okazało się że ona odgrzała sobie jakąś tam swoją tłustą zupkę, a ja kompletnie nie miałam co zjeść. I tutaj miałam kolejny powód do nerwów...... Potem napisała do mnie przyjaciółka...a raczej dawna przyjaciółka bo odizolowałam się od niej i innych znajomych dzięki "diecie".....ma domek letniskowy, niedaleko jeziorko, pogoda idealna więc pojawił się pomysł na 1-2 dni za miastem, miała jechać cała nasza paczka, miała być grill, imprezowanie, wspominanie starych czasów...poprostu dobra zabawa. Przecież nie mam nic do roboty, nie mam pracy więc mogłabym jechać.....ale odmówiłam;/ wymyśliłam coś na poczekaniu i odmówiłam....Bo moja chora psychika od razu zaczeła analizowanie.....2 dni za miastem to 2 dni bez ćwiczeń, do tego grill czyli mnóstwo kalorii, zapewne alkohol czyli kolejne mnóstwo kalorii, nie mówiąc już o braku możliwości rozłożenia posiłków godzinowo...z resztą jakich posiłków? Co miałabym jeść, przecież nie zabiore swojego żarcia.....Zsumowałam wszystkie za i przeciw, oczywiście wyszły mi same argumenty "przeciw", i ani jedneg "za", dlatego stwierdziłam że nie mogę jechać......Kolejnego dnia inna koleżanka wyciągała mnie na lody....no ale przecież to nierealne samo w sobie...ja i lody??? O nie! napewno nie!, w międzyczasie inna koleżanka napisała o imprezie w klubie wieczorem.......i od razu moja analiza- wieczorem czyli będe po kolacji, będzie alkohol czyli kalorie, o nieee! przecież nie jestem w stanie sobie tego teraz wliczyć w bilans..jest za późno...może gdybym wiedziala wcześniej....

I tak właśnie wygląda moje życie.....obowiązkowo pomiary centymetrem po kilka razy dziennie, przeglądanie się w lustrze i oglądanie masywnych ud z każdej strony...

Tak bardzo tęsknie do czasów 1 liceum....kiedy jadłam spontanicznie, może nie miałam figury modelki, ale byłam poprostu szczupla, jadłam kiedy byłam głodna, obiady zawsze z rodziną, zawsze to co gotowała moja mama, chodziłam na imprezy i nie liczyłam kalorii każdego grama alkoholu, czy jakiejś przekąski, poprostu szłam i dobrze się bawiłam....Dlaczego teraz nie potrafie korzystać z życia? Nie potrafie wyjść ze znajomymi na piwo czy na lody bo boje się że przytyje.

Inna kwestia...nadal nie mam misiączki..już 2 misiące....boje się że znowu zaczne tyć bez powodu....ale nie chce brać tabletek, tak bardzo się ich boje...;/

 

Do tego wszystkiego dochodzi moja kochana mamusia....ostatnio było między nami lepiej, ale teraz znowu się pogorszyło bo ona na każdym kroku krytykuje to jak wyglądam, że jestem za chuda i za dużo ćwiczę...fakt teraz do każdego kazania i wyrzutu dodaje jeszcze że się martwi żebym nie wpadła w anoreksje...ale to nie zmienia faktu że strasznie mnie męczy, ciągle mówi żebym się przejrzała w lusterku itd. Ugotowała mi wczoraj zupe...ale szczerze mówiąc boje się ją jeść- śmiem podejrzewać że mimo zapewnień że są tam same warzywka, mama jednak coś tam dodala bo zapewne chce mnie na siłe utuczyć;/ poza tym zauwazyłam że ostatnio celowo stara mi się przeszkodzić w ćwiczeniach....np. dzisiaj- wstałam rano, zjadłam sniadanie i poszlam ćwiczyć, pokręciąłm godzine hula hopem po czym wstała mama i poszła sobie robić śniadanie, i mimo tego że wiedziała że godzine wcześniej jadłam zaczeła mnie wołać na "sniadanie", albo wczoraj, ćwiczyłam a mama akurat wtedy przychodzi i mówi że zrobiła mi kawe, i usilnie mnie na nią woła, tak  że ja jestem zmuszona przerwać albo skrócić ćwiczenia i takich sytuacji jest ostatnio coraz więcej.

Ja już nie wiem co mam robić, nie chce takego życia, nie chce wiecznego izolowania się w domu, ale z drugiej strony boje się zmian, bo boje się że strace  kontrole, że przytyje... a przecież tyle mnie kosztuje utrzymanie wagi....

Na własne życzenie odizolowałam się od znajomych....bo teraz przy każdej propozycji jakiejś imprezy/ wyjścia/ spotkania moją reakcją nie jest "o super, spotkam się ze znajmomymi będzie fajnie, to trzeba pomyśleć o której godz. wyjde z domu, trzeba zerknąć do szafy i zobaczyć w co się ubiorę..itd", a automatyczną reakcją jest natychmiastowe szukanie wymówki i wykrętu żebym tylko nie musiała iść.....

Napiszecie "psycholog"..ale czy on coś zmieni? czy powie mi cos czego nie wiem?, ja wiem że powinnam zmienić swoje życie, ale boje się tych zmian, boje się że stracę kontrolę....poza tym psycholog zapewne sporo kosztuje i to na starcie go eliminuje w obecnej sytuacji

Jeśli ktoś dotrwał do tego momentu to chwała mu za to;)

 

 

Wrzuce jeszcze tylko jadlospisy z ostatnch dni i spadam:)

4.07.202 środa

śniadanie

1,5 kromki żytniej + serek "Bieluch"- 275kcal

ćw: -2h 15min rowerek stacjonarny

-15min rozciąganie

II śniadanie

owsianka- 420kcal

ćw: -1h bieżnia

-20min rozciąganie

obiad

szprot w pomidorach, 2 kromki chleba żytniego, 2 wafle ryżowe zwykłe+ 2 wafle ryż. paprykowe, wędlina drobiowa, ogórek, jabłko, odrobina ketchupu do chleba- 640kcal

podwieczorek

serek wiejski, kromka chleba żytniego, marchewka- 236kcal

ćw: -1h10min hula hop

-5min rozciąganie

kolacja

 2 jajka na twardo, ogórek, ketchup- 215kcal

RAZEM: 1786kcal

 

 

5.07.2012 czwartek

śniadanie

kromka+ piętka chleba żytniego z ogórkiem i ketchupem- 175kcal

ćw: -2h rowerek stacjonarny

-1h hula hop

-20min rozciaganie

II śniadanie

owsianka na śmietankowym budyniu, ogórek-  410kcal

ćw: -40min billy blanks

III śniadanie

2 kromki żytnie, jogurt naturalny (320g), pół paprykowego wafla ryżowego- 370kcal

obiad

ziemniaki(310g), mizeria- 340kcal

kolacja

4 wafle ryżowe, serek wiejski, jajko na twardo- 360 kcal

RAZEM: 1655kcal

 

 

6.07.2012 piątek

śniadanie

duża kanapka z kromki żytniej, z wędliną drobiową, ogórkiem i ketchupem- 165kcal

ćw: -1h hula hop

-2h 10min rowerek stacjonarny

-15min rozciąganie

II śniadanie

owsianka na budyniu śmietankowym, 2 wafle ryżowe, ogórek, pomidor- 520kcal

ćw: -1h bieżnia

- 20min rozciąganie

"obiad"

3 wafle ryżowez wędliną drobiową, serkiem wiejskim (200g), ogorkami, pomidorem, i ketchupem + deserek z jogurtu naturalnego ( 200g jogurtu nat. + łyżeczka żelatyny+ pół łyżeczki kakao+ slodzik- i do lodówki:))- 495kcal

podwieczorek

kromka chleba żytniego z jajkiem na twardo i ketchupem, 2 marchewki, deser jogurtowy (200g jog. nat., łyżeczka żelatyny, kilka tabletek słodziku--pomieszane i zamrożone:) + jogobella light)- 405kcal

kolacja

szklanka mleka 3,2%, marchewka, 2 wafle ryżowe- 225kcal

RAZEM: 1810kcal

4 lipca 2012 , Komentarze (7)

 

Siedzę i ryczę, czara goryczy sie przelała.....jak dojde do siebie tomwyjaśnie o co dokłądnie chodzi....Poprostu mam dość swojego życia bo to nie jest życie, to jest męczarnia. A ja jestem chora.....nie potrafie sobie poradzić z własną psychiką....potrzebuje pomocy ale wiem że i tak jej nie dostane....a nawet gdyby się taka znalazła to pewnie bym ją odrzuciła....nie chce tak żyć......