Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Być sobą. Na przekór wszystkiemu. Na przekór światu. Ludziom. Los
owi. Dążyć
do celu.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 15659
Komentarzy: 340
Założony: 28 czerwca 2010
Ostatni wpis: 7 maja 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
marmat1990

kobieta, 34 lat, Warszawa

160 cm, 77.50 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Schudnąć do wakacji do minimum 55 kg. potem powolutku w dół, aż zacznę się podobać sobie :)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

23 kwietnia 2014 , Komentarze (5)

Hejka!

Dieta nadal średnio. Przestałam patrzeć co jem. Dziś było z 1200kcal wiec nie wiele ale taką żywnością że lepiej nie mówić. 

Do tego nadal nie mogę wyleczyć problemów skórnych na twarzy  -  wyglądam masakrycznie... :(

I mam ciągle ochotę na słodkie ale... zaczyna mnie od tego mdlić. Rano zjadłam owsiankę ala instant - zasłodziłam się i mnie zemdlilo...na uczelni wypiłam kawę z mlekiem i cukrem (1 poziom) - mega słodkie dla mnie, przyjaciółka próbuje i stwierdza że mnie pogieło, daje mi łyka swojego (5poziom cukru) a ja ledwo zniosłam bo jakbym sam cukier piła. oO Chce mi się slodkiego ale...nie mogę. 

Jutro od 12 do 17 na uczelni... nie chce mi się, ale muszę. A raczej nie musze, ale idę bo chce mieć notatki własne. Heh...

Właśnie probuje pokonać chęć na jedzenie. Przy tym mnie mdli. Mam nadzieje że to objawy nowe PMS-u bo powinnam dziś dostać @. Ale cóz - znow sie pewnie pojawi, kiedy jej się spodoba.

22 kwietnia 2014 , Komentarze (4)

Hejka!

Jak tam u Was po świętach?

Ja właśnie z siłki wróciłam z 600kcal spalonymi i ...dołkiem. Ciekawe nie? Abo całkiem przystojny facet miał problem by bieznię uruchomić, to oczywiście pomogłam, a romantyczna dusza gdzię miała chęć by jakąś rozmowę zaczął czy coś. Cóż - przejechałam się. Część mnie tłumaczy sobie że zajęty, ze przyszedł tu ćwiczyć a nie, ale część złapała dołka że najzwyczajniej w świecie jestem gruba, do tego jakieś cholerstwo wysypało mnie na twarzy - wiec jak mial zwrócić uwagę. Tak - to ja. Cały czas mam w wyobraźni, że pewnego dnia tam wejde i każdy facet się za mną obejrzy - ale cóż. Pomarzyć można.

Zaraz na obiad i do przyjaciela mu z licencjatem pomóc. Czasem trza a co.

Trzymajcie się!

21 kwietnia 2014 , Komentarze (15)

Hejka!

Jak Wam święta mijają?

U mnie...znośnie. Z jedzeniem nienajgorzej, ale wagę i tak bedę omijać szerokim łukiem. Przeczytałam 3 romansidła historyczne, w tle słuchając Happysadu - tak wiem, połączenie tragiczne. Ale cóż.

Zawsze, od kiedy pamiętam byłam romantyczką. W dzieciństwie bajki o księżniczkach, potem młodzieżowe ksiązki o miłości, teraz prócz fantastyki (ale zawsze z romansem w tle) romansidła historyczne i współczesne, lub obyczajowe powieści o miłości. A i komedie romantyczne i bollywoody! Tak, mam chyba spaczony mózg. Wierzę w przeznaczenie, wielką miłość itp. Chociaż coraz rzadziej, że mnie to spotka. Ideał faceta? Cóż mam jak każdy, ale przekonałam się na sobie, iż czesto zachowanie faceta może wiele zmienić w moim podejściu do niego. Byłego jak 1 raz zobaczyłam, pomyślałam, że w życiu bym się z kimś takim nie umówiła. Po 3 miesiącach byliśmy razem. i tak 1,5 roku. Także, mogę stwierdzić, że wygląd ma wielkie znaczenie, ale czasem w sposobie bycia, w twarzy, człowiek odkrywa w 2 osobie coś takiego, że 1 wrażenie zostaje zakopane baaardzo głęboko.

Dlatego owszem na ulicy, w filmach zwracam uwage na mężczyzn "idealny". Komu nie podoba się Gosling? Dean z Supernatural? Damon z Pamiętników Wampirów? Ale to wygląd. Nie wspominając o Gerardzie Butlerze. Czasami jednak to staje się nie istotne jak facet ma w sobie to coś. I takiego staram się szukać. Przyjaciółka namawia mnie od miesiecy na założenie portalu randkowego... Sama tak poznała swojego aktualnego lubego. A ja? Bronie się rękami i nogami. Teraz mam wymówkę, że chcę najpierw schudnać. Potem znajdę inna. Czemu? Bo już tego próbowałam. Spotykałam się przez krótki czas z 2 facetami z neta. Przystojni nie powiem. Ale potem po 1-2 spotkaniach, ich uroda została gdzieś w tyle, bo przeszkadzał mi ich głos, sposób bycia itp... Śmieszne co? Ale to pokazuje jak wygląd się mało liczy... Trzeba usłyszeć głos, porozmawiać z osobą, zobaczyć oczy w realu, uśmiech, to jak sie zachowuje, jaki jest w różnych sytuacjach, by stwierdzić że ta osoba nam się podoba.

Sama do pięknych nie należe. Teraz do grubych... Ale mam nadzieje, nadal gdzieś taką niewielką, że gdzies jest facet co patrzy jak ja. Że szuka tego czegoś w środku też. :)

20 kwietnia 2014 , Komentarze (2)

Hej!

Jak Wam mijają święta?

U mnie nie najgorzej. Rano śniadanie -> 2 kanapki z chleba z siemieniem lnianym jedna z szynką wiejską, druga z schabem mamy; pół jajka, kawałek chleba i kiełbasy ze święconki; 3 łyżki mojej sałatki w wersji light. Potem rodzinny spacer, chwila odpoczynku i obiad -> pałeczka kurczaka większa bez skóry, łyżka piure, pieczone pieczarki lekko polane tłuszczem. 3 czekoladki na deser. I w sumie tyle jeśli chodzi o jedzenie póki co. 

Obejrzałam tez sobie 2 filmy:

1) Kocha, lubi, szanuje - Gosling jest piękny, boski, idealny - ah <3

2) Trishna - jako fanka bollywood, stwierdzam, że to nie bollywood i dobrze, i powinien go obejrzeć KAŻDY. Wiele prawdy o Indiach w jednym filmie. Kolejna produkcja na miarę Slumdoga :)

Ogólnie jest nieźle. Chyba. nie licząc że na studia się z niczym nie wyrobie, jutro bede większośc dnia siedzieć, chyba że znowu coś.

Miłych dalszych świąt! :)

19 kwietnia 2014 , Komentarze (6)

(slonce)WESOŁYCH ŚWIĄT!!!(slonce)

Kochane! Kochani! 

Życzę Wam Wesołych Świąt Wielkanocnych. Spędzonych w rodzinnej atmosferze. I nie ważne czy ta rodzina jest rodziną z krwi czy po prostu są to dla Was najbliższe osoby. Ważne by dla Was te Święta były wspaniałe, obudziły Was nowe nadzieje i nadal podsycały te co już istnieją. Bo czymże byłoby życie bez marzeń?


A u mnie już chyba po porządkach. Może uda mi się nawet dziś do licencjatu usiąść. Nie mam weny, ale nie mam czasu na nią czekać. Na serio pod koniec czerwca chce się bronić..

Dieta - w miarę. Owszem trafiła się czekoladka, ale to nie to co było przez dwa dni.

Zrobiłam też swoją wersję sałatki: fasola czerwona konserwowa, fasola biała konserwowa, puszka kukurydzy, puszka ananasa w kawałkach, 3/4 pora, duży jogurt naturalny gęsty Bakomy, pieprz. Wyszło duuuuuużo więcej niż myślałam :)

Trzymajcie się tam!

18 kwietnia 2014 , Komentarze (6)

Hejka!

Sorki za wczorajszy wieczorno-nocny wpis. Tak jakoś wyszło. Czy pomógł? Nie wiem. Się okaże dalej.

Znów złapałam totalną fazę na happysad i Irę. Uwielbiam te dwa zespoły. Po prostu.

Dieta - mega źle. Drugi dzień zajadam co złe. Staram się jak najmniej...ale nie idzie. Ponadto dziś jestem jakoś mega osłabiona. Po owsiance i obiedzie mamy (placki ziemniaczane...) znów jak wczoraj złapał mnie ból brzucha, mdłości, osłabienie (od rana coś znów mną telepało jak wczoraj ale dopiero po południu się rozwinęło). W końcu się wkurzyłam, wzięłam aviomarin i spałam prawie 3h... Obudziłam się mega głodna (gastrofaza), bez bólów jednak z totalnymi zawrotami głowy. Zjadłam 3 kafelki czekolady, zimnego placka ziemniaczanego, 4/5 chlebków typu tych chrupiących, trochę oliwek, pół makreli i kaszkę manną z wsadem tiramisu. Nadal jestem głodna, ale staram się już to zapijać z głową. I tak mam drugi dzień ok 2500/2700 kcal, wiec lepiej nie mówić.. Na ćwiczenia nie mam po prostu sił. Za dużo przejde i mi w głowie wiruje. Ale jutro nie ma bata. Biorę się za siebie. I walić że święta. Robię sobie swoją wersję sałatki i nie jem wiecej świątecznych rzeczy niż to konieczne. Trzeba w końcu ogarnąć tyłek. Tak dobrze szło, nie mogę się przez jakieś głupie stany ala depresyjne załamać i zwalić juz do końca dietę! O nie.

Trzymajcie kciuki prooszę!

17 kwietnia 2014 , Komentarze (8)

Dołek nadal trwa. Czemu? Bo nie widze sensu niczego. Owszem są studia. Chęć pracy w zawodzie, ale - przestało dawać mi to szczęście i satysfakcję. Czuję się zmęczona pracami, studiami, ludźmi na studiach, problemami. Wstaje w ponurym nastroju, bez uśmiechu na ustach, uśmiech dla ludzi jest sztuczny - bo po co każdy ma wiedzieć co jest we mnie? Mają swoje problemy, poważniejsze niż moje. Na co im widzieć smutną twarz. Więc sie uśmiecham. Czasem powiem przyjaciołom co mi...ale ile można mówić, że jest mi źle? I oni mają dość mimo ze nie mówią. A ja sobie nie radze. Przestałam. Ile można? 

Od liceum czuje jakbym miała ciągle pod górkę. W lo się zakochałam. Byłam jednak cholernie głupia i na własne życzenie straciłam coś fajnego. Żałuję do dziś, nie umiem się z tym pogodzić. Ta sytuacja poniekąd sprawiła, iż byłam na uboczu klasy. Byłam w niej ale mnie nie było. Po prostu. Nie czułam się akceptowana w grupie, czułam się złą, która skrzywidziła. Mineło lo - przeżyłam w sumie dzięki 3 klasie i koleżance co doszła. Odzyłam, mimo ze w słowo "przyjaźń" nie wierzyłam.

Studia. Ah studia. Nowe życie! Czemu nie. Można zacząć na nowo. Zaczęłam... Po 2 latach byłam sprana psychicznie. Bo tak mi zależało by być w przyjaźni, w końcu po tylu latach prawdziwej...że pozwalałam na za dużo.Czemu prawdziwej? Bo co nowy etap edukacji, ludzie co nazywałam przyjaciólmi - znikali... Otrząsłam się na 3 roku, gdy zaczęłam 2 studia. Zerwałam z przyjaźnią, co mnie zniszczyła, zamknęłam się. Jednak otworzyłam się na nowo na człowieka z którym byłam 1,5 roku, teraz jestem z nim w przyjaźni. Po pewnym czasie otworzyłam się na obecną przyjaciółkę. Na ludzi tez...ale nadal słysze od znajomych że jestem z boku np. grupy. A pytam "Po co?" Po co na siłę mam zdobywac aprobatę innych. Jak chcą - neich sami gadają, jak nie - ja się prosic nie będę. Już nie. Nie chce...

Teraz jestem sama. W każdym tego słowa znaczeniu. Owszem - jest dwójka przyjaciół, ale po doświadczeniu do teraz - ciągle we mnie jest myśl że i to się skończy. Bo w moim zyciu nie może być stabilizacji. Tylko studia są stabilne, chociaz ostatnimi czasy i tu są problemy. I rodzina, chociaż z lekka...zbyt konserwatywna. 

Bywają wieczory jak ten, że jestem sama ze swoimy myślami, bo ile można przyjaciół męczyć na fb, smsami. Nie da sie. Trzeba byc samemu. A to mnie dobija. Już. Licencjat, powinnam być na końcu pisania pracy a nie mogę się skupić. Czytam ksiażki, patrze w ścianę, analizuję po raz enty swoje życie.

Zawsze miałam jedno tylko marzenie. Byłam za to gotowa dać wszystko. Kochac, być kochaną, założyć rodzinę... Mam prawie 24 lata. Jeden 3-tygodniowy w lo i jeden 1,5 letni związek na koncie. Od 10 miesiecy sama. Bez nadziei. Z problemem z waga, bo przez niedoczynność przytyłam. A co. Niech mi się choroba dowali. Walcze z wagą, chociaż dziś to nie poszło. Dzień ze mi nie zalezy. Bo co da że bede szczupła. Ktoś zwroci na mnie uwagę? Na ile. Na chwilę? Bo u mnie nie ma nic stabilnego... Codziennie pytam Boga - dlaczego? Dlaczego ludzie, bez urazy, chamscy, którym nie zalezy, źli - mają miłość, mają przyjaźń. A człowiek, który stara się pomagać innym, który od lat dostaje po tyłku, nie umie się nauczyć - nie może zaznać chociaż tej prawdziwej miłości... Ile można nosić te przysłowiowe ciernie. Krzyż. Za co? Że nie umiem chodzić do koscioła i spowiedzi. Że jestem póki co nadal wierząca, ale praktykuję jak muszę? Bo źle się czuję, idąć i mówiąc obcemu facetowi w habicie co zrobiłam źle, zastanawiając się - a czy on kilka h temu nie dobierał się do kogoś? Bo taki mamy świat... Nie wiem. Może. 

Obecne przyjaźnie, związek który przeszłam dały mi wiele. Przestałam być miła, kochana. Nauczyłam się być wredna, złośliwa, chamska. Uważam to za zalety. Dzięki nim umiem sobie jakoś radzić. Wrażliwość i naiwność których nie umiem się pozbyc...Uważam za największe wady. Bo nadal dostaję po tyłku i będę dostawać.

Ktoś pewnie napisze - idź do psychologa! On Ci pomoże. A ja nie. Nie chce. Nie chce specjalistów. Pokonałam sama depresje, myśli samobojcze, cięcie się w liceum i na poczatku 1 studiów. Sama się z tego wyleczyłam. Stany depresyjne mam. i będe miec. I żadne terapie, psychotropy tego nie zmienią. To jestem ja. I wiem ze potrzebuje tylko jednego lekarstwa. Stabilizacji. Odrobiny szcześcia. Kogos kto bedzie, przytuli. Bedzie mimo ciezkiego charakteru. Dotrze do mnie. Najglebiej, gdzie nie dotarł nikt....

17 kwietnia 2014 , Komentarze (8)

Hejka!

W końcu po ponad 2 tygodniach dołów mały promyk szczęścia. Wiem już, że w wakacje na 100% mogę robić praktyki tam gdzie chce! A mowa tu o Domu Dziecka. I uprzedzając pytania - tak wiem z czym się to wiąże i uważam, że jestem jak najbardziej na to gotowa :)

A waga się utrzymuje niska z wczoraj a nawet spadła o 0,1kg. Ale na pasku zmienie dopiero po świętach (jeśli będzie co) jeśli odnotuje się spadek :) 

Niedługo na spotkanie z przyjaciółką, potem siłownia i na zakupy mamie do auchan wieczorne.Także jak zląduje ok 21 w domu będzie dobrze. Stąd znów tak wczesny wpis. A co :)

Dziś dzień rozpoczęłam od owsianki z cynamonem i wkrojoną w nią pomarańczą <3 zapomnialam jak to zapycha i w połowie miałam dość. :D

Miłego dnia kochane!

16 kwietnia 2014 , Komentarze (6)

Hejka!

Zazwyczaj nie wstawiam postów rano, ale wieczorem mogę nie mieć sił. Po 20 bedę w domu - ah ten wywiad...

Waga mnie zaskoczyła. Wczoraj rano było 65.7. W ciągu dnia przyjęłam min. 2400kcal (spaliłam 600) i waga dziś rano pokazała...65.3! A dodam że mam problemy aktualnie z zaparciami, więc to nie kwestia wizyty w toalecie. A spalone kalorie na siłce były po ok 1000 kcal wczorajszych więc... gdzie uciekło mi 0,4kg?! Woda to to nie jest bo na diecie już dłuuugo jestem, po prostu miałam tydzień przerwy. 

No nic. Tylko sie cieszyć, chociaż nie rozumiem.

Niedługo jakiś obiad, na uczelnie na 1 zajęcia i na "wywiad".

Trzymajcie kciuki!

Znalezione kiedyś w łazience w pubie:

15 kwietnia 2014 , Komentarze (13)

Hejka!

Ledwo siedzę. Nogi mi dziś wysiadły. Wpierw mądra głowa na spotkanie na kawie z przyjaciółką i jej chłopakiem założylam obcasy - nie pomyślałam bowiem, że jeszcze będę gdzieś chodzić, coś załatwiać. Stopy bolały jak diabli. 

Wróciłam...zjadłam obiad...i wpadłam na genialny pomysł by iść na siłkę. I owszem 625 kcal spalonych wg bieżni ale nogi mi siadły. Ledwo do domu doszłam.

Jutro jedne zajęcia a potem kawałek drogi by spotkać się z koleżanką, z która będę przeprowadzała wywiad na zaliczenie jednego przedmiotu na studiach. Mam stresa. Niby to koleżanka itp, ale 1 raz będę coś takiego robić, muszę być ciągle na "Pani" itp.... Ale dam radę! Co mam nie dać! 

Drugi dzień w miarę się trzymam po tygodniowym zajadaniu. Liczę, że jakoś będzie... :(

Trzymajcie kciuki!