Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Cel Mój cel

O mnie

Przez cały rok żyłam w biegu, dzięki czemu spełniło się wiele moich marzeń. W wakacje chciałabym zamienić tę pogoń na prawdziwy bieg - i osiągnąć wymarzoną wagę ... kilogramów. Nie jest to dużo, ale nie ma to jak czuć się lepiej we własnej skórze!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 46048
Komentarzy: 1177
Założony: 21 lipca 2010
Ostatni wpis: 10 marca 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
ruda.maruda

kobieta, 32 lat, Bergamuty

165 cm, 57.00 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: szczupła sylwetka!

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

6 maja 2013 , Komentarze (7)

Nawet nie wiem kiedy minęły te 3 tygodnie! Muszę to uznać za mój naprawdę spory sukces! Chyba tylko raz udało mi się wytrwać na diecie przez miesiąc. No ale tym razem ma być to stała zmiana, na zdrowe żywienie i ruch :-)
Wczoraj poszłam biegać. Towarzyszyła mi siostra, tylko że ona biegła minutę i maszerowała minutę (jej pierwszy bieg więc dobrze, bo inaczej by się zniechęciła). Ja standardowo 2 kółka dookoła parku, nawet sobie wydłużyłam parę metrów, zrobiłam jedno pełne kółko (zazwyczaj nie biegnę maksymalnego kółka, bo muszę wybiec z parku i przebiec obok przystanku). Od następnego razu będę już robić 2 pełne kółka. Parę metrów więcej, ale wiem że dam radę. Wczoraj byłam nie do zatrzymania! Biegło mi się tak dobrze, jak jeszcze nigdy. Pod koniec przyspieszyłam, bo nie wiedziałam czy siostra poszła do domu czy nie, a ja nie miałam kluczy. I czułam, że przebiegłabym jeszcze ze spokojem dodatkowy kilometr! No ale dobiegając do domu zobaczyłam 5,80 km w niecałe 37 minut i to tylko z zatrzymaniem na czerwonym świetle! Nie potrzebowałam nawet chwili odpoczynku, więc kondycja naprawdę jest lepsza :-)
Po biegu zjadłam jogurt naturalny z otrębami żytnimi i rodzynkami i troszkę jeszcze poćwiczyłam:
- 3 pompki (albo niepoprawnie to robię, albo nie wiem co, ale ciężko mi było je zrobić :D)
- 20 sek planka
- 8 min na brzuch, 8 min na pośladki i 8 min na górne partie ciała
Czułam się naprawdę dobrze :-)

No a dzisiaj, byłam na dwóch wykładach, cały czas próbowałam się uczyć, ale wszystko mi się miesza. Szczególnie w chemii organicznej, no masakra! Muszę się jakoś ogarnąć.
O 20 zaczęłam ćwiczyć:
- 21 dzień wyzwania przysiadowego, 180 przysiadów rozłożone na 3 serie. Naprawdę ciężej mi idzie niż jak robiłam hurtem, bo się szybciej męczę (ok. 1-2 min przerwy pomiędzy seriami)
- 2 dzień pompek, zrobiłam 4, ale myślałam, że pęknę!
- 8 min na brzuch
- 20 sek planka

Dziś czuję się mega zmęczona, ale pewnie jest to kwestia tego, że się nie wyspałam. Nie mogłam zasnąć do ok. 3 a wstać musiałam o 7.30... Mam nadzieję, że dzisiaj to odeśpię :-)

Śniadanie (8:20)
- owsianka na mleku z rodzynkami i pestkami słonecznika
- zielona herbata

II śniadanie (11:15)
- 2 kromki chleba z masłem, szynką, sałatą i ogórkiem
- czarna kawa

Przekąska (14:00)
- jabłko
- 2 wafle ryżowe

Obiad (17:00)
- makaron z cukinią i papryką + odrobinką warzyw mrożonych
- 2 malutkie kromeczki z masłem, sałatą i szynką (bo czułam się nienajedzona, a jak je zrobiłam, to minęło to uczucie, ale zwyciężyła zwykła ochota na nie :<)
- zielona herbata

Kolacja (20:40)
- pół kostki półtłustego twarogu, pół papryki, szczypiorek
- czerwona herbata




Dobrej nocki! :-)

5 maja 2013 , Komentarze (3)

Na początku wybaczcie, że robię takie przerwy w Vitalii, ale wynika to tylko i wyłącznie z nauki! Za 2 tygodnie wszystko się skończy, obiecuję :-)
Ciasto wyszło naprawdę takie sobie. Polewa najsmaczniejsza (robiona przez M.). Siostra mówiła, że smaczne i że lubi zakalce :D więc nie jest źle, choć mi tak średnio smakowało, ale to dobrze, bo nie mam na nie ochoty :D zdjęcia nie mam, bo zapomniałam zrobić przed pokrojeniem, no ale czekoladowe z waniliowym budyniem i czekoladową polewą. Zjadłam z 3 sporawe kawałki przez 2 dni :<
Ostatnio nie biegałam, bo za późno zjadłam obiad i jak już nadszedł moment idealny na bieganie, to było ciemno, a ja sama nie pójdę do parku o 21! Ale za to dzisiaj planuję zjeść obiad o 17 i na 19 być gotową na bieg :-)
Wczoraj miałam do zrobienia 160 przysiadów i stwierdziłam, że zacznę robić je na 2 serię. Szczerze? Dzisiaj mam większe zakwasy na tyłku niż wcześniej. Wydaje mi się, że lepiej zrobić czegoś mniej, a dobrze. Bo naprawdę ciężko zrobić 150 przysiadów pod rząd poprawnie.

Po raz kolejny zainspirowana rroją (mam nadzieję, że mi wybaczysz to drugie ściagnięcie!) postanowiłam podjąć się jeszcze dwóch wyzwań:

1. plank



2. pompki



Wiem, że z plankiem będzie mega ciężko, ale chociaż spróbuję :-) więc jutro dam wam znać czy żyję!
A teraz wracam do nauki, bo ciężko widzę tę maturę...

Śniadanie
- 3 kromki razowego chleba z masłem, sałatą, kiełbaską i szynką oraz ogórkiem
- zielona herbata

II śniadanie
- banan
- pomarańcza
- jabłko
- przed chwilą siostra przyniosła mi koktajl z banana, więc jestem pełna!
Wiem, że zaszalałam z drugim śniadaniem, ale wolę zjeść owoce niż to nieszczęsne czekoladowe ciasto!

Zaplanowane
- obiad: makaron z cukinią i papryką
- kolacja jogurt naturalny z otrębami żytnimi i rodzynkami
- 2 herbatki




Trzymajcie się mocno! :-)

3 maja 2013 , Komentarze (6)

Byłam wczoraj na grillu. Był to wypad z noclegiem i nie było aż tak źle. Wypiłam pół Redd'sa, lampkę czerwonego wina i lampkę białego. No a z jedzeniem to już gorzej: pół udka z kurczaka, szaszłyk warzywny i dwie kiełbaski (które były bardziej surowe niż przypieczone :D). Poszłam spać o 4, więc trochę sobie zaburzyłam rytm dnia.
Na śniadanie zjadłam jajeczniczkę z cebulką, więc nie tak źle. No i oczywiście kromka jasnego chlebka... Obiad był porażką. Myślałam, że do tego czasu wrócimy do domu, ale no jak się wstało o 12, to wszystkim było ciężko wracać. Obiad był zamawiany. Miałam do wyboru albo shoarmę, albo pizzę. Wybrałam shoarmę, ale dziewczyny w tym momencie, że troszkę im popsułam, bo one biorą pizzę, a same nie zjedzą i bla, bla, bla. No to mówię ok, niech będzie pizza... Zjadłam dwa kawałki, niestety z sosem czosnkowym. Ale ogólnie była na cienkim cieście i końcówki były małe, dużo pomidora i ogórka kiszonego + mięsko. No ale za to nic później nie jadłam, oprócz marchewek.
Moja siostra ma jutro (a w sumie to już dzisiaj, bo jest 2 w nocy!) urodziny. Postanowiłam, że zrobię jej jakieś ciasto, a mianowicie czekoladowe z waniliowym budyniem. Wyszedł odrobinkę zakalec :D ale spoko. Jutro spróbuję, no bo aż nie wypada nie spróbować swojego dzieła (nie piekę zbyt często, więc naprawdę ciekawi mnie smak :D), ale spokojnie, wieczorem zaplanowałam bieganie, więc pewnie spalę ;-)
Nie wiem jak u was, ale u mnie pogoda jest nieciekawa. A taką majówkę zapowiadali, że hoho...

Śniadanie
- jajecznica z cebulką i kiełbaską
- kromka ciemnego chleba z ziarnami (upolowana!) i kromka jasnego chleba
- kawa z mlekiem

Obiad
- dwa kawałki pizzy

Kolacja
- 2 marchewki
- wafel ryżowy

Muszę wrócić na normalne tory! Bo to aż niezdrowo tak jeść!



30 dni do Barcelony!

Dobranoc! :-)

1 maja 2013 , Komentarze (7)

No nie wiem co się ze mną ostatnio dzieje, bo olewam sobie troszkę sprawę, a mam miesiąc żeby wyglądać w miarę dobrze!
Po ostatnim wpisie ćwiczyłam z Mel B:
- 10 min pośladki
- 10 min uda
- 10 min brzuch
+ ćwiczenia z ciężarkami na górne partie ciała.
Pomimo mega zakwasów zmusiłam się i ćwiczyłam! Z czego jestem zadowolona.
No ale np. wczoraj, nagle się dowiaduję, że wychodzimy na miasto. Dziewczyny powiedziały, że koniecznie muszę spróbować "Monte" - orzechówka z mlekiem. No pycha, pycha, ale ile kalorii! Tak więc wypiłam dwa kieliszki. No a potem moja kochana czarna Fortuna się do mnie uśmiechała i też wypiłam dwie. Wróciliśmy z M. pomiędzy 3 a 4 no i on był głodny, więc zajechaliśmy na stacje i podjadłam mu trochę Panini z salami. Zła i niedobra! (oczywiście ja, bo kanapka była przepyszna). Ale nie jadłam od godziny 19 więc sama się sobie nie dziwię, że po prostu na nią napadłam!

Dziś wstałam przed 12, trochę rozleniwiona. Poszłam na chemię. Wróciłam, zjadłam obiad i teraz czekam aż przestanie zalegać w żołądku, bo chcę iść w końcu pobiegać! Planowałam biegać 3 razy w tygodniu, więc no muszę zacząć, żeby mieć jeszcze szansę rozsądnie rozłożyć te biegi!
Dzisiaj są plany na grilla no i nie wiem. Pewnie wypiję piwko, bo mam Redd'sa tego ananasowo-grejpfrutowego (został z jakiejś imprezy) no i myślę, że na tym zakończę, w końcu to puste kalorie. A na mięsko pewnie się skuszę, ale bez żadnych sosów i chlebków. Tylko mięsko. No ale to póki co plany, może wyjdzie tak, że zostanę w domu.

Zainspirowana rroją, zrobiłam takie małe przemyślenie, co do kwietnia:
- dietka trwa 16 dni, więc nie dużo, ale jak na mnie to też nie tak mało :P
- przebiegłam 16 km, 1:40h, 936 spalonych kalorii
- zrobiłam 16 dni przysiadowego wyzwania, co daje 1110 przysiadów (o jacie gacie!)
- dbam o włosy i paznokcie i tak jak paznokcie poddają się terapii (odżywka Eveline 6 w 1), tak włosy są oporne. Wypadają garściami i łamią się niesamowicie. Tak więc czas pofarbować na naturalny kolor i pozwolić im choć trochę odpocząć od chemii, tym bardziej, że słońce i tak by rozjaśniało kolor.
- starałam się uczyć regularnie, sporo zadanek zrobionych
- piłam codziennie zieloną i czerwoną herbatę!

A jakie plany na najbliższy miesiąc?

- 15 biegów przynajmniej 30 minutowych
- dokończyć wyzwanie przysiadowe, zostało 2185 przysiadów (serio? -.-)
- zauważyć spadki pod koniec maja - mierzenie, a szczególnie: 80 cm w brzuchu, 90 cm w biodrach i 52 cm w udach, wiem, że będzie ciężko, ale a nuż się uda :-)
- dobrze zdać biologię i chemię
- zaliczyć kolokwia z fizyki i z chemii (z chemii nie stracić więcej niż 2 pkt ogółem, będą szanse na zwolnienie z egzaminu!)
- znaleźć pracę na wakacje!

Trzymajcie więc kciuki, bo wiem, że w niektórych punktach postawiłam sobie wysoko poprzeczkę! No ale ponoć dla chcącego nic trudnego! Tylko, żeby ochota nie minęła...


Śniadanie
- owsianka na mleku z rodzynkami i pestkami dyni
- kromka chleba z twarogiem typu włoskiego (bardzo podobny w smaku do mozzarelli), pomidorem i bazylią
- zielona herbata

II śniadanie
- pół pomarańczy

Obiad
- gołąbek z odrobinką ketchupu
- dwa naleśniki z serem + troszkę dżemu niskosłodzonego na wierzch

W planach:
- banan + jogurt naturalny po bieganiu
- herbatka lub dwie
- grill?





Mam nadzieję, że chociaż wam wychodzi walka z dodatkowym ciałkiem!
Ciao! ;-)

29 kwietnia 2013 , Komentarze (7)

Cześć dziewczyny!

Wczoraj nie pisałam, bo byłam zmęczona, ale i troszkę było mi wstyd. Postanowiliśmy z M. iść na obiad na miasto, bo była akcja "Poznań za pół ceny" i były całkiem przyjemne ceny i restauracje! Wybraliśmy włoską. Straciliśmy 2h! Czekaliśmy ok. 45 minut aż ktoś przyjmie zamówienie, następnie 30 min. na sam posiłek. I do tego nie było warto. Zamówiliśmy grzanki czosnkowe z serem, szynką i pomidorami. To był starter a dostaliśmy pomiędzy pierwszym a drugim daniem! W ogóle byliśmy tylko po owsiance śniadaniowej, którą zjedliśmy 5,6h wcześniej (nikt nie wiedział, że będziemy czekać 2h!). Często z M. zamawiamy dwa dania i wymieniamy się połową, żeby każdy mógł spróbować, a jakby było niedobre, to zawsze się zje pół porcji a nie całą! :D Tak więc, wzięliśmy makaron po bolońsku i pizzę Prosciutto. Do tego wzięłam lampkę wina (okropnie okropne, smakowało jak jakieś najtańsze i najgorszej jakości wino!). Co do makaronu, to był rozgotowany, sos całkiem całkiem, ale jak to się mówi "dupy nie urywał" (za przeproszeniem!). Pizza rzeczywiście na bardzo cienkim cieście, ale koło włoskiej pizzy, to to raczej nie leżało (nie chwaląc się, próbowałam włoskiej pizzy będąc rok temu w Rzymie). Tak więc straciliśmy tylko czas i pieniądze, bo nie było warto! Dostaliśmy małą Coca-colę light za długie czekanie i niestety wypiłam! Wieczorem zjadłam małą porcję makaronu ze szpinakiem, filetem z indyka w mascarpone i odrobinie śmietany (dzieło M. więc trzeba było spróbować!). Ale naprawdę była to mała porcja, za to baaardzo smaczna :-) I to tyle co wczoraj zjadłam! 3 posiłki... Znowu!
Natomiast dzisiaj obudziłam się z takimi zakwasami, że to szok. Już wczoraj wieczorem zaczynałam czuć, oczywiście od parku linowego. Od brzucha w górę jest jakaś tragedia! Nie mogłam rano zmywarki otworzyć :D a trzeba było iść na tenis (odrabialiśmy na uczelni czwartek). Więc tak mi dzisiaj nie szła ta gra. Dodatkowo pogoda taka nijaka, bo szaro i trochę padało. I muszę przyznać, że się cieszyłam, że już koniec! Chciałam wieczorem pobiegać, ale zakwasy mówią, że jutro! A tak to cały dzień nauka...

Śniadanie
- owsianka na mleku z pestkami słonecznika i rodzynkami
- zielona herbata

II śniadanie
- pomarańcza
- 2 kromki chleba z masłem, jedna z twarogiem, druga z polędwicą i pomidorem
- kawa
- 2 ciastka Digestives
(nie wszystko na raz, tak w przeciągu 2h)

Obiad
- mięsko duszone w sosie winno-musztardowym i 2 łyżki buraczków
- 2 marchewki
- banan - na deser :-)
- herbatka owocowa

Kolacja
- jajecznica z dwóch jajek z suszonymi pomidorami, zwykłymi pomidorami i oliwkami z odrobinką pieprzu cayenne (niech szybciej trawi!) i papryką słodką
- czerwona herbata z cytryną



Dzisiaj 14 dzień wyzwania przysiadowego (no nie wierzę, że wytrzymałam 2 tygodnie!). 135 przysiadów przede mną, już mi nie fajnie na myśl o tym :P Wydaje mi się, że nie ma żadnej zmiany, ale ciężko mi to dokładnie sprawdzić, może wyjdzie przy mierzeniu :-)
Może jeszcze poćwiczę z Mel B (jak mi mięśnie pozwolą :-))

Trzymajcie się chudzinki!

27 kwietnia 2013 , Komentarze (8)

Cześć dziewczyny!
Dzisiejszy dzień był pełen wrażeń. Z racji tego, że jest akcja "Poznań za pół ceny", wybrałam się z M., jego bratem i znajomymi do parku linowego. Nawet nie wiecie jak bardzo chciałam się tam wybrać i moje marzenie się spełniło. Oczywiście wszyscy szli na najwyższą trasę, więc skoro oni po raz pierwszy mogli, to czemu ja nie? Tym bardziej, że reszta dziewczyn w ogóle nie szła. No i na początku oczywiście strach, bolące ręce, ale i taka euforia. Aż doszło do takiej przeszkody, że trzeba się przejechać na takim pręcie, co się go trzyma nad głową, może kojarzycie. No i tam jest taka lina, żeby go przyciągnąć z jednej strony na drugą. I tyle razy się przymierzałam, żeby zjechać, bo bałam się, że ręce nie wytrzymają czy coś. No ale pojechałam i w pewnym momencie zaplątałam się w linę, więc nie dość, że się zatrzymałam w prawie połowie liny, to lina zaplątała mi się przy szyi (na szczęście nie w okół jej, tylko od jednego ramienia i tak przez szyję). Spanikowałam, bo trochę mnie to podduszało, do tego strasznie ta lina obszorowała mi szyję i ręce puszczały ten pręt. Po paru sekundach puściły, na szczęście byłam zabezpieczona, bo gdybym zapomniała, to bym spadła (bo każdy musi się sam zabezbieczać przy każdej przeszkodzie). Dobrze, że mój M. był za mną i widziałam jak szybko po takiej drabinie ze sznurków mknął (a była mega ciężka do przejścia) i ściągnął najpierw sznurek z mojej szyi (okazało się, że jeszcze w nogach się zaplątał, a potem wciągnął tym sznurkiem ten pręt razem ze mną. Wszyscy na mnie patrzyli jak tak wiszę (niby wyglądało to dość przerażająco z dołu). Jak stanęłam na kładce, to oczy we łzach, szyja piekła, nogi drżały i nie chciałam iść dalej. No ale nie chciałam zejść. M. mnie przytulił, uspokoił i żeby dalej iść musiałam znowu zjechać (bo wciągając mnie, jakbym się cofnęła). Nawet nie wiecie jak się bałam. Serce waliło jak młot, ale dałam radę. Ogólnie było bardzo ciężko, bo ta trasa jak na pierwszy raz jest mega hiper trudna! Przeszłam całą, ręce tak mnie bolały (bolą do teraz i dłonie!), ale powiem wam, że cieszę się, że to przeszłam, że przełamałam ten lęk, który się dzisiaj we mnie narodził, czuję się silniejsza psychicznie. I pewnie za jakiś czas spróbuję jeszcze raz, ale będę bardziej uważna jeżeli chodzi o liny i dobrze by było mieć silniejsze ręce :D
Potem pojechaliśmy coś zjeść i padło na Burger Kinga, mała kanapka z kurczakiem i druga z wołowym kotletem (pół jednej i pół drugiej)! No ale po tylu godzinach jako pierwszy posiłek, to sobie wybaczam (bo nie jadłam chyba z 5h!). No i M. dzisiaj śpi u mnie, więc przed 22 (!) zjadłam same mięsko w sosie winno-musztardowym i z 3 oliwki i 4 migdały. Do tego pół lampki wina na spokojniejszy wieczór, a teraz herbatka!
Więc jeżeli ktoś dzisiaj widział w parku linowym taką rudą spanikowaną, wiszącą dziewczynę, to niestety byłam to ja. Szybko o mnie zapomnijcie, bo mi cholernie wstyd! Z drugiej strony, tylko mi się mogło to zdarzyć, bo ja to mam takiego pecha, a zarazem szczęście, że TYLKO zawisłam. Oczywiście nikomu innemu nie mogło się to przytrafić! ;-) Mam nadzieję, że wybaczycie mi brak dodatkowej aktywności fizycznej!

Śniadanie
- owsianka na mleku z pestkami dyni i rodzynkami
- zielona herbata

II śniadanie
- dwie kromki chleba: jedna z twarogiem i pomidorem, druga z masełkiem, polędwicą i pomidorem
- jabłko

Obiad
- pół Whoppera Jr. i pół kanapki z nuggetsami w Burger Kingu

Kolacja
- schab duszony w winie i musztardzie
- 3 oliwki
- 4 migdały
- herbata owocowa
- pół lampki wina



Ach od 2 do 6 czerwca będę w Barcelonie, bo wyczailiśmy z M. tanie loty, więc muszę się porządnie wziąć za siebie!
Dobranoc kochane! ;-)

27 kwietnia 2013 , Komentarze (8)

Dobry wieczór!
Dlaczego tak często ulegam pokusom? :-( dzisiaj nie dałam rady wstać na wykład, no w sumie miałam niecałe 6h snu, a ja jestem śpiochem, ale takim racjonalnym, zadowalam się w zupełności 8h snu dziennie! :-) potem troszkę chodziłam w tym słońcu. Zrobiłam w końcu mój ogródek na balkonie! I przez to wszystko nie zjadłam obiadu (bo go nie zrobiłam -.-) tak więc pomiędzy 18 a 19 koleżanka przywiozła mi chleb orkiszowy i twaróg od rolnika (mama kolegi ma sklep z eko żywnością, więc wzięłam na spróbę) no i zjadłam sobie kromeczkę, choć staram się nie jadać węglowodanów po 17. No ale, że wciąż byłam głodna, to zrobiłam jajeczniczkę na boczku. Zawsze udawała mi się taka nietłusta (o ile może być coś nietłuste z boczkiem!), a dzisiaj mi wyszła taka pływająca w tłuszczu! O ble, o zgrozo i takie tam. Próbowałam odsączyć trochę ręcznikiem papierowym, ale chyba domyślacie się, że za dużo to nie dało. No ale byłam głodna więc ją zjadłam! Potem ciągnęło mnie do słodkiego, więc zjadłam 2 jajeczka czekoladowe. No i po 22 przyjechał M. z siłowni i zaczął jeść różne rzeczy, to podjadłam parę czekoladowych kulek do mleka, wzięłam gryza chleba i wędzonego łososia. Pytał czy chcę jeszcze ryżu z bananem i jogurtem, ale odmówiłam, chociaż w tamtym momencie miałam ochotę na wszystko! No i powiedzcie jak to jest, że jednego dnia jestem w stanie nie jeść słodyczy, nie mieć nawet na nie ochoty, a tu nagle trach i zjadam. Albo takie tłuste rzeczy. Ech...
Miałam też w planach bieganie, ale przez ten "ogródek" już nie miałam czasu. Zrobiłam 110 przysiadów, co było tak nieprzyjemne, bo mam wszędzie zakwasy, nie wiem czy to po bieganiu i przysiadach, czy po wczorajszym tenisie.
Tak się ostatnio zastanawiałam, że może gdybym się ważyła i mierzyła co tydzień, to bym miała większą motywację, ale z drugiej strony po takim tygodniu nie osiągnę zbytnio efektów, bo bardziej zależy mi na centymetrach niż na kilogramach. Tak więc zmierzę się dopiero w połowie maja.
Wiecie czego nie lubię wraz z nadejściem wiosny? Tych wszystkich robali, pająków etc. Dzisiaj miałam w kuchni dwa małe pająki, oczywiście musiałam je zabić. Wieczorem wleciała do mnie (ponoć) azjatycka biedronka, taka czarna w białe kropki, ponoć gryzie i może wywoływać reakcje alergiczne, ale na szczęście udało mi się jej pozbyć. No ale nie mogę otworzyć wieczorem okna, bo zaraz wlatują jakieś stworzonka! Taki oto minus ciepłych pór roku...

Śniadanie

- owsianka na mleku z pestkami dyni i rodzynkami
- zielona herbata

II śniadanie
- 3 kromeczki chleba, dwie z żółtym serem, jedna z twarożkiem, rzodkiewką i kiełkami brokuła

Obiad
- kawa
- parę ciastek Digestives

Kolacja

- jajecznica z dwóch jajek na boczku
- 2 jajeczka czekoladowe
- kanapka z twarogiem
- czerwona herbata z cytryną
- dwie marchewki
(nadrobiłam obiad -.-)

Później:

- z 6 kulek czekoladowych (takich do mleka, ale na sucho!)
- gryz chleba i łososia wędzonego



Pewnie nigdy nie będę miała takiego brzusia :<
Dobrej nocki!

25 kwietnia 2013 , Komentarze (4)

Witajcie!
Dziś dość krótko, bo pomimo, że dzień był długi, to nic się tak naprawdę nie wydarzyło.
Wstałam o 9, więc zaraz pomyślicie, że wcale ten dzień nie jest taki długi! Ale w moim odczuciu on się ciągnął i ciągnął. Byłam na tenisie i miałam tak fajną partnerkę, że już nie było czegoś takiego "nie chce mi się podbiec do piłki", "nie sięgam = nie biegnę". Dzisiaj biegałam za każdą piłką! (no może nie dosłownie, bo jak leciała gdzieś, gdzie w 100% wiedziałam, że nie dam rady jej odbić, to sobie odpuszczałam. Ale takich momentów było niewiele) I wyobraźcie sobie, że wyszłam tak mokra z wfu, że przez długi czas nie mogłam dojść do normalności! Włosy to jak po basenie, ledwo co nałożyłam na siebie ubranie. A musiałam biec na biologię. Potem zajęcia na uczelni, następnie sklep, robienie obiadu i dopiero potem zaczęłam robić zadanka. W międzyczasie 105 przysiadów. Chciałam zrobić jeszcze brzuch i ramiona, ale brakuje mi czasu. Poza tym mam taki zakwas na lewym barku, że to szok, a to od noszenia torebki :D autentycznie, wczoraj miałam tak ciężką torbę i nosiłam ją w dłoni, no i dzisiaj czuję efekty :D
Dziękuję dziewczyny za wasze wsparcie i za te miłe słowa. Nawet nie wiecie jak to wszystko mnie bardzo motywuje do działania :-) Dziękuję bardzo! :-*

Śniadanie
- owsianka na mleku z pestkami dyni i rodzynkami
- zielona herbata

II śniadanie
- pół kanapki z twarożkiem, rzodkiewką i kiełkami brokuła

III posiłek
- kanapka z polędwicą, masełkiem i pomidorem

Obiad
- makaron z sosem Arrabiata, mielonym mięskiem, pieczarkami
- pół lampki wina

Kolacja
- pomarańcza
- czerwona herbata z cytryną
- "gryz" makaronu od M. bo wpadł na chwilę




Trzymajcie się chudzinki!

24 kwietnia 2013 , Komentarze (6)

Dobry wieczór!
Wybaczcie, że mnie wczoraj nie było, ale robiłam zadania i uczyłam się jak taki mały robocik. Najgorsze jest to, że okazało się, że te zajęcia, na które robiłam tak namiętnie zadania, są przełożone na jutro! A mi się tak bardzo nie chciało tego robić, ale się zmuszałam.
Dietkowo byłoby ok, gdyby nie mój "obiad". A raczej jego druga część! W chlebaku miałam dwie kromki takiego kilkudniowego chleba, a że nie cierpię wyrzucać jedzenia, to stwierdziłam, że go jakoś wykorzystam. No i podsmażyłam sobie na patelni! Co prawda na oliwie, ale to i tak w żaden sposób mnie nie usprawidliwia! Położyłam na to po cieniutkim plastrze (naprawdę, ten z Biedry może kojarzycie :D) żółtego sera i schrupałam. Gdybym miała toster, to zrobiłabym sobie grzanki, ale niestety brak u mnie takich luksusów!
Po 19 poszłam biegać. I jakiś taki wiaterek podmuchiwał w twarz. A ja oczywiście nie zabrałam żadnej chusteczki, więc moje początkowe oddychanie przez sam nos musiałam pominąć i od razu robić wydech ustami. Przebiegłam 5,53 km i biegałam 35 minut, choć przez ok. minutkę stałam na światłach. Standardowo po wybiegnięciu  z parku spacer przez ok. 1 min na złapanie oddechu i niecały km biegiem do domku. Coś mi się wydawało, że biegłam szybciej niż wcześniej i się nie myliłam, bo najszybszy kilometr zrobiłam w niecałe 6 minut, a średnio zawsze wychodzi między 6 a 7 minut. No ale wydaje mi się, że to mogło być spowodowane, moim nosem! W ogóle musiałam strasznie mocno nim ciągać i sapać, bo ludzie się odwracali jak do nich dobiegałam! Pewnie myśleli, że jakieś zwierzę biegnie! No ale nic. Widziałam dziewczynę z roku, więc się troszkę zestresowałam i wtedy też przyspieszyłam. Ale najważniejsze, że już się tak mocno nie męczę!
Udało mi się namówić koleżankę do biegania, tzn. dopiero raz się wczoraj przebiegła (sama!), ale powiedziała, że chciałaby częściej coś robić :-)
Po powrocie, jako że dzisiaj 9 dzień wyzwania (o jacie gacie, już 9 dni?!) 100 przysiadów, na szczęście już zrobione. Powiem wam, że wcale nie jest to takie łatwe przy tej ilości powtórzeń! No ale już 1/3 wyzwania praktycznie za mną, więc głupio byłoby się poddać!

Śniadanie
- owsianka na mleku z rodzynkami i pestkami słonecznika (dziwię się, że ta owsianka mi się jeszcze nie znudziła)
- zielona herbata

II śniadanie

- gruszka
- kanapka z odrobiną masła, polędwicą i pomidorem

Lunch (?)
- pomarańcza
- kawa
- 3 ciastka Digestives

Obiad
- 3 paluszki rybne podsmażane na oliwie
- szpinak
- później marchewka z chrzanem
- no i ten nieszczęsny chleb
- herbatka ziołowa

Kolacja

- banan
- 4 morele suszone
- 1/4 dużego kubka jogurtu naturalnego z otrębami żytnimi, rodzynkami i pestkami słonecznika
- czerwona herbata z cytryną

Ale kusiło mnie dzisiaj na słodkie i tak stałam przed szafką gdzie są słodycze. I nawet przez chwilę chciałam wziąć gorzką czekoladę, ale się wycofałam w ostatnim momencie, myśląc o tych ciastkach owsianych, które zjadłam wcześniej. A dłoń już była na klamce! Także możecie być ze mnie dumne, bo to mój mały sukces :-)




Poczytam co tam u was i zabieram się za zadania! (pewnie zerkając od czasu do czasu na chudziny z Top Model :D)

Baj baj! :-)

P.S. Zostały 4 dni, żeby zagłosować na Michała w konkursie! Jeśli wygra, przeznaczy 100 000 $ na chore dzieciaki z PL! Jeżeli macie parę minut dziennie, to proszę was o głos, bo rywale nie śpią! Pozwólmy i tym maluchom mieć szanse na spełnianie marzeń! :-)
Klik, klik, help, help. 

22 kwietnia 2013 , Komentarze (8)

Hej hej!
Jak ten czas szybko leci. Minął już tydzień od mojego powrotu do was, a czuję jakby to było 2 dni temu!
Dzisiaj się wzięłam ostro za siebie! Rano, tak jak mówiłam, spacer na (i z) uczelnię, 1,5 km w jedną stronę (sprawdziłam!), co daje 3 km! :-) potem powrót do domu, nauka, znowu uczelnia. A po uczelni wróciłam do domu, wskoczyłam w moje sportowe portki i poszłam biegać! Na samym początku, na światłach, spotkałam tego Pana Biegacza! Tylko tym razem on wracał, a ja dopiero zaczynałam. Oczywiście się przywitał!
Znów dużo ludzi biegało. Na początku parku już mnie wyprzedziła jakaś dziewczyna, ale po jakichś 10 minutach zaczęła iść, a ja dalej biegłam! Wolno, bo wolno, ale biegłam :-) Próbowałam się witać z wszystkimi biegaczami, ale oni już jakoś tak inaczej reagowali, tzn. witali się również, ale tacy byli zdziwieni :D więc tak sobie biegałam i biegałam (mój cel to było 4,75 km) no i zrobiłam 2 kółka na około parku i właśnie pomiędzy 4,75 km a 5 km pierwszy raz przystanęłam na światłach, jak już wracałam do domu. Więc moja kondycja chyba się polepsza! Ogólnie biegałam prawie 34 minuty i zrobiłam 5,49 km. do tego szłam jakieś 1,5 min, ale to spauzowałam trening w Nike + Running (no taka mądra aplikacja, że no nie mogę!). Wyszło trochę jak reklama...
Wróciłam odsapnęłam i zaczęłam robić przysiady. Dzień 7 i 80 przysiadów. Bardziej czuję uda niż pośladki, ale też dobrze :D Jutro pewnie będę leżeć i kwiczeć! Ale czuję się baaaardzo dobrze :-) Muszę przyzwyczaić moje ciało (i umysł!) do regularnego biegania!

Śniadanie
- owsianka na mleku z pestkami dyni i rodzynkami
- zielona herbata

II śniadanie
- kawa (bez cukru i mleka)
- 4 lub 5 ciastek Digestives

Obiad
- resztka (dosłownie!) makaronu z pieczarkami i kurczaczkiem
- grahamka: pół z twarożkiem rzodkiewką, kiełkami brokuła i ogórkiem, pół z polędwicą, masełkiem i ogórkiem

Podwieczorek

- jabłko

Kolacja
- banan
- serek wiejski
- 3 suszone morele
- czerwona herbata z cytryną



Naprawdę jestem dziś z siebie zadowolona! A teraz sprawdzę co u was i idę się uczyć!
Trzymajcie się kochane! :-)