Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 24881
Komentarzy: 169
Założony: 1 listopada 2010
Ostatni wpis: 17 maja 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
black1992

kobieta, 31 lat, Oranjestad

165 cm, 72.30 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: maks 63 kg do końca września. PIĘKNA NA WESELU KUZYNKI 1 października

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

24 grudnia 2010 , Komentarze (5)

I tak oto mamy 24 grudnia. Wigilia. Bóg się rodzi... Bla, bla, bla. A jedyne, o czym potrafię aktualnie myśleć to, to, czy uda mi się wytrwać na diecie, czy się czegoś nie napcham.
Wiem, że jestem silna, ale chyba nie aż tak, by odmówić sobie tych wszystkich smakołyków, gdy będą na wyciągnięcie ręki ;|. Wiem, że jeśli w najbliższy czwartek stanę na wadze (czwartek to mój dzień pomiaru) i okażę się, że utyłam to wpadnę w depresję i prawdopodobnie całkowicie przerwę dietę. JAKA JA JESTEM SŁABA :(.
Z tego wszystkiego do głowy przychodzą mi idiotyczne rozwiązania. Najpierw myślałam o tym żeby jutro udać chorą i po prostu nie iść na Wigilię, zostać w domu - z dala od wszelakich pokus. Doszłam jednak do wniosku, że ten "plan" ma słabe strony - podejrzewam, że mama i siostra zostałyby ze mną, a nie chcę zepsuć im świąt. Później do głowy przyszło mi, że jeśli zjem za dużo mogę po prostu zwymiotować. Zaczęłam nawet przeglądać w sieci fora, na których piszą, w jaki sposób sprowokować wymioty, ale sama myśl mnie przeraża. Co by zrobiła mama gdyby się dowiedziała? Chyba wysłałaby mnie do psychologa. Oczywiście miałam plan żeby po prostu z Wigilii wrócić wcześniej i zrobić TO gdy nikogo w domu nie będzie, ale... Ale czy to ma sens? Przecież to zakrawa o bulimię. Zawsze miałam się za osobę rozsądną, która nigdy nie właduje się w coś takiego, dlatego i ten pomysł odrzuciłam. Ale co będzie jutro? Pojutrze? W niedzielę?
Tego nie wie nikt.

Mój optymizm, który towarzyszył mi ostatnio gdzieś się ulotnił eh...

Mimo wszystko... Życzę wam zdrowych, spokojnych i szczęśliwych świąt Bożego Narodzenia. Bogatego Mikołaja, niskokalorycznego jedzonka i spadku wagi :). Pozdrawiam ;***
trzymajcie się cieplutko :))

22 grudnia 2010 , Komentarze (10)

Kupiłam.
Kupiłam płaszcz.
Kupiłam płaszcz w.
Kupiłam płaszcz w rozmiarze.
Kupiłam płaszcz w rozmiarze 52.
Jeszcze niedawno nie weszłabym w taki w rozmiarze 54. A wiadomo płaszcz musi być troszkę większy, by móc założyć pod spód jakiś grubszy sweter. Nawet nie wiecie, jak się cieszę. Ile to dla mnie znaczy. Kiedy widać jakiekolwiek efekty odchudzanie nagle zaczyna nabierać sensu. Siadasz, przybierasz pozę myśliciela i nagle dociera do Ciebie: "Heloł! Schudłam. To jednak działa! Być może jeszcze kiedyś będę wyglądać, jak normalny człowiek".
Swoją drogą obawiałam się trochę kupić ten płaszcz. Kosztował 395 złotych, a ja ciągle chudnę - niedługo może być za duży. Miła pani w sklepie zapewniła jednak, że jest na niego 2 letnia gwarancja (nawet, gdy guzik mi się urwie to przyszyją), która obejmuje nawet ewentualne zwężenie płaszczyka ;D
Spodnie zrobiły się za luźne i po raz pierwszy z życiu cieszę się, że nie mam się w co ubierać ;). Po raz pierwszy w życiu nie mam się w co ubierać nie dlatego, że ciuchy są za małe, lecz dlatego, że są ZA DUŻE.
Ponadto pierwsze osoby zaczęły zauważać, że schudłam. To też szalenie budujące.
Pamiętam, że jedno z najbardziej przykrych dla mnie wydarzeń miało miejsce w 1 klasie LO. Lekcja historii, pani opowiada o Wenus z Willendorfu:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Wenus_z_Willendorfu
i nakazuje spojrzeć na zdjęcie w podręczniku. Klasa zaczyna komentować, jaka ta postać obrzydliwa etc, a ja wracam do domu i patrzę w lustro i widzę Wenus z Willendorfu w swoim odbiciu. Teraz już coraz mniej ją przypominam. Może niedługo ujrzę w lustrze Wenus z Milo? Oczywiście nie marzę o utracie rąk ;D

Nie mogę się doczekać do Świąt. Tęsknie już do nich, choć jednocześnie się ich boję. Tęsknię za tą rodzinną atmosferą, za niczym niezmąconym spokojem, za śpiewaniem (a raczej fałszowaniem kolęd).
Dziś zadbałam o to, by czuć ich nadchodzącą aurę. Puściłam kolędy. Uwielbiam te w aranżacji Arki Noego - są takie żywiołowe, radosne, a Boże Narodzenie to w końcu radosne święto dla katolików. Lubię też zagraniczne piosenki. Niepokonane "Last Christmas", "Jingle Balls", "Let it snow". Oł jeee...
Napisałam, że jest to radosne święto dla katolików, bo sama jestem ateistką. Choć może nie do końca, bo czasami zdarza mi się myśleć o Bogu i łapię się na tym, że się do niego zwracam, a to ewidentnie świadczy o tym, że w niego wierzę. Zdecydowanie jednak nie wierzę w kościół katolicki i nie czuję się katolikiem pomimo tego że jestem ochrzczona.

Dziś K. zapytał mnie co chciałabym dostać od Mikołaja. Agrh...
O mało nie odpowiedziałam śpiewająco : "All I want for Christmas is you..." :****

Się rozpisałam, ale mam jakiś dobry nastrój, a wtedy mi idzie pisanie ;****
Pozdrawiam ;*****

21 grudnia 2010 , Komentarze (3)

Nie rozumiem tu czegoś.
Trzymam się diety (zazwyczaj jem nawet dużo mniej niż 1000 kcal), pilnuję IG, ćwiczę, a spadek bardzo mały ;| .
Nienawidzę przestojów, bo odbierają mi wiarę w sukces.

Dzisiaj chciałam napisać o mojej koleżance.
To bardzo dziwna persona - kiedyś niezwykle pewna siebie, pogodna, pełna życia, dziś wyniszczona dietą, smutna i przekonana o tym, że jest brzydka.
Wszystko zaczęło się od tego, że poznała przez internet chłopaka. Po pewnym czasie się w nim zakochała, ale czuła się bardzo źle, bo wysłała mu nie swoje zdjęcie. Wysłała mu zdjęcie jednej z ładniejszych dziewczyn z naszego miasta.
Po pewnym czasie chłopak zaczął naciskać na spotkanie, a ona przerażona wymyślała coraz to nowe wymówki i kłamstwa.
W końcu - mając do wyboru przyznanie się do kłamstwa lub zerwanie znajomości wysłała mu swoje prawdziwe zdjęcie nie przyznając się jednak, że to jej prawdziwe oblicze. Powiedziała, że to koleżanka.
A wówczas ten chłopak powiedział, że dziewczyna ze zdjęcia to okropnie brzydki, gruby pasztet.Warto zaznaczyć, że nie była wtedy powalająco gruba. Ważyła jakieś 63 kg. W końcu powiedziała mu, że to tak naprawdę ona, a wówczas zreflektował się i uznał, że tak naprawdę jest ładna.
W końcu się spotkali. On przyjechał do niej. Był chyba ze 2 tygodnie. Później pojechali do niego. I tam zdarzyło się coś strasznego, co na zawsze odmieniło moją koleżankę.
Mama jej chłopaka stwierdziła, że jej syn zasługuje na kogoś lepszego niż gruba, brzydka sierota (bo moja koleżanka jest wychowywana przez babcię). Wtedy w mojej koleżance coś pękło. Zaczęła się odchudzać, chodzić na solarium, bo chciała być jak najlepsza dla swojego chłopaka i jego matki. Czuje się nieatrakcyjna, a to wszystko niszczy ją od środka. Teraz waży 49, boi się jeść, boi się, że mimo, że schudła nie będzie dość dobra. Straciła pewność siebie.
Jej dieta ją wyniszcza. Często płacze z głodu, ale nie chce jeść.
Takiej destrukcyjnej diety wolałabym uniknąć. Na jej miejscu dawno rozstałabym się z tym maminsynkiem i jego toksyczną mamusią, bo wiem, że moja koleżanka nigdy nie będzie dość dobra dla tej kobiety.
Najgorsze jest to, że nie wiem jak jej pomóc.

18 grudnia 2010 , Komentarze (4)

Boję się świąt.
Boję się, że nie będę potrafiła się pohamować i napcham się za te ostatnie 52 dni ;(.
Narazie wmawiam sobie, że w Wigilię nie będę przez cały dzień nic jadła, a przed wyjściem na kolację wypiję z litr wody żeby nie zjeść zbyt dużo. Żeby zjeść tylko barszcz, ze dwa pierogi, kawałek ryby i sałatkę. Ale pojawia się pytanie, czy będę potrafiła tak po prostu przestać jeść, gdy już zacznę?
W pozostałe dni świąt podniosłam sobie limit na jakieś 1500 kcal. Dalej będę liczyć, bo to daje mi poczucie kontroli.
Wiem, że jeśli po świętach stanę na wadze i okaże się, że przytyłam ogarnie mnie zniechęcenie i wielce prawdopodobne, że się poddam. Największe szansę mam na to, by się nie obeżreć jeśli będę siedzieć w domu. Nikogo nie będę więc odwiedzać. A już na pewno nie pójdę do Agaty, która z pewnością upiecze moją ulubioną krówkę.

Ehh...

9 grudnia 2010 , Komentarze (2)

Matko. Schudłam ponad 2 kg w tydzień. To chyba całkiem niezły wynik.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że tak nie będzie cały czas, ale sam fakt napawa mnie optymizmem i nadzieją. JEŚLI CHCĘ TO MOGĘ!

... ave ...

 Dzisiaj strasznie nudny dzień. Nie poszłam do szkoły, bo nie było pana od histy i babki od polskiego, a na sam francuski jeździć się nie opłaca. W końcu i tak nigdy nic na tym przedmiocie nie robimy. Zabawne, że uczę się tego języka 3 lata, a jedyne co potrafię zrobić to się przedstawić i policzyć do 10 ;), ale po prostu mi to nie leży. Wolałabym uczyć się hiszpańskiego ;D.

Wiecie na czym polega sukces mojej diety? Na tym, że nie jest ona jakoś specjalnie, z góry zaplanowane.
Dlatego nie wykupiłam tej na Vitalli.
Sama rozpisuję sobie wieczorem co zjem następnego dnia. W ten sposób jem to na co mam ochotę i nie ciągnie mnie aż tak bardzo do "zakazanego" jedzenia. Zasada jest jedna - mogę jeść wszystko, lecz nie mogę zjeść więcej niż 1000 kalorii dziennie.
Miałam ochotę na hamburgera i cheasburgera z McDonalda? Kupiłam sobie. Zjadłam. W sumie obydwa miały jakieś 600 kalorii (na opakowaniach było napisane) tego samego dnia na śniadanie zjadłam parówki więc limit kalorii został wyczerpany. Do końca dnia byłam głodna, ale zadowolona. Uwielbiam fast foody.

Z kolei od tygodnia chodziła za mną kaszanka. W 100 g ma 329 kcal. To sporo. Dziś na obiad zjadłam 150 g. Jedna kaszanka była połową mojej dziennego limitu kalorii, ale wiem, że nie mogłam jej sobie odmówić, bo w końcu bym pękła i zjadła nie jedną, ale trzy. :)

2 grudnia 2010 , Komentarze (3)

Dawno mnie tu nie było.
Bardzo dawno, ale zawsze mam problemy ze systematycznością :)
Na diecie jestem dalej. Złamałam się tylko raz - na urodzinach siostry i nawpierdzielałam czipsów. Zła byłam na siebie - ale jakoś trzeba z tym żyć.
Wiem, że na święta też będzie mi ciężko i pewnie sobie na coś pozwolę. Modlę się tylko, by po świętach móc normalnie wrócić do diety, a nie, tak jak w zeszłym roku, zacząć jeść normalnie ;|.

Okazało się, że na początku ważyłam 5 kilo więcej niż myślałam. 125 kg. Straszne. Kiedyś, gdy oglądałam "Rozmowy w toku" była tam kobieta ważąca 150 kg. Obiecałam sobie, że nigdy nie doprowadzę się do takiego stanu. Zabrakło mi tylko 25 kg. ;(.
By je stracić potrzeba dużo czasu, a podejrzewam, że pozostając przy moich starych nawykach wagę tą osiągnęłabym w przeciągu 2-3 lat.
NIE MA TAKIEJ OPCJI. Nie poddam się.

Ponadto muszę stwierdzić, że odkryłam ciekawą alternatywę dla aerobiku.
MATA DO TAŃCA.
Nie jest specjalnie droga. Ja swoją kupiłam za 19.99 + koszty wysyłki, bo zakupu dokonałam na allegro. Teraz sprzedający nieco podniósł cenę, ale nie jakoś rażąco.
http://allegro.pl/2010-mata-taneczna-do-tanczenia-tanca-gra-2150-hit-i1333533241.html
 Oprogramowanie do gry jest darmowe i można pobrać je ze strony:
http://www.stepmania.com/
Jeśli znajdą się zainteresowani to mogę udostępnić na chomikuj albo w jakimś innym miejscu paczki z naprawdę fajnymi piosenkami do gry (nie jakimś japońskim szajsem).
Tańcząc spala się naprawdę sporo kalorii, a przy tym to naprawdę świetna zabawa :D.

A ponadto przedwczoraj zaczęłam A6W.
Szczerze mówiąc myślałam., że te ćwiczenia są prostsze, jak patrzyłam na robiące je osoby. I cóż... pomyliłam się xD

3 listopada 2010 , Komentarze (1)

Próbna matura z matematyki jakoś poszła. Zadanie zamknięte - moim skromnym zdaniem - były dość łatwe.  Otwarte - bez komentarza ^^. Coś tam wymodziłam. Zobaczymy, jak będzie.
Ciekawe, czy "zdam" xD.

Zaczęłam się ruszać xD.
I uczę się kręcić hula hop. Narazie wychodzi kiepsko ^^. Jakieś wskazówki?

Dzisiejszy jadłospis?
ŚNIADANIE:
- mleko 0,5 125 ml =  45 kcal
- musli 40 g = 140 kcal
- błonnik 20 g = 60 kcal
- ogórki kiszone 150 g = 16,5 kcal
II ŚNIADANIE:
- Activia truskawkowa = 120 kcal
- jabłko ok. 100 g = 46 kcal
OBIAD:
- ziemniaki 100 g = 85 kcal
- jajko na parze 150 g = 120 kcal
- ogórki kiszone 300 g = 33 kcal
- marchewka 100 g = 27 kcal
KOLACJA:
- marchew 100 g = 27 kcal
- jabłko 100 g = 46 kcal
- 2 kromki pieczywa chrupkiego = 44 kcal
- 4 plastry kiełbasy żywieckiej = 63 kcal
- 1 plaster sera Gauda = 75
RAZEM: 992,5

W sumie to Activii nie zjadłam, bo wzięłam ją do szkoły, a ona rozwaliła mi się w torbie zalewając zeszyt, piórnik, portfel i takie tam...
Na kilometr śmierdziało ode mnie truskawkami ^.^

2 listopada 2010 , Komentarze (4)

No i mamy dzień szósty.
Jem mało. Alee... Nie głoduję.
Tylko jakoś aktywności fizycznej mi brak ;].
Czuję jakiś kompletny brak mocy.
Dzisiaj miałam zamiar wstać o 5 i pobiegać. Ale nie usłyszałam budzika. I dupa z tego wyszła ^^. Wstałam o 5:35, a że na 7:10 do szkoły o 6:21 musiałam jechać. Na dworzec idę 20 minut, więc i bez porannego biegania miałam problem, by się wyrobić.

Jutro próbna matura z matematyki i wiecie co?
Nauczyciele gadają:
- Zjedźcie rano kilka kostek czekolady to uspokaja.
NAWET ONI SĄ PRZECIWKO MNIE  ^^^
Chociaż - jak już mówiłam wczoraj - do słodkiego mnie nie ciągnie. Zjadłabym za to kebaba i frytki i...
Jeśli chodzi o maturę to TRZYMAJCIE KCIUKI. Mam nadzieję, że nie ośmieszę się jakoś bardzo, bardzo.
Chodź, jak wiadomo powszechnie - matma to nie moja dziedzina. Jestem hÓmanistkOM xD.

Ojciec się ze mnie śmieje, że więcej gadam o jedzeniu, gdy nie jem, niż gdy jadłam wszystko i się nie ograniczałam. Nabija się, że strasznie "celebruje posiłki". Ważę wszystko po trzy razy, ze skupieniem przygotowuje posiłki, układam na kilku talerzykach... A kiedyś to jadłam byle co i byle jak xD. Ale cóż mam zrobić, gdy cała ta otoczka mi pomaga? ;) Automatycznie zdaje mi się, że więcej zjadam.

Wiecie co mnie strasznie wkurza?
Jak szczupłe laski gadają, że muszą koniecznie schudnąć, bo 'są grube'. Waży taka 50 kg, chuda jak szkapa, ale gada, że jest 'tłustą świnią'. Co ja mam powiedzieć? ^^

Menu na dziś?
ŚNIADANIE:
- mleko 0,5 % 125 ml = 45 kcal
- musli 40 g = 140 kcal
- "Zdrowy Błonnik" 20 g = 60 kcal
II ŚNIADANIE:
- Activia pitna śliwkowa 200 g = 156 kcal
OBIAD:
- 2 parówki wieprzowe sokołów 100 g = 356 kcal
- ogórki kiszone (kwaszone) 300 g = 33 kcal
- marchewka 200 g = 54 kcal
KOLACJA
- jabłko 100 g = 46 kcal
- marchew 200 g = 54 kcal
- 1 kromka pieczywa chrupkiego = 22 kcal
RAZEM: 985

1 listopada 2010 , Komentarze (3)

Piąty dzień diety.
Zadziwia mnie to, że nie jestem głodna.
Choć może w zasadzie nie powinno?
Ostatnim razem, gdy się odchudzałam też głodna nie chodziłam. I nawet słodkiego mi się nie chciało. Gorzej z fast foodami i czipsami.
Gdyby ktoś mi wtedy to dał to bym sie chyba nie opanowała i pożarła nie jednego, lecz z pięć Hamburgerów.
Swoją drogą strasznie żałowałam, że wtedy przerwałam. Ale w końcu miałam tylko na święta przerwać. Kto to widział jeść otręby w Wigilie? Później stwierdziłam, że po Sylwestrze zacznę znowu, później, że po osiemnastce.
I kuśwa - koniec końców nie zaczęłam wcale.

Dopiero teraz, gdy wszystko, co osiągnęłam poprzednim razem poszło się je... No poszło na zmarnowanie. Dopiero teraz zaczynam od początku.

Mam nadzieję, że tym razem wystarczy mi silnej woli. Na początek chce zobaczyć na wyświetlaczu wagi liczbę dwucyfrową.
Ale najpierw muszę kupić wagę. Bo nawet nie wiem ile ważę. Wszystko to tak orientacyjne.

Menu na dziś?
ŚNIADANIE
Jogurt gruszkowy 150 g = 146 kcal
Mleko 0,5 % 125 ml = 45 kcal
Musli 40 g = 140 kcal
"Zdrowy Błonnik' 20 g = 60 kcal
OBIAD
Filet z dorsza pieczony w folii w piekarniku 100 g = 70 kcal
Ziemniaki 100 g = 85 kcal
Sałata 40 g = 5,6 kcal
Kapusta kiszona 300 g = 36 kcal
Marchew 150 g = 40,5 kcal
KOLACJA
Serek wiejski 100 g = 97 kcal
Pieczywo chrupkie 5 kromek = 110 kcal
RAZEM: 834,1 kcal

U mnie o wiele lepiej sprawdza się dieta trójposiłkowa, niż pięcio...