Po spotkaniu z kolegą stwierdzam, że opcje są dwie: albo nie jestem w kolegi typie (tudzież kolega totalnie nie jest zainteresowany jakimkolwiek związkiem), albo się zgrywał wiedząc, że jestem zbyt atrakcyjna, żeby mnie zdobyć standardowymi metodami (ewentualnie jest też trzecia opcja - kolega jest idiotą). Tak czy siak, jest północ, a ja już jestem w domu. W międzyczasie kolega powiedział, że przeprasza za sobotę, bo nie szuka związku, bo niedawno rozstał się... co przerwałam stwierdzeniem, że nie będziemy o tym rozmawiać, bo totalnie nie ma, o czym mówić. Ale zapytał też, czy chciałabym wybrać się z nim i jego znajomymi na paintballa. Podczas całego wieczoru jedynym naszym bliższym kontaktem fizycznym był buziak (w policzek) na pożegnanie, kiedy kolega wysiadł z tramwaju (trzy przystanki przed moim!!!), bo coś tam coś tam... niby za to przepraszał, tłumaczył się itp., co nie zmienia faktu, że mnie nie odprowadził do domu. Dostałam też przed chwilą smsa, że przeprasza, że tak wyszło, blablabla, i do zobaczenia wkrótce.
Ostatecznie nadal nie mam zdania, co z tym fantem zrobić. Nadal nie wiem, czy chciałabym się z nim jakoś bliżej zaprzyjaźnić i czy w ogóle mi się podoba... Choć z drugiej strony z facetami jest jak z ciuchami: jeśli mierzysz i nie wiesz, czy chcesz to mieć, to znaczy, że nie chcesz! Sęk w tym, że tak naprawdę kolegi jeszcze nie udało mi się przymierzyć;)