Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Rekordy życiowe: Rwanie - 37 kg Zarzut - 52 kg Podrzut - 50 kg Siad przodem - 65 kg Siad tyłem - 75 kg Martwy ciąg - 92 kg [Postaram się aktualizować na bieżąco ;)]

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 172984
Komentarzy: 430
Założony: 22 stycznia 2011
Ostatni wpis: 20 lipca 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Enieledam84

kobieta, 40 lat, Wrocław

168 cm, 63.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

29 lipca 2011 , Skomentuj
- Biały???
- Nie, czarny...
Nie mam pojęcia, dlaczego ludzie pomimo, że już ponad dwa lata temu wprowadziłam szeroką gamę kolorów do moich kreacji noszonych na co dzień, nadal widzą na mnie tylko czerń. Daltoniści. czy co? Poniżej ubiór, który ową mało inteligentną wymianę zdań zapoczątkował:



Moja ulubiona tunika, która (niestety) dodaje mi (co najmniej) pięć kilo, ale i tak mi to (kolokwialnie pisząc) zwisa. No i oczywiście HD-eki (jeszcze z czasów kiedy byłam dzieckiem mroku. Nie ma co, sentymentalna się robię na starość.).



29 lipca 2011 , Komentarze (3)
Zostało już postanowione i od poniedziałku, pierwszego dnia tygodnia, ale i miesiąca zaczynam post, czy jak ktoś woli głodówkę. W inny sposób nie jestem wstanie wyregulować rozbuchanego apetytu...Sporządzę tu swoiste sprawozdanie z tygodniowego niejedzenia. Wszystkim, którzy obawiają się, iż to nie zdrowe i świadczy o zaburzeniu odżywiania daję słowo, że primo jest to bezpieczne (już takowe oczyszczania organizmu robiłam), secundo za bardzo kocham swą osobę (nawet jak nazywam się świnią czy prosiakiem), by krzywdę sobie czynić, a jeśli poczuję się osłabiona to najzwyklej świecie głodówkę przerwę (bez wyrzutów sumienia ;)).

19 lipca 2011 , Komentarze (3)
W ciągu dnia spokojnie daję radę...śniadanie, drugie śniadanie, obiad, podwieczorek - zero podjadania, zero niezdrowego "tatałajstwa", ale gdy nadchodzi noc zamieniam się w żrącą świnie i znów trza czekać na świt, by promienie słońca zamieniły mnie w człowieka.

Może troszkę przesadzam, ale tylko troszkę...wczorajszy dzień był taki, przed wczorajszy nie i wcześniejszy też z limitem zakończony. Czyli teraz będzie to tak wyglądało? Dwa dni normy, dzień obżarstwa, dwa dni normy...? Ja tak nie chcę i ch...tak nie będzie. Nawet jakbym miała sobie resekcje żołądka zrobić.

Waga łaskawie zeszła poniżej 70. Alleluja...

Ach, zapomniałabym...Wczoraj kumpel rzekł do mnie: "o widzę, że schudłaś". To mu odpowiedziałam: "Co ty, przytyłam cztery kilo". On do mnie: "dupka Ci zmalała". Chyba mu okulary za sponsoruje.

15 lipca 2011 , Skomentuj
Zarzuciłam pisanie bloga...oczywiście, znalazłabym tysiąc powodów takiego stanu rzeczy, ale powiedzmy szczerze trudno przyznać się do swoich upadków, których skutek widać na wadze. Wszak nie sposób oszukać "bezlitosnej" maszyny i...dobrze. Jestem grubasem, nawet w rozmiarze M i S. To kwestia psychiki. Moje mechanizmy obronne działały wręcz rewelacyjnie, więc przez te ostatnie miesiące spokojnie tłumaczyłam sobie zjedzenie ciasteczka, cukiereczka, słonych przekąsek...to wręcz żałosne.

Od wczoraj potulnie wróciłam do limitu i go nie przekraczam. Wczoraj 1395 kcal, dzisiaj 1355 kcal. Ciekawe, jak długo moja gruba strona osobowości siedzieć będzie cicho, bo to, że tłuścioch się odezwie to pewnik. Nie ma niczego pewniejszego na świecie, niestety. 

Wkleiłabym zdjęcia swej "tłustowatości", ale po co ludzi po nocy straszyć, heh.




3 kwietnia 2011 , Skomentuj
...mnie tu nie było, co wcale nie znaczy, że dietę zarzuciłam. Nic z tych rzeczy, zwłaszcza, że mam już zaplanowaną kreację (sukienkę z Benetona) na majową komunię bratanka. 

Podwyższyłam limit do 1400 kalorii (liczę, że nie będę tego żałowała).

5 marca 2011 , Skomentuj

Wczoraj wpisu nie było, gdyż skupiłby się on w dużej mierze na rewolucjach nie kuchennych, a żołądkowych. Pomyślałam więc, że lepiej odpuścić sobie fizjologiczne opisy funkcjonowania mojego ciała. Napiszę tylko, iż czasami dotarcie (ba, znalezienie) szaletu miejskiego może być największym marzeniem ;) 


Dzisiaj jest już lepiej i w ramach nagrody za przetrwanie dnia poprzedniego kupiłam sobie sprzęt do trenowania mięśni brzucha. Po obiedzie (tłustym niestety) zamierzam go wypróbować. Wszak trza popracować nad tymi okolicami (i nie tylko tymi), bo wiosna tuż-tuż.


Po wczorajszym przeczyszczeniu waga zjechała w dół i jedną szóstkę zastąpiła piątka. Szkoda, że tą drugą, a nie pierwszą, ale nie będę narzekać. Jeszcze przyjdzie czas kiedy i ten cud się zdarzy ;)

Jadłospis:

Śniadanie (201 kcal): kawa bez cukru (500ml), chleb razowy żytni ze śliwką (2 kromki), serek naturalny 5 % tł. (30g), brokuł gotowany (150g)

II Śniadanie (195 kcal): banan (100g), jogurt naturalny 2% tł. (200g)

Obiad (564 kcal): placki ziemniaczane (200g), kefir 1,8% tł. (200g) - zdaję sobie sprawę, że był on cholernie kaloryczny...kochana rodzinka zawsze zadba by tłuszczu nie zabrakło.

Kolacja (209 kcal): serek wiejski 3 % tł. (150g), chleb razowy żytni ze śliwką (1 kromka), pomidor (175g)

Razem: 1169 kcal. Wczoraj troszkę mniej, czyli 1136 kcal.

3 marca 2011 , Komentarze (3)

Dziś kalorii nie liczę, bo jak policzę, to będzie przysłowiowy płacz i zgrzytanie zębów...Udzielam, więc sobie dyspensę na dzień dzisiejszy. Oczywiście, nie zamierzam pokryć tygodniowego zapotrzebowania, ale... ;)

1 marca 2011 , Skomentuj

Pierwszy raz, od chwili wejścia na drogę Wielkiej Diety, musiałam się nieźle nakombinować, aby dobić do (przynajmniej) 1100 kalorii . Jakoś tak około ranne i południowe (czyt. obiad) posiłki pokryły li tylko połowę dziennego zapotrzebowania energii, jakże istotnej do normalnego funkcjonowania. Może co poniektórzy uznaliby, że im mniej tym lepiej, ale do mnie jakoś to nie przemawia. Zwłaszcza, iż to ciało z całą zawartością musi mi służyć do ostatnich dni mojego życia i wymiana w najbliższym czasie nie wchodzi w rachubę.


Jedyne na co mogę być zła to zjedzenie tak zwanych gotowców prosto z torebki. Staram się takich rzeczy unikać będąc w domu, ale...czasem to nie wychodzi. Zwłaszcza, kiedy mam popołudniowy dyżur...a tak swoją drogą okazało się, że mam wolne ? z macierzyńskiego wróciła dziewczyna, która przejmie za mnie wszystkie wtorki. Fajnie, no nie? Szkoda tylko, że dowiedziałam się o tym jakieś dwie godziny przed pójściem do pracy, ale mniejsza z tym i tak jestem zadowolona z wolnego dnia.

Dzisiejsze jedzonko:

Śniadanie (226 kcal): kawa bez cukru (500ml), chleb razowy żytni z soją (2 kromki), serek naturalny 5% tł. (30g), kiełki fasoli mung (25g), grejpfrut czerwony (125g), pomidor (100g)

II Śniadanie (200 kcal): mleko 0,5 % tł. (200g), papryka czerwona (125g), banan (100g)

Obiad (202 kcal): kasza z suszonymi pomidorami i ziołami, zupka Fit kapuściana

Podwieczorek (308 kcal): jabłko (175g), kefir kremowy 1,5% tł. (200g), śliwka suszona (25g), papryka czerwona (125g), marchewka (75g)

Kolacja (252 kcal): serek wiejski 3% tł. (100g), kiełki fasoli mung (25g), pomidor (100g), rukola (25g), gruszka (150g)

plus Orbit White co dało razem 1197 kalorii.

28 lutego 2011 , Komentarze (1)

Moja waga łaskawie pokazała dwie szóstki (a rano to nawet 65,1 się wyświetliło)...i na co tu teraz narzekać?


Jadłospis dnia dzisiejszego:


Śniadanie (326 kalorii): kawa bez cukru (500ml), chleb razowy żytni z soją (2 kromki), papryka żółta (125g), parówka sojowa Classic (50g), mandarynka (75g), kiwi (50g)


II Śniadanie (266 kalorii): kefir kremowy 1,5 % tł. (200g), śliwki suszone (25g), banan (100g)


Obiad (265 kalorii): buraki z cebulą (150g), kotlet z piersi kurczaka smażony soute (25g), barszcz czerwony (200g)


Podwieczorek (94 kalorii): Jogobella Light wiśniowa (150g), Pepsi Maxx bez cukru (1000ml)


Kolacja (211 kalorii): serek wiejski 3% tł. (100g), pomidor (100g), rukola (10g), kiełki fasoli mung (25g), wafel ryżowy, jabłko (150g)


Razem: 1162 kcal

27 lutego 2011 , Komentarze (2)

Pomimo zjedzenia trzech gałek lodów oraz wypiciu kawy z miętą w Blue City i innych grzeszków na koncie, które przytrafiły mi się (bez mojej winy ;P) w stolicy, waga ani drgnęła. Jak można się domyślać, w tej sytuacji, nie spowodowało to frustracji, a raczej wywołało uśmiech na mej kociej twarzy. Oczywiście, postanowiłam poprawę i wróciłam do limitowanego jedzonka... wszak efekt jojo jest zbyt dobrze znany i uwielbia odwiedzać te, które pozbyły się z domu swego nadmiaru tłuszczu. Ja natomiast jestem mało gościnna i pana JoJo nie zamierzam zaprosić. Niech spada i nie wraca...wystarcza, że widzę jak przechadza się tuż pod moim oknami...pieprzony uparciuch.


Wracając do rzeczywistości odkryłam, że najwyższy czas wymienić, poza odzieżą wierzchnią, bieliznę, bo jakoś tak dziwnie zwisać zaczyna i ani trochę sexy to nie wygląda... skoro taka myśl przebiegła po neuronach od razu zaczęłam realizacje planu. Wymiana trwa ;)

A oto co dzisiaj pochłonęłam:

Śniadanie (416 kalorii): kawa bez cukru (500ml), chleb razowy żytni z soją (2 kromki), parówki sojowe Classic (100g), pomidor (125g), gruszka (150g)

II Śniadanie (70 kalorii): mleko Kościan 0,5 % tł. (200g)

Obiad (385 kalorii): buraki z cebulą (150g), kotlet z piersi kurczaka smażony soute (75g), barszcz (200g)

Podwieczorek (112 kalorii): kawa bez cukru (500ml), marchewka (75g), rzodkiewka (75g), mleko 0,5 % tł. (200g)

Kolacja (219 kalorii): serek wiejski 3 % tł. (100g), wafel ryżowy, rukola (10g), pomidor (125g), jabłko (175g)

Po podliczeniu okazało się, że (nieznacznie) przekroczyłam swój dobowy limit kalorii, czyli pochłonęłam, aż...1202 kalorie.