Pamiętnik odchudzania użytkownika:
laauraa

kobieta, 34 lat, Opole

163 cm, 50.00 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: więcej ćwiczyć! :)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

14 sierpnia 2015 , Komentarze (20)


CZEŚĆ

Słyszeliście o strefie komfortu? Jest to miejsce, w którym czujemy się bezpieczni. Żyjemy sobie powoli, spokojnie, wiedząc co czeka nas każdego dnia. Nie ma tam ryzyka, większych emocji, stresu, strachu czy niepewności. Brzmi dobrze? Niby tak. Ale każdy z nas od czasu do czasu potrzebuje jakichś bodźców, wyzwań, satysfakcji z czegoś. W strefie komfortu niestety nie ma i tego. 

Dlaczego o tym piszę? 

Sama z tym teraz walczę. Nie jestem osobą przebojową, a raczej spokojną. Lubię kontakt z ludźmi, ale niekoniecznie lubię wchodzić do zgranej już grupy osób. A tak się stało. Uczę się wszystkiego od podstaw, a każdy patrzy mi na ręce. 

O tak, zdecydowanie wyszłam poza strefę komfortu i muszę powiedzieć, że z jednej strony jest stres i strach, ale nie jest on destrukcyjny. Ludzie są sympatyczni, pomocni. Szef wyrozumiały. A po każdym dobrym dniu, zrobionym postępie, nauczeniu się nowej rzeczy czuję wielką dumę i radość. Potrafię. Osiągam wyznaczone sobie cele. Powoli, systematycznie.

Naprawdę, polecam się przemóc. Na pewno jest tyle rzeczy, które chcielibyśmy zrobić, ale coś wewnątrz nas hamuje. Boimy się porażki, wyśmiania, przegranej. Ale ktoś kiedyś powiedział, że "lepiej żałować tego co się zrobiło, niż żałować, że się nawet nie spróbowało" I to jest sama prawda. 

Działajmy. Pokonujmy własne bariery. Po to żyjemy, by uczyć się, osiągać cele i tworzyć kolejne stopnie do przekroczenia. Najgorzej stanąć w miejscu. Czasami lepiej się cofnąć by nabrać rozpędu, niż bezruchu tkwić w tym co znane. 

Jest tyle obszarów, w których możemy się realizować i tyle sytuacji, w których czujemy lęk. Ja sama mam jeszcze tyle do przeskoczenia. 


PA! :*


10 sierpnia 2015 , Komentarze (6)

CZEŚĆ


Dawno się nie odzywałam, ale czas pochłaniała mi praca. Jeśli kojarzycie wcześniejsze wpisy, narzekałam na zbyt wiele wolnego, a co się z tym wiąże na nudę. Teraz narzekać nie mogę. Dzieje się dużo. 

Pracuję w sekretariacie firmy. Wszystkiego uczę się od podstaw, a łatwo nie jest. Współpracownicy na szczęście są bardzo w porządku, chętni do pomocy. Gdyby nie to, to tylko usiąść i płakać nad kolejną fakturką czy zamówieniem do zrealizowania. 



ALE DOSYĆ O PRACY


Upalny miniony weekend spędziłam nad morzem. Cudowne odstresowanie. Wpadła smażona rybka i trochę frytek. Trudno, liczę że słońce wytopiło ze mnie cały odkładający się tłuszczyk. ( swoją drogą szkoda, że to tak nie działa) 

W ten weekend też trzeba coś wymyślić. Szczególnie, że to aż 3 dni. Pogodę zapowiadają tak samo piękną. Żal siedzieć w domu. Ja to jestem z tych co mi wysoka temperatura w ogóle nie przeszkadza, a wręcz dodaje energii i poprawia nastrój :) 



JEDZENIOWO



Kupiłam w Tesco taki wynalazek: 


Dostępne są dwa smaki. Z miodem i jabłkowo- cynamonowy. Naprawdę smaczne i małokaloryczne ziarenka. Jako dodatek do jogurtu czy owsianki sprawdza się idealnie. 

Poza tym: odzwyczaiłam się od słodyczy, chipsów, fast foodów, ale lodów nie potrafię sobie odmówić!!! Źle? Dobrze? Tłumaczę sobie, że syfu nie jem, to chociaż loda zjem. Ostatnio codziennie się zdarza. Jedyny minus upałów!! 

Jak żyć gdy lodziarnia kusi? Ludzie jedzący lody kuszą? Pogoda kusi? A lodzik orzeźwia? ;p 

No jak? i to najlepsze włoskie, żadne tam sorbety :(




PA! :*

31 lipca 2015 , Komentarze (73)


CZEŚĆ


Spotkałam się wczoraj ze znajomymi. Byli głodni, zaszliśmy do Mcdonalda. Zamówili sobie „obiad”, ja lody i usiedliśmy przy stoliku. Nagle do środka wtoczyła się kobieta, która lekko mówiąc do najchudszych nie należała. Odebrała swoje zamówienie i usiadła blisko nas. Widziałam jak patrzą na nią ludzie. Widziałam jak patrzą na nią moi znajomi. Raz, dwa, trzy… było widać, że zaraz ktoś coś powie.

„Taka gruba i je”

„Jak ona nie wstydzi się jeść w Maku”

„Zjadłaby coś zdrowego”

„Zobaczcie ile sobie zamówiła”

Komentowali moi znajomi, ale było widać też szepty i spojrzenia innych.

A MI ZROBIŁO SIĘ PRZYKRO.

Duże frytki, hamburgery, cheeseburgery, tortille. Cole, shaki, lody. Cały nasz stolik zawalony był tym syfem. W czym my byliśmy lepsi od niej? W czym ci wszyscy ludzie jedzący to żarcie byli lepsi? A no w niczym. I nawet jakby ta kobieta ważyła dwie tony to nikt nie ma prawa śmiać się z niej, robiąc to samo! Może jesteśmy chudsi, ale może kiedyś przez to jedzenie będziemy wyglądać tak jak ona? A może nie będziemy. Może nigdy nie dopadanie nas otyłość, ale za to jakaś inna choroba. Kto się będzie śmiał? A może ja już mogłam się śmiać?

- O tam, po prawej, je cheeseburgera, a ma cukrzycę! Hahahaha, a ja nie mam. Smacznego.

Zobaczymy jak łatwo będzie przestać i przestawić się na sałatę.  

Nic nie wiemy o tej kobiecie. Widzimy tylko jej tuszę. Nie oceniajmy w ten sposób nikogo.

Ja wiem. Nie powinna tak jeść. Najgorzej jakby miała rodzinę, małe dzieci i uczyła je tak niezdrowych nawyków. Zastanówmy się tylko. Nadal byśmy komentowali, pewnie dwa razy gorzej. ROBIĄC DOKŁADNIE TO SAMO i jedząc dokładnie to samo.

Wchodzę do Maka. Pełno ludzi. Chudzi, grubi, rodziny, przyjaciele. Wszędzie ludzie. Wszyscy jedzą Fast food. A negatywne komentarze lecą tylko pod adresem tych grubych. Może tak każdy dałby przykład, zostawił jedzenie i wyszedł.

Ehe, akurat.

Nie jem Fast foodu od czterech lat. Przez te cztery lata tylko raz skusiłam się na kanapkę właśnie w Maku bo byłam głodna, byłam poza miastem, a ludzie z którymi wyjechałam uparli się by zjeść właśnie tam. Było słone, niesmaczne i bolał mnie później żołądek. To chyba najlepsza recenzja tego miejsca. Jem tam tylko lody, które mają naprawdę dobre.

A mimo to nie komentuję gdy ktoś zajada piątego cheeseburgera. Jego sprawa. Mogę dać tylko radę: to niezdrowe, nie jedz. Ale nie będę się śmiać. Sama kiedyś mogłam jeść piątą czekoladę, a dobre to też nie było.

Tamta kobieta była otyła. Jej sprawa, jej życie i jej zdrowie. 

To jedzenie może smakować, a ludzie są słabi. Nie krzywdźmy tylko innych, przez ich słabości.

Powiedziałam wczoraj co myślę, a znajomi zmienili obiekt podśmiewania się. Zwycięstwo, w połowie. 

29 lipca 2015 , Komentarze (25)


CZEŚĆ


Mój pokój nigdy nie był tak czysty! W szafie nigdy nie było tak poukładane! Książek nigdy tak szybko nie kończyłam, a z filmów zawsze coś było do obejrzenia. Teraz nie ma. I nawet godzinny bieg po okolicy nie jest w stanie mnie wykończyć. Dopadła mnie niesamowita nuda, rutyna, monotonia. Wszystko mnie irytuje, denerwuje, wkurza i doprowadza do szału. Znajomi pracują, rodzina pracuje, ja- obijam się i czekam. 

- Ale ci zazdroszczę! 

Słyszę od wszystkich.

- Możesz się wyspać, masz czas na wszystko, nigdzie się nie spieszysz. 

Powtarzają do znudzenia. 

A mnie roznosi od środka gdy nie mam się czym zająć. Gdy siedzę tylko w domu, gotuję, jem, sprzątam, prasuję. Chcę do ludzi, do pracy! Jeszcze trochę. Niech tylko z tą pracą wypali. Bo jak nie wypali, dostanę odmowny wniosek to nie wiem co zrobię. Zanudzę się na śmierć zanim znajdę sobie coś innego. Podobno inteligentni ludzie się nie nudzą. Wyjątek potwierdza regułę :) Wyjątek to oczywiście ja i już nie wiem co sobie do roboty wymyślić.


Poniższy wykres przedstawia ulubioną rozrywkę dnia codziennego:

Niestety sama prawda, dlatego trzeba z tym skończyć, bo niedługo będzie można mnie popchnąć, a ja się poturlam. Na szczęście do pracy z górki to dotrę pod same wejście. 




PA! :* 

21 lipca 2015 , Komentarze (16)


CZEŚĆ :) 


Wy też, tak samo jak ja nie lubicie zaczynać? Nowej pracy, nowej szkoły, kursu, znajomości, odchudzania czy nawet wpisu do pamiętnika? Początki są najgorsze. Jak to mówią coś się kończy, coś zaczyna. A gdy edukacja dobiega końca to nie ma rady i czeka nieuniknione. Początek, poważny początek, jeden z poważniejszych startów w życiu. A udało mi się dorwać dobrą, urzędową pracę i zaczynam od sierpnia. Dni odliczam, paznokcie obgryzam, stres co raz większy czuję. Trzeba się dobrze zaprezentować. Najbardziej obawiam się współpracowników, od tego wszystko zależy, a można trafić na wrednych ludzi. Ale jeśli ludzie będą w porządku, to i wszystko będzie ok :) 

A jak tam wasza dieta? Bo ja teraz z racji wolnego tylko siedzę i jem.  (kanapka) (losos) (lody)  

Najlepsze są moje własne tłumaczenia tego stanu: pójdziesz do pracy, to nie będzie czasu :)

Na szczęście jem wszystko co zdrowe (a przynajmniej się staram). Truskawki kilogramami (wczoraj zjadłam ostatnie, działkowe w tym roku), zupy kremy (wczoraj krem z kalarepki), lody obowiązkowo i orzechy już trochę nałogowo. 

Takie wielkie, piękne były. Tylko szkoda, że były. Smutno. 



AAA, jeszcze coś! 

Dziękuję wszystkim za  tyle miłych słów i życzeń pod poprzednim wpisem.
Serio, serio DZIĘKI 
 :*

PA! :*

19 lipca 2015 , Komentarze (40)


CZEŚĆ :)

18.07.2015r. - Dzień, który chciałabym zapamiętać na całe życie.
Nie wiem czy coś to przebije. 


Trzecia rano, a mój telefon dzwoni. Zaspana odbieram słysząc głos chłopaka:
- ubieraj się, zaraz u ciebie będę, musimy pilnie pojechać w jedno miejsce
- co? gdzie?! o tej godzinie?? co się stało?! śpięęęęę- krzyczę do słuchawki z niedowierzaniem
- ubieraj się, zobaczysz!

Wstałam zdezorientowana, nie wiedząc co robić i o co chodzi. Wszędzie ciemno, wszyscy śpią, tylko mój pies spoglądał na mnie dziwnie. Gdyby mógł mówić to by pewnie powiedział: hahaha ja zaraz pójdę spać.. a ty... a ty... a ty nie. No dobra, ale trzeba się ogarnąć. W sumie to nie zdążyłam nawet się umyć, gdy telefon zadzwonił po raz drugi: 
- schodź, co tak długo?!

Szybko coś na siebie zarzuciłam i już byłam w samochodzie. Przywitał mnie chłopak, kwiatek, kubek kawy i jakże zdrowy energetyk light. No słodko, zważając, że zegar wskazał 3:23.
- To o co chodzi???- zapytałam.
- O nic, jedziemy- usłyszałam. 

No i pojechaliśmy. A gdzie dojechaliśmy? NAD MORZE.
W miejsce, które kiedyś często odwiedzaliśmy. I takie piękne było o poranku, gdy plaża była pusta. 

Tyle miłych słów, które tam usłyszałam, starczy mi na dobre kilka lat. Mogę się nimi karmić codziennie bez obaw o kalorie. 

Ale czemu? Jak? Po co?

Cały czas żyłam w przekonaniu, że ta sympatyczna niespodzianka to tak bez okazji,  lecz nagle dostałam olśnienia. MIAŁAM URODZINY. O ja głupia. Naprawdę zapomniałam. I dzień się jeszcze nie kończył.. myślałam, że może nad wodą zostajemy trochę dłużej, ale po kilku godzinach spacerowania, zostałam znowu pokierowana do samochodu. Wracaliśmy. A po powrocie w domu czekał tort, jedzenie, więcej jedzenia, coś do picia i popijania picia. No i najważniejsze: czekali znajomi <3 

Popłakałam się. Pierwszy raz płakałam ze szczęścia. Mam wokół siebie tylu cudownych ludzi, że jest to nie do opisania. Jak kiedyś mogłam tego nie zauważać? I jak na własne życzenie mogłam to tracić? Ja głupia. Ludzie potrafią być cudowni :) I potrafią robić takie niespodzianki. A ja uwielbiam niespodzianki. Mogłabym być tak zaskakiwana cały czas. 

Wszyscy rozeszli się nad ranem, nie spałam tyle godzin i nadal nie chce mi się spać. Piszę tutaj i znowu chce mi się płakać. Nie wiem czemu. Nie zasłużyłam na tak piękny prezent. A dostałam coś, czego nigdy bym się nie spodziewała. Takie piękne wspomnienie. 



I Was czymś poczęstuję z okazji tych moich urodzin. Miało być zdjęcie tortu i słodkości, ale nie ma co się oszukiwać i tak z tego nie skorzystacie, technika aż tak się nie rozwinęła, monitor przeszkadza :) Więc częstuję Was moją historią i słowami.  

A wiecie, nie zawsze u mnie było dobrze. I naprawdę da się wszystko, można wszystko, tylko to wszystko zależy od naszego podejścia do innych, a przede wszystkim do nas samych. Pokochajmy siebie, a będzie łatwiej. Nie ciało jest najważniejsze. 



PA! :*


17 lipca 2015 , Komentarze (7)


CZEŚĆ

Mówię Wam, jeszcze się nie pozbierałam. Chyba zostałam stworzona do tego by podróżować. Spakować kilka najpotrzebniejszych rzeczy, chwycić plecak i wyruszyć przed siebie. Poznawać zakątki świata, nowe kultury, innych ludzi. Chciałabym tyle zobaczyć!! To takie niezwykłe. Gdzieś tam, kilka tysięcy kilometrów dalej również toczy się życie. I niby jest to ta sama planeta, a jest tyle różnic. Podziwiam ludzi, którzy odważyli się uciec, ruszyć w świat z kilkoma złotymi w kieszeni, nie patrząc na nikogo i na nic. A takich ludzi jest mnóstwo. 

I wiecie, gdy opowiadam znajomym o tym, że chciałabym zobaczyć tyle miejsc, to każdy patrzy na mnie jak na wariatkę. Bo oni też by pojechali, ale tylko z biurem podróży i tylko poleżeć, poopalać się na plaży, koniecznie all inclusive. A ja tego nie czuję. Każdy oczekuje czegoś innego. Ja chciałabym chodzić, chodzić, chodzić i to najchętniej nie po turystycznych miejscach. Szkoda, że za to nie płacą. 

Teraz zaczynam pracę. Sprawa się przeciągnęła, gdyż jest trochę formalności do załatwienia. Będzie praca, będą pieniądze, będą urlopy. I już wiem jak je wykorzystam :) Na szczęście mój chłopak nie robi problemu i pojedzie ze mną wszędzie. W końcu wiedział, że wiąże się z kimś, kto nie potrafi wysiedzieć spokojnie w jednym miejscu i potrzebuje czegoś więcej. Nareszcie wiem co chcę i co daje mi taką radość, że ojeju. Tylko drogie hobby sobie wybrałam. 

Nie wiem czy to sprawa wakacji, czy czego, ale zauważyłam, że coraz mniej piszecie. I nie, nie chodzi mi o komentowanie moich wpisów, ale o tworzenie swoich. Pusto tu tak trochę. Sama się zastanawiałam czy nie odejść. Nie odchudzam się, jedzenie zeszło na dalszy plan w moim życiu. Nie myślę co jem, ile jem, po prostu to robię gdy jestem głodna. A to, że zdrowo, to już mam we krwi. Forum mnie przeraża, bo ile można patrzeć na zdjęcia chudych dziewczyn pytających: co zmienić, co poprawić, na ile wyglądam...? śmieszne takie trochę. A mimo to wchodzę i piszę. Mogę zrobić długą przerwę bez wpisu, a i tak w końcu tu zajrzę. Magia tego miejsca :D


A magia domowych, polskich obiadów przed wami: 

PA :*

30 czerwca 2015 , Komentarze (8)


CZEŚĆ

Wracam do przeszłości coraz częściej. W żadnym wypadku nie czynami, jedynie myślami. Im jestem dalej od tamtego świata, tym trudniej mi się pogodzić z tym co zrobiłam, z tym jak łatwo urządziłam sobie piekło i straciłam kilka młodych lat. Moje życie nie istnieje dla mnie jako jedna ciągłość, dzielę je na te przed i na te po, to co w środku to stan jakiegoś uśpienia, jakbym nagle zapadła w śpiączkę i obudziła się z długiego koszmaru, a później na nowo uczyła się wszystkiego. A Wszystko skończyło się w momencie gdy stwierdziłam, że jestem za gruba i przecież potrafię schudnąć kilka kilo. A ja już tak mam, że jak czegoś mocno chcę, to się nie poddam i to osiągnę. 

Osiągnęłam. Kosztem przyjaciół, rodziny, radości, świata, smaków, marzeń i siebie. Nie każde odchudzanie tak się musi skończyć, ale ryzyko jest duże. Nie wiem od czego to zależy, u każdego na pewno inne okoliczności i inne cechy charakteru na to wpływają, ale zaburzeń odżywiania nie życzę najgorszemu wrogowi! Co jest w tym takiego, że najczęściej jesteśmy świadomi tego co robimy i jak bardzo się niszczymy, a nie potrafimy przestać? Uzależniający mechanizm choroby. 

Tu nawet nie sama chudość jest uzależniająca, ale swój własny rytm dnia, nawyki które dezorganizują codzienne czynności i przyjemności. Wieczorne kino kłóci się z wyliczoną kolacją, a zwykła wizyta u lekarza wypada w porze posiłku. Stres! Normalne? No chyba nie. Dzisiaj tak bardzo dziękuję sobie za to, że potrafiłam to zatrzymać. 


MOŻEMY JEŚĆ WSZYSTKO, A CHUDOŚĆ JEST NICZYM W PORÓWNANIU Z TYM CO OFERUJE NAM ŻYCIE. 


Wystarczy się przełamać. Smak pierwszego ciastka jedzonego tak po prostu bez wyrzutów sumienia, smak owoców w porze wieczornej, gdzie przecież owoce powinny być zabronione, czy też wyjazd ze znajomymi nie analizowany pod względem tego co tam jeść będziemy, jest wart wszystkiego po tej strasznej chorobie! Każde słowo, emocje, uczucie słyszę i czuję podwójnie. Doceniam wszystko bardziej, to jest jedyny plus choroby. Jeżeli o jakichkolwiek plusach mówić można. 




Nigdy nigdy nigdy nigdy nigdy nigdy więcej!

26 czerwca 2015 , Komentarze (7)


CZEŚĆ


Nawet sobie nie wyobrażacie jak mnie męczy ta pogoda. To ma być lato? No śmieszne. Gdzie są te dni gdy siedziało się do późnej nocy w krótkim rękawku na dworze, a rano witało nas piękne słońce?? No nie ma. Klimat zmienił się tak bardzo. Cały rok jesień. 

Ale nie wierzę, po prostu nie wierzę w to, że już za tydzień spełnię jedno z moich większych marzeń. Za tydzień o tej porze będę już w drodze do cudownej i SŁONECZNEJ (tak, to bardzo istotne) Barcelony! Godzinami potrafię siedzieć i układać w głowie plan wyjazdu. Co zwiedzimy, gdzie pójdziemy, co zobaczymy. I jeśli da się umrzeć ze szczęścia, to chyba już nie wrócę ;) 

A pomyśleć, że jakieś dwa lata temu największym szczęściem i celem życiowym było co zjeść, ile zjeść, jak zjeść by nie przytyć, no i zobaczyć mniej i mniej na wadze. To takie puste. Ale może musiałam to przeżyć by teraz dwa razy bardziej docenić każdy dzień, każde uczucie i takie właśnie chwile w życiu. Coś z tego zawsze zostanie, to pewne. Wracając nocą z imprezy nie zjem ze znajomymi kebaba na mieście, nie skuszę się na zapiekankę na dworcu, nie będę przegryzać chipsów siedząc przed tv i nie pocieszę się tabliczką czekolady w gorszy dla mnie dzień. Ale to chyba dobrze :) 


Po co mi kebab, wątpliwej świeżości zapieksa, czy zostawiające dziwny posmak chipsy, gdy można jeść takie pyszności: 



TYLKO TA CZEKOLADA... CZEKOLADĘ CZASAMI TRZEBA ZJEŚĆ :) 





PA :*

 

19 czerwca 2015 , Komentarze (18)


CZEŚĆ

Czas płynie.

Pamiętam jak dzisiaj, gdy szłam z mamą za rękę prowadzona do pierwszej klasy. Pamiętam ten strach, a zarazem fascynację tym co nowe. Przymykam oczy i w wyobraźni widzę to dziecko siedzące w ławce i zawierające pierwsze przyjaźnie na długie lata. Czy zmieniłabym wiele, poszłabym innymi ścieżkami, dokonała innych wyborów? Gdybym miała drugą szansę, nie boję się przyznać, że tak.  Ale nie mam. Patrzę więc na to dziecko i uśmiecham się do siebie, ponieważ mimo kilku niewykorzystanych szans, złych decyzji i niewartych nawet grosza znajomości jestem tu gdzie teraz. Szczęśliwa, zakochana, spełniająca marzenia.

Czas płynie.

Moja edukacja dobiegła końca. Wczoraj się obroniłam. 

Oddzielę cienką kreską minione lata i beztroski etap studiowania. Zacznie się coś nowego. Innego. Tylko najgorsze jest to, że plan jest żaden.

Na dzień dzisiejszy:
Obroniłam się, porzuciłam studencką dorywczą pracę, za 13 dni lecę do Hiszpanii spełniać marzenia, a po powrocie niech się dzieje co chce. Los zawsze był przychylny. Mam nadzieję, że i tym razem postawi przede mną kilka możliwości. W końcu pracodawcy powinni walczyć o tak wykwalifikowanego magistra jak ja :D (smiech)


Drobna uwaga na koniec: 

Czas naprawdę płynie w przerażająco szybkim tempie. 




PA! :*