Wczoraj byłam na treningu pt. "najdłuższy bieg tygodnia". A po ludzku mówiąc musiałam zebrać wszystkie siły i sprawdzić jaka jestem mocna (a raczej słaba) w bieganiu. Konkluzje były dwie, w zależności jak na to spojrzeć. Patrząc na to ile osiągnęłam przez rok to jestem superwoman;) Zaczynałam jakiś rok temu. Wtedy przebiegnięcie 2 minut sprawiało mi taki problem, że wypluwałam płuca i inne wnętrzności razem z nimi. Jeżeli jednak spojrzeć na to od strony półmaratonu to jeszcze dużo pracy mnie czeka. Przebiegłam wczoraj jakieś 9 km (bieg bez zatrzymania). 8 km wskazała trasa a km nadrobiłam bo się zgubiłam w lesie;) Czyli zostało do wypracpwania jeszcze 12 km. Muszę też popracować nad tempem:) To tyle jeśli chodzi o bieganie.
Dieta idzie mi super:) Mówię to bez przesadnej skomności bo udało mi się zapanować nad jedzeniem:) Nie objadłam się w ten weekend a nawet było bardziej dietetycznie niż w tygodniu. W ogóle nie czułam, że "zasłużyłam sobie więc mogę się objeść":) Tak samo było po egzaminie na prawko. Po raz pierwszy nie zajadłam stresu:) Oznacza to, że chyba pokonałam mój największy problem:kompulsy:)
Niestety nie wszystko będzie takie kolorowe, bo wczoraj podczas biegania (tak myślę, że to jest przyczyna) osłabiłam strasznie organizm i już wieczorem czułam, że coś mnie bierze. Teraz siedzę w pracy strasznie osłabiona. Niby tylko stan podgorączkowy, ale jednak męczy strasznie. Mam nadzieję, że to tylko osłabienie i jutro będzie dobrze już:)
Buziaki w tą piekną jesień :D