Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W związku małżeńskim od 4 lat. Z kilogramami walczę od dłuższego czasu. 23.10.2013 urodził się mój synek Filip, który będzie moją największą motywacją w dążeniu do wyznaczonego celu. Przecież musi mieć super, fit mamusię :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 107082
Komentarzy: 1575
Założony: 3 kwietnia 2011
Ostatni wpis: 2 kwietnia 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kikizafryki

kobieta, 38 lat, Poznań

165 cm, 85.60 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

25 lipca 2012 , Komentarze (5)

Po pierwsze nie piszę o diecie, bo jej nie ma. Są makarony, słodycze i takie tam. Ważę chyba już ze 100 kg.
Po drugie z okazji jutrzejszych swoich urodzin, chciałam być dobra i upiekłam dwa ciasta dla moich ukochanych współpracowników. Akurat dzisiaj moje urządzenie - prodiż (nie posiadam piekarnika) postanowił się zepsuć i tak oto wierzch placków to węgiel, a dół to surowe ciasto. Placki spoczywają w koszu na śmieci. Już nawet nie mam siły się złościć. Luz.

A teraz uroczyście oświadczam, że świadoma swych praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, jestem gotowa przyjąć nowego członka rodziny tego oto słodkiego maltańczyka:


Gdyby ktoś chciał mi takiego podarować bardzo chętnie przyjmę go w swe ramiona.

22 lipca 2012 , Komentarze (4)

Dzisiaj to chyba przesadziłam. Na pewno przesadziłam. Moje meni to kompletna porażka.

Śniadanie: kawa z mlekiem dwie parówki z szynki, pół pomidora, ogórek
II śniadanie: banan
Obiad: ok. 300 g frytek (z piekarnika), dwa małe zrazy.

Te frytki mnie zabiły. Najadłam się jak bąk i co zrobiłam? Poszłam spać. Jak Kubuś Puchatek. Tylko ja nie chcę wyglądać jak Kubuś Puchatek.

Po drzemce trochę się zrehabilitowałam i wyciągnęłam Pią na godzinny spacer po Malcie. Dziś prócz sałaty nic więcej do ust nie włożę.

Chciałam dzisiaj popołudniu pojeździć na rolkach, ale niestety nie było mi dane. Kółko mi strasznie piszczało przy jednej rolce i Pią postanowił naprawić. Rozkręcił, łożyska się wysypały i klops. Trzeba kupić nowe łożyska (albo najlepiej rolki) inaczej nie da rady śmigać. Biegać jeszcze się boję, a wszelkiego rodzaju dywanówki są jeszcze przez jakieś dwa tygodnie zabronione. Pozostaje mi tylko spacerować.

Po spacerku pojechaliśmy do Kauflanda na zakupy. Kupiłam arbuza i czerwone porzeczki z których jutro wyczaruję koktajl.

W ramach walki z cellulitem zaliczyłam też peeling z kawy.

A teraz idę oglądać Sponsoring.


21 lipca 2012 , Komentarze (2)

Dzisiejszy dzień minął szybko, bo w miłym towarzystwie.
Wpis też będzie taki na szybko, bo zaraz zabieramy się z mężowym za oglądanie jakiegoś filmu.

Dzisiaj na śniadanie zrobiłam naleśniki z przepisu QuchniaWege Muszę się przyznać, że to pierwsze w moim życiu naleśniki, które dało się zjeść. Nie były ani gumowe, ani się "nie rozjechały", ani twarde, tylko takie w sam raz. Robiłam dokładnie tak jak w przepisie, tylko nie dałam żadnego słodzidła i mąkę pszenną pełnoziarnistą zamieniłam na żytnią pełnoziarnistą.
Autorce wyszło 7 naleśników mi 4 w tym jeden wielki i gruby (zjadł go Pią). Zjadłam dwa naleśniki na śniadanie z serkiem homo waniliowym. Wyglądały u mnie tak:



ok. 14.00 wpadła kawka i lody, a koło 18.00 koktajl z czarnej porzeczki. Byliśmy na zakupach w Ikei i skusiłam się właśnie na niego:



Uciekam oglądać film.

Pozdrawiam Was kochane!

19 lipca 2012 , Komentarze (2)

Wczorajszy dzień chcę wymazać z pamięci. Cały dzień było pięknie, dietka cudownie i ja głupia wieczorem tzn. o 19.00 ugotowałam sobie makaron (dużo makaronu) i pożarłam z pesto. Najadłam, nie przepraszam nażarłam się tak, jakbym przez kolejny tydzień miałam nic nie wziąć do ust, po czym zamiast ruszyć 4 litery i iść na spacer poszłam spać! Kopnijcie mnie w tyłek i to mocno, żebym miała nauczkę na przyszłość.

Dzisiaj jeśli chodzi o dietę ok, chociaż zaraz będę jadła obiadokolację - zapiekankę z makaronu z żółtym serem. Obiecuję, że zjem w przyzwoitej ilości.
Po posiłku jedziemy też na wizytę kontrolną do okulisty i później na zakupy więc trochę się poruszam. Dzisiaj przyszedł też zamówiony kilka dni temu na allegro pas neoprenowy. Już żałuję, że go kupiłam. Fakt, że z przesyłką zapłaciłam za niego trochę ponad 10,00 zł ale to i tak wiele jak za takie coś. W aukcji pięknie opisane, że rozciąga się do 130 cm, że wytrzymały, że ach, och, ech, ja wyciągnęłam to coś tylko z koperty i pociągnęłam lekko (nawet nie zakładałam na siebie), a to "gówno" się przedarło. Mama mi wprawdzie zeszyje, no ale się zeźliłam.

Zacyklu nie polecam, chciałam Wam napisać o moim niedawnym zakupie podkładu to twarzy firmy Soraya:



Podkład kupiłam w Rossmanie, w promocji za 20,90 zł.  Na pudełeczku przeczytałam: "Pozwala osiągnąć długotrwały efekt nieskazitelnej i gładkiej cery. Formuła nowej generacji (...). Doskonale kryje i matuje. Dopasowuje się do karnacji". Guzik prawda! Podkład jest beznadziejny, ani nie kryje, ani dobrze nie matuje, ani nie dostosowuje się do karnacji. Co więcej zatyka pory, źle się rozprowadza. Zwiera w sobie ekstrakt z jakiegoś fioletowego ryżu (nie wyjaśnione po co),  w googlach wyczytałam, że ma to zapewnić "jedwabistą cerę" - u siebie nie zauważyłam, Miałam o wiele lepsze podkłady za o wiele mniejsze pieniądze. Ok, 20,90 zł to nie majątek, ale jak już płacę to chciałabym chociaż trochę z produktu być zadowolona, a nie jestem. I odradzam zakup tego podkładu.


17 lipca 2012 , Komentarze (2)

Powrót do pracy męczący, ale cieszę się, że już wróciłam, bo przynajmniej się czymś zajmuję i nie myślę o głupotach. Chociaż od rana w biurze niezbyt miłe wieści na mnie czekały. Chcą nam zmienić godziny pracy na dwie zmiany. Nie rozumiem po co biuro miałoby być otwarte do od 9 do 21, no ale skoro "góra" się uprze, będzie trzeba zaakceptować albo zmienić. Muszę poprzeglądać ogłoszenia.

Dzisiejsze meni:

7.00 owsianka z malinami
11.00 serek homo brzoskwiniowy
14.00 serek wiejski light z płatkami Fitella
17.30 zupa krem ze świeżych ogórków i kalafiora, dwie pyzy:



Osobiście nigdy nie przepadałam za zupą ogórkową, ale ta jest przepyszna.
Przepis:
7 świeżych ogórków gruntowych, mały kalafior, marchewka no i oczywiście koperek. Warzywa gotujemy, traktujemy blenderem i jemy. Pycha!


Ps. Podjadłam 3 herbatniki




16 lipca 2012 , Komentarze (4)

Dzisiaj jeszcze trochę poleniuchowałam i skorzystałam ze swojego L4. Postanowiłam, że jutro idę do pracy. Nie będę siedziała sama w domu i użalała się nad sobą - jutro wkładam na nos ciemne okulary o 8.30 wsiadam w autobus 64 i jadę do biura. W biurze wiedzą, że jestem po operacji i na pewno nie będzie im przeszkadzać, że będę śmigała w okularach przeciwsłonecznych.

Dzisiejszy dzionek zaliczam do udanych i leniwych. Rano postanowiłam, że pod wieczór wybiorę się na spacer, ale oczywiście na zamiarach się skończyło. Ach, ten mój zapał. W sumie z czystym sumieniem mogę zwalić to na mój obecny stan zdrowia. Nie wiem, czy to za sprawą pogody, czy to po narkozie takie zmiany w moim organizmie, ale strasznie pulsowało mi dzisiaj wszystko wokół tego oka. Leżałam i się nie ruszałam, żeby to ustało. W czwartek idę na kontrolę do okulisty i mam nadzieję, że stwierdzi, że wszystko się udało i tylko czekać, aż się zagoi.

Dzisiaj dietetycznie.
Śniadanie: serek wiejski light z pomidorem, ogórkiem i krążkiem kukurydzianym.
II śniadanie: koktajl malinowy (zmiksowane maliny z jogurtem):



Obiad: warzywa na parze: kalarepa, kalafior, zielona fasolka, dwie pyzy, sos czosnkowy (jogurt wymieszany z przeciśniętym czosnkiem, pieprzem i ziołami)
Podjedzone: dwa herbatniki

Zakupiłam też dzisiaj lipcowy numer Shape i doszłam do wniosku, że więcej pieniędzy na tę gazetę wydawała nie będę. Ledwo wzięłam ją do ręki, a odechciało mi się jej czytać. Po pierwsze więcej w niej reklam, niż pożytecznych treści. Po drugie, prawie wszystkie polecane przez nich kosmetyki kosztują powyżej 150 zł. Nie wiem, czy przeciętnego czytelnika stać na olejek który nada blask włosom za 180 zł, albo cienie do powiek za 250 zł. Celebrytki pewnie stać na to, ale ja celebrytką nie jestem i jak już wydaję 12,50 zł na gazetę chciałabym znaleźć w niej coś dla siebie. Po trzecie przepisy podane w gazecie są chyba  z produktów dostępnych "nie wiadomo gdzie". Przykład: Sałatka frisee z małżami Św. Jakuba i pomarańczem. Na zdjęciu wygląda cudnie. Ale jak już znajdę  jakimś cudem produkty typu: ocet z sherry, liście sałaty frisee i te małże to pewnie zapłacę za nie majątek.
Jedyną pożyteczną rzeczą przeczytaną w tej gazecie jest temat o diecie antycellulitowej. Zamierzam skorzystać z kilku wskazówek. Gazetę, którą mogę polecić z czystym sumieniem jest "Super Linia". Cena przystępna i wiele cennych rad.

Tymczasem idę zobaczyć co u Was :)

15 lipca 2012 , Komentarze (5)

Niedzielę czas zacząć. Dzisiaj nie będzie użalania się nad sobą, nie będzie patrzenia w lustro, za to będzie dużo śmiechu i adrenaliny, bowiem szykuję się wyśmienity mecz żużlowy. Ostrów vs Grudziądz. Dziewczyny, trzymamy kciuki za Ostrów!!

Wczoraj w Deichamanie (czy jakoś tak) upatrzyłam sobie piękne buty w kolorze różu z pomarańczowymi obcasami. Trochę żałuję, że ich nie kupiłam, może namówię Pią i dzisiaj po nie podskoczymy. Oto one:  KLIK   Na zdjęciu wyglądają kiepsko, ale na "żywo" prezentują się całkiem nieźle.

A teraz do rzeczy, wiadomo, że przez najbliższy czas ćwiczyć nie mogę. Spacery niewiele mi dadzą, chociaż zamierzam codziennie spacerować. Zastanawiam się nad zakupem abgymnica. Tak, wiem nie zastąpi on brzuszków, ćwiczeń  na brzuch z Mel B vzy ABS, ale szczerze mi powiedzcie, warto coś takiego zakupić?? Pomoże mi trochę? Czy wyrzucę pieniądze w błoto ??

Dzisiaj jedzeniowo zaczęłam chyba dobrze, zjadłam dwie małe skibki chleba z jajecznicą. Co dalej nie wiem, bo mama szykuje :)


14 lipca 2012 , Komentarze (3)

Po tej operacji mój stan psychiczny jest fatalny. Nie mogę patrzeć w lustro, bo sama w sobie budzę odrazę. Moje oko wygląda ohydnie. Ratuję się ciemnymi okularami bez których nie ruszam się z domu. Mam wrażenie, że ludzie dziwnie na mnie patrzą jak po sklepie chodzę w okularach. Z drugiej strony wmawiam sobie, że nie mogę się przejmować i powinnam to olewać, co inni pomyślą. JA jestem najważniejsza i moje samopoczucie jest najważniejsze. Resztę należy olać.
Pią i rodzice są niezastąpieni, cały czas się mną opiekują, pocieszają. Przecież to tylko dwa tygodnie, później już będzie coraz lepiej.
Jeśli chodzi o wagę, po powrocie ze szpitala pokazało się równiutkie 71 kg. Tylko, że obawiam się, że w tym momencie jest więcej - bo mama. Co chwilę każe mi coś jeść - na uzupełnienie witaminek, minerałów i takich tam. Same pyszności podtyka mi pod nos. Ale dzisiaj już powiedziałam STOP i wracam do racjonalnego, zdrowego żywienia. Skoro nie mogę ćwiczyć to muszę myśleć zanim napcham się jakimiś zapychaczami.
I tak dzisiaj już zjadłam na śniadanie:
2 małe skibki chleba orkiszowego z twarożkiem białym wymieszanym ze szczypiorem, ogórem, koperkiem, pomidorem i rzodkiewką (pycha!!)
na II śniadanie zjadłam 4 pierogi ruskie na zimno
na obiad będzie chłodnik ze świeżych ogórków i bub
co później nie wiem, ale na pewno będzie zdrowo!

Namówię też Pią na wieczorny spacer, w ciemnych okularach oczywiście.


12 lipca 2012 , Komentarze (3)

Wczoraj miałam operację, dzisiaj już mnie wypisali do domu. Strasznie panikowałam. Przy przyjęciu, przy pobieraniu krwi zemdlałam, zemdlałam raz jeszcze jak już mnie mieli usypiać do operacji. Zmieniali mi wenflon a ja wrażliwa jestem na takie rzeczy. Na szczęście anestezjolog był równy gość, więc najpierw mnie ocucił, dopiero później podał narkozę. Cały wczorajszy dzień przespałam, nic nie jadłam ani nie piłam bo nie było mi wolno. Dzisiaj jedzeniowo nadrabiam. Na razie chodzę i straszę. Oko mam spuchnięte i zalane krwią. Mówią, że tak będzie przez dwa tygodnie później ma być lepiej. Oby, bo 28 lipca idę na wesele i nie chcę mieć takiego oka jak mam teraz, bo to strasznie szpetnie wygląda. We wtorek na własne życzenie wracam do pracy, obiecałam lekarzowi, że będę się oszczędzała, żeby nie straszyć będę siedziała w ciemnych okularach.
O ćwiczeniach jakichkolwiek przez dwa tygodnie nie ma mowy, nie mogę dźwigać, schylać się ani kręcić głową, bo szwy mnie kłują. Masakra jakaś. Mam nadzieję, że operacja się udała. Dokładnie ocenić będzie można za jakieś dwa tygodnie jak mi zejdzie trochę opuchlizna i krew.
Dostałam też ochrzan za wyniki krwi. Mam wprawdzie wszystkie w normie, ale tej najniższej tzn. tak jak zaczyna się norma takie mam wyniki. Mówią, że mam uważać, żebym w anemie nie wpadła. Jutro jadę do mamusi i tatusia do Ostrowa więc tam troszkę na pewno odżyję. Przywiozę też sobie parowar i codziennie będę jadła parowane warzywa z rybą, bądź mięskiem drobiowym.

Dzisiaj na obiad będzie kasza gryczana z mięsem drobiowym, pieczarkami i ogórkiem.

Buziaki kochane i dziękuję za miłe słowa, bardzo mi pomogły. Poczytam Was wieczorem, bo teraz muszę odpocząć.

8 lipca 2012 , Komentarze (5)

Strasznie się boje tej operacji. Boję się igieł, boje się narkozy, boję się tego, że się z niej nie wybudzę, że coś się nie uda. We wtorek Pią zawozi mnie do szpitala. Trzymajcie kciuki, żeby wszystko było dobrze.

Co do dnia dzisiejszego porażka - posiłki nieregularne, niedietetyczne, nawet lód wpadł w polewie czekoladowej. O ćwiczeniach też nie ma mowy, bo ponad dwugodzinna podróż polskimi kolejami wyssała ze mnie całą energię. Trzęsło tak, że książki nie szło czytać. Przeciąg, że głowę chciało urwać, ale nikt okna nie pozwala zamknąć bo zimno. A teraz głowa mi pęka.

Muszę Wam się z czegoś zwierzyć. Moje ciało jest okropne. Pękające naczynka, cellulit, rozstępy, obwisłe ramiona. Masakra. Muszę coś z tym zrobić. Na rozstępy to pewnie tylko laser pozostaje, ale jakbyście wiedziały jak zapobiegać pękającym naczynkom proszę o rady.

A tymczasem kilka motywacji: