Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W związku małżeńskim od 4 lat. Z kilogramami walczę od dłuższego czasu. 23.10.2013 urodził się mój synek Filip, który będzie moją największą motywacją w dążeniu do wyznaczonego celu. Przecież musi mieć super, fit mamusię :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 107277
Komentarzy: 1575
Założony: 3 kwietnia 2011
Ostatni wpis: 2 kwietnia 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kikizafryki

kobieta, 38 lat, Poznań

165 cm, 85.60 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

11 września 2013 , Komentarze (6)

Na początku dziękuję Wam za komentarze i słowa wsparcia. Owszem czasem na spacer wychodzę, a raczej jak jest ładna pogoda idę na ogródek i leżę na leżaczku czytając książkę. Na ogródek mam 100 metrów. Jestem w połowie 8 miesiąca i w żadnym wypadku nie chcę doprowadzić do rozwarcia i przedwczesnego porodu (moja szyjka jest b. skrócona). Wiadomo, że w 8 miesiącu kształtują się płucka i chcę, aby mojemu synkowi wszystko wykształciło się naturalnie, bez żadnych przymusowych sterydów - tak jak jest to w przypadku zagrożenia przedwczesnym porodem. Dlatego wolę się przemęczyć, odpoczywać, leżakować. Mały jest teraz najważniejszy.

Wracając do tytułu wpisu, Moje ciało jest ohydne. Wczoraj stanęłam w bieliźnie przed lustrem i się popłakałam. Nogi - balerony pokryte cellulitem i popękanymi naczynkami, ramiona - obwisłe, z rozstępami, piersi - nie takie jędrne jak kiedyś, też z małymi rozstępami, brzuch - popękane naczynka (no, to akurat mogę zwalić na rozciągający się brzuch). MASAKRA! Jest tragicznie. Gdybym mogła to bym wymieniła swoje ciało na nowe. Niestety nie mogę. Fakt, od kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży przestałam używać balsamów na cellulit (mają one w składzie dużo chemii), a smaruję się oliwką i specjalnym balsamem przeciw rozstępom. Ale tego jak wyglądam obecnie nie mogę przecież zwalać na ciążę.

Już teraz podjęłam pewne kroki, żeby coś zrobić z tym cielskiem. Zamawiam (ponoć skuteczne) kosmetyki - na cellulit, ujędrniające, wygładzające i zamierzam je stosować zaraz po porodzie. Zrobiłam też rozeznanie w kategorii medycyny estetycznej. Wiadomo rozstępów nie usunę całkowicie, ale mogę je znacznie wygładzić. Zanim jednak wydam kupę kasy na zabiegi, zamierzam wcierać Bio Oil, bo ponoć po nim rewelacyjne oferty.
Na pewno zdecyduję się na jakieś zabiegi ujędrniające. Jak znacie jakieś skuteczne to piszcie. Oczywiście zamierzam również wrócić do ćwiczeń jak tylko będę mogła. Przecież mój synuś musi mieć ładną i fajną mamę



10 września 2013 , Komentarze (9)

Ta sentencja idealnie pasuje do tego co się u mnie dzieje. Tylko, że właśnie zdałam sobie sprawę, że ja nie mam prawdziwych przyjaciół. A myślałam zupełnie inaczej. Moja najlepsza przyjaciółka nawet nie wie, co się u mnie dzieje, nie wie o moich problemach, o tym, że muszę leżeć. Nie widziałam się z nią od 26 lipca. Mój przyjaciel N. (pisałam tu o nim nie raz) też milczy. Wiadomo, że ja już na żadne wyjścia się nie nadaję, imprezy to już w ogóle odpadają, ale do cholery mógłby chociaż spytać co u mnie?!
Czuję się tak bardzo źle z tym wszystkim. Siedzę całymi dniami w domu (bo nie mam innego wyjścia) i wegetuję od poniedziałku do piątku. W weekend przyjeżdża Pią. Wiadomo, mama się mną zajmuje jak nikt inny, pogada itd. ale to nie to samo co znajomi. Nawet rozmowa z Pią to nie to samo. Wiadomo, on się stara jak przyjeżdża poświęca mi bardzo dużo czasu, robi dla mnie zakupy, zajmuje się dosłownie wszystkim.

Jak byłam w Poznaniu tęskniłam za Ostrowem, teraz tęsknie za Poznaniem. Chciałabym, żeby nasze mieszkanie było już gotowe, miałabym gdzie zaprosić koleżanki z pracy, ze studiów. W końcu byłabym naprawdę u siebie.

Dzisiejszy dzień zaczął się fatalnie i pewnie taki będzie już do wieczora.




4 września 2013 , Komentarze (7)

No to wkroczyliśmy w 33 tc. Coraz bliżej porodu, a ja coraz bardziej się boję. Czy dam radę? Czy wytrzymam? Czy wszystko będzie dobrze?
Jeszcze wczoraj na TVP2 był reportaż o ostrowskim szpitalu, gdzie dziewczyna po porodzie zmarła z powodu zaniedbania lekarzy. Oczywiście, wiem takie rzeczy dzieją się niemal w każdym szpitalu - jedne są nagłaśniane, inne nie, ale mimo wszystko zaczynam panikować.


Szyjka cały czas zamknięta. Pani doktor powiedziała, że spokojnie do Poznania mogę jechać, nawet na krótkie spacery mogę sobie pozwalać i nie muszę już całymi dniami leżeć. Ważne, żebym jak najwięcej odpoczywała, nie dźwigała, nie przemęczała się, a będzie wszystko dobrze. Mały jest już ułożony główką w dół i powoli szykuje się na przyjście na świat :) Prawie wszystko jest już dla niego gotowe. Kupiłam w Smyku kombinezon dla niego - będę miała w co go ubrać jak będziemy wychodzić ze szpitala. O taki:



W niedzielę jadę z Pią do Poznania i zostanę tam tydzień. Muszę pozałatwiać sprawy na uczelni. Zdecydowałam, że będę kontynuowała magisterkę na tej samej uczelni, ten sam kierunek zaocznie. Opuszczę 4 zjazdy, to się nic nie stanie. No i na przyszłą sobotę jesteśmy umówieni na sesję zdjęciową.


Dzwonili też od developera. Już chyba przyjęli do wiadomości, że nie damy sobie mydlić oczu i jesteśmy skłonni wnieść sprawę do sądu. Załatwimy wszystko polubownie, ale na naszych warunkach.


Także wszystko zmierza ku dobremu. W końcu.


3 września 2013 , Komentarze (5)

Od piątku do poniedziałku cieszyłam się wizytą Pią. W sobotę postanowiłam zająć się swoimi stópkami, bo lakier zaczął już schodzić, no i paznokietki było trzeba obciąć. Peeling, ścieranie, obcinanie, zmywanie starego lakieru zrobiłam sama. Zmęczyłam się przy tym niesamowicie. Pomalować sama już nie dałam rady. Zrobił to Pią. Najpierw zastosował metodę nakładanie lakieru punktowo, na środek paznokci, co by nie wyjechać. Jak mu wytłumaczyłam, że paznokcie muszą być całe pomalowane i ma przeciągać pędzelek z góry na dół zaczęła się tragikomedia. Oprócz pomalowanych na granatowo paznokci miałam również pomalowane prawie całe palce. Pią był dumny jak paw ze swojego efektu. . Na szczęście z pomocą przyszła mama, która usunęła mi lakier ze skóry no i moje paznokcie jakoś teraz wyglądają.

Dzisiaj na 13.20 mam wizytę u gin i trochę się denerwuję. Mam nadzieję, że nadal wszystko jest bez zmian i szyjka nadal tej samej długości zamknięta. Oby.

W piątek Pią był po raz pierwszy ze mną na zajęciach w szkole rodzenia. Akurat pokazywany był poród aktywny (tak chciałabym rodzić). Jak to zobaczyłam prawie zemdlałam, zrobiło mi się słabo i kręciło w głowie.  Boję się bardzo. Sam poród wyglądał naprawdę okropnie. Ja wiem, że taka natura kobiety i została do tego stworzona, tylko ja nie wiem czy wytrzymam ten ból, nie wiem czy chcę, żeby Pią mnie oglądał w takiej sytuacji. Nie wiem nic. Boję się jak cholera.

Z rzeczy mniej pozytywnych - Pią przywiózł do podpisu aneks wraz z ugodą od developera. Jak to przeczytałam, prawie padłam na zawał. Zdenerwowałam się nie na żarty, pół wieczora przeryczałam i nie mogłam się uspokoić. Aneks i ugoda zostały tak przygotowane, że gdy byśmy to podpisali to strzelilibyśmy sobie w kolano. Developer zabezpieczył się z każdej strony i co mi to tych ich proponowanych 8 tys. jak po podpisaniu najprawdopodobniej zostalibyśmy z kredytem bez mieszkania. Zadzwoniłam do nich, a oni wielce zdziwieni, że tego nie podpiszemy. Powiedziałam, że już mam dosyć tych ich opóźnień, zwodzeń i mam w tyłku to co oferują. Jak rzeczoznawca z banku uzna, że stan zaawansowania budynku jest niewystarczający do wypłaty ostatniej transzy kredytu, a pewnie tak będzie, to czeka nas proces sądowy. Teraz czekamy na ich ruch.




26 sierpnia 2013 , Komentarze (9)

Czuję się nijako. Ani dobrze, ani źle. Wszystko mi obojętne. W weekend był Pią, ale mam wrażenie jakby go nie było. Zezłościł mnie i tyle. Sama nie wiem czemu.

Dzisiaj rano dowiedzieliśmy się, że znowu mają opóźnienie z oddaniem mieszkania. O miesiąc. Zaproponowali, że dadzą nam 8 tys. w towarze ( w danym sklepie będziemy mogli za tyle zrobić zakupów do wykończenia) jeśli się zgodzimy i podpiszemy aneks w którym będzie zapis, że nie mamy żadnych roszczeń. Sama nie wiem, co z tym począć. Od stycznia powinniśmy już tam mieszkać, a tu ciągle coś. Nie wiem czy podpisywać ten aneks. Wiadomo 8 tys. drogą nie chodzi, ale jakbyśmy wstąpili na drogę sądową (o czym od dawna myślę) moglibyśmy wywalczyć więcej. Z drugiej strony po konsultacji z prawnikiem wiem, że takie sprawy toczą się latami, a koszta na początku i tak my ponosimy, więc nie wiem, czy po prostu nie podpisać dla świętego spokoju. Nie wiem też, co Pią im powiedział i na co przystał, bo to on z nimi rozmawiał. 

Mam wrażenie, że ostatnio za dużo się zebrało tego wszystkiego. Ale jak to mówią jak się wali to wszystko od razu. Mieszkanie, ja leżąca i teraz doszły jeszcze moje studia. Nie chcę przerywać nauki i zacząć w tym roku magisterkę. Myślałam studiach dziennych na UAMie,w trybie indywidualnym, ale jak wczoraj zaczęłam wypełniać papiery doczytałam, że od każdego wykładowcy już na pierwszych zajęciach muszę mieć zgodę i ustalone terminy zaliczeń. Czyli musiałabym w październiku chodzić na zajęcia, co jest nierealne. Gdybym nie musiała leżeć nie byłoby problemu. Muszę pomyśleć jak inaczej to rozwiązać. Studia zaoczne na tym kierunku nie wchodzę w grę z prostego powodu - nie stać mnie na nie. Wykończenie mieszkania i wyprawka dla naszego maleństwa to spory wydatek.
Swoją drogą politycy tak bardzo chcą, żeby młodzi się rozmnażali, tyle się słyszy o polityce prorodzinnej, a co Państwo nam daje? Te 1000 zł becikowego? To ledwie na wózek wystarczy, a gdzie reszta? Rok macierzyńskiego? Ok super, ale jak ktoś zarabia np. 1000 zł miesięcznie jak moja koleżanka, z tego dostanie 80% to na co jej to ma wystarczyć? Wiadomo chwile z dzieckiem są bezcenne, ale coś trzeba jeść i rachunki też trzeba opłacić. A w razie choroby? Lekarstwa w naszym państwie niestety za darmo nie są. Chcąc iść do specjalisty też trzeba się lczyć z kosztami, bo czekając na termin z NFZ można się przekręcić. Szkoły też ponoć są za darmo. Szkoda, że moja znajoma za wyprawkę dla pierwszoklasisty zapłaciła prawie 600 zł. Książek po kimś mieć nie może, bo szkoła wprowadziła od tego roku jakieś nowe. Żyć nie umierać.


22 sierpnia 2013 , Komentarze (6)

Dzisiaj z Pią mamy 4 rocznicę ślubu, a ja sama. No cóż zobaczymy się jutro, a jutro jest 6 rocznica naszego związku więc i tak jest co świętować . Z racji, że pójść nigdzie nie możemy, postanowiłam przygotować dla nas kolację. Będę robiła lasagne, którą Pią uwielbia i ciasto francuskie zapiekane ze szpinakiem i serem feta. Kolacja prawie we dwoje.

Wczoraj zdałam sobie sprawę z tego jaka ja sama jestem. Nie chodzi mi o Pią, ale moich przyjaciół, znajomych. Zawsze jak przyjeżdżaliśmy na weekendy z Poznania nie mogłam ogarnąć tych wszystkich spotkań, wyjść, a teraz jak jestem w Ostrowie nikt mnie odwiedza, nikt do mnie nie dzwoni i jest mi z tego powodu cholernie smutno. Ja wiem praca, obowiązki, wakacje, ale mimo wszystko tak jakoś przygnębiająco.

We wtorek byłam u pani doktor. Szyjka bez zmian, zamknięta. Prawie się popłakałam ze szczęścia, że wszystko się zatrzymało i nie muszę brać żadnych leków na podtrzymanie (na ostatniej wizycie mówiła, że jak nadal się będzie skracać to będę musiała brać mocniejsze leki). No-spa i magnez wystarczają. Także leżenie dużo daje. Pytałam też o mój konieczny wyjazd do Poznania, powiedziała, że mam się wstrzymać jeśli mogę do 34-35 tc i wtedy jechać. Mówiłam też, że chcielibyśmy z Pią zrobić sobie sesję zdjęciową, powiedziała, że nie widzi żadnych przeciwwskazań tylko bez szaleństw. Także w połowie września jadę do Poznania pozałatwiać wszystkie sprawy i wtedy też umawiamy się na sesję. Do tego czasu zero szaleństw, leżakowanie i mam nadzieję, że będzie dobrze.

Junior we wtorek ważył już 1700 g, czyli w normie. Kopie mnie prawie cały czas. Brzuch mi tylko podskakuje Nieraz uda mu się trafić w pęcherz wtedy nie jest przyjemnie. Na szczęście rzadko mu się to zdarza.

Prawie wybraliśmy wózek. Mamy dylemat między dwoma modelami. Niby niczym się nie różnią jeden jest tylko droższy i nieco (ok 1,5 kg) lżejszy od tego tańszego. Producent odpisał, że może nam zrobić wózek w niestandardowym kolorze, czyli popiel z białym, bo taki chcę. za dopłatą 50 zł więc nie jest źle. Zastanawiam się jeszcze nad granatem z białym.

Ten droższy wygląda tak:





A tańszy tak:

 
Prawie wyglądają tak samo. Różnica w cenie 200 zł.



19 sierpnia 2013 , Komentarze (4)

Pią wypożyczył mi w bibliotece książkę Grażyny Plebanek "Nielegalne związki", tak się wciągnęłam, że prawie całą przeczytałam w jeden dzień. Prawie, bo szlag mnie trafił jak doszłam do strony 156. Przewracam kartkę a tam strona 183! Myślałam, że mnie szlag trafi. Kto wyrywa strony z książek? No tylko idiota. Pamiętam, że kiedyś miałam podobną sytuację jak czytałam chyba którąś z książek Sparksa, były wydarte dwie ostatnie strony, a na okładce napis "ha ha i tak się nie dowiesz". Jakbym dorwała takiego/taką co niszczy książki, to ale bym mu nawciskała.

Poza tym długi weekend spędziłam z Pią. Tzn. prawie spędziłam, bo on non strop w rozjazdach, a to tacie coś pomagał, a to przy samochodzie grzebał, a to z siostrą musiał się zobaczyć i ze swoim chrześniakiem, bo prawie rok ich nie widział, a przyjechali do Ostrowa, a to zakupy itd. Ale ważne, że chociaż trochę czasu spędziliśmy razem. Strasznie za nim tęsknie, wyczekuję piątku kiedy znowu przyjedzie, przytuli, powie, że kocha i że wszystko będzie dobrze.

Wyprawkę dla Małego mamy prawie całą skompletowaną. Ciuszki dostaliśmy po naszych chrześniakach, większość kupionych przeze mnie. Jest tego tyle, że obawiam się, że połowy nawet nie zdążę Małemu założyć. Zapakowane w torby pojechały do teściowej, która zobowiązała się je wyprać i wyprasować (tak ja też jestem w szoku). Poza tym brakuje nam tylko kołderki i poduszeczki, materacyka do łóżeczka i kosmetyków. Wózek wybraliśmy w sobotę czekamy tylko na telefon czy producent zrobi nam go w kolorach wybranych przeze mnie, bo w ofercie takich kolorów nie mieli jak mi się podobają. Pani w sklepie powiedziała, że nie powinno być z tym żadnych problemów.

Jutro idę do lekarza, a od środy zaczynam wielkie odliczanie. 60 dni. Jak tyle minie, mogę rodzić.

Ps. do dnia dzisiejszego przytyłam 8 kg. Chyba nie jest najgorzej?!

13 sierpnia 2013 , Komentarze (6)

Cały czas leżę. Wstaję tylko do WC i na posiłki.
Wczoraj byłam na badaniach, które kazała mi zrobić gin w Ostrowie. Wszystkie o zgrozo płatne i to nie mało.  Kolejne wyjście 20.08 do gin. Mam nadzieję, że będzie miała dla mnie lepsze wiadomości niż ostatnio.

Zawarłam też umowę z moim maleństwem. Poprosiłam, żeby jeszcze co najmniej 8 tygodni siedział w brzuszku i nigdzie się nie wybierał. Zgodził się, dając mi kopniaka :) Mam nadzieję, że dotrzyma słowa.

Wczoraj na allegro zamówiłam dla siebie koszulę do karmienia, stanik do karmienia i butelką antykolkową dla Małego. W sobotę Pią miał kupić wanienkę, ale były tylko takie bez termometrów, a ja chcę z termometrem. Pojedzie zobaczyć teraz w weekend czy dowieźli.
Także powoli kompletuję wyprawkę.

I teraz najważniejsze - chyba w końcu wybraliśmy imię. Chyba, bo Pią nie jest do końca przekonany. Na Bartosza mój mąż nie chce się zgodzić, bo twierdzi, że każdy Bartek którego zna jest niefajny, a mi się to imię tak podoba! W końcu ustaliliśmy na 90 % będzie Filip Jerzy (drugie imię po moim tatusiu). Mam nadzieję, że tak już zostanie.

8 sierpnia 2013 , Komentarze (4)

Leżę i pot się ze mnie leje. Mam już dosyć tego skwaru.

We wtorek byłam u ginekolog w Ostrowie, poprosiłam, abym doprowadziła moją ciążę do końca. Szyjka cały czas się skraca. Ja mam czarne myśli. Nie ma dnia żebym nie płakała, sny mam przerażające, po prostu się boję. Pani doktor kazała mi się zapisać do szkoły rodzenia, pierwsze zajęcia w piątek, a ja już myślę, czy mojemu maleństwu nic nie będzie jak wstanę z łóżka. Na dodatek na początku września muszę jechać do Poznania. Nie mam innego wyjścia, wypłatę ostatniej transzy na mieszkanie musimy zlecić razem, nie ma żadnych upoważnień nic. Tym bardziej się stresuję.

Nie mamy jeszcze wyprawki dla Małego i nie wiem jak ją skompletuje siedząc w domu. To samo dotyczy mieszkania. Przecież Pią sam wszystkiego nie powybiera, nie pozałatwia.
Tak bardzo się boję.

4 sierpnia 2013 , Komentarze (4)

Sobota była tragiczna - co chwilę płakałam, dzisiaj już lepiej, myślę pozytywnie. Większość czasu leżę, wstaję do toalety, na posiłki i dzisiaj na chwilę wyszłam na ogródek zobaczyć zagrodę jaką Pią zrobił dla naszego królika. Zwykle latem brałam Kikę na ogródek i sobie po całym biegała, jednak w obecnym stanie nie będę jej przecież ganiać między drzewami i grządkami, a w takiej zagrodzie raz, dwa ją złapię. Zagroda jest duża więc będzie miała w niej dobrze.

Przywiozłam też sporo pracy z Poznania także w tygodniu nie powinnam się nudzić. Będę leżała i wklepywała te wszystkie dane do komputera. Czas powinien szybciej zlecieć.

A to ja z Juniorem (imienia jeszcze nie wybraliśmy)