Wczoraj było znowu spiecie z Sebastianem. Cały dzień leżał, spał i pil. Oczekiwałam od niego pomocy z ladowaniem niepotrzebnych rzeczy do worków, to mi powiedział, ze go boli ręka. Miał tylko trzymać worki. Dziś miał pojechać do domu. Miałam mu kupić buty i papucie ale nic nie dostanie. Nie będę w niego łozyć jak nic z niego nie mam. Niestety dziś sobota i nie ma sie czym dostać. Obiecał zapakować worki za dziś i wczoraj. Krzysiek jest za tym, zeby S nie przyjeżdżał. Jest starszy i to prawdopodobnie ja zostanę sama. Nie obchodzi go co ze mną będzie. Jest takim samym draniem jak S. Obaj nie widzą nic poza czubek nosa.
Od kilku dni gotuję bigos. Będzie na Sylwestra. Ma też być barszczyk z uszkami, śledzie, boczek rolowany i szynka. Będzie wino. Ja teraz jem tylko trzy posiłki dziennie. Posiłkiem jest też wino. Nie wiem kiedy to wszystko przejem. Dziś krokiety, serek wiejski i chili z makaronem. Nie wiem czy chudnę, ale chyba tak, bo pierścionki luźniejsze. Wczoraj było ciężko, bo gotowałam bigos i nie mogłam spróbować. Cały dzień z sobą walczylam, ale jak abstynencja to abstynencja.
Wczoraj Krzysiek był w mieście po śliwki suszone do bigosu. Później poszliśmy na spacer z Mikusiem. Byliśmy po raz pierwszy na prywatnej drodze obok mojego domu. Stoją juz trzy domy i rośnie mały lasek. Jeszcze nie tak dawno część przyległych działek należała do moich bliskich. Dziwnie się teraz czuję, że w te miejsca wejśc nie mogę.