Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Kochani - kiedy waga pokazała magiczny wynik 94 kg stwierdziłam, że pora wziąć się za te nadprogramowe kilogramy. Tyle ważyłam dokładnie przed porodem, a było to już dawno - wspaniała córka jest, a kilogramy nie znikneły. Myślę, że główną przyczyną tych niechcianych odważników jest miłość do wszelkich ciast - im słodsze tym lepsze. Ale myślę, że wyaz z Wami pokonam te swoje słabości i osiągnę jeszcze w tym ....życiu wagę z lat młodości. Kiedy to nastąpi i czy uda mi się zobaczymy.Sądzę, że nie jestem pierwszą i nie ostatnią, która ma takie marzenia. ..... Bardzo lubię dobrą książkę , haftowanie i kolekcjonowanie wzorów w komputerze. Niestety moje zainteresowania nie sprzyjają zrzucaniu wagi, Ale nie stronię też od pieszych wycieczek...

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 13458
Komentarzy: 102
Założony: 9 stycznia 2016
Ostatni wpis: 21 marca 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
maria19521

kobieta, 72 lat, Łódź

167 cm, 85.00 kg więcej o mnie

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

15 lutego 2016 , Komentarze (2)

Dziś dopadł mnie duży głód. Nie mogąc się powstrzymać pozwoliłam sobie na nieco więcej niż zwykle, a ponieważ w tym tygodniu nie będę na siłowni pewnie efekty będą widoczne na wadze. 1400 kcl zaczyna mi być mało i do tego powraca chęć na słodycze- moja zguba!!. Mam tylko 4 posiłki. Zastanawiam się czy nie poprosić dietetyczkę o rozpisanie diety na 5 posiłków i do ogólnej puli dodanie jeszcze 100 kcl. Boje się, że przez te 2 tygodnie bez intensywnych ćwiczeń za dużo przybiorę na wadze. Najgorszy jest brak czegoś bardzo słodkiego. Jutro zmierzę sobie poziom cukru, bo może rzeczywiście jest dużo niższy  niż  zawsze. Przez nadchodzące 2 tygodnie całkiem zmieni  mi się rozkład dnia i pewnie dlatego nie mogę go realnie i właściwie zagospodarować. Ale  nic na to nie poradzę - siły wyższe ! Niby 2 tygodnie to nie jest dużo, ale w grę wchodzą dwa ważenia , a to dla mnie ważne. 

13 lutego 2016 , Komentarze (2)

W tym tygodniu spadek tylko 0,40 kg. Nie jest to dużo, ale zawsze coś. Pewnie byłoby więcej , ale to moja wina czasami zjadłam czegoś więcej, były krakersiki ( ok 5 szt ), czekolada gorzka ( 3 cząsteczki ), i moje ulubione mango. W następnym tygodniu postaram się jeść tylko to co zalecił dietetyk. Najgorzej jest po ćwiczeniach, bo wtedy czuje się bardzo głodna i wtedy......... najczęściej grzeszę. Śniadanie dzielę na pół, ale ostatnio sama nieco zmieniłam i jadłam na I śniadanie 3 łyżki płatków owsianych + żurawina + mleko. W tym tygodniu będą małe zmiany, bo muszę być od samego rana w pacy więc z ćwiczeń na siłowni nic nie będzie, chyba, że coś się nagle zmieni.

W sumie 8,20 kg już poza mną , ale do celu jeszcze daleko pozostało 21,8 kg.Zważywszy jednak, że to dopiero miesiąc za mną to jestem zadowolona. Oby takie spadki trwały nadal . 

Tygodniowy plan diety już mam opracowany ok. 1400 kcal . Ostatnio przekonałam się do awokado i bardzo mi smakuje. Jednak jak sama widzę smaki się zmieniają, szkoda tylko, że słodycze nadal są takie.. pyszne. Ale to podobno problem tkwi w naszych głowach i dużo czasu musi upłynąć, aby to zmienić.

Myślę, że czasu jeszcze trochę pozostało o może kiedyś przestaną mi one smakować. Dziś mąż wychodził po zakupy i jak zwykle zadał pytanie czy mi coś kupić - odpowiedziałam , ze nie wszystko mam , a on na to a ile Grześków. Zawsze je dla mnie kupował, bo kiedyś powiedziałam , że bardzo je lubię i zawsze muszę je mieć na zapas, aby ich nie zabrakło. Teraz mogę powiedzieć, że byłam od nich uzależniona, kiedy ich brakowało to wcinałam co się dało w zwiększonych ilościach , no i oczywiście zaraz zmieniał mi się humor i chodziłam zła . Więc bezpieczniej było mieć je zawsze w pobliżu. A teraz stosuje najkrótszy kurs odchudzania ........

No cóż czasy się zmieniają. Teraz wolę nie mieć takich pokus blisko siebie, bo mogłabym ulec. Mąż nie lubi i nie je słodyczy, co najwyżej raz na m-c małą kostkę gorzkiej czekolady. 

Ostatnio miałam chęć zmienić swoją kuchnie gazową, już miałam upatrzoną... Z fajnym piekarnikiem i innymi bajerami , ale kiedy mąż się dowiedział o moich planach to od razu skwitował - a co ty na niej będziesz gotować?  No i przyznałam mu rację, ja dla siebie od czasu do czasu jakąś kaszę, a on gotuje dla siebie może 2x w tygodniu - córka odwiedza nas rzadko 2-3 x w roku i wtedy zazwyczaj gdzieś wychodzimy. Wnuków na razie nie ma więc i plan z nową kuchnią został odłożony . 

Jutro niedziela więc w planach długi spacerek dla zdrówka, oby tylko nie padało i spotkanie z koleżanką. W planach dokończenie czytanej książki.

11 lutego 2016 , Skomentuj

27 dzień odchudzania. Czyli niedługo będzie mierzenie i ważenie. Jakie efekty ... zobaczę. Mam nadzieję, że nie będzie to najgorsze podsumowanie m-ca. Dziś w sklepie dostałam pięknego dorsza - cały dzień marzyła mi się rybka i kiedy wróciłam zrobiłam go na patelni grilowej z małą ilością oleju. Była  to wyżerka na całego 3 kawałki , ale bez żadnej panierki. Mam nadzieje, ze nie zaważy to bardzo na mojej sobotniej wadze.  Nie mogłam się powstrzymać. Ale jako usprawiedliwienie samej siebie pomyślałam , ze dużo ćwiczyłam to raz na jakiś czas musi tez być nagroda kulinarna. Czasami robię małe odstępstwa od zapisanej mi diety, z różnych powodów. Czegoś mi zabraknie lub nie mam na to ochoty. Wtedy sięgam po propozycje wstecz do diety ustalonej przez dietetyka. Pewnie w tej kwestii nie należę do wyjątków.Na dziś zaplanowana wizyta u kosmetyczki odbyła się zgodnie z planem . Nóżki zrobione i mam nadzieje, że z tego powodu i zadowolone. Teraz mogą nosić mnie na imprezy, ale jak na razie brak czasu i  okazji . Ważne , aby nie bolały w czasie intensywnych ćwiczeń. Czasami nieco pobolewają mnie kolana , ale myślę, że powodem mogą być ćwiczenia na tzw. kajaku - wiosła , wiosłuję na 10 czyli na maxa i pokonuje odległość 1 km. Ale muszę zaobserwować czy to po tym ćwiczeniu i jak tak to zmniejszyć obciążenie. Cieszę się, ze już jutro piątek, bo w sobotę pośpię trochę dłużej . Nie wiem dlaczego, ale budzę się już ok godz 5 i stwierdzam , że na pół godziny nie warto się kłaść i buszuję w necie. Ale ok godz 14 czuję takie znużenie, że oczy same się zamykają. A może to przyczyna tkwi w spadku ciśnienia . Nie pijam kawy, ale może czas zacząć. Dziś  nie byłam na jodze , bo nie wyrobiłabym się z wszystkimi ćwiczeniami, więc zaliczyłam pierwsze wagary. Na siłownie chodzę już 3 tydzień i zauważyłam , że ostatnio pojawia się trochę osób z nadwagą. I nie są to osoby bardzo młode. Większość tam uczęszczających to młodzi mężczyźni i super zgrabne młode dziewczyny, które trenują pod okiem swego trenera. Myślę, że to teraz taka nowa moda. Super, bo rośnie pokolenie wysportowanych i dbających o siebie osób. 

Dziś miałam zrobiony test przez domowego trenera. Badanie polegało na wykonaniu ćwiczeń i mierzeniu tętna. Ponoć źle nie wypadłam. Wiek fitnes na 34 lata. Ale pewnie to jakaś ściema , aby każdego w jakiś sposób dowartościować. Ale miłe. Sądzę, że jest to zasługa ćwiczeń na  siłowni, bo sama zauważam , ze jestem mniej sztywna niż przed odchudzaniem. A i czasem gdy trzeba troszkę podbiec nie meczę się tak jak kiedyś. Mam nadzieje, że późną jesienią może spróbuję troszkę truchtać w okolicznym parku - późnym wieczorem.....

10 lutego 2016 , Komentarze (3)

Wczoraj mimo, iż był to początek tygodnia ja byłam tak padnięta, ze zaraz po przyjściu z pracy poszłam spać. Był to pierwszy dzień mego kryzysu. Bardzo brakowało mi cukru, postanowiłam się poratować ciasteczkami krakersami, ale to nie pomogło. Zjadłam 2 cukierki czekoladowe i przeszło. Wieczorem nawet nie ćwiczyłam tylko od razu poszłam spać. Myślę, że mam zbyt intensywne życie i to dlatego tak się dzieje. Pobudka już o 5-30, ćwiczenia rozpoczynam 6-45 i do godziny 9-10 intensywnie ćwiczę, potem praca , powrót do domu w okolicach godziny 19. Koleżanka powiedziała, ze po tak intensywnym treningu może następować znaczny spadek cukru i to jest normalne. Dziś było podobnie Mimo diety zjadłam dużą porcje owoców, aby zaspokoić chęci na coś słodkiego. W takiej chwili myślę sobie, że trudno , najwyżej moje spadki będą nieco mniejsze. Zauważyłam tez, że z chwilą rozpoczęcia treningów ( mam wtedy dzielone śniadanie, część przed, a pozostała po treningu) ok godziny 11-30 jestem już bardzo głodna i muszę przyśpieszyć mój obiad. Myślę, że zmiany w moim organizmie muszę jakoś okiełznać i odpowiednio rozplanować posiłki. Pewnie zamiast 4 dziennie muszę przejść na 5 . Porozmawiam o tym ze swoją dietetyczką. Być może to poprawiłoby moją chęć na coś do zjedzenia. Ostatnie 2 dni na śniadanie przed treningiem jem musli z mlekiem lub jogurtem. Może jest tego zbyt mało? Na treningu spalam ok 500 kalorii.  Myślę jednak, że czasami jest tego więcej, bo podczas wykonywania ćwiczeń siłowych nie ma określonych spalonych kalorii. Trening daje mocno popalić. Nigdy nie wiedziałam , ze podczas wysiłku można się , aż tak spocić. Pot cieknie ciurkiem . Jak schodzę z sali jestem cała mokra i moje ubrania również. Teraz już wiem , ile pracy kosztuje zrzucenie chociaż 10 kalorii, nie mówiąc o 300 lub więcej. Ale cóż się nie robi , aby czuć się trochę lżejsza. Po spódnicach widzę, ze wielka przemiana się już rozpoczęła. Pomiarów dokonam pod koniec tygodnia.

8 lutego 2016 , Komentarze (6)

Tydzień rozpoczął się bardzo pracowicie . Z uwagi na wyrzuty sumienia wynikające z wczorajszych grzeszków, dziś godzinę spędziłam na bieżni . Było to 2x 30 min , do tego inne ćwiczenia i zmęczona przyszłam do pracy. Nie było lekko, ale zaraz po niej miałam umówionego fryzjera. Stwierdziłam , ze skoro zmieniam się po trochu to czas teraz przyszedł na fryzurę. Włosy są krótsze więc kiedy spocą się po wysiłku będzie je łatwiej ogarnąć. Jestem teraz bardzo zadowolona . W czwartek wieczorem zadbam o swoje nóżki u kosmetyczki. Muszę o nie zadbać, bo cały czas dźwigają mój słodki ciężar i nie buntują się.... W tym tygodniu chciałabym mieć dużo siły , aby móc ćwiczyć. Wiąże się to z bardzo wczesnym wstawaniem, to może nie jest najgorsze , ale wieczorne zmęczenie daje się we znaki. No cóż może to odzywa się mój kalendarz , o którym zawsze zapominam. Mówię, że nie jest ważna nasza data urodzenia, a to jak się czujemy- a ja mogę powiedzieć, że jak na razie to młodo. Rano budzę się w miarę wypoczęta i chętna do codziennych zajęć. Nic jak na razie mnie nie boli i to są powody do radości . Staram się swoją pozytywną energią dzielić z innymi . Wiem co to znaczy być chorym i nie móc stać o własnych siłach na nogach. Dwa lata temu przeszłam bardzo poważna chorobę spowodowaną nieleczonym przeziębieniem. Trafia się bardzo rzadko, ale na mnie tym razem padło. Cieszę się , ze doszłam do pełnej sprawności sprzed choroby, ale teraz wiem , ze jeśli jesteś chora to należy wychorować się w domu, bo konsekwencje są bardzo groźne.  Trwało to trochę długo, ale rehabilitacja i chęć powrotu do zdrowia  zdziałały cuda.

Trochę się rozpisałam , a tu jeszcze domowe ćwiczenia, które czekają, ale pewnie nie dobrnę do ich końca...............

7 lutego 2016 , Komentarze (1)

Niedziela - piękny słoneczny dzień, a za oknem + 10 . Z przyjemnością poszłam dziś na spacer. Wszystko może potoczyłoby się inaczej gdybym nie przechodziła obok dużego Marketu. Od razu miałam wymówkę, że może będzie jakaś świeża rybka, jogurcik.....I to mnie zgubiło. Kupiłam oczywiście jogurcik i mleko odtłuszczone, ale pomyślałam też o jabłkach i orzeszkach ziemnych.... W drodze do domu byłam już bardzo głodna choć było chwilę po 15- zjadłam więc jabłko i chcąc zmienić nieco jego smak połakomiłam się na orzeszki. Zjadłam więcej niż garstkę. Po przyjściu do domu pomarańcza z wodą ala koktail, ale brakowało mi coś słodkiego więc była kostka czekolady. Same grzechy. Jutro za to będzie wycisk na siłowni. Właściwie to niedzielna przerwa i lenistwo nie wyszło mi na dobre. Czekam na poniedziałek, bo mam wtedy mało czasu i wszystko jest dokładnie zaplanowane. A jak troszkę luziku, to głowa myśli co by tu dobrego zjeść. Dotychczas z tym kłopotu nie miałam , ale myślę, że zjadłam za małe śniadanie i dlatego takie chęci na inne różności. Ale mam nadzieje, że się poprawię.....

6 lutego 2016 , Komentarze (2)

Ten tydzień należał do najcięższych. Trudno pogodzić wszystko, ale jakoś się udało. Po piątkowej siłowni byłam tak wykończona jak nigdy, nie zaliczyłam jazdy na rowerku, ale zwyczajnie nogi nie chciały pedałować . Potem , praca, zakupy i dom, ale odpuściłam sobie domowe ćwiczenia, bo nie miałam siły. Domyślałam się, że trochę zrzuciłam , bo widać to po ubraniu i stwierdziłam , że jeden dzień domowych wagarów, już nie wiele zmieni.

Dziś jest sobota - dzień prawdy dla każdej z nas i okazało się, że zrzuciłam 1,30 kg.  DO najbliższego, 3 kroku, pozostało 1,20 kg, do celu 22,20 kg.  Po tym tygodniu wiem doskonale ile pracy trzeba włożyć, aby pozbyć się każdego dkg. Oby ta wiedza przypominała mi się podczas  sięgania przy każdym sięganiu po coś niedozwolonego i wysokokalorycznego .

Bardzo chciałabym w przyszłym tygodniu osiągnąć 3 krok, postaram się, ale czy dam radę fizycznie. Dziś regeneruję swoje siły. Na siłownię nie idę 2 dni więc myślę, że w poniedziałek dam z siebie wszystko, aby ten < krok > , stał się realny. Do wymarzonego celu jeszcze daleko 22kg, ale jak tak by dalej szło, to myślę, że gdybym chudła po 0,5 kg na tydzień to w m-cu ok 2kg , to może wyrobię się przed końcem roku. Słyszałam o zastojach wagi, ale nie wiem w jakim  okresie one przypadają. Liczę się, ze tak może być . Trener mówi, że przychodzi czas budowania mięśni i wtedy nawet może być waga nie zadawalająca, bo nie pokazuje spadku. No cóż tłuszczyk jest lżejszy od mięśni. Póki co jestem z siebie zadowolona.!

Jeszcze tylko trochę picia, przyśpieszone ćwiczenia , kolacyjka i.... czytanie książki. Czyli coś dla swego umysłu.

4 lutego 2016 , Skomentuj

Tłusty Czwartek - to dzień wielkich pokus !! 

Dziś podobnie jak każdego dnia dzień zaczęłam od ćwiczeń na siłowni. Będąc na bieżni zastanawiałam się, czy iść po raz drugi na jogę. Bardzo bałam się, że będzie to dzień inny niż wszystkie - zamiast ćwiczeń pogaduchy i pączuszki, które zawsze uwielbiałam i potrafiłam 7 szt skonsumować w ciągu dnia. Ale podjęłam postanowienie, że jeśli w dniu dzisiejszym nie skuszę się, to czeka na mnie jakaś nagroda. Co to miało być jeszcze nie wiedziałam , bo prawdę mówiąc nie spodziewałam , ze mi się uda. Na zajęcia poszłam - to prawie1,5 godziny. Pączusie przyniosła trenerka, ale nie dałam się skusić mówiąc, że teraz już wiem ile wysiłku  podczas ćwiczeń należy włożyć, aby te krótką chwilkę przyjemności przeżyć - grzecznie podziękowałam, przełknęłam ślinkę i do ćwiczeń. Panie  w 90% młode zgrabne dziewczyny przyznały mi rację i zrozumiały , że chcąc coś osiągnąć musimy sobie czasami odmawiać. Na ćwiczeniach było bardzo fajnie. Wydawało mi się, że czas szybciej biegł, a ja nie byłam taka zmęczona jak poprzednio. Po jodze jeszcze były tzw. wiosła - 2km dałam radę, bieżnia i takie  coś czym ćwiczymy mięśnie nóg. Sporo kalorii poza mną. No i praca - super , ze mogę zostawać dłużej. Ważne , aby praca była zrobiona. I tak też było. W pracy zastanawiałam się jaki mały prezencik mogę sobie sprawić, za ten WIELKI  WYCZYN -- wszędzie były pączki i chrusty - wszyscy częstowali. Ale dałam radę. Zadzwoniłam do domu , aby mąż przed moim przyjściem pochował lub zjadł  pączki, które kupił. On jest taki szczupły, ze pewnie nawet 10 by mu nie zaszkodziło. Ponieważ już był wieczór pomyślałam , ze pójdę do kosmetyczki i zrobię sobie hennę  i paznokietki u rąk. Czasu dużo nie zajęło, a i tak planowałam to zrobić. Po drodze był Rosman i w dużej promocji farba do włosów, więc pomyślałam , że dorzucę to swojej nagrody. Idąc do tramwaju wstąpiłam jeszcze do sklepu - hurtowni gdzie zawsze zaopatrywałam się w herbatę - wiśnie w rumie, której ostatnio nie było - no i to już ostatni prezencik jaki sobie dziś zafundowałam. Pewnie kupno pączka byłoby wielokroć tańsze, ale satysfakcja, ze nie uległam pokusie warta była tego. Jestem z siebie dumna !!!

3 lutego 2016 , Komentarze (1)

Czas tak szybko ucieka, że nawet nie zdążę pomyśleć i zaplanować wszystko tak , aby plany zostały zrealizowane. Pewnie to zasługa napiętego planu dziennego gimnastyka, praca, zakupy , spacer , powrót do domu, zajęcia domowe - ćwiczenia i lulu. Nie przypominam sobie kiedy prowadziłam tak intensywne życie jak teraz. Bardzo lubię czytać, ale teraz brakuje mi na to czasu. Wieczorem jestem taka zmęczona, że tylko marzę o wyciągnięciu w kochanym łóżeczku. Nie mierzę się jeszcze , ale zrobię to niebawem, po upływie m-ca, ale sama czuję po spódnicy, że coś jest jej za dużo. Dziś będąc na zakupach oczywiście wstąpiłam do sklepu z biżuterią, aby pooglądać co by mi się nowego przydało. Bardzo lubię chodzić w koralach , niby taki drobiazg, a jak potrafi zmienić wygląd kobiety. Ja kocham się w naturalnych kamieniach, bo wiadomo, one nigdy nie wychodzą z mody i są piękne. Postanowiłam sobie, że na Dzień Kobiet takowe sobie kupię, ale do tego czasu waga moja musi być 82 kg. Czasu jeszcze dużo, ale i  trzeba aż 5, 5 kg  odjąć od swego ciała. Czy to się uda zobaczymy. A jeśli uda się przed wyznaczonym czasem ok. 2 tygodni to do tego szarpnę się na bransoletę. Pewnie to brzmi trochę śmiesznie, ale działa to mobilizująco.

Aby marzenia się spełniły pora na spotkanie z domowym trenerem.............

2 lutego 2016 , Skomentuj

Dziś dzień jak zwykle zaczął się od bieżni. Ale w połowie mego treningu zaproponowano mi udział w zajęciach jogi. Nigdy takich ćwiczeń nie widziałam i trochę z ciekawości przyznam szczerze wzięłam w nich udział. W zasadzie chyba wszystkie ćwiczenia polegają na rozciąganiu swego ciała. Polecam wszystkim, a w szczególności osobom młodym. A to dlatego, ze pewnie łatwiej jest im ćwiczyć. Ja powiem szczerze dostałam trochę popalić, były momenty ciężkie, ale do przeżycia. Po 1,5 godzinnym treningu czułam się bardzo zmęczona. Następne zajęcia w czwartek, ale nie wiem czy wezmę w nich udział, a to dlatego, że jest to TŁUSTY CZWARTEK i już dziś trwały rozmowy, która ile zje , a mnie skręcało . Wyobraziłam sobie ile to trzeba by wykonać ćwiczeń, aby go spalić i tym sposobem trochę zniechęciło mnie to do zjedzenia w tym dniu pączusia. Ale jak będzie w czwartek - tego jeszcze nie wiem , bo z jednej strony taka pokusa, a z drugiej sobotnie ważenie. Mężowi już dziś zapowiedziałam , aby nie kupował dla mnie żadnego, a to co kupi dla siebie musi zjeść przed moim przyjściem .Mam nadziej, że tak zrobi. 

Dziś pobolewało mnie kolano więc zrezygnowałam z jazdy na rowerku, zaś pozostałe ćwiczenia wykonałam solidnie. Drugą większą część śniadania zjadłam po wyjściu z siłowni. Choć od tych ćwiczeń minęło kilka godzin czuję się dobrze i właściwie wszelkie dolegliwości bólowe przeszły. Tak więc pewnie jeszcze na jogę się kiedyś wybiorę. Nie jest to duża grupa bo było nas tylko 6 osób. Nie narzekałabym może na te ćwiczenia gdyby trwały one nieco szybciej, a tu nie dość , że ledwie dałam radę to wykonać to instuktorka mówi bardzo wolno. Masz wrażenie, że już powinno być zakończenie ćwiczenia, kiedy okazuje się, że to dopiero pierwsza zmiana . Ja ponieważ dotąd byłam na bakier z gimnastyką odczuwałam chyba ból tego rozciągania podwójnie. A może tak się czułam , bo byłam zmęczona po pierwszej części - bieżni.

Wróciłam po pracy . I na kolacyjkę chlebek z pastą z oliwek i czosnku. Super dobre i do tego małe pomidorki. Gorzej ze zrobieniem tej pasty , bo kiedy użyłam blendera okazało się, że jest tego tak mało, że trudno było to dokładnie zmiksować. Ale za to była pychotka. Na podwieczorek zjadłam koktail z jabłka z wodą i cynamonem . Polecam - jest tego sporo i super dobre. Zawsze czekam na te przekąski, bo są pyszne.

Zaraz czeka mnie kąpiel i regeneracja sił na dzień jutrzejszy. Ale pewnie w niedzielę poleżę do południa !!!