Waga w góre....
Nic dziwnego, bo nie pilnuję diety i nie ruszam się.
Motywacji brak.
Tylko że nawet jej nie szukam, bo inne sprawy zyskały większą rangę.
Po pierwsze znalezienie dla siebie przestrzeni, oddzielnej od dziecka.
Wzięłam się za szkicowanie, pochwalę się swoim dziełem jak skończę.
Opornie idzie. Dawno nie rysowałam niczego ale satysfakcja jest a to
najważniejsze:)
Pomysł na zabawki dla małej "krąży pod sufitem". Często tak mam, że długo zbieram się do jakiejś czynności ale jak zacznę, to już pędzę z siłą kombajnu co najmniej i nic nie może mnie zatrzymać.
Może na dietę też przyjdzie taki czas.......
Po drugie kamienie w nerkach
Na szczęście mój ginekolog przepisał mi coś innego niż wywar z obierek (większego obrzydlistwa w życiu nie piłam i już nie wypiję) i mam nadzieję, że kamienie wypłyną sobie i już nie wrócą.
A ta wizyta wzbudziła moją tęsknotę za drugim dzieckiem. (Może to dziwne, zważywszy że tak smęcę ostatnio o moich dołach) Nawet rozmawiałam już o tym z moim lubym, bo wcześniej tak nie bardzo miał ochotę. Chyba bardziej przeżył pojawienie się Agnieszki niż ja:) (Zresztą teraz to instynkt przemawia, nie rozum i nawet wspomnienie jak było ciężko nie jest w stanie tego zmienić:)) Ale on ma brata a ja jestem jedynaczką i nikomu tego nie życzę, tym bardziej swojej córci. Oczywiście najpierw muszę znaleźć pracę, tu na miejscu.
Jednak to plan długofalowym, dwuletni bo chcę urodzić przed 35 ale... Życie lubi płatać figle, więc na modyfikacje też jestem gotowa:))
Niby wszystko dobrze ale gdzieś za ramieniem czai się melancholia i smutek gotowe do ataku.
Chociaż zaglądam teraz rzadziej to bardzo Wam dziękuję za ciepłe słowa:) Zawsze mnie to zadziwia jaką siłę ma dobre słowo, bo buduje, bo pozwala spojrzeć na siebie przychylniejszym okiem. A patrząc z drugiej strony tzn. wspieranie innych nic nie kosztuje:)
Dziękuję, że jesteście