Pamiętnik odchudzania użytkownika:
monica31

kobieta, 44 lat, Poznań

164 cm, 65.20 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: 60kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

22 marca 2012 , Komentarze (6)


Witam,

jest coraz cieplej i to mnie bardzo cieszy :-))))
Od paru dni zaczęłam znowu myśleć o sporcie, więc skakanka poszła w ruch :-) Moja sąsiadka, która ze mną miała chodzić na kijki przez ostatni czas wynajduje wymówki, by nie iść ze mną a mnie to demotywowało i sama też nie szłam. Ale dzisiaj nie patrząc na nią, zaliczyłam godzinę kijków. Poza tym jeszcze mały spacerek, 100 brzuszków (zdecydowanie nie lubię ;-) ), no i jeszcze 1000skakanek.
Powodem powrotu do sportu było to, że wczoraj z ciekawości zrobiłam wstępne pomiary (wieczorem) i okazało się, że pomimo tego, że waga praktycznie stoi w miejscu to spadło mi po cm w paru miejscach :-) Oczywiście nie w brzuchu bo jak by to mogło być, by moje życzenia zostały spełnione ;-) Postaram się zrobić pomiary w sobotę rano, jeśli będę miała trochę więcej czasu...

Dziś miałam super telefon :) Zadzwoniłam do mojej best friend ze Szwajcarii by mi pomogła w e francuskim, bo w tym przypadku jak na mnie za szybko mówili.. No i dowiedziałam się, że jest w ciąży :-))))))) I znowu będę "ciocią"!!!! Tak się mega za nich cieszę! :-))) Oczywiście dostała opierdziel, że tak późno się o tym dowiedziałam :-) No ale jej tekst był najlepszy: "nie pisz nic na fejsie, ani nie mów proszę nic Twojej mamie bo ani moi rodzice, ani rodzice F. jeszcze nic nie wiedzą" ;-) A jej rodzice mieszkają żabi skok ode mnie :-) Więc nie dziwię się, że nie chce by poszło to dalej ;-))) Tak czy tak bardzo się cieszę :-))))))
No i mam motywację: spotkamy się w czerwcu, ona z brzuszkiem (gdzie normalnie jest chudzinką) a ja mam nadzieję, że jej się pokażę bez balastu ;-))

Miłej nocy :-)

16 marca 2012 , Komentarze (7)


Wróciłam już z rozjazdów. Ostatni wyjazd był niesamowitym dla mnie wyzwaniem! Siedzenie w sali konferencyjnej, w jednym z najwyzszych wieżowców miasta, z całą "śmietanką"... Super!
Jednak te wyjazdy i praca pozostawiły swoje piętno. Muszę się znowu przestawić i zaplanować formy spożywania posiłków, bo widzę, że to się trochę rozregulowało. Skutkiem tego jest to, że waga stoi w miejscu. Wahania od 63,1-64kg. Dzisiaj rano było 63,50kg.
Trzymajcie za mnie kciuki bo boję się, że się poddam... a wiosna idzie...

Pozdrawiam

11 marca 2012 , Komentarze (6)


Muszę się Wam przyznać, że w Dzień Kobiet po raz pierwszy totalnie zaszalałam... Moi domownicy nie dość, że mnie upili, to na dodatek zjadłam parę pralinek (w nocy!!!!), które przywiozła moja przyjaciółka ze Szwajcarii. Normalnie uwielbiam słodycze, ale nie jem czekolady..... jedyna właśnie, która czasami mnie rusza, to ta szwajcarska...To była totalna porażka. Następnego dnia chodziłam z gigantycznym bólem głowy... Ciekawe dlaczego? ;)

Teraz o moim odwiecznym problemie ---> wizycie w toalecie. Powiem Wam, że po pamiętnej wizycie u Pani Doktor, zaczynam coraz częściej chodzić do wc. Jestem mega happy :))))
Pewnie dzięki temu, moja waga, pomimo tego szaleństwa utrzymuje się w paskowej... Dobrze, że idzie wiosna i mam nadzieję, że będę się więcej ruszać i jeszcze trochę kg mi spadnie..

W nocy po raz kolejny jadę do Hannoveru. Wyjeżdżam o 4 nad ranem, więc muszę iść się troszkę przespać. Czeka mnie bardzo ciężki temat, więc trzymajcie proszę kciuki, bo ja już cała chodzę zestresowana., a co za tym idzie mam parcie na żarcie!! Jadę tam z moim Szefem i przyjedzie też nasz niemiecki szef do wsparcia... ciekawe ile osób będzie po drugiej stronie.. Mam nadzieję, że wszystko dobrze się skończy i wszyscy będą zadowoleni, choć szczerze to nie zanosi się na to.....

Miłej nocy.
Pozdrawiam

7 marca 2012 , Komentarze (5)

Witam

wracam po tygodniu nieobecnosci a tutaj widzę, że nastąpiły zmiany. Dlaczego nie pokazują się paski postępów? To nie fair, że trzeba teraz za nie zapłacić. Jeszcze trochę i będzie trzeba za wszystko płacić :-(((

Co do mojego wyjazdu, to było super. Trochę stresowo, ale super. Dieta na okres wyjazdu poszła w las :-( Ale przecież nie powiem nowemu szefostwu, że nie pójdę na wspólną kolację o 22 bo o tej godzinie nie jem ;-) I jadłam wszystko, choć starałam się z umiarem. Skutek, waga dziś rano: 63,80 czyli nie tak źle. Chyba spaliłam prawie wszystko, to co zjadłam ;-) Obawiałam się, że będzie dużo gorzej.... Nie zmienia to faktu, że spadku nie ma :-((( A w dniu wyjazdu na wadze było 63,10 heh muszę znowu zaciągnąć pasa i wziąć się za siebie...

Teraz biegnę zobaczyć co u Was, bo mam spore zaległości.

Pozdrawiam

26 lutego 2012 , Komentarze (9)


Jestem mamą :)))) Wczoraj wszystko się udało i mój maraton z Hannoveru, na uczelnię a potem na chrzciny też wypalił :)
W Hannoverze fajnie, fajnie.. trochę stresowo, ale ogólnie fajnie.
Jutro jadę do firmy zobaczyć co oni na ten temat powiedzą...

Waga dzisiaj rano pomimo wczorajszego obżarstwa po Chrzcinach, pokazała wagę paskową, więc nie jest źle ;) Mogłoby być lepiej, ale co tam :) W Hannoverze starałam się jeść tyle, ile powinnam i było ok. Za to wczorajszy tort i jakieś smażone mięsko, które swoją drogą było pyszne, odbiło się tym, że nie schudłam ;) Ale nie narzekam :)

Dzisiaj cieszę się, bo pomimo tego, że cały dzień na uczelni, to widziałam słońce zwiastujące nadchodzącą wiosnę :-)))) Już nie mogę się doczekać :-)))

Pozdrawiam


20 lutego 2012 , Komentarze (9)


Kochani,

dzisiaj chyba już mogę powiedzieć, dlaczego tak się stresowałam. Już troszkę się wyjaśniło ;-) Chodziło o to, że w listopadzie zeszłego roku zwolniłam się z pracy. Lubiłam to co robiłam, ale.... Rozstaliśmy się i już nie chcę słyszeć o tym biurze, choć pracowałam w nim 3 lata. Zarejestrowałam się w urzędzie pracy, bo miałam nadzieję, że dostanę dofinansowanie i będę mogła otworzyć własne biuro. W tym okresie nie szukałam nigdzie pracy, bo byłam nastawiona na otwarcie działalności. Wiem, że byłam dobra, w tym co robiłam i miałam znajomości. Tym bardziej, że znajomi nakłaniali mnie bym spróbowała. Niestety z naszym urzędem pracy jest tak, że raz mówią jedno, a za chwilę coś innego. Ostatecznie przesunęli termin dotacji o kolejny miesiąc, a mnie już cholera bierze od siedzenia w domu. W każdym bądź razie wysłałam CV do jakiejś firmy...  Wysyłając myślałam też trochę o tym, że musiałam teraz naruszyć moje oszczędności, bo za coś trzeba żyć. Pisząc wcześniej o moim lenistwie, miałam na myśli to, że nie wysłałam więcej CV, a powinnam. Ale to chyba dlatego, że już sama nie wiedziałam, czy mam czekać na dotacje czy nie. Wysłałam to CV bez przekonania i ogólnie nie przykładałam się do tego. W piątek byłam na rozmowie, a dzisiaj to już wszystko potoczyło się bardzo szybko... Zaczynam pracę i wiecie co? Bardzo się cieszę, bo w domu już mi się mega nudziło... Tak więc moje nowe szefostwo rzuca mnie na głęboką wodę i jutro jadę w delegację do Hannoveru. Najlepsze jest to, że powiedzieli mi, że mam jechać od 22.02 i zostać tam do ok 4 czy 8.03. a ja im na to, że w żadnym wypadku, bo mam chrzest 25. Więc wysyłają mnie jutro, wracam 25 na chrzciny, a potem znowu tam jadę i wracam w marcu. Ogólnie mnóstwo zamieszania, bo szukanie lotów czy jakichkolwiek przejazdów i hotelu itd Jednym słowem szok :-)))

To dzięki Waszemu trzymaniu kciuk mi się udało!!! A nocne horrory to tylko dodatek ;-) Wiem, że moje CV nie jest najgorsze i że ludzie doceniają to co w nim jest, ale nie sądziłam, że po wysłaniu jednego CV, od razu będę miała pracę!

Teraz proszę, trzymajcie za mnie kciuki, bym podołała zadaniom, bo całkowicie zmieniłam branżę i czeka mnie gigantyczne wyzwanie!

Co do diety, to dzisiaj nie było ćwiczeń, bo nie miałam jak :-( Za dużo biegania i załatwiania.

Mam śmieszną sytuację, bo wracam do Poznania w sobotę o 8rano, o 8:30 zaczynam zajęcia, potem rozmowa z profem i potem zapieprzam do kościoła na chrzciny. Myślę, że ten dzień będzie ciekawy!! ;-)

Myślę, że przez najbliższy czas nie będzie mnie tutaj, więc wybaczcie jak nie będę Was komentować. Postaram się to nadrobić jak wrócę.

Pozdrawiam i jeszcze raz WIELKIE dzięki.


19 lutego 2012 , Komentarze (3)


Dzisiaj zjadłam ok 1166kcal, ale nie policzyłam lekarstwa na "moje problemy". Jedno to jakieś łupinki, które po rozrobieniu wyglądają bardzo podobnie do siemia lnianego. Drugie jednak jest w syropie i to słodkim, więc pewnie parę kcal ma, ale to konieczność, więc nie liczę ;-)
Jeśli chodzi o te lekarstwa to przeczytałam, że dopiero po jakimś czasie zaczynają działać i początki takie są, że burczy w brzuchu i są wzdęcia, więc się uspokoiłam :-)))

Ostatnio, jak Krystyna wrzuciła do pamiętnika swoje obecne wymiary, miałam lekką załamkę ;-) Przy obecnej wadze, nadal mam brzuch jak kobieta w ciąży!!! Zdaję sobie sprawę z tego, że mam lekkie kości, bo tak było zawsze. Wczoraj znalazłam jakieś stare spodnie i jak w nie weszłam, to w biodrach jest super, ale w brzuchu jeszcze sporo mi brakuje. Kiedyś jak zrzuciłam kg, to nie miałam takiego brzucha w tych spodniach (był minimalny). Tyle, że wtedy biegałam codziennie i to sporo. Teraz głównie ćwiczę na skakance, bo na bieganie jest dla mnie jeszcze troszkę za zimno ;-) Zmarzluch jestem :-) Tak więc, po konsultacji z Krystyną postanowiłam dodać do ćwiczeń brzuszki. Jednakże ja za nimi nie przepadam i nie wiem ile wytrwam hehehe Brzuch to zawsze dla mnie dramat. Niech się zrobi ciepło, to pójdę biegać...

Co do wczorajszego roweru, jednak go nie wyciągnęłam. Wyszłam na dwór, obejrzałam rower w garażu, po czym stwierdziłam, że jest za zimno ;-) No i poćwiczyłam na skakance i brzuszki.

Dzisiaj 1000skakanek, ponad godzinny spacer i 100półbrzuszków. Może coś jeszcze poćwiczę ;-)

A teraz się ze mnie pośmiejcie... Jak się stresuję, to nie dość, że mnie nosi i mam chcicę na żarcie, ale zazwyczaj też budzę się w nocy, bo śnią mi się jakieś głupoty. No i dzisiaj w nocy obudziłam się przerażona, bo śniło mi się, że miałam lecieć z mamą i najmłodszym bratem do Turcji. Na lotnisku, które wielkością przypominało lotnisko we Frankfurcie nad Menem przypomniało mi się, że zapomniałam paszportu. Jakimś cudem akurat na lotnisku był jakiś wysoki rangą przedstawiciel władz tureckich, który też powiedział i się uparł, że nie mogę lecieć bez paszportu. Zadzwoniłam do ojca, on miał mi dowieść paszport, ale już nie było czasu, więc kobieta przy odprawie powiedziała, że o 18 jest następny samolot i bilet kosztuje 200pln. Powiedziałam mamie, że w takim razie ona ma lecieć z bratem, a ja przylecę następnym samolotem i spotkamy się w hotelu... Jak przepchnęłam ją z bratem przez bramki i mi zniknęli z oczu, to uświadomiłam sobie, że oni pewnie nie mają ze sobą kasy i nie wykupią wizy na lotnisku... Obudziłam się przerażona o 4:30 i nie mogłam spać do po 5 hehehe ;-) Potem jak już zasnęłam, to śniło mi się, że doleciałam ale zakwaterowali mnie i innym hotelu niż mieli, a mama z bratem są w tym właściwym hehe ;-)
Mam chyba jakiegoś pecha na Turcję ;-) bo w rzeczywistości to parę lat temu siedziałam już w samolocie w tym kierunku i przez wulkan nigdzie nie poleciałam ;-)

Jeśli chodzi o sen, to chyba jeden ze śmieszniejszych, bo jak kiedyś mi się śniło, że sobie śpię i z jednej strony łóżka stoi moja zmarła babcia, a z drugiej strony mój zmarły ex szef, to nie spałam już całą noc heheheh

Jednym słowem wariatka jestem :-)))))

A powodów do stresów jest parę. Jeden z nich to chrzciny. Są za tydzień, 25 lutego. A moja uczelnia w tym tygodniu dopiero "wrzuciła" plan zjazdów na semestr letni i zaczynam 25. To jeszcze nic. Cały dzień mam wykłady, a od 15:30 do ok19 mam seminarkę z profesorem, którego nigdy w życiu jeszcze nie widziałam. A chrzciny są o 17. Dzwoniłam do dziekanatu  by wyciągnąć jakieś namiary na tego profa i by z nim wcześniej porozmawiać ( bo w necie jest tylko info, że prowadzi seminarki w uniwerku warszawskim, ale przecież nie pojadę do Wawy), ale jedyne co mieli, to nr tel, którego nie mogą podać. Faktem jest to, że jak wyjaśniłam jaka jest sytuacja, to powiedzieli, że mam z nim porozmawiać przed seminarką a jak coś będzie nie tak to mam im to zgłosić i wtedy mi pomogą. Więc to jest dobre. Też myślałam, żeby z nim porozmawiać i poprosić bym mogła przyjść do niego na seminarkę w niedzielę, bo też ma, ale z inną grupą tematyczną. Nie wiem czy mi pozwoli ale trzeba spróbować.

A większe stresy będą pewnie jutro i w ciągu kolejnych dni, dlatego proszę trzymajcie kciuki :-)))

ufff jak się rozpisałam ;-)

Pozdrawiam

18 lutego 2012 , Komentarze (11)


Wczorajszy wpis, to był chyba akt desperacji i wpis przepełniony stresem ;)
Dziękuję bardzo za wsparcie!!!!! Bardzo mi pomogłyście!

Wczoraj byłam tak zła na siebie, że w ogóle miałam takie myśli, by się nawpieprzać, że zrobiłam 1000skakanek za jednym zamachem ;-) Potem kolejne 1000 rozłożone na dwie tury. To mi chyba trochę pomogło i głupie myślenie przeszło ;-)
Tyle, że po południu po raz kolejny do mnie dzwoniono i znowu cała w stresie!!!!!!!!!!! Masakra!! ;-) Ale już nie podchodzę do tego z takimi myślami, by się nażreć. Teraz to raczej spać nie mogę i mam nadmiar energii ;) Dziś jest trochę cieplej i zastanawiam się czy nie wyciągnąć roweru i nie zrobić rundy do sklepu oddalonego paręnaście km ;-) Byłam tam co prawda rano, ale autem i zakupy są już zrobione, ale nosi mnie więc coś trzeba zrobić ;-)))))
Poza tym, nie mogę się doczekać kiedy zrobi się trochę cieplej. Wtedy poszłabym biegać. Teraz jest jeszcze trochę na mnie za zimno :-(
Dzisiaj rano waga pokazała 64,0 więc już takiego przerażenia nie ma. Wczoraj to ta waga chyba oszalała  i coś jej się pomyliło ;-))) Do paskowej jednak troszkę mi brakuje, ale to się wkrótce zmieni ;-)

A co do tytułu, to prawda.... jestem leń ;-)))) Powodem chyba jest to, że jestem mało asertywna i czasami boję się co ludzie powiedzą i jak zareagują. I głupia, nie mogę uwierzyć w to, że tak na prawdę to zazwyczaj są pod wrażeniem.... ale do mnie to chyba nie dociera!! A w końcu by mogło!!!!!!

Trzymajcie proszę za mnie kciuki!

Miłego dnia :-)

P.S. Dzisiaj rano miałam zamiar napisać, że to już 5 dzień bez wizyty w wc ale w końcu po śniadaniu tam byłam. Trochę mi ulżyło :-)

17 lutego 2012 , Komentarze (6)

Przez ostatni tydzień prawie nie ćwiczyłam, bo kiepsko się czułam. Zaczęłam ćwiczyć wczoraj. Wcześniej to były tylko spacerki i kijki. Waga wahała się w między 63,5-63,9. Wczoraj jednak były ostatki i cały dzień jadłam (lepiej nazwań to po imieniu- żarłam) mało kalorycznie! Na śniadanie arancini (wypróbowałam przepis i polecam- są pyszne, ale są smażone w tłuszczu!!) i jogurcik (73kcal), na obiad de volaille z pieczarkami i ogórki (znowu smażone coś!), a że wczoraj pierwszy raz robiłam pączki z ajerkoniakiem (zawsze robiłam z dżemem), to na kolację zjadłam jednego pączka, jednego chruścika i jedną małą oponkę! Zrobiłam to wszystko sama, bo domownicy chcieli chruściki a ja wypróbować pączki (wyszły wyśmienicie ;-) )
To, że jak wejdę dzisiaj na wagę i się przewrócę z wrażenia, to było jasne. Dzisiaj waga 64,7!!!!
Ale to, że dzisiaj obudziłam się z chęcią nawpierdalania się, to już nie jest takie jasne!!!! Co się dzieje?????!!! Jak na razie nie zjadłam nic takiego, ale nosi mnie i nie wiem czy wytrwam :-((( Może to stres?  Pączki były pyszne i chciałabym żeby je zjedli!!! Reszta mnie nie rusza..
Do tego od 4 dni nie byłam w wc, a wpierdzielam zapisane przez lekarkę "coś", które powoduje, że w brzuchu non stop mi burczy i mam taki balon, że brak słów! No, ale w końcu kiedyś pójdę do wychodka hahah ;)
Tak w ogóle, to ciężko się przyznać do takiej porażki :-(
żebym tylko dziś już nic kalorycznego nie żarła, a się przyznam, że mam odłożonego pączka :-(((( Głupia ja :-((((
Kiedyś jak zjadłam słodkie zamiast jakiegoś posiłku było ok, ale nie tyle rzeczy smażonych na raz!!! Co mnie pokusiło????!!!

13 lutego 2012 , Komentarze (11)


Dzisiaj od rana dzień nawet całkiem, całkiem :-) Mój brat ma urodzinki, więc bardzo miła atmosfera, ale.....

od 3 dni chodzę ze wzdętym brzuchem. Dzisiaj to już jest przesada, bo wyglądam tak jakbym się w ogóle nie odchudzała :-( Nawet mój drugi brat się zapytał, czy znowu przytyłam :-((((( Co prawda byłam trochę w toalecie, ale co z tego, jak tego jest dużo więcej?? :-( W sumie, z wczorajszymi zjadłam 6 tabletek na przeczyszczenie i co? skutek---> wielki brzuch i burczenie. Oczywiście do tego był błonnik i inne rzeczy, ale co z tego jak to nie pomaga....

Pod wieczór pojechałam do lekarki. No i tu kolejna załamka. Wszystko ładnie pięknie... a na skutek tego nieustannego zaparcia mam już zaczątki hemoroidów :-((( Siedzący tryb pracy i zaparcia są tego przyczyną.... heh Tragedia.
Lekarka powiedziała parę cennych informacji. Dostałam jakieś coś, co ma pomóc w pozbyciu się zaparcia i mam gigantyczną nadzieję, że to pomoże...... ale moja lekarka powiedziała, że te "ziółka" powodują, że z jelit nie jest usuwana cała woda. A dla mnie to informacja, że teraz jedząc i pijąc to coś, to będę chodzić jak przed miesiączką, czyli na dzień dobry 2kg więcej :-(((( Ja chciałam ich się pozbyć, a nie przybrać :-(((( Już nie wiem co jest lepsze, chodzić jak kobieta ciężarna z wielkim brzuchem i nie móc iść do toalety czy nie mieć takiego problemu ale za to ok 2kg wody w organizmie więcej.... No dobra, wybieram wodę hehehehe

I do tego jeszcze mama, zaczęła za mną chodzić i marudzić, że mam zrobić sobie badanie krwi bo chodzę blada jak ściana itd i wg niej mam anemię. Pewnie pójdę zrobić to badanie dla świętego spokoju ;-) Sama jestem ciekawa.. Choć już od kilkunastu lat się nie opalam i chodzę blada (tzn opalam się baaaardzo rzadko, prawie wcale), więc nie wiem czego się czepia ;-)))

Taki mamy super 13 dzień miesiąca.... czyli dla mnie nic nowego ;-)))

W dodatku przegrałam prawie wszystkie partie w ping ponga ;-)))

Mam nadzieję, że ból gardła niedługo przejdzie, pójdę w końcu do toalety i brzuch mi trochę opadnie i zacznę ćwiczyć :-)

Piszę to i się śmieję :-)))) Moja babcia nazwałaby to marudzenie krótkim tekstem: "oj Moni, dewociejesz!" hahahah ;-))) Ale przecież jej nie będę tak marudzić ;-) Choć hmmm muszę ją odwiedzić i jej opowiedzieć co tutaj napisałam :-)))))

Miłego wieczorku
Pozdrawiam