Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Chcę polubić siebie, chcę być z siebie dumna, chcę wyglądać jak człowiek, nie jak świnia...chcę czuć się dobrze w swoim ciele.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 6678
Komentarzy: 72
Założony: 3 stycznia 2012
Ostatni wpis: 24 lipca 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
dodi13

kobieta, 41 lat, Ciapków

171 cm, 68.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

17 maja 2014 , Komentarze (1)

Witajcie dziewczyny, 

Dzisiaj trochę żali. Mam kiepski dzień, chodzi mi po głowie od rana taka głupia myśl, że mam dość, nie mam dziś motywacji do pływania, do robienia brzuszków, brzuszki zrobiłam ale pływać nie poszłam nie mam siły, ochoty, sama nie wiem dlaczego dopadł mnie dziś taki kiepski humor. Pani dietetyk pozwoliła mi na ciasteczka owsiane, ucieszyłam się bo to pierwsze słodycze od stycznia. Upiekłam je, zjem na niedzielny podwieczorek. Na wadze kolejny spadek 75,9 jakoś opornie te ostatnie kg spadają....potrzebuję większej motywacji, albo poprawy pogody, bo ta działa na mnie okropnie dołująco i potem takie głupoty mi do głowy przychodzą ehhhhhhhhhh...

11 maja 2014 , Komentarze (1)

Wczoraj przeżyłam szok! 7 czerwca idziemy na wesele, nie ukrywam, że chciałabym wyglądać, jak człowiek a nie jak gruba świnia. Dlatego też wybrałam się z mamą na zakupy, nie żeby coś kupić dla siebie, bo mam zamiar coś zrzucić ale dla mamy, zależało mi na tym, żeby sprawdzić jaki rozmiar teraz noszę po zrzuceniu tych 23 kg. Wcześniej było to 46, 48, 50 wszystko zależne od fasonu itd. No jest piękna sukienka z baskinką, zameczek z tyłu cudo, koralowa, patrzę na metkę 44, dobra biorę bo przecież kurtkę miesiąc temu kupowałam w reserved 42 więc tu się na pewno zmieszczę. A tu co k........wa, za mała!!!!! Zmieściłam się,ale na plecach miałam zbyt obcisłą i spłaszczyła mój i tak mały biust i jakoś była przekrzywiona. Wkurzyłam się i to nieźle. Mama mnie pocieszała, że mam nie patrzeć na rozmiar tylko że jest mnie połowa mniej, że sukienka jest bardzo wąska i dała mi 46. Ta oczywiście była o niebo lepsza i idealna. Ale 46!!! Chciałam się z tym rozmiarem pożegnać, przecież 23 kg temu też kupowałam 46!!! Załamałam się totalnie. Mój M mnie też pocieszał, powyciągał stare sukienki, kazał je założyć i popatrzeć do lustra, owinęłam się w każdej z nich. Wiem, że jest mnie pół mniej, ze wyglądam dobrze, nawet brzuch mi spadł odkąd ćwiczę brzuszki. Ale w mojej głowie jest ciągle te cholerne 46!!!! No i jak się tu nie załamać!!

Paskudna dziś pogoda, zimno, szaro, ponuro. Z dietą idzie mi nieźle. Od środy staram się jeść mało mięsa, tak jak zaleciła pani doktor, więc co jadłam przez te te 5 dni? Soczewicę z warzywami z kaszą gryczaną, leczo z cukinii z makaronem razowym no a dzisiaj naleśniki z mąki razowej ze szpinakiem. Zjadłam aż 3 te naleśniki, ale były takie pyszne i gorące, nie mogłam się powstrzymać. Właśnie  weszłam na wagę, myślałam, że po dzisiejszym obżarstwie nic nie spadnie a tu niespodzianka na szklanej pojawiło się magiczne 76,7 :DNie mam pojęcia, jak to się dzieje, ale mój organizm chyba działa jak maszynka i przyzwyczaił się do takiego jedzenia no i do tego pływania pewnie też. Jestem zadowolona, wejdę na wagę za tydzień w niedzielę. Przede mną ciężki tydzień, szkolenia w pracy, zajęcia dodatkowe z dzieciakami oj będzie się działo, ale to dobrze, bo przynajmniej nie mam czasu żeby myśleć o jedzeniu :) I to jedyna pozytywna wiadomość, bo z tymi rozmiarami to mnie już szlag trafia!

6 maja 2014 , Komentarze (4)

Dziewczynki jestem po ważeniu u pani dietetyk. Nie mogę się nacieszyć, jestem taka szczęśliwa! Oficjalne wyniki:

waga 77,5 kg                                       miesiąc temu 82.3kg

tłuszcz % w organizmie   28,2 % w kg 21,9 kg         miesiąc temu 33,6%/ 27,7 kg

mięśnie     52,8kg                                     miesiąc temu 51,8kg

BMI     26,5                                            miesiąc temu 28,1

wiek metaboliczny 30 lata                      miesiąc temu 43 lata  a w styczniu 45 lat

Podsumowując:

Zrzuciłam od stycznia 23,5 kg sadła!!

Nastawiamy dietę na obniżenie kg i BMI bo nadal jest za wysokie do wzrostu, po drugie poziom tłuszczu w organizmie jest na dobrym poziomie, tak jak powinno być, podobno pozbyłam się tego najgorszego w części brzusznej i już jest dobrze, więc teraz pani dietetyk da mi taką dietę, żeby zwiększyć poziom dobrego tłuszczu żeby organizm nie zrzucał już go więcej bo nie może już spaść, tylko żebym obniżyła BMI. Spróbujemy z tym nowym jedzeniem i zobaczymy jak zareaguję na to. Nie czaję tylko jednego i teraz dopiero to do mnie doszło, no jak mam tracić kilogramy żeby spaść do 70 kg nie tracąc tłuszczu?? W każdym razie ufam jej i zrobię co trzeba, bo chcę osiągnąć cel marzy mi się te 70kg i ta fajna kiecka na wesele. Zmieniam wagę na pasku i dziewczynki do boju!!! Zdobywać nowe cyferki na szklanej!!!:)

5 maja 2014 , Komentarze (1)

Stoję wieczorem na wadze...79,4   o k......wa.....nie wierzę, że przytyłam 2 kg od niedzieli! Pierdzielę to nie ważę się już dziś. Jutro wielki dzień wizyta u pani doktor.

3 maja 2014 , Komentarze (5)

Tak wiem, miałam się nie ważyć, ale nie potrafiłam się powstrzymać. Zważyłam się w środę wieczorem po basenie 77,4 kg....wow nie mogłam w to uwierzyć!

Zdaję sobie sprawę, że waga o różnych porach dnia pokazuje inaczej, więc zważyłam się w piątek rano po śniadaniu i pokazywała 77,6kg....czyli mogę przypuszczać, że teoretycznie od 1 kwietnia schudłam 4,7kg...dobry wynik! Ale nie byłam do tego przekonana, jakoś kusiło mnie żeby powtórzyć ważenie i dziś wieczorem po dwóch dniach bez basenu tylko ćwiczenia rano te na brzuch - jakieś 15 minut oczywiście plus dieta waga pokazuje tyle samo. Oficjalne ważenie u pani doktor 6 maja czyli już za niedługo, może dobiję do równych 5 kg? Obym tylko nie przytyła;P

26 kwietnia 2014 , Komentarze (2)

Rozpoczął się ten nieszczęsny sezon grillowy... czuć zapachy od każdego sąsiada. U mnie w domu też był dzisiaj grill. Oprócz karczku i kiełbasy, którą zajadają się wszyscy, zrobiłam surówkę. Młoda kapusta, marchewka, papryka, pomidory, ogórek, oliwa z pestek winogron i przyprawy. Wiecie co? Ta surówka była przepysznaaaaa. Nie zajrzałam dziś do jadłospisu, gotowałam z pamięci, na kolację też zjadłam tylko tę surówkę i 3 wafle ryżowe. Surówki mam w brud...już wiem co będę jadła jutro cały dzień;) Aha no i pływanie dziś też było, przed grillem. Ciekawe jak waga, nie ważyłam się tydzień. Zawsze robiłam to dwa razy w tygodniu. Kiedy spadłam do 82 kg pani doktor kazała mi przestać się ważyć co parę dni- raz w miesiącu, czy dwa powinno jej zdaniem wystarczyć. Cyba nie chce mnie dołować, że po takim eleganckim ostatnim spadku, teraz może być znowu postój z wagą. Miałam już takich parę razy. Po pierwszych dwóch tygodnia gdzie waga zleciała ponad 6 kg, waga stała w miejscu przez prawie dwa tygodnie. Odchodziłam od zmysłów, katowałam się na basenie, odmierzałam porcje a waga stoi. Potem znowu ruszyło, ale nie był to czas motywujący mnie, byłam rozdrażniona, nerwowa. Pani doktor mówi, że ta końcówka może być najtrudniejsza, że mam być gotowa na bunt organizmu i kolejny zastój z wagą, dlatego mam się nie ważyć. Cel miałyśmy założony- 1 czerwca mam ważyć 78kg, na każdej wizycie wyznaczamy sobie nowy cel, ten był założony 1 kwietnia. Mija miesiąc i ja już prawie go mam, prawie, bo zważę się dopiero dzień przed wizytą czyli 5 maja.  Widziałam dziś piękne sukienki, takie letnio wiosenne z tej kolekcji F@F co jest w tesco. Moje marzenie to biała, koronkowa w stylu lat 60....Boże jak ja chciałabym się w taką wbić i żeby mi brzuch nie odstawał. A propos  brzucha, od tygodnia ćwiczę codziennie o 5.30 brzuch. Znalazłam na necie jakąś MelB i od niej wzięam parę ćwiczeń- parę bo wszystkich nie potrafię zrobić, coś z aerobicznej6 Weidera i parę jakiś swoich. W sumie zajmuje mi to 15 minut. Muszę coś zrobić z tym brzuchem, chociaż po utracie 22 kg nie mam obwisłej skóry, ani na brzuchu- gdzie jest po prostu jeszcze tłuszcz, ani na dupie, na udach, czy biodrach i ramionach. Jestem pewna, że to dzięki pływaniu mam mięśnie w tych miejscach o których nawet nie wiedziałam, że tam człowiek ma mięśnie:) ale brzuch....nadal jest tam tłuszcz i fałdy, on jest tragiczny...nie chce mi się ćwiczyć rano....masakra jakaś....

24 kwietnia 2014 , Komentarze (2)

Padło pytanie "Jaki dietetyk mnie prowadzi" Myślę, że to akurat nie jest istotne aż tak bardzo. Sama trafiłam na nią w googalch, przeczytałam opinie pacjentów i zaryzykowałam. Oczywiście mogłabym pisać, że pewnie inny będzie tańszy, "mądrzejszy", że pewnie nie będzie się czepiał, pozwoli na słodycze itd. Tak naprawdę to dietetyk jest po to, żeby pokazać co robimy zle, opieprzyć jak się obijamy i zaczynamy szukać wymówek, pomóc, wesprzeć doradzić, cieszyć się z naszych sukcesów.  Nie oszukujmy się szczupła i elegancka pani doktor i przystojny pan doktor nie będzie wylewał potu na siłowni, pokazywał zwałów  tłuszczu w stroju kąpielowym, odmierzał 30 gram twarożku, 40 gram jabłka, 50 gram chleba żytniego tylko JA to będę robiła i to ode mnie zależy co zrobię ze swoim  ciałem i jak potraktuję jego wytyczne. A traktuję je bardzo poważnie i trzymam się tego, co powinnam( i w tym miejscu się pocieszam) Były święta oczywiście pozwoliłam sobie na słodkie, (bo do tej pory zjadłam ze słodyczy 4 łyżeczki miodu) ale nie obżerałam się do bólu brzucha, bo  czułam na swoim ciele ile kosztuje mnie wysiłku zrzucenie kilograma w ciągu tygodnia, ile to dla mnie wyrzeczeń, no najważniejsze w mojej głowie zaczęło się zmieniać, zmieniam swoje nawyki żywieniowe, myślę o tym co władam do buzi, czy paluszki czy garść suszonych owoców, co jest dla mnie lepsze?. Dlatego zjadłam w niedzielę tylko kawałek babki i pupę biszkoptowego baranka:) 2 godz spaceru z mężem, poniedziałek basen i spacer 2 godz. A jedzenie świąteczne? Było a jakże...żurek, który robiła moja mama z kiełbasą, sałatki z majonezem, jajka w majonezie, pieczona kiełbasa, pieczone mięso. Ja też miałam jajka faszerowane, ale twarożkiem z jogurtem, wszyscy je jedli i smakowały. Sałatkę warzywną miałam z jogurtem, mięso ugotowałam na parze, surówka z marchewki. Dałam radę....chociaż popłakałam się w kuchni gdy wszyscy zasiedli do podwieczorku i ciast z kremami.Poleciały mi łzy jak grochy, dobrze że mąż mnie przytulił....lepiej już skończę bo zbiera mi się na beczenie jak sobie przypomnę. 

Kończąc mój wywód.....dietetyk jak najbardziej jestem za, bo wiem, że sama szybko bym się poddała. Zobaczymy co będzie dalej.....

Ps. i nie żałuję wydanych na  dietę i wizyty pieniędzy

Ps 2. Przepraszam za wydzwięk tego wpisu. Jeśli kogoś uraziłam to przepraszam, nie chciałam:) Sama przez ten wpis się pocieszam, jeszcze dopinguję, bo jest mi już strasznieeee ciężko na tej końcówce...

Ps3 Teraz już mam nie warzyć warzyw, tylko węgle i mięso. Zobaczymy co z tego wyjdzie..

24 kwietnia 2014 , Komentarze (2)

Miesiąc temu miałam kryzys. Bolało mnie całe ciało...gdzie się nie dotknęłam to bolało. Potem okazało się, że spalałam mięśnie, bo jadłam za mało węglowodanów, miałam sobie dokładać do posiłków. A to chlebek ciemny po pływaniu z warzywami, banan przed pływaniem do podwieczorku, czy suszone owoce...ciekawe jaki efekt będzie tego "dokładania" węgli, czy mięśnie znowu spadną, bo uczucie bólu ciała jest bardzo nieprzyjemne...ważenie 6 maja

Dziś nie czuję najlepiej. Jestem zwyczajnie zmęczona. Bolą mnie ramiona, w uszach mam jeszcze wodę z basenu. Dziś powiem szczerze, bardzo zle mi się pływało. Lewa noga jakby mnie przestała słuchać, uginałam a ona jakby taka wiotka była, nie mogłam skoordynować ruchów. Ale limit przepływałam -kilometr dwieście. Jutro, jak w każdy piątek w pracy idziemy z dzieciakami na basen, też popływam, ale około połowy mniej.Mam czasem taki tydzień, że nic mi się nie chce, że mówię sobie "stop" dziś nie pływam, odpuszczam potrzebuję naładować baterie. I rzeczywiście tak robię, bez wyrzutów sumienia, że mi się tłuszcz odłoży, że zawaliłam, że się migam, bo tak naprawdę nie obijam się, przestrzegam diety, staram się. Bardzo dobrze to działa na moją psychikę, po takim dniu czy przerwy, mam powera:) i ochotę żeby znowu wcisnąć moją grubą dupę w strój, obnażyć się i zapierdzielać....

23 kwietnia 2014 , Komentarze (4)

W zeszłym roku, zapisałam się tu  z  mocnym postanowieniem....niestety po pierwszych sukcesach była totalna porażka, wróciłam do wagi 90 kg a przez ostatni rok nadrobiłam do 101kg. To był totalny szok. Czułam się jak wieloryb, nienawidziłam siebie i ciągle niezbyt siebie lubię. Ubrania? Nie mogłam się w nic wcisnąć, sukienki, bluzeczki nie dla mnie. Końcówka ubiegłego roku była dla mnie traumatyczna. Nie mogłam zmieścić się w żadną sukienkę wizytową, czekały mnie 3 wesela a tu totalna załamka.Mój mąż nigdy  nie powiedział mi, że wyglądam zle, że mu się nie podobam, wręcz przeciwnie zawsze czułam się przez niego akceptowana, nawet jak przytyłam 20 kg od czasu kiedy się poznaliśmy. Wiedziałam, że nie dam sobie rady sama z tym odchudzaniem, bo po pierwszych sukcesach zawsze wracałam do nadwagi i jojo. W tajemnicy przed mężem zapisałam się do dietetyczki. Pierwsza wizyta 7 stycznia 2014r. Jadłospis, ważenie, mierzenie, badanie i.....ona otworzyła mi oczy. Okazało się, ze wbrew temu co zawsze myślałam, a myślałam, ęe jem mało jak ptaszek, tak naprawdę pożeram jedzenie jak świnia. Jem dużo i co chwilę, mało piję wody, jem to czego nie można w wielkich ilościach....chleb, słodkie owocowe jogurty w dużych kubach, słodycze itp. Byłam w szoku...Powiedziałam mężowi, że byłam u lekarza, przytulił mnie i powiedział, że będzie mnie wspierał, pomoże mi. Kupił mi elektroniczną wagę kuchenną i zaczęło się... Ważenie warzyw, owoców, kaszy itp. Porcje jedzenia małeeeeee, za małe jak dla mnie, byłam w szoku widząc ilość....Dwa pierwsze tygodnie były najgorsze- dieta plus basen 4 razy w tygodniu, potem wszystko się ustabilizowało. Pierwsze ważenie po 2 tyg. minus 6,5 kg, ubrania lecą, ja jestem prze szczęśliwa i brnę w to dalej, mam motywację. Mąż mówi, że mu mnie ubywa, po twarzy totalna zmiana, kości policzkowe zaczynają się pojawiać. Mijają 4 miesiące, spadło prawie 22 kg. Co miesiąc chodzę do dietetyczki, sprawdzamy mięśnie, wodę w organizmie, ważenie, mierzenie, nowy jadłospis. Do końca czerwca mam ważyć 70kg. Dziś wiem, że jest to możliwe. Czytam Wasze wpisy, motywuję się Waszymi sukcesami, wiem ile nas to kosztuje wysiłku i wyrzeczeń ale damy rade, pokonamy swoje słabości, bo wiemy że na końcu czeka nas nagroda....piękne My:)