Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam nienormowany czas pracy. Zaczynam i koncze o roznych porach, czesto pracuje w nocy. Praca pochlania ponad polowe mojej doby... Jestem osoba pogodna, z dystansem podchodze do wielu spraw, lubie towarzystwo ludzi otwartych z poczuciem humoru!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 7496
Komentarzy: 20
Założony: 3 stycznia 2012
Ostatni wpis: 26 lutego 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
szajbiatko

kobieta, 37 lat,

167 cm, 71.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

26 lutego 2017 , Komentarze (4)

Od dawna staram się jeść zdrowo. W sumie od ponad półtora roku tak konkretnie. Odkad wpadłam na książkę "zamień chemię na jedzienie". Zaczęła się moje wielka edukacja i kolejne książki,  blogi,  czytanie etykiet. Bywają gorsze chwile ale generalnie moja świadomość żywieniowa jest na takim poziomie że staram się trzymać. Efekt... Jakiś spadek wagi... około 4-5 kilo. Ale od jakiegoś czasu stop.  Zaczęłam chodzić na siłownię... no cóż. Nie tyje,  ale i nie chudne. Od grudnia nic. Gdzieś robię błąd. Dlatego dieta z vitalią.  Nie pierwsza w ciągu ostatnich kilku lat,  ale tą mam nadzieję doprowadzić do końca. I co się dziś stało... chyba jakaś psychologia,  bo o ile od kilku tygodni nie miałam czekolady ani cukru w ustach,  o tyle dziś rzuciłam się na połączenie białego cukru,  tluszczy palmowych-trans, barwników,  przeciwutleniaczy,  przeciwzbrylaczy itd. Ogólnie gwóźdź do trumny poprzez raka wszystkiego zwany-czekoladki. I nawet świadomość że jutro będę przez to ospała,  zmęczona, dostanę wzdeć i biegunkę, że czuję się fatalnie po takich produktach... jakoś to ucichło z tyłu głowy. Nie dlatego że naprawdę miałam na nie ochotę... Ani że jakoś specjalnie za nimi przepadam... nawet w tłusty czwartek nic. Zero słodyczy i nie mam z tym problemu. Wszystko przez świadomość że za kilka dni dieta... I tak na zapas zjadłam. Bo później nie będzie wolno. Bo jak dieta to na 100%. Chociaż wcale się po tych kulkach cukru i tłuszczy lepiej nie poczułam. Wcale mi nie smakowały... ale jadłam. Bo jeszcze przez kilka dni mogę... Niesamowite jaki człowiek jest durny...(kreci)

12 listopada 2012 , Skomentuj

Wracam jutro!!!

Do Was i do odchudzania!!!

21 lipca 2012 , Skomentuj

Czynniki sukcesu

  • Totalnie zero slodyczy!
  • Nie jem NIC na 3-4 godzin przed snem
  • Duzo pije. Herbata czerwona, mieta, pokrzywa.

23 stycznia 2012 , Komentarze (3)

Nie wpisalam dnia 21-go bo to nie byl dzien diety.Wszystko szlo gladko do wieczora, kiedy to zjadlam cala paczke platkow sniadaniowych Nestle Fitness. Ogladalam Sztos i zajadalam te przetworzone i dosladzane cukrem diabelstwa. Cala PAKE! Nawet nie przypuszczalam ze mam tyle miejsca w zoladku! No coz, zrobilo sie. To nic ze nie moglam sie potem ruszac... ale nauka nie poszla w las. Dzis juz tego bledu nie popelnilam. To jednak nie zmienia faktu ze jutro moje Wielkie Warzenie i grzechy ostatnich kilku dni na pewno odbija sie na jutrzejszych rezultatach. No coz... nic za darmo. Tak samo jak pracuje sie na ubytek wagi, tak i przyrost czy zatrzymanie z powietrza sie nie bierze, a organizm w trakcie zmian dietetycznych jest szczegolnie wyczulony na dodatkowe kalorie i przyswaja je dwa razy szybciej. Dobra; przejdzmy do dnia dzisiejszego. Oto menu:

Musli z jogurtem,

jablko,

pomarancz,

dwie kromki chlebka ciemnego z poledwica,( bialko+weglowodany:((

kaczka w sosie i w ciescie:((( no coz, zjedzone na miescie-padalam z glodu,

dwie mandarynki,

serek Danio waniliowy,

musli z mlekiem,

odrobina leczo,(dietetycznego, z kurczakiem)

WIEM! Wiem, wiem... MASAKRA!!! Zapuszczaam sie! Straszne. Brak samokontroli, silnej woliu, poszanowania dla wlasnego ciala, krok ku upadkowi!!! Na pocieszenie(drobne) dodam ze poszlam na spacer-7km. Ale nawet to mnie nie tlumaczy. Lacznie 15PKT!!!!!!!


21 stycznia 2012 , Komentarze (1)

Dwudziesty dzien diety. Zaczynaja sie schody. Pokusy coraz silniejsze. Dzien zaczynal sie fajnie i wszystko wskazywalo na to ze tak bedzie. Na to, pod koniec pracy cos mnie zaczelosciskac w zoladku. Wytrzymam -pomyslalam. Wracajac do domu, myslami bylam przy lodowce z moim gulaszem. Jak tak sobie czlowiek cos wkreci, mysli o jedzeniu i mysli to az glodnieje od tego. i tak sobie wkrecam... wkrecam... wkrecam... W sklepie po drodze kupilam siatke owocow. Wcielam jeszcze po drodze jablko tak wielkie jak dwie moje piesci. Szczerze mowiac takich gigantow jeszcze nie widzialam. Do tego dwie mandarynki. Ale malo! Wrocilam do domu, dorzucilam do zoladka jeszcze szklanke musli z orzechami i kromke ciemnego chlebka. Bratu podprowadzilam z talerza trzy frytki!!! W zasadzie to do tych frytek nie wiem co mnie podkusilo, bo ogolnie to nie przepadam za ziemniakami, a na sama mysl o frytkach przewaznie robi mi sie niedobrze. Zapach przesmazonego oleju wywoluje skrzywienie na twarzy. Dodam do tego wszystkiego ze tym wszystkim zasmiecilam moj biedny brzuszek dwie godziny przed snem. Teraz moj udreczony organizm zamiast wypoczywac, bedzie musial trawic ten miks. Czyzby to byl poczatek konca mojej diety i samozaparcia? Coraz wiecej mam wykroczen ostatnio. Nie radze sobie? Moze tak bardzo sie ucieszylam z pierwszych sukcesow ze stwierdzilam ze moge popuscic, a to nieuchronnie prowadzi do powrotu do punktu wyjscia. Chce zmarnowac trzy tygodnie ciezkiej pracy nad soba. ten maly hohlik ktory czycha na moj blad na kazdym kroku, dorzucajac mi centymetroe tluszczu gdy tylko mam chwile slabosci zaczyna wygrywac??? Oddalajac mnie od moich pieknych sukieneczek letnich i super figury? Wstyd. Jest mi po prostu wstyd. Nie pamietam juz kiedy ostatnio tak dlugo wytrwalam na diecie. Zaszlam daleko. Nie moge pozwolic sobie tego zmarnowac. Tak latwo przegrac. wrocic do stanu tlustego zwierza. Ja nie chce byc morswinem! Chwile slabosci sie zdazaja ale trzeba byc silnym. przetrwac. Jak rzucalam palenie tez tak bylo. Nalog probowal powracac jak bumerang. Pokusa byla ogromna. Ale wtedy sie nie poddalam. Wytrwalam. Starczylo silnej woli zeby rzucic palenie, a nie moge sie powstzrymac przed niezdrowym jedzeniem. Niszczacym mnie od wewnatrz. Jest mi wstyd. Po prostu wstyd. Przyznaje sobie 10pkt za diete z gory! OD RAZU 10 PKT!!! Menu poza tym wieczornym obzarstwem wygladalo podobnie jak wczoraj. Nie bede wymieniac bo dostalam maksymalna ilosc punktow i juz nic mnie nie uratuje. Koniec nie ma mnie. Aktywnosc fizyczna oceniam na 5pkt. Bylam dzis w pracy, ale nie narobilam sie zbytnio fizycznie. Mialam daleka trase z jednym tylko rozladunkiem. To malo spalonych kalorii. Wrocilam do domu po dwunastu godzinach. Moglam sie przejsc na krotki spacer. Nie mam wymowek. Przegrywam batalie o siebie. 15PKT!!! MASAKRA :(((((  MASAKRA!!!  To tak jakbym sama sie prosila...

20 stycznia 2012 , Komentarze (1)

Dziewietnascie dni mam za soba. Bade sie streszczac bo musze isc spac przed praca. Wstaje o 2 w nocy... Dzis nie przeholowalam z niczym. dzien przebiegl dosc fajnie. Mialam wolne, zrobilam na wpol dietetyczny gulasz wieprzowy. Tzn byl podbity smietana pelnotlusta(niestety nie zawsze mozna w kuchni zrezygnowac z tlustej smietany); za to pelny warzyw i wszystko duszone. Nic smazonego.No ale coz, musze byc konsekwentna i punkciki za smietane i miesko wieprzowe beda. Zbyt duzo sie dzis nie ruszalam bo caly dzien u mnie pada, wiec za aktywnosc tez badzie krecha; sila wyzsza. Za to zaczelam polecany przez moja kochana Justysie A6W. Nawet fajne to jest. Ogladalam materialy o tym na Youtube. Zobaczymy jak mi pojdzie. Wracajac do spraw codziennych; oto menu:

salatka z brokula z dwoma kromeczkami chlebka ciemnego,

jablko,

mandarynka,

pomarancza,

musli z mlekiem,

jablko,

kromeczka ciemnego chlebka solo + kromeczka wasy,

3 ogorki kiszone z 6 plasterkami poledwicy;)

w/w gulasz-miseczka,

dwie mandarynki,

Jak juz wspomniala wyzej za gulasz beda dwa punkciki. Plus jeden za dzisiejsza ilosc bo wlasnie sie przyjrzalam ze troche duzo tego dzis wcielam. Nie ma tragedii, ale deszczowa pogoda  chyba zrobila swoje. 

Za aktywnosc 5pkt. No nigdzie sie nie ruszalam. Trudno.

Podsumowujac: Dieta:3pkt, Aktywnosc:5pkt, Razem:8pkt. No bywalo lepiej:(((( Niezbyt ladnie. Nic czym moznaby sie popisac. Niestety. 


20 stycznia 2012 , Komentarze (2)

Dzionek zaliczam do udanych. Trzymalam sie diety, odpokutowalam wczorajsze wieczorne przekaski. Jest fajnie. Oto dowod:

salatka z brokula z dwoma kromkami ciemnego chlebka,

janblko,

2 mandarynki

barszcz czerwony z miesem i buraczkami,(bez ziemniakow, uszek)

jablko,

pomarancza,

musli z mlekiem,

kromka ciemnego chlebka,

jablko

cztery mandarynki;)

No. Dobrze jest! Za diete 2pkt. Troszke tych mandarynek tylko za duzo bylo. Dodam dla wyjasnienia ze te cztery pod koniec byly wielkosci sredniej pomaranczy i wcielam je wszystkie na raz. Satsumasy...moje ulubione. 

Za aktywnosc 1pkt. Wysprzatalam dzis caly dom a do tego przeszlam spacerkiem siedem kilometrow.

Podsumowujac: Dieta:2pkt, Aktywnosc:1pkt. Jest dobrze! Super! Oby tak dalej. Sukieneczki Wy moje... A tak apropos sukieneczek to dostalam dzis sliczna sukieneczke od Dorotki mojej kochanej. Czarna z golfikiem. Juz wygladam w niej ladnie, ale jak jeszcze troszke schudne to bede wygladac w niej bosko! Sliczna jest!!!


19 stycznia 2012 , Komentarze (1)

Ale byla chyba taka piosenka. Siedemnascie milionow... cos tam, cos tam... Dobra. w dzien po WW troszke przecholowalam. Jakie te baby sa glupie. Dwa tygodnie sie odchudza a pierwszy powazny sukces przypieczetuje porazka...Otoz co zrobilam? Dzien przebiegal gladko do wieczora. Robilam salatke z brokulami. Obok brat robil barszcz z uszkami, no i tak, tu suie skubnelo, tam sie skubnelo, nie wiedzac jak i kiedy najadlam sie tak ze ledwo siedze. A czego? Niczego. Gotowalam brokula, musialam sprobowac, gotowalam jajka, zrobilam sobie jedno na miekko. Kroilam kielbase do salatki - musialam skubnac. Dodam tylko ze dzis to juz w sumie drugie, a to troszke za duzo cholesterolu jak na jeden dzien. Brat gotowal uszka do barszczu, musialam kilka sprobowac. Uszka z miesem... Bialko i tluszcz ukryte w bialej mace- wstretnym weglowodanie!!! Do tego dwie niczego winne mandarynki. Tylko ze to wszystko na NOC!!! W zyciu takiej mieszanki nie strawie nawet do rana. A tak sie cieszylam ze ja taka dobra dla swojego organizmu, ze on mi odplaca... To mi jutro odplaci! Juz sie czuje ociezala... No nicjuz teraz nie poradze. Moge tylko wyciagnac kolejne wnioski. jutro postaram sie w ramach pokuty i zadoscuczynienia przejsc na jakis dluzszy spacerek, dotlenic, wyciszyc. Mam jutro wolne i mam nadzieje ze nie bedzie padalo! A na razie przedstawmy dzisiejsze menu:

jajko na miekko z kromka chlebka ciemnego,

musli z jogurtem- pol porcji.

jablko,

dwie mandarynki,

salatka warzywna z dwoma kromeczkami clebka ciemnego,

Piers z indyka pieczona,

jablko,

znow w/w salatka z dwoma kromeczkami ciemnego chlebka,

jablko,

250g truskaweczek :)))

No i odtad zaczyna sie czarna lista:

brokula, jajko na miekko z kromka chleba i sola!!!, kielbasa, uszka z miesem. 

Za ten jadlospis, a nie ma sie czym popisywac; przyznaje sobie 7pkt! Glownie za to ze wszystko na wieczor przed spaniem. Jedzenie na noc jest drugie na liscie grzechow glownych. Zaraz za slodyczami a przed slonymi przkaskami. 

Aktywnosc fizyczna 1pkt. (13 godzin w pracy)

Podsumowujac: Dieta:7pkt, Aktywnosc:1pkt. Razem 8 PKT!!! Zle! Zle! Zle! Niedobrze! Przestepstwo! Znikam! Nie ma mnie!... Jutro naprawie swoje bledy. Latwo jest zaprzepascic sukces... Wrog czai sie za kazdym rogiem!!!