Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Mglawica

kobieta, 35 lat, Poznań

160 cm, 87.40 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

7 czerwca 2016 , Komentarze (7)

Wróciłam do DPM. Dzisiaj dzień pierwszy, faza pierwsza. Co prawda wcześniej nie przestrzegałam jej zasad w 100%, ale mimo tego działała, więc tym razem mam zamiar się trzymać. No, może nie do końca, bo jeśli w fazie drugiej będę miała ochotę na pomidora, to go zjem, albo dopuszczam użycie miodu jako słodzidła (ach, pyszne, letnie lemoniady...). Dodatkowo, jak będę gotować jajko w pierwszej czy drugiej fazie, to zjem całe, a nie tylko białko (nienawidzę wyrzucać jedzenia). No i owoce - będę jeść te, na które będę miała ochotę. Ostatnio właśnie to mi przeszkadzało, więc teraz "wyeliminuję dystraktory" ;)

A do sportu będę podchodzić jak do obowiązkowych zajęć, które muszę wykonać! Bo na mnie chyba nie ma innego sposobu. Z czasem zacznie mi to sprawiać przyjemność. I tak dzisiaj idę na basen. Basen akurat lubię, ale jest z tym trochę zachodu. Ale nie ma to tamto, decyzja podjęta.

A dodatkowy motywator? Na początku sierpnia idziemy z moim Ł. na wesele do jego znajomych, których nie znam. Nie mogę mu przynieść wstydu, musi mieć ładną partnerkę. Tzn. ładną już ma, ale jak może mieć jeszcze ładniejszą, to czemu się wzbraniać? ;D

5 czerwca 2016 , Komentarze (2)

Doszłam do tego, co jest moim problemem. Nie jest to brak motywacji, bo ta (raz mniejsza, raz większa) jest. Tylko ja zwyczajnie nie wierzę, że mi się uda pozbyć nadmiernych kg! Zasiedziałam się w moim grubym, leniwym i wygodnym (bo znanym) ja. I, mimo że chciałabym prowadzić zdrowy tryb życia, to po prostu ten brak wiary w osiągnięcie celu sprawia, że motywacja jest bardzo chwiejna i co chwilę upadam. I niestety, dzieje się to zbyt często, żeby cokolwiek udało mi się osiągnąć. 

Drugą rzeczą jest to, że za dużo myślę.

"Chyba mi się nie chce gotować, może kupię sobie jutro coś gotowego do pracy?" 

"Jestem taaaka zmęczona. Dzisiaj sobie odpuszczę ćwiczenia."

"Piwo? Hmm... Nie powinnam. Ale co tam, jedno czy dwa nie za szkodzą. Boczek z grilla? Karkówka? A może chipsy? Oo, i ciastka! Dzisiaj sobie pozwolę, przecież jeden taki dzień wszystkiego nie przekreśli."

Analizuję to, na co mam ochotę, a nie to, co jest dla mnie dobre. A nie powinnam analizować, tylko robić! Nie zastanawiam się przecież, czy chce mi się iść do pracy, tylko po prostu wstaję i idę. I tak samo powinnam potraktować ćwiczenia. Z dietą mam mniejszy problem (choć piwo w ciepły letni wieczór na balkonie ze współlokatorami będzie problemem). Dzisiaj siadam wieczorem na tyłku i zapisuję plan na najbliższy tydzień: jadłospis i ćwiczenia wraz z godzinami ich wykonywania - może to pomoże! 

31 maja 2016 , Komentarze (3)

Coś mi nie idzie tym razem. Z jednej strony chcę, próbuję, staram się wybierać zdrowo, a z drugiej mi nie wychodzi. Tzn. główne posiłki są zdrowe (chude mięsko, warzywa, owoce, ziarna, zdrowe tłuszcze), ale tu wpadnie lód, tam nie potrafię przejść obojętnie koło batonika. Coś się dziwnego porobiło, bo mnie nigdy nie ciągnęło do słodyczy! Moją zmorą były zawsze chipsy, chrupki, makarony z sosami, pizze, zapiekanki. (Ostatnio nawet kupiłam małą paczuszkę chipsów, to po spróbowaniu jednego oddałam resztę mojemu Ł.) A teraz? Nie wytrzymam dnia bez słodyczy. Staram się, żeby to były owoce, ale nie zawsze się udaje.

Chyba muszę wrócić do planowania posiłków i rzeczywiście je jeść, a nie tak jak ostatnio: zrobiłam sobie sałatkę do pracy, ale nie miałam na nią ochoty, więc nie zjadłam, a później byłam głodna. Tak się przecież na diecie nie robi :P Ponadto znalazłam swój centymetr krawiecki. Może to znak, że czas wziąć się w garść? ;)

Poza dietą (która mi średnio wychodzi), zaczęłam w niedzielę marszobiegi z lekkimi ćwiczeniami, tak żeby przygotować się do biegania. Nigdy tego nie lubiłam, ale kto wie, może jak poprawię kondycję, to zacznie mi to sprawiać przyjemność? :) Dodatkowo tym razem mam motywację: moje ukochane góry! Chcę we wrześniu bez problemu po nich pochodzić. Jeszcze nie wiemy, gdzie się wybierzemy, ale jak teraz się trochę "pomęczę" przez wakacje, to będę po nich spacerować z większą przyjemnością :)

Teraz niestety muszę wyjść, ale po południu spróbuję przygotować sobie jadłospis do niedzieli. I będę się go trzymać!

24 maja 2016 , Komentarze (1)

Pasek poprawiony. Jest spadek, ale na pewno nie z powodu diety. Tzn. spowodowany jedzeniem, a raczej jego brakiem. Najpierw był dzień migreny, który przespałam i zjadłam coś dopiero wieczorem, a potem znów klika dni z bolącym brzuchem i na stole królowały paćki jabłkowe, ziemniaczane, kalafiorowe i rozgotowany ryż. A jak już przeszło, to byłam u mojej siostry na weekend, a wiadomo, jak takie okazje się zazwyczaj kończą ;) Wpadło więc jakieś piwko, sałatka z majonezem, czy kawałek ciasta, ale też dużo chodziliśmy. Ogólnie jestem zadowolona - to był bardzo dobry weekend :D

Wczoraj jako tako, bez liczenia kalorii, ale zdrowo. Kanapki z dużą ilością warzyw, leczo z cukinii z makaronem z brązowego ryżu na obiad, owoce. Wieczorem film, a do niego lemoniada słodzona miodem oraz ogórek i marchewka z hummusem - SUUUPER przekąska :D

Plan na dzisiaj: jeść smacznie i zdrowo, a wieczorem pójść na letni spacer :)

Plan na kolejne dni: jeść smacznie i zdrowo, trochę ćwiczyć i cieszyć się życiem! :D

15 maja 2016 , Komentarze (4)

Od jutra zaczynam! Tzn. już zaczęłam, ale nie do końca mogę wszystkie postanowienia egzekwować (dzisiaj w planach obiad na mieście), dlatego jutro będzie oficjalnym pierwszym dniem. Niestety, zgubiłam centymetr krawiecki, więc póki co, polegam na wadze, przynajmniej do momentu znalezienia starego lub zakupu kolejnego.

Co zatem planuję? Posiłki będą wyglądać tak:

  • Śniadanie - kanapki lub placki z ciecierzycy z dodatkami (szynka, hummus, warzywa itp.)
  • II Śniadanie - owoce (surowe, koktajl, sałatka owocowa)
  • Obiad - kasza/ryż/makaron + mięso/ryba/strączki + warzywa
  • Przekąska - owoc, kanapka, kabanos (co będzie pod ręką i/lub na co będę miała ochotę)
  • Kolacja - sałatka lub zupa

Zawsze miałam problem z wymyśleniem kolacji, a na drugie śniadanie jadłam sałatkę. Chyba dobrze będzie to zmienić, żeby sobie ułatwić życie ;) Oczywiście nie są to sztywne ramy, czasem pewnie coś zmienię, ale w razie, jakbym nie mogła nic wymyślić, to tak to będzie wyglądać.

Będę unikać:

  • cukru
  • pizzy
  • gotowych posiłków
  • niezdrowego tłuszczu
  • alkoholu
  • nabiału

Na najbliższe 2-3 dni zaplanowałam:

  • Śniadanie: chleb z kaszy gryczanej z szynką drobiową i warzywami
  • II śniadanie: owoce (pomarańcza, kiwi, gruszka)
  • Obiad: ryż brązowy z czerwoną soczewicą curry z pomidorami i mleczkiem kokosowym
  • Przekąska: kabanosy drobiowe z ogórkami kiszonymi
  • Kolacja: sałatka (sałata rzymska, pomidor, dymka, filet z kurczaka)

Zakupy zrobione już wczoraj. Jak się skończą, pomyślę o następnych dniach ;)
A we wtorek idę na basen! :D

12 maja 2016 , Komentarze (2)

Mimo że zniknęłam na jakiś czas, nie zniknęłam całkowicie. Miałam parę zakrętów życiowych ostatnio, trochę myślałam o różnych rzeczach i nie po drodze mi tu było. Ale teraz czas wrócić na właściwe tory. Nie oznacza to, że jak mnie tu nie było, to nic nie robiłam. Walczyłam prawie cały czas, choć nie za bardzo mi to wychodziło. Od majówki, niestety, odpuściłam sobie całkowicie i znów jest waga 85 kg. Choć i tak się trochę dziwię, bo byłam pewna, że będzie więcej.

Nie wiem jeszcze, jak moje odchudzanie będzie wyglądać teraz, jeszcze nie przemyślałam tego do końca. Póki co, zamierzam jeść zdrowo i się ruszać. W końcu muszę się zacząć ruszać! Pod koniec kwietnia byłam w górach i przeraziła mnie moja słaba kondycja. Nigdy nie było z nią dobrze, ale tym razem było naprawdę źle. Kolejny wyjazd we wrześniu - czas się naprawić!

A motywacja? Tym razem nie wygląd. Tym razem zdrowie i kondycja. Bez wyznaczania sobie celów, jedynie będą plany na kilka kolejnych dni, żeby łatwiej się było zmobilizować. Po to, aby we wrześniu rzeczywiście z przyjemnością chodzić po górach, a nie ledwo człapać posapując. 

21 lutego 2016 , Komentarze (4)

A zatem dopadło i mnie. Najpierw był mój Ł., potem dwójka współlokatorów, a teraz przyszedł czas na mnie. Dobrze, że mam dzisiaj wolne, to mogę wyleżeć. A od jutra znów maraton w pracy. Mam nadzieję, że jeden dzień pełen ciepłych herbat z miodem i cytryną, kanapek z czosnkiem i przeleżany pod kołdrą wystarczy, żebym stanęła na nogi. Nie mam gorączki, więc powinno być ok.

Nie ważyłam się ani nie mierzyłam dzisiaj. Nie chciałam wychodzić z wyrka. Może jutro mi się uda, o ile nie zapomnę.

Dieta w tym tygodniu ok. Wczoraj miałam coś na kształt "cheat day", ale nie do końca ;) Byłam w Szczecinie na urodzinach syna koleżanki (roczek) i, jak to na takich imprezach, były różne pyszne specjały. Nie mogłam nic nie jeść przez cały dzień, więc co nieco uszczknęłam. Natomiast bardzo zaskoczyła mnie moja własna postawa, a mianowicie to, że nie najadłam się tak, jak zwykle przy takich okazjach. Nawet nie miałam ochoty! Chyba mój organizm nauczył się, co jest dla niego dobre i mózg dokonuje właściwych wyborów ;) Aaaa, i jeszcze jak wróciłam do Poznania, to była u mnie w mieszkaniu impreza - chipsy, cukierki i tym podobne rzeczy na stole, a ja nic nie tknęłam, a jak zgłodniałam, to sięgnęłam po zdrową kanapkę. Do tego wszystkiego oczywiście herbatka. Jestem z siebie dumna :D

A teraz plan na przyszły tydzień: chciałabym spróbować diety przyspieszającej przemianę materii. Natchnął mnie do tego pamiętnik aluny235. Przepiękne zdjęcia potraw, fajne opisy i dobra opinia sprawiły, że chcę wypróbować ją na sobie. Nie jestem za gotowymi dietami, wolę jeść wszystko, ale mniej, natomiast w tym przypadku ciekawość bierze górę ;) Na razie spróbuję tydzień, a co będzie dalej - zobaczymy :)

14 lutego 2016 , Komentarze (5)

Waga pokazała dzisiaj 1 kg mniej w stosunku do początku diety! Jak się cieszę! :D Motywacja od razu leci 1 000 000 % w górę :)

Znaczy to ni mniej, ni więcej niż to, że nie mogę pić alkoholu. Może jestem na niego uczulona i puchnę? :P A tak poważnie, to znam powód. Nawet jedno piwo sprawia, że robię się piekielnie głodna i podjadam przed spaniem. Może nie od razu chipsy i słodycze, ale parówki o północy nie wpływają pozytywnie na figurę. Do tego alkohol też ma kalorie. Może nie odłoży się jako tkanka tłuszczowa, ale organizm zamiast spalać nadmiarowe kg, uzupełnia niedobór energii właśnie z niego. Niestety, bardzo lubiłam kilka razy w tygodniu wypić sobie wieczorem piwko z Ł., ale dla własnego dobra będę musiała się przerzucić na herbatki, które również bywają pyszne, tylko trzeba znaleźć te "swoje" :)

Do dzisiaj miałam mieć 5 kg mniej. Nie udało się i w związku z tym muszę przesunąć moje plany jeśli chodzi o progi odchudzania. Spodziewałam się, że tak będzie, choć myślałam, że pierwszy próg będzie tym łatwiejszym i nie trzeba będzie go przesuwać. No ale cóż, życie zawsze weryfikuje takie plany :) Wobec tego najnowsze plany (chyba sensowniejsze do osiągnięcia) to:

1. Zobaczyć "7" przed lub w dzień Wielkanocy (27.03)
2. 75 kg do majówki (1.05)
3. Przywitać lato z "6" z przodu (20.06 - lato astronomiczne)
4. Zakończyć wakacje z "5" z przodu (1.09)
5. 55 kg - spokojnie zrzucić do urodzin (21.11)

Bez pośpiechu, powolnym, ale skutecznym tempem :)

Wyzwanie alkoholowo - słodyczowe na Wielki Post nawet nieźle idzie. Poległam co prawda drugiego dnia, bo tak mnie strasznie kusiło, ale do teraz się już trzymam i mam nadzieję, że więcej nie ulegnę. Swoją drogą, jak to jest, że kiedy się z czegoś rezygnuje, to kusi milion razy bardziej? Nigdy nie miałam takiej ochoty na piwo, jak właśnie tego drugiego dnia Postu.

Dieta w miarę w porządku. Z drobnym odstępstwem w postaci kilku chipsów wczoraj wieczorem (z czego nie jestem dumna), ale było ich dosłownie kilka. Byłam strasznie zmęczona po 10 h pracy, w której nie zdążyłam zjeść obiadu i po kolacji tak na mnie patrzyły i prosiły... No to uległam, choć na szczęście nie skończyło się na całej paczce, jak to zazwyczaj bywało. Chyba moja wola się wzmacnia :)

Podsumowując: jestem z siebie zadowolona - oby tak dalej! :D

9 lutego 2016 , Komentarze (2)

Co za dzień... Nie wyspałam się, w pracy nic się nie dzieje, zostały mi jeszcze 2 godziny nicnierobienia zanim będę mogła wrócić do domu. Dzisiaj ostatki, a mój Ł. chory, zatem nici z imprezy. I tak się nigdzie nie wybieraliśmy, ale może z kimś byśmy się spotkali, wypili piwko. Tymczasem trzeba siedzieć w domu i się kurować. A właściwie to jego kurować ;) Mogłabym wieczorem z nim wypić jakieś piwko (tak jak sobie powiedziałam - ostatnie przed Świętami), ale nie wiem, czy nie zamienię tego na herbatę z miodem i cytryną. Wyjdzie mi to na pewno na zdrowie :)

Zainteresowałam się ostatnio zajęciami fitness o nazwie Fit and Jump. Jest to trening wykonywany na trampolinach. Rozciąga, spala kalorie i nie obciąża stawów. Oglądając filmy na Youtube z przykładowym treningiem stwierdziłam, że to coś, co może mi się spodobać. Okazuje się, że w Poznaniu jest kilka klubów, które oferują tego typu "zabawę", więc na pewno się wybiorę. Tylko teraz pytanie - kiedy? Ostatnio jestem tak zalatana, że ciężko mi wszystko ogarnąć. Całe szczęście, że siostra też chce spróbować, więc jak nam się spodoba, to będziemy chodzić razem i motywować się nawzajem :D

Dietowo od wczoraj ok. Zauważyłam, że łatwiej mi się ogarnąć w dni, kiedy jestem w pracy. Często wracam wtedy do domu po 23, więc muszę sobie dzień wcześniej przygotować jedzenie, poza tym nie mam też czasu na "przypadkowe" zakupy, zatem muszę wszystko mieć ze sobą. Najgorzej jest w dni wolne, kiedy mogę odpocząć. Wstaję późno, więc pierwsze śniadanie jem o zbyt późnej godzinie. Drugie śniadania najczęściej już sobie odpuszczam, a obiad gotuję dopiero, jak jestem głodna. Przez to zjadam mało dużych porcji jedzenia, co nie jest dobre. Dlatego muszę poprawić u siebie planowanie jedzenia i ogólnie dnia. W tym tygodniu nie będzie to trudne, bo poza czwartkiem jestem codziennie w pracy. A dalej trzeba będzie walczyć :)

7 lutego 2016 , Komentarze (10)

Przeraziłam się, jak weszłam dzisiaj na wagę - pokazała 1,5 kg więcej niż ostatnio... Owszem, ostatnie dni nie były w 100% dietowe, bo byliśmy z moim Ł. u jego rodziny, więc wpadła jakaś sałatka z majonezem, pączek w Tłusty Czwartek (jego mama robiła, nie mogłam odmówić, choć przypłaciłam to niezłą zgagą), jakiś drink. Ale to były tylko 2 dni! Poza tym ilość i wielkość jedzonych dań była podobna do tych, jakie zwykle jem (choć bardziej kaloryczna). Jest jeszcze jedna opcja i mam nadzieję, że to właśnie ona jest przyczyną, a mianowicie @ i zatrzymana przez nią woda. Choć przypuszczam, że jest to kombinacja obu powodów.

Niemniej jednak nie poddaję się! A właściwie: tym bardziej się nie poddaję! Mój dotychczasowy wysiłek (choć, póki co, bez efektów) nie może pójść na marne. I nie pójdzie! Muszę tylko bardziej kurczowo trzymać się diety, zacząć w końcu ćwiczyć (albo przynajmniej więcej chodzić) i zacząć mniej imprezować (bo to też moja pięta Achillesowa).

Dlatego ogłaszam: Wielki Post będzie czasem bez alkoholu i bez słodyczy!!! Nie liczę miodu i owoców ;) Wracam również do planowania jadłospisu na cały tydzień, żeby ułatwić sobie życie i utrudnić sobie nieplanowane zakupy ;) Co prawda zajmuje to trochę czasu, ale łatwiej wtedy trzymać się diety. W najbliższym tygodniu pozwolę sobie na JEDNO piwo we wtorek wieczorem (jako że ostatki) i nie tknę alkoholu przynajmniej do Świąt. Na spotkaniach z przyjaciółmi - herbatka. Jeśli coś słodkiego, to tylko owoce lub baton musli przygotowany przeze mnie (słodzony miodem lub daktylami). I zobaczymy po 2 tygodniach, czy coś się ruszy z moją wagą. Jeśli nie, to znaczy, że trzeba będzie iść do lekarza, bo może coś jest nie tak.