Jak ten czas leci, to już 33 dzień bez liczenia kalorii... w szoku jestem, że dalej daję radę. Nie rzucam się na jedzenie, a to duży plus. Obawiałam się, że będę jadła co popadnie, co złapię. A liczenie jednak trzymało w ryzach. Jednak jest to pewne uwiązanie. Nie powiem, że było mi strasznie źle ;) ale jednak człowiek jest wtedy więźniem... Teraz nie myślę nad tym ile mi zostało kalorii itp. Póki co trwam bez liczenia.
Dzisiejsze jedzonko hmm wygląda tak. I jest go zdecydowanie za mało. Oj za mało ale taki jakiś dzień dziwny, no i nie miałam ochoty na jedzenie
śniadanie: kajzerka, szynka bez wędzenia, ogórek
obiad: cukinia w bułce tartej i jajku z piekarnika
kolacja: kisiel wiśniowy plus truskawki z jogurtem greckim oraz precel z cynamonem
Jak będziecie w Toruniu to zapraszam na precle ;) bardzo smaczne. Kisiel to u mnie widzę będzie gościł codziennie chyba :) Cóż poradzę, że lubię i mi nie szkodzi. Trzeba się ratować czym się da.
Jeśli chodzi o aktywność... to znowu kroki. Na liczniku już 23483 :) opaska się ładuje więc dziś już dużo nie dobiję ;) Oczywiście piąteczka wleciała do skarbonki, która.....
została dziś otwarta, jak widać ;) Niestety do niedzieli nie podam Wam ile udało się uzbierać... bo na yt mam mały konkurs ;) Dlatego nie chcę tutaj zdradzać kwoty. Więc, cierpliwie musicie poczekać ;) Nie wiem na co wydam te pieniążki. Nie mam celu... Może jak wymienię, to znajdzie się pomysł na wydanie.
Pamiętajcie aby się nie poddawać. Działamy, walczymy. Idź przed siebie, rób swoje, w swoim tempie i na swoich zasadach. Trzymam za Ciebie kciuki. Powodzenia. Pozdrawiam :) :*
Na wstępie Joanny, Zuzanny wszystkiego najlepszego z okazji imienin :) Życzenia dla każdej kobietki, która dziś ma imieniny :*
Kolejny dzień bez liczenia za mną... To był szalony, zakręcony dzień, nie ma co... Ale na szczęście dobiega końca. Nie, to żeby był zły, ale zakręcony. Od rana na wysokich obrotach, plany zmieniane kilka razy :) przez M, ale wszystko skończyło się pozytywnie i dobrze :) To najważniejsze.
Rano wyskoczyłam do sklepu, kupiłam kilka drobiazgów dla mamy. Jutro dokupię resztę ( wyciągnęłam haracz od brata ) hihi ale tak na poważnie, zawsze z nim się składam na wszelkie okazje dla rodziców. Potem na drugie śniadanie wpadłam do rodziców, posiedziałam.... i czas było się zbierać po młodzież i do domu. Na szybko obiad, porządki i wybiła godzina 19 a ja dopiero mogłam z 4 literami usiąść.
Aktywność dzisiejsza to kroki :) Na chwilę obecną na liczniku 19206 i pewnie do 20 tyś dobiję, jak tylko opaska się naładuje ;)Także dziś wlatuje piątka do skarbonki :) Mam nadzieję, że jutro już otworzę skarbonkę...dziś już nie mam siły, ochoty. Aaaa dzisiejsze imieniny mijają spokojnie.. Poza rodzicami, oraz kilkoma osobami na fb czy instagramie, niewiele osób pamiętało. Mojego nie obwiniam, bo miał awarię tira i nerwówka była... ale ja nie dbam o to aby każdy pamiętał. Ważne, że ja pamiętam ;) A jutro kolejne święto czyli 13 rocznica rozwodu ;) Potem dzień mamy czyli 3 dni świętowania ;) hahaha
Jeśli chodzi o dzisiejszy jadłospis, wygląda tak
śniadanie: chleb pszenny, sałata masłowa, mozzarella light posypane wszystko solą ziołową do pomidorów
II śniadanie: kisiel truskawkowy plus jogurt grecki z truskawkami
kolacja: bułka kajzerka, ogórek kiszony, parówkowa z Carrefoura ( tylko od nich mi smakuje, z ich wędzarni ) ja wiem... ,że zaraz będzie że to samo zło... ale mi smakuje ;)
Mało dziś jedzenia, to fakt, ale mimo wszystko jestem najedzona. Bardziej chodzę i spijam wodę :) Jakby mnie suszyło :) Ale to dobrze, prawda... woda ważna jest :) Dziś zdecydowanie nie ma problemów z piciem wody ;)
Pamiętajcie aby się nie poddawać. Działamy, w swoim tempie, na swoich zasadach . Nic na siłę. Trzymam za Ciebie kciuki. Powodzenia. Miłego wieczoru. Pozdrawiam :) :*
To już 31 dzień bez liczenia kalorii. Przyznam, że nie sądziłam, że tak długo wytrzymam, a jednak się udało. O dziwo przez ten czas waga spada, a nie idzie w górę, co bardzo mnie cieszy. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Byłam raczej przekonana, że waga pójdzie bardzo w górę. To miłe zaskoczenie, że pomimo nie liczenia , waga spada. Może nie są jakieś kolosalne spadki, ale to nie wzrost i cieszy podwójnie.
Od rana samopoczucie bardzo dobre. Waga pokazała tą samą cyfrę co wczoraj, ale jutro może być inaczej. To nic, trwam dalej, robię swoje. Nie poddaje się. Takie życie. Od dziś piję siemię lniane na wieczór... hmmm nie wiem jak będzie w tym wypadku zachowywała się waga. Jeśli coś będzie nie tak, wrócę do rannego rytuału. Sama powiem Wam, jestem już głupia, bo co strona to mówi inaczej... odnośnie picia siemienia lnianego. Jedni piszą rano inni wieczorem... i bądź tu człowieku mądry?!
Zobaczę kilka dni z wieczornym rytuałem, a jak będzie licho wrócę, do porannego ;) Proste. Nic na siłę, to mi ma służyć ;) Posiłkowo dzień wygląda tak:
II śniadanie poza domem: kromka chleba, biała kiełbasa ( mamusia dała bo mizernie wyglądam :) oraz truskawki z jogurtem greckim + herbata anty-zgaga
obiad: szparagi w szynce zapiekane w piekarniku
kolacja: arbuz i truskawki
Najedzona i zadowolona ;) Takie podejście to podstawa. Jedyne co mnie rozbawiło... że robiąc naleśniki dla dziewczyn, oblizałam łyżeczkę po nuttelli :) Możecie się domyśleć jakie czekało mnie pieczenie. Udało się ugasić wodą :) Oby noc była spokojna.
Dziś testowałam mozzarellę, bo jak wiecie sery żółte u mnie odpadają ( na jakiś czas). Nic mi nie było po niej, po kiełbasie myśliwskiej też było ok. To dwa produkty na plus ;) Dziś refluks ogólnie nie był odczuwalny ( gdyby nie to oblizanie łyżeczki....) Możecie się śmiać, ale tak było.
Aktywność to kroki, już na liczniku 15944, do końca dnia jeszcze trochę uda się podeptać, ale nic na siłę. Za tę liczbę kroków wrzuciłam 5 do skarbonki. Apropo skarbonki, zbieram do jutra a pojutrze liczę uzbieraną kasiorkę.. jestem ciekawa ile się udało uzbierać. Ostatni tydzień był kiepski, bo nie było żadnego treningu :( co mnie troszkę smuci, ale co tam, nadrobię. Może jutro albo pojutrze uda się zakupić nową skarbonkę i będę dalej zbierała, tym razem do końca roku :) albo do świąt, zobaczymy. To jest bardzo fajna motywacja :)
Pamiętajcie, aby się nie poddawać. Działamy, walczymy. Trzymam za Was kciuki. Powodzenia. Miłego wieczoru. Pozdrawiam :* :)
Następny dzień za mną. To był spokojny poniedziałek, tzn to jest spokojny poniedziałek ;) Waga rano mnie zaskoczyła spadkiem, tj pokazała 64,3 kg. Całkiem ładnie, bo ostatnie kilka dni pokazywała 64,6 kg. Ja wiem.... to nic, ale oby taki spadek utrzymał się przez resztę tygodnia i będzie git :) Od 64,3 do 63 kg niewiele brakuje ;) Ajjj fajnie byłoby zobaczyć 3. Wszystko w swoim czasie, małymi krokami.
Samopoczucie dzisiejsze dobre. Całkiem możliwe, że waga to sprawiła, ale nie ważne... ważne, że jest dobrze. Refluks dziś nie dokucza, a to za sprawą tej herbaty
Oczywiście na chwilę obecną nie wiem czy to za sprawą tej herbaty.... ale pani w sklepie zachwalała ( tu akurat jestem pewna tej pani, bo to powiedzmy znajoma osoba) Herbata kupiona w sklepie, ze zdrową żywnością koszt około 9 zł. Pani poleciła aby pić rano i popołudniu a siemię lniane które biorę, aby pić wieczorem. Przetestuję, sprawdzę i dam znać oczywiście. A jeśli któraś z Was testowała, napiszcie ;)
Posiłkowo dzień wygląda tak:
śniadanie: bułka kajzerka, sałata masłowa, pierś pieczona z kurczaka
II śniadanie poza domem: kisiel cytrynowy, jogurt grecki z malinami, drożdżówka z serem( twarogiem) oraz herbata widoczna na zdjęciu.
obiad: ziemniaki, ozorki z sosie musztardowym
kolacja: lód jagodowy
Dziś mało jedzenia i jestem tego świadoma, ale nie czułam głodu. Byłam najedzona po drugim śniadaniu, które zabrałam na wynos. Obiad zjadłam też u rodziców ( niewiele bo nie byłam pewna jak zareaguję na sos musztardowy) Rożka zjadłam bo miałam ochotę. I to mi się podoba, zjadłam co lubię, ile chcę... a nie, że zostało jeszcze 1000 kalorii do spożycia ;) Dziś zrezygnowałam z subskrybcji Fitatu. Jeśli będę chciała wrócić do liczenia kalorii, to zostanę przy zwykłej wersji, nie premium.
Aktywność dzisiejsza to kroki. Na liczniku już 18828, jeszcze trochę dobiję pewnie ale póki co ładuję opaskę. Nic na siłę, ile dobiję to dobiję ;) Bez spiny. Wszystko z głową, na spokojnie.
Pamiętajcie aby się nie poddawać. Nawet gdy masz gorszy dzień, jutro wyjdzie słońce. Głowa do góry. Trzymam za Ciebie kciuki. Powodzenia. Spokojnego wieczoru i wspaniałego tygodnia. Pozdrawiam :) :*
Kolejny dzień za mną. Spokojna niedziela z książką na dworze :) Zrobiłam swój kącik do czytania, bądź oglądania lub pracy przy komputerze. M troszkę mi pomógł, a zabierałam się za to od miesiąca :) heheh aż dziś się zmobilizowałam. Oczywiście koty mi towarzyszyły podczas czytania, jedzenia na dworze :) uroczy towarzysze.
Dziś postanowiłam się zmierzyć, bo ważę się codziennie ;) Ale mierzenie jest u mnie jak mi się przypomni. Tydzień temu zrobiłam pomiary i dziś też postanowiłam to zrobić. Zatem jest mniej mnie o 0,9 kg oraz w talii - 1 cm, na wysokości pępka - 1 cm, pod pępkiem -1 cm, biodra - 1 cm. Może nie ma wielkiego wow, ale dla mnie to znak, że warto robić dalej swoje. Nie poddawać się. Jak widać, bez liczenia kalorii, też się da schudnąć...
Jeśli chodzi o dzisiejszy jadłospis, wygląda tak:
śniadanie: kajzerka z sałatą masłową plus parówkowa z Biedronki ( kupiłam na wagę, na spróbowanie i nawet ok) oraz ketchup ( nie zjadłam całego, ale nawet po połowie nic mi nie było)
II śniadanie: kisiel malinowy plus jogurt grecki wymieszany z malinami ( to było obłędne połączenie )
obiad: cukinia zapiekana w piekarniku z mielonym z szynki oraz odrobiną sera ( hmmm jednak ser to nie było dobry pomysł w połączeniu z mielonym)
przekąska do filmu: chrupki serowe, żelki duszki, precle i maltisers ( o dziwo po tych kulkach czekoladowych nic mi nie było)
kolacja: tost z kajzerki z piersią z kurczaka gotowaną
Dziś trochę testowania było, a to ketchup, mielone z serem i kawa jacobs czekoladowa .... i niestety z tych produktów odstawić póki co muszę takie połączenie jak ser i mielone oraz kawka akurat ta kawka. Ketchup zjadłam ale nic mi nie było, zjadłam kulki czekoladowe i też nic mi nie było. Co prawda przekąska była bardzo powoli jedzona ( tak jak i reszta posiłków) Teraz każdy posiłek wolno jem, delektuję się. Wcześniej dużo posiłków było w biegu... teraz staram się jeść wolniej.
Może nie jest to idealne menu ale mi smakowało, a to najważniejsze. Cały czas ciężko mi ogarnąć codziennie inne menu. Póki co jak pisałam .. na chwilę obecną testuję ;) Sprawdzam. Robię dalej swoje, nie poddaje się. Szukam , szperam po jadłospisach. Szukam też inspiracji w Waszych pamiętnikach ;)
Pamiętajcie aby się nie poddawać,walczymy, działamy, bo warto. Kiedyś sobie za to podziękujesz. Trzymam za Ciebie kciuki. Powodzenia. Życzę udanego nowego tygodnia. Pozdrawiam :) :*
Znowu kilka dni mnie nie było, ale to nie oznacza, że się poddałam ;) O nieee :) Działam dalej, robię swoje. Czyli walczę z wagą i refluksem ;)
Czwartek spokojny, myślałam że młoda nie pójdzie po tym kanałowym do szkoły, ale poszła... dała radę. Dzień zleciał szybko, bo na wysokich obrotach, jak zawsze gdy M jest w domu. Piątku w sumie nie pamiętam ;) No może trochę. Też był dzień na wysokich obrotach. Rano rozwiezienie młodzieży, potem jakieś zakupy i do domu. Ogarnęłam trochę w domu i czas po młodą. Potem po chrześniaczkę M, odebrać ze szkoły i odwiezienie do domu razem z Moją córką... wczoraj robiła za nianię :) Od 14 do 20, młoda zadowolona bo sobie zarobiła. Zmęczona była bo od 6 na nogach. Chociaż nie była zmęczona opieką nad młodą.. bo to sympatyczna dziewczynka. Powiem Wam, że jestem pod wrażeniem kreatywności córki ;) Zrobiły zegarek z papieru, ze schowkiem na czekoladkę ;) hahahah Młoda lubi przebywać z tą dziewczynką, jak i ta dziewczynka lubi jak Moja córka z nią zostaje. Miała jeszcze zostać dziś na noc, ale niestety za duzo projektów, nauki na weekend miała i odmówiła. Gdyby nie te projekty to z miłą chęcią by została. Ale pewnie jeszcze taka okazja się trafi. Cieszę się, że pokonuje cały czas swoje lęki, bariery. Powoli, małymi krokami idzie do przodu, co bardzo mnie cieszy.
Treningów brak ale jeśli chodzi o posiłki wyglądają tak
Czwartek
śniadanie: chleb pszenny, sałata masłowa, pieczony kurczak ( kupny i tutaj czułam lekkie pieczenie)
II śniadanie: mleczna kanapka, parówka z kurczaka, papryczka z serkiem, pieczywo chrupkie z serkiem delikate i rzodkiewką
obiad: kasza bulgur, sałata masłowa z jogurtem greckim oraz pieść z kurczaka gotowana
Testowałam kanapkę w drodze i nic mi po niej nie było. Jadłam wolno, przełykałam wolno, delektowałam się. Po tych parówkach z kurczaka w sumie też mi nic nie było.. chociaż lekkie pieczeni było, więc nie wiem czy będę mogła je jeść. Bo np. po sokolikach nic mi nie było hmmm. Natomiast kasza bez sosu, sucha ale pyszna.
Piątek
śniadanie: chleb pszenny, serek delikate, szynka delikatesowa z kurczaka
II śniadanie: omlet z białek jaj, jogurt grecki, dżem truskawkowy domowy oraz wiórki kokosowe
obiad: gotowane warzywa - marchew, szparagi i ziemniaki
kolacja: kisiel z jogurtem greckim
Powiem tak... te menu mi wybitnie smakowało, omlet to wiadomo niebo w gębie... a i kisiel był bajeczny z jogurtem greckim. Zwykle kisiel robiłam ze śmietanką, cukrem i octem..... to smak dzieciństwa... ale tu odkryłam kisiel z jogurtem greckim i to był strzał w 10 :) Polecam każdemu kto nie jadł.
Prosiłyście o przepis na omlet.
3 białka jaj ( u mnie było płynne białko z Farmy Białka czyli 90 g)
szczypta soli
3 płaskie łyżki mąki ( u mnie pszenna)
Białka ubijamy ze szczyptą soli ( nie musi być na sztywną pianę) następnie dodajemy mąkę i jeszcze chwilę miksujemy. Gotową masę wylewamy na patelnię. Smażymy pod przykryciem z obu stron. Pilnując aby się nie przypalił. Gotowe :) Dodatki inwencja własna :) Gdybym miała więcej dozwolonych produktów.... to byłoby jeszcze smaczniej. A ta ratuję się czym mogę i co mogę;)
Sobota
śniadanie: bułka z dynią lekko podpieczona w tosterze, serek delikate, ogórek małosolny, jajko na miękko, pierś z kurczaka gotowana
II śniadanie: kisiel pomarańczowy plus jogurt grecki
obiad: twister z kfc ( w drodze do domu) musiałam ale nic mi nie było po nim
kolacja: kajzerka, serek delikate, rzodkiewka, parówka z kurczaka, chrupki kukurydziane, herbatniki, wafelki kokosowe oraz żelki duszki
Tak jak napisałam wcześniej, parówki z kurczaka mi nie służą, sokoliki już są ok dla mojego żołądka. Kisiel pomarańczowy, jednak nie moje smaki i żołądek zareagował. Chociaż nie był kwaśny, bardziej cierpki jak dla mnie. Rzodkiewkę też muszę odstawić, bo i po niej mam lekkie pieczenie. Lekkie bo nie objadłam się na szczęście za dużo tymi rzodkiewkami ;)
Dobrze, że notuję wszystko w zeszycie, to wiem, jak po danym posiłku się czuję. To mi bardzo pomaga. Od 11 dni piję siemię lniane, które także mi pomaga. I póki co waga nie idzie w górę, jak przy poprzednim ataku. Oby nie szła ....
Jak widzicie da się z tym jakoś funkcjonować. Może to nie są szczyty marzeń posiłków, ale mi smakują. Chociaż nie ukrywam, że wiele produktów mi brakuje. Zjadłoby się pomidorka, ogórka kiszonego ...a tu niestety nie można. Ale jakoś to przetrwam, codziennie wyszukuję jakieś pomysły na posiłki, trochę przerabiam. Za chwilę będzie więcej owoców, warzyw, dam radę.
Pamiętaj aby się nie poddawać. Działamy, walczymy. Trzymam kciuki. Powodzenia. Spokojnej nocki i udanej niedzieli :* :) Pozdrawiam :) :*
U mnie dziś stresujący poranek. Przed wyjściem z domu, udało się wypić siemię lniane i zjadłam śniadanie....a potem...potem pojechałam z młodą do dentysty. Dziś miała podjąć decyzję, czy chce mieć ząb wyrwany czy jednak kanałowe. Weszła do gabinetu i siedzi, siedzi... pół godziny hmmm godzina, ok, czyli młoda wybrała kanałowe. Siedziała bez kilku minut dwie godziny. Siedziałam jak na szpilkach. Dała radę. Wyszła z gabinetu i było ok. Trochę bolało, opowiadała jak to pani jakimś palnikiem coś przypalała przy twarzy :) Powiem, tak, bałam się.. bo młoda to panikara. Zaskoczyła mnie. Ale nawet gdyby płakała, też byłabym z niej dumna. Po dentyście do domu, młoda spać a ja ogarnęłam coś do jedzenia...bo nie ukrywam, że ssało mnie ale nie chciałam przy młodej jeść. Chciałam być z nią solidarna ;) Ale jak zasnęła, to coś zjadłam.
Treningu u mnie jeszcze jako takiego brak. Jedyna aktywność to kroki, cieszę się, że chociaż chodzę. Ale udało się za to ogarnąć jakoś posiłki
ŚNIADANIE: chleb pszenny ( suchy) z polędwicą z kurczaka
II ŚNIADANIE: chleb lekko podpieczony, sałata masłowa, ogórek, sokoliki
OBIAD: omlet z białek jaj plus jogurt grecki oraz dżem truskawkowy domowej roboty
KOLACJA: arbuz ( nie cały) zjadłam większą połowę ;)
Powiem Wam, że ten omlet to było niebo w gębie. Myślałam, że wczorajszy był sztosem... ale dziś gdy dodałam jogurt grecki :) oooo mamusiu bajka :) Po arbuzie coś mnie zaczęło piec. Hmm chociaż nie wiem czy to nie dlatego, że krótko po zjedzeniu wieszałam pranie. Albo zjadłam za szybko. Cokolwiek to było, zostało zapisane. Od wczoraj spisuję w zeszycie co jem, jak się czuję po danym posiłku. Jest to dla mnie ważne, abym mogła jakoś funkcjonować. Spisałam już sobie jadłospis na jutro, teraz tylko się go trzymać i oby nic mi po tym nie było.
Wodę piję, bo pomaga na refluks. Kawa odstawiona :( ubolewam... ale kiedyś wrócę do niej. Może nie w takiej częstotliwości jak ostatnio ;) Aaaa zapomniałam dodać, waga mnie dziś zaskoczyła. Pokazała 1,1 kg mniej od 8 maja, także cieszę się. Do tego poniedziałku tj 15 maja pokazywała 65,6 lub 65.5 kg a dziś spadek. Oby tak dalej. To zawsze dodaje kopa ;)
Pamiętajcie aby się nie poddawać. Walczymy, działamy. Nic na siłę, rób tak jak masz ochotę, na swoich zasadach :) Trzymam kciuki. Powodzenia. Miłego wieczoru. Pozdrawiam :* :)
Kolejne dni mijają... ale wczorajszy dzień niestety to jedna wielka tragedia...ale od początku. W sumie poniedziałek zapowiadał się spokojnie. Jedyny plan jaki miałam to, zebranie u młodej. Poza tym nie było planów, bo nie wiedziałam czy M jedzie w trasę. Pogoda hmmm deszczowa od samego rana. No ale deszcz to pikuś... bo coś pobolewał mnie brzuch, myślę sobie- pewnie refluks. Ale okazało się, że tydzień wcześniej pojawił się okres. Hmm ale to jeszcze było spoko. O 17 poszłam na zebranie , na szczęście szybko poszło i wróciłam do domu. I tu nastąpiła kumulacja, refluks, okres... oj to była jazda bez trzymanki ;) Teraz się z tego śmieję... ale wczoraj płakałam, a od płaczu zaczęła mnie boleć głowa i robiłam okłady. Zwijałam się z bólu, noc minęła tak
Jak widać kiepski sen, ale to częste u mnie. W końcu jakoś usnęłam i nagle budzę się chwilę przed 5 :) A na 5 budzik był nastawiony :) Także tak...wstałam i czułam się ciut lepiej, ale dalej dokuczał refluks i okres. Na jedzenie ochoty nie miałam, rozwieźliśmy dziewczyny do szkół i do domu. Było po 9 więc już zdecydowałam się na śniadanie. Czułam się już lepiej, więc to był znak aby zjeść .
ŚNIADANIE : chleb lekko podpieczony w tosterze, sałata masłowa , pierś z kurczaka
II ŚNIADANIE: 3 krążki ananasa
OBIAD: omlet z białka jaj plus dżem truskawkowy domowej roboty
KOLACJA: kisiel, 4 herbatniki, i chrupki kukurydziane
Nie piszcie, że malutko.. bo to wiem, ale niestety żołądek nie przyjmuje póki co więcej. Jem powoli, mniejsze porcje, testuje. Założyłam zeszyt, aby notować, wszystko co jem i jak się po danym posiłku czuję. Mam nadzieję, że to pomoże mi ogarnąć ten refluks. Bo dziś już okresowo lepiej się czuję. Oby noc była spokojna.
Także działam, nie poddaje się. Waga jeszcze wczoraj pokazała 65,5 kg czyli utrzymuje się dłuższy czas :) Ale to ok, bo nie idzie w górę, co bardzo mnie cieszy. Jak nie trudno się domyślić, treningu brak. Trochę zła jestem, bo niestety muszę wyeliminować hula hop, oraz ćwiczenia na macie kiedy to głowa jest niżej od tułowia. Nie mogę skłonów robić... nic co spowoduje cofnięcie pokarmu. No ciężko.. ale na szczęście rower jest ok , orbitrek też. Coś tam wymyślę, ogarnę... niech tylko okres sobie pójdzie :)
Trzymam za Was kciuki. Powodzenia. Spokojnego tygodnia. Pozdrawiam :* :)
Kolejne dni za mną. Piątek zleciał nawet nie wiem kiedy... za to sobota, wiem kiedy minęła, ale minęła średnio. Tzn z rana jeszcze było ok, popołudniu jeszcze znośnie... ale im bliżej wieczora, to było kiepsko. Refluks tak dał się we znaki, że myślałam, że pojadę na SOR. Tak mnie paliło w klatce piersiowej, gardło... plus ból głowy... masakra. Nikomu nie życzę tego stanu. Wzięłam dwie tabletki, najpierw apap a potem migrastop... i po niej trochę było lepiej. Spałam w pozycji hmmm bardziej siedzącej niż leżącej ;) I tak będzie jakiś tydzień , dwa... póki się nie uspokoi cofanie pokarmu :(
Ale wczoraj zanim się gorzej poczułam, zrobiłam trening.
Wpadł orbitrek i powiem, że nawet nie wiem kiedy te 50 minut zleciało ;) Ale byłam zadowolona :) i tym samym 5 treningów w tym tygodniu zaliczyłam
Zresztą możecie zobaczyć jak prezentuje się majowa aktywność u mnie ;) Myślę, że jest dobrze :) Posiłkowo dzień dzisiejszy wygląda tak
ŚNIADANIE: chleb pszenny z sałatą, jajko na miękko, awokado
OBIAD: ziemniaki, szparagi gotowane i sałata masłowa z jogurtem greckim
KOLACJA: kleik ryżowy, banan, truskawka i płatki cynamonowe
Jestem najedzona, ale musiałam się nakombinować co zjeść, aby mi nie zaszkodziło. Zrobiłam wczoraj listę co wolne, czego nie, przy refluksie. Dużo produktów mi szkodzi i to mnie przeraża :( Teraz nie ma, że boli, muszę uważać co jem. Nie ma, że zjem sobie coś na mieście, w Żabce czy może w McDonalds :( Teraz wszystko przemyślane, przeanalizowane.... Oj trochę mi to zajmie, zanim znowu wejdę w rytm, tego co mogę, co mi nie szkodzi. Teraz ułożenie jadłospisu, nie będzie takie łatwe :(
Wkurzyłam się.. bo kto by pomyślał, że pomidor, makrela czy cebula moga zaszkodzić.. lub imbir, albo pomarańcza.. czy kiwi :( albo ciemne pieczywo? Nosz.... albo pieczarka marynowana, czy papryka świeża? Albo mięta czy czekolada????? I jeszcze dorzucę jednak banana :( bo też mi szkodzi jednak. Albo napój gazowany? A jednak. To szkodzi mi... więc trzeba się przestawić. Coś tam będę mogła jeść... ale może to i dobrze, bo waga drgnie :) Hmmm zobaczymy.
Jeśli któraś z Was zmaga się z refluksem, dajcie znać jak to u Was się objawia... jak sobie z tym radzicie. U mnie jednak to był znak od dłuższego czasu dawany przez organizm. Czyli bóle głowy, odbijanie, cofanie się pokarmu, pieczenie w krtani, gardle, klatce piersiowej... To chyba główne objawy, które teraz mi przychodzą do głowy.
Mimo wszystko się nie poddaje, działam dalej, robię swoje i Ty też rób to dla siebie ;) Trzymam za Was kciuki. Powodzenia . Miłego wieczoru i udanego tygodnia :* :) Pozdrawiam
Za mną kolejny dzień bez liczenia kalorii, czyli dzień 19. Przez ten czas bywało różnie. Waga raczej stabilnie. Raz spadek, potem lekki wzrost, ale działam dalej. Trwam dalej, robię swoje. Nie poddaje się. Dalej uczę się jeść intuicyjnie, bez objadania się, bez rzucania się na jedzenie. Wiele mnie to uczy, dzięki robieniu zdjęć widzę, co jem , co mogłabym wyeliminować. Dzisiejszy dzień posiłkowo wygląda tak :
ŚNIADANIE na szybko czyli kajzerka z kiełbasą krakowską a druga połówka z golonką
II ŚNIADANIE: w drodze czyli paluch kukurydziany i sok jabłkowy
OBIAD: kiełbasa polska pieczona w piekarniku, chleb z ogórkiem małosolnym oraz lekka kawka ( nic mi nie było po niej)
PO OBIEDZIE a'la przekąska do kawy czyli truskawki, maliny i 4 żelki duszki -ostatnie sztuki hihihi
Dzisiejszy jadłospis nie jest idealny, ale i dzisiejszy dzień nie jest idealny. To był ciężki dzień... po wczorajszych burzach domowych. Cieszę się, że przetrwałam ten dzień, a że jedzenie hmmm liche.. bywa. Za to kroki pieknie wydreptane
Tu macie kroki o godzinie 15.58 a teraz mamy 19.37 i już na liczniku mam 33620 kroków. No powiem Wam, że nie spodziewałam się takiej liczby... Dlatego jestem z siebie zadowolona, nawet jeśli posiłkowo dzień kuleje ;) Przecież nie można mieć wszystkiego, prawda ? :)
Trzymam za Was kciuki. Nie poddawajcie się, walczcie. Idźcie przed siebie, róbcie swoje, dla siebie. Pamiętaj, że jesteś silniejsza, niż Ci się wydaje. Powodzenia :* Ja zmykam ogarnąć w głowie jakieś menu i poczytać co u Was. Miłego wieczoru. Pozdrawiam :*